JustPaste.it

STRACH - rozdział 1, część 2

Druga część pierwszego rozdziału

Druga część pierwszego rozdziału

 

- A gdzie Wiktor?- spytał Adam.

- Powinien niedługo wrócić – mówiąc to, Barbara podniosła imbryk i nalała herbatę. Lekkim ruchem ręki odgarnęła pukiel jasnych włosów, który opadł luźno nad uchem i z wdziękiem sięgnęła po filiżankę.

Jak na zawołanie drzwi otworzyły się z impetem i do pokoju wbiegł piękny srebrnoszary wyżeł a tuż za nim Wiktor w stroju do konnej jazdy. Anna i jej młodszy brat, smukli i ciemnowłosi, byli bardzo podobni do ojca, którego podobizna, namalowana wiele lat temu przez Barbarę, wisiała nad kominkiem obok autoportretu żony.

Pies ze skomleniem przypadł do Adama i skoczył mu przednimi łapami na pierś. Mężczyzna poklepał go po karku i wytargał za uszy, po czym wstał i uściskali się z Wiktorem serdecznie.

- Ocho, nadciąga burza! – rzekł wesoło chłopak, gdy z sieni dobiegł ich odgłos szybkich kroków.

- I co panicz najlepszego zrobił? Pies w salonie! – rzekła ze zgorszeniem Agata. – Uciekaj stąd Nero! – krzyknęła. Z trudem wygoniła rozbrykane zwierzę za drzwi.

Wiktor opadł na krzesło.

- Długo cię nie było – Anna nalała bratu herbaty.

- Pokazywałem Dylewskiemu łąkę nad rzeką – odparł. Duszkiem opróżnił filiżankę.

- Jednak chcesz ją sprzedać? – spytała cicho Barbara.

- Rozmawialiśmy już o tym – w głosie Wiktora pojawił się lekki ton zniecierpliwienia. – Do końca miesiąca trzeba zapłacić u Cegielskiego. Inaczej przepadnie zaliczka. A Dylewski daje dobrą cenę.

- Masz rację, synku. Ty wiesz najlepiej. Ja nie mam do tego głowy.

- Musisz zobaczyć nową klacz – Wiktor z roziskrzonym wzrokiem zwrócił się do Adama.

- Jest śliczna! – rzekła Anna. - Mama nazwała ją Kalipso. Nawet namalowała portret – pochyliła się ku matce i ucałowała jej policzek.

-Mam nadzieję pani Barbaro, że pokaże mi pani obrazy – ze strony Tarneckiego nie była to jedynie kurtuazja. Uważał, że Drwęcka ma prawdziwy talent i naprawdę był ciekaw jej najnowszych prac.

- Pewnie się zdziwisz, mój drogi, gdy je zobaczysz – Barbara ponownie napełniła filiżanki.

Anna roześmiała się.

- Mama ma nową pasję i maluje greckich bogów. Agacie się to nie podoba, woli pastuszków i gęsiarki.

* * *

Ku wielkiemu niezadowoleniu Agaty Barbara poszła po obiedzie do pracowni, małego domku na skraju warzywnika. Mąż wybudował go dla niej krótko po ślubie. Mogła w nim malować nawet zimą, bo Drwęcki kazał wstawić piec kaflowy. Duże okna od wschodniej i południowej strony wpuszczały do środka mnóstwo naturalnego światła.

Młodzi udali się do stajni, by podziwiać Kalipso. Wiktor z dumą oprowadził ją po podwórzu. Gniada klaczka lekko i z gracją stąpała posłusznie za swoim panem. Jedynie gdy Nero doskakiwał zbyt blisko, strzygła nerwowo uszami.

- Jest bardzo łagodna – Wiktor pogładził aksamitne chrapy konia. – Ułożona i pod wierzch i do zaprzęgu.

Odprowadził Kalipso do stajni.

- Nie czekajcie na mnie – powiedział. – Muszę jechać do Dąbówki.

Dziewczyna wsunęła rękę pod ramię narzeczonego.

- Przejdźmy się – zaproponowała.

Nero patrzył to za nimi to za Wiktorem. W końcu rozpędził stadko kur, które rozpierzchły się z głośnym gdakaniem i zadowolony z siebie, w radosnych podskokach pobiegł do stajni.

We wsi panował spokój. Ludzie nie powrócili jeszcze z pól. Zmęczone upałem psy spały przy budach. Anna pozdrawiała kobiety, kręcące się po obejściach. Gdy zbliżali się do jednej z chałup, powiedziała:

- Tu mieszka Achilles.

- Tak się nazywa? – zdziwił się Adam.

Roześmiała się.

- To Antek, wnuk Agaty i narzeczony naszej Zosi. Mama chce by jej pozował do obrazu.

- I co on na to?

- Aż się zapalił, ale Agata lamentowała, że to obraza boska i że ludzie wezmą mamę na języki.

- Przecież pani Barbara już malowała tutejszych.

- Ale nie na wpół rozebranych.

Stanęli przy rozpadającym się chruścianym płocie. W pełnym chwastów, zagraconym ogrodzie bawiła się trójka bosych i umorusanych dzieci. Drewniane ściany niskiej, zapadniętej chałupy najwyraźniej już dawno nie były bielone. Z domu wyszła kobieta, uginała się pod ciężarem wiadra. Na ich widok przystanęła i postawiła je na ziemi. Mały, może dwuletni płowowłosy chłopczyk uczepił się kurczowo matczynej spódnicy i spoglądał na przybyłych z palcem w półotwartej buzi.

- Dzień dobry pani Grzelakowa.

Kobieta podeszła bliżej. Wytarła ręce w pasiasty fartuch.

- Dzień dobry panience i panu – odpowiedziała grzecznie. Jej usta wygięły się w uśmiechu ale oczy pozostały czujne i zalęknione.

- Mąż w domu? – spytała szybko Anna.

- Nie ma go – machnęła ręką, jakby odganiając się od uprzykrzonej muchy.- Pewnie pije gdzie z Jaśkiem.

Anna podała jej zwitek banknotów, które kobieta zręcznie schowała do kieszeni fartucha.

- Bóg zapłać panience – powiedziała nabrzmiałym łzami cichym głosem.

Chwyciła wiadro.

- Muszę zadać świniom.

Od strony na wpół rozwalonej szopy dobiegał natarczywy kwik głodnych zwierzaków.

- Grzelakowa była mamką Wiktora - wyjaśniła Anna, gdy nieco się oddalili. – Jasiek to jej najstarszy syn. Zamiast pomóc matce… - pokręciła głową z dezaprobatą.

„Nie naprawisz całego świata” – pomyślał Adam, ale nic nie powiedział. Był pewien, że rozgniewałby dziewczynę tymi słowami.

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl

 

Całe opowiadanie można pobrać na stronie Wydaje.pl:

http://wydaje.pl/e/strach5