JustPaste.it

ROZMOWA - Ludzkość jest moją córką zbuntowaną przeciwko Mnie

Prześladowania, uciemiężenie, strach i śmierć, nie są to moje metody, ale to Ja z nich czerpię korzyści - dla dobra człowieka, który odwraca się od zła i zaczyna tęsknić z za Mną

Prześladowania, uciemiężenie, strach i śmierć, nie są to moje metody, ale to Ja z nich czerpię korzyści - dla dobra człowieka, który odwraca się od zła i zaczyna tęsknić z za Mną

 

ROZMOWA - z Bogiem Ojcem

Ludzkość jest moją córką zbuntowaną przeciwko Mnie - Ojcze, czy mam dalej czytać Pismo święte? - Córko, wiem, że masz wiele pytań.

Mówiłem ci, że najbardziej boli Mnie twoja nieufność i lęk. Pytaj o co chcesz. -

Boli mnie, Ojcze, krzywda milionów ludzi, dlatego że błogosławisz i pozwalasz na bezkarność ludziom - po ziemsku - silnym i uprzywilejowanym. Przecież Ty wiesz, że będą zbrodniarzami i dajesz im wszystkie warunki - po to, by mogli popełniać zbrodnie. Myślę tu np. o Anglikach grabiących pół świata, o Hiszpanach, którzy zniszczyli wiele kultur. Czy ci mordowani nie byli Twoimi dziećmi?

Myślę o Niemcach, którzy wymordowali Prusów i wszystkie zachodnie plemiona słowiańskie, a resztki zgermanizowali, o hitlerowcach, którzy korzystają ze swojej zdobyczy i szydzą z nas, bo nikt się za nami nie ujął. Im pobłogosławiłeś, a nas ukarałeś - za wszystko, cośmy znosili.

Myślę o Amerykanach w Wietnamie, Francuzach w Algerii i wielu innych państwach, które popełniają tak straszne zbrodnie od wieków - a Ty nadal im błogosławisz? Sprawiedliwość Twoja jest pośmiertna, ale ludzie mają tylko jedno życie i dlaczego jedni mają je cale w powodzeniu w zbrodni, a inni nie mogą nic wypełniać z tego, co mogliby, bo mają zdolności i pragnienia, i chęć pracy, a Ty im wszystko zabierasz.

To jedno życie, jakie im dajesz, zostaje zmarnowane nie z ich winy, ale oni przez całą wieczność będą wiedzieli, że nic nie dali ludzkości, nic nie stworzyli dobrego, podczas gdy inni egoistycznie i cynicznie żerują na Twoich darach, a Ty im błogosławisz, choć widzisz, że krzywdzą innych. Nie mogę pogodzić tego, co widzę, ze zrozumieniem, że Ty darzysz, prowadzisz, wspomagasz i wiesz o wszystkim. Jeśli jesteś Panem tu, na ziemi, to dlaczego dopuszczasz do takiej bezkarności zła? Przecież to Ty dałeś tym ludziom więcej szans i środki do pełnienia zła.

Myślę o sługach nieprzyjaciela, o świecie polityków, bankierów, handlarzy broni, narkotyków, handlarzy i propagatorów seksu, perwersji, zepsucia, o policji, wojsku, dyktatorach i generałach, którzy niszczą, prześladują i torturują przeciwników albo całe narody. Dlaczego słaby jest wyzyskiwany i prześladowany, bo jest słaby - przecież z Twojej woli? Dlaczego siłę i potęgę zbrodniarza podtrzymujesz - skoro trwa? Nie mogę zrozumieć, Ojcze, jak pogodzić to, że „stosujesz wiatr do wełny jagnięcia" z Twoją obojętnością - jak gdyby - na to, co dzieje się z najbiedniejszymi; Twoją miłość i miłosierdzie z przyzwoleniem na zbrodnie silnych; Twoją wszechmoc i obecność przy nas z praktyczną niemocą?

Dlaczego jedni mają Twoje błogosławieństwo pomimo zbrodni, i to przez wieki, a inne narody cierpią, bo nie bronisz ich? A przecież to Ty stwarzasz ludzi i narody. Ty jesteś Panem naszych losów, ale czy tylko pojedynczo i po śmierci? Jak zrozumieć te sprzeczności? Ja nigdy nie wiem, co Ty, Ojcze, możesz uczynić, ale „nie chcesz", a czego nie możesz z powodu naszej wolnej woli. A przecież, jeżeli jesteś dawcą wszystkiego, dajesz też powodzenie zbrodniarzom, mimo że ich wolna wola nie wybiera Ciebie, tylko zło.

Co może na ziemi zdziałać szatan? Czy Ty nie masz nad nim władzy? Już w Piśmie świętym niepokoiła mnie ta dwuznaczność: stałe błogosławieństwo dla Żydów, wtedy gdy wyrzynali inne ludy. Czy Ty, Panie, z góry skazujesz na zagładę całe narody, tak niewinne jak np. Aborygeni w Australii czy Indianie obu Ameryk? Nie rozumiem tej strasznej nierówności, jak gdyby z góry planowanej. Kto daje siłę i powodzenie zbrodniarzom - Ty czy szatan? I czemu Ty, który jesteś Miłością, nie stajesz w naszej obronie? Widzisz, Ojcze, jeśli już powiem, co mnie boli, to można to uznać chyba za bluźnierstwo.

- Córko, cieszę się, żeś powiedziała szczerze to, co myślisz. Chcę ci wytłumaczyć tyle, ile zdołasz zrozumieć. Nie powinnaś nic taić przede Mną. Pragnę twojej szczerości. Syn mój ukochany pokazał wam, jaką drogą pragnę was prowadzić. Ludzkość jest moją córką zbuntowaną przeciw Mnie. Odrzuciła drogę synowskiej miłości i posłuszeństwa, odrzuciła też moje prawa, bo zapragnęła stanowić własne. Stan grzechu pierworodnego, grzechu, który jest udziałem każdego człowieka, jest stanem buntu przeciwko moim prawom - buntu obejmującego wszystkie władze człowieka; a życie jest okresem, który dałem każdemu z was na osobisty wybór: powrotu do Mnie lub trwania w buncie. Ponieważ dałem wam dar nieśmiertelnego duchowego życia, uczyniłem człowieka podobnym do Mnie, i to podobieństwo nie zostało wam - pomimo buntu - odebrane ani nawet „zawieszone".

Powrót do Mnie możliwy jest zawsze dla każdego z was - jeśli tego zapragnie. Ale też każdy z was ma udział w sprzeciwianiu się mojej sprawiedliwości, mądrości, dobroci i miłosierdziu. Stan całej ludzkości jest sumą tych sprzeciwów. Każde pokolenie i każdy naród wnosi do ogólnego nieszczęścia swój własny wkład wedle własnego zła, które w sobie zezwoliło zasiać lub wyhodować. Ale też, zauważ, zawsze i wszędzie znajdują się tacy, którzy świadomie idą drogą mego Syna, a jeśli nawet nie znają Go, słuchają swego sumienia - mojego daru. Tych osądza zgodność ich życia z tym, co sumienie im nakazywało. Mój świat, świat duchowy, nie zna bezruchu. Nie ma w nim stagnacji, jest żywy. Dobro w nim rozwija się i wzrasta, a zło owocuje coraz dalszym odchodzeniem ode Mnie.

To, co w was jest duchowe, podlega prawom świata duchowego, tak jak to, co „fizyczne", podlega moim prawom nadanym temu środowisku energii i materii. Bunt waszej natury duchowej nie maleje; stał się tak groźny, że niszczy coraz więcej i szerzej. Już nie tylko was samych i waszych niewinnych braci, ale zagraża całej ziemi. Wpływa nawet na wasze środowisko i powoli ulega ono całe skażeniu. ...abyście nie utracili nadziei powrotu do Mnie - Dlatego Ja, Ojciec wasz, z miłości do was - takich, jakimi jesteście obecnie - występuję w obronie mojej własności, mojego daru dla was, jakim jest ziemia.

Pomimo waszego zła uratuję ziemię, abyście nie utracili nadziei powrotu do Mnie. Jestem Panem ziemi i Ojcem waszym. Syn mój powiedział wam przypowieść o ojcu miłosiernym i synu marnotrawnym. To obraz całej ludzkości i każdego z was. Syn powrócił, kiedy doświadczył nadmiaru zła. A ojciec, ojciec kochający, nie bronił mu odejść. Dlaczego? Bo miłość nie zniewala, nie zatrzymuje siłą. Jeżeli Miłość widzi, że nie jest kochana - tak jak kochany i pożądany jest świat - pozwala odejść i obdarza na drogę wedle swej miłości i hojności. Miłość wie, że bogactwo darów może, choć nie musi, spowodować większe i dłuższe oddalenie, aż do wyczerpania wszystkich środków; może też spowodować zgubę, ale Miłość zawsze pokłada nadzieję w podobieństwie synów do Ojca, w więzi „krwi wspólnej", którą związał się z wami Syn Boży, Słowo Ojca.

Miłość ufa, że dary otrzymane zostaną użyte dla szerzenia dobra, a nie zmarnotrawione. Dlatego daje więcej silniejszym, którzy je unieść mogą i przez swą siłę więcej dobrego dokonać. Nie każdy syn rozrzutnie używa bogactw. Wszystko, co dobrego powstało w ludzkiej kulturze, wiedzy, życiu społecznym - z czego korzystacie teraz wy - powstało dzięki mojej hojności. Nie możecie Mi jej wyrzucać, gdyż i was obdarzyłem; a ciebie, córko moja, czyż nie specjalnie? Kocham was wszystkich, dlatego nie przestaję was darzyć.

Pytałaś, dlaczego zezwalam na nadużywanie moich Boskich darów - bo tym jest obracanie ich na cele złe. Bo dla Mnie wy ważniejsi jesteście niż moje bogactwo. Miłość wierzy, że uzyska odzew, że po daremnym poszukiwaniu syn powróci do Ojca - bo tylko miłość Ojca zaspokoić może ludzką potrzebę miłości (u człowieka stworzonego przez Miłość i dla miłości). Dlatego tak cierpliwie was czekam i miłosiernie znoszę wasze zło. Czyż nie długo czekałem na twoją gotowość? Czyż przez te lata nie ochroniłem cię po wielekroć od śmierci.

Czy nie cierpiałem nie mogąc ci pomóc, bo nie zrozumiałaś jeszcze, że w pełni mogę pomóc tym, którzy tego zapragną i oddadzą Mi z ufnością swoje losy i swoją wolę? Bo to właśnie jest powrotem do Ojca. Czy mniej cię przez te lata kochałem, pomimo że dawałem ci długie i ciężkie próby? I nie wynagradzam ci teraz czasu bólu i tęsknoty? Wierzyłem, że zechcesz pokochać Mnie dla wspaniałości mojego miłosierdzia i miłości. Dla tego czasu podtrzymywałem cię, zachęcałem i darzyłem, choć miałaś żal, że tak mało radości otrzymałaś. Nie tak było. Dawałem ci możność wyboru. To ty sama odrzucałaś małe i złudne radości, bo nie wydawały ci się ciebie godne ani prawdziwe. I tak było. Ale to Ja ci oświetlałem ich fałsz i złudność, Ja, będący przy tobie, strzegący cię i broniący twojego życia - a to dlatego, że kiedyś oddałaś Mi je do dyspozycji dla dobra twojej ojczyzny. Zaufałaś Mi wtedy i nie cofnęłaś prośby, a nawet pozwalałaś Mi na większą swobodę działania w tobie.

Trzeba było czasu dla ukształtowania się w tobie zdecydowanej woli zawierzenia i Ja ten czas ci dałem. Czyż mniej niż ciebie kocham jakiegokolwiek innego człowieka? Czekam na każdego do ostatniej chwili, bo prawie w każdym żyły kiedyś zamiary czyste i wola czynienia dobra, a jeśli nie, to przemoc zła i krzywdy zbudzić może tęsknotę do tego, w czym jestem Ja: do dobroci, przyjaźni, miłości, pokoju i uciszenia, do radości, nadziei i głębokiego żalu za zmarnowanym dobrem. Doprawdy, tak niewiele potrzeba Mi, by zbawić człowieka. Tylko powrotu, tylko tego słowa: „Ojcze, nie jestem godzien, ale ufam Twojemu miłosierdziu". Zwrócenie się do Mnie już jest zawierzeniem Mi, uznaniem Mnie - Ojcem. Wybór zostaje uczyniony. Wtedy miłość moja wszystko wybacza, wszystkiego zapomina; raduję się synem odzyskanym.

- Dziękuję Ci, Ojcze, za poszczególne momenty zrozumienia Twoich słów, które następują nagle, w ciągu dnia; wtedy wyjaśnia mi się jakiś fragment z Twojej rozmowy (o którym rozmyślam).

- Cóż zrozumiałaś, Anno? - Zrozumiałam, Ojcze, że Ty każdego z nas kochasz pojedynczo i prowadzisz indywidualnie. Ze dużo od nas nie chcesz, tylko zgody na takie prowadzenie. A potem to, co mówiłeś, Ojcze, o dwóch warunkach:

1) oddaniu Ci siebie i swojego życia, abyś Ty był jego Panem i

2) zgodzie na wszystko, co Ty z nami robisz, na Twoją metodę nauki. Powiedziałeś, Ojcze, że ten drugi warunek jest trudniejszy i tego Tobie brak u mnie. Zrozumiałam, że zgodą na wszystko jest przyjęcie - a nie odrzucanie - każdego zdarzenia, a także całego życia, jakie nam zaplanowałeś. Na przykład garbu, ślepoty, choroby nieuleczalnej, przedwczesnej śmierci, ale także głodu, biedy, monotonii i zmęczenia naszych dni - wszystkiego, co nam się zdarza, i ta zgoda jest właśnie wyborem, a on może być też uczyniony w ostatnim momencie życia, np. zgoda na śmierć na raka w młodym wieku - „bo Ty tego chcesz". Wiec taki wybór, czyli zgoda na Twoje zamiary, jest możliwy dla każdego i nie ma zgody „większej" czy „mniejszej", bardziej „marnej", jak np. zgoda na śmierć głodującego żebraka Hindusa, czy „wspanialszej", jak zgoda np. na paraliż u najsławniejszego tancerza. Wszystko jest tłem, a rzeczywistością jest tylko odpowiedź każdego z nas: „Tak, przyjmuję" czy „Nie, nie chcę!"

- Dobrze zrozumiałaś, córko. Zauważ też, że na wybór pełny składa się wiele wyborów drobnych, które doń prowadzą. Walka z przeciwnościami, z oporami ciała, otoczenia, sytuacji jest stałym mówieniem Mi: „Tak. Pomimo moich upadków i niedoskonałości, tak!" Najczęściej początkowo wybory są ślepe, bardzo często błędne, jeśli kieruje nimi egoizm, nieświadomość lub bardzo zły wpływ otoczenia, ale to w moich oczach niczego nie przesadza. Jestem cierpliwy, a nie rozumiejącym pomagam i przedłużam czas życia, lub przeciwnie, skracam je, dopuszczam cierpienie, strach i ból, np. więzienie, chorobę, biedę, zależnie od tego, co komu bardziej pomoże. Ale nie są to kary, a środki wychowawcze, zatem pomoc moja. Nic więcej nie potrzeba, jak przyjąć je, abym mógł przyjść z większą pomocą i rozpocząć współpracę.

Czasem wobec słabości i zmęczenia człowieka zabieram go od razu. Lecz jeśli tego nie uczynię, zaczynam bogacić jego życie, czynić je twórczym i pożytecznym. I nie zniechęcam się nigdy niestałością czy niewiernością człowieka, w którym już zapalił się choćby najbardziej nikły ogieniek miłości do Mnie lub chociażby zrozumienia. Wtedy staję się lekarzem, pielęgnuję i doprowadzam do prawidłowego stanu wszystko, co w takim człowieku było chore, skrzywione i połamane.

Jestem uzdrowicielem i takim jestem dla całej ludzkości: nie tylko dla tych, co mówią Mi „Ojcze", ale i dla ludzi w narodach, które wołają „Nie!" Bo widzisz, często jest tak, że władze, rządy i możni wołają: „Nie chcemy Ciebie, nie uznajemy Ciebie, gardzimy Tobą", a narody płaczą za Mną z głodu i tęsknoty, i to tym bardziej, im mniej otrzymują prawdziwie ojcowskiej opieki. Prześladowania, uciemiężenie, strach i śmierć, nie są to moje metody, ale to Ja z nich czerpię korzyści - dla dobra człowieka, który odwraca się od zła i doświadczywszy go zaczyna tęsknić za Mną, ukrytym w moich prawach: sprawiedliwości, miłości, miłosierdziu, pokoju i ładzie. Syn mój objawił je wam

 

Źródło: http://www.objawienia.pl/anna/anna/bw-03.html