JustPaste.it

STRACH - rozdział 1, część 3

Ostatnia część pierwszego rozdziału

Ostatnia część pierwszego rozdziału

 

Biegnącą od skraju wsi wąską ścieżyną dotarli do łąki, którą Wiktor zamierzał sprzedać. Rozpościerała się aż do Warty. Stanęli na brzegu. Woda lśniła od słonecznych promieni.

- Trochę szkoda tej łąki – odezwał się.

Anna westchnęła.

- Gdyby ojciec żył … – w jej głosie zadrgała nuta żalu. – Wiktor w ogóle go nie znał.

- A ty pamiętasz ojca?

Potrząsnęła głową.

- Niewiele. Tylko skrawki, pojedyncze obrazy. Gdy umarł na serce, miałam trzy lata. Pamiętam, że bardzo się bałam...

Patrząc w zadumie na drugi brzeg Anna mówiła, jakby do siebie.

- Przestałam się bać dopiero, jak przyszła Agata i zajęła się wszystkim. Pomagała doktorowi przy mamie. Ojciec płakał. Wziął Wiktora na ręce i płakał. Wszyscy myśleli, że mama umrze. Widzisz, mama pochodziła z zamożnej rodziny a ojciec miał tylko Staszewo. W dodatku był od mamy szesnaście lat starszy. Dlatego jej rodzice sprzeciwiali się. Ale mama się uparła – na ustach dziewczyny ukazał się blady uśmiech. – Zawsze robi to, co chce. Ojciec starał się, by mama nie zaznała biedy.

- Dobrze, że Agata jest z wami.

- Nie wiem, co byśmy bez niej zrobili. Agata znalazła mamkę dla Wiktora i zarządcę. Sama zajęła się domem. Tak naprawdę opiekowała się i nami i mamą.

Popatrzyli jeszcze na rzekę i Anna rzekła:

- Wracajmy, jest tak gorąco. Napijemy się lemoniady.

Gdy minęli chałupę Grzelakowej i doszli do następnego domu, zobaczyli młodego mężczyznę, niosącego oburącz stertę porąbanych polan. Zrzucił je obok pieca chlebowego.

- Dzień dobry Antek – zawołała Anna.

Odwrócił się i uśmiech rozjaśnił jego urodziwą, opaloną twarz.

- Dzień dobry. – Dłonią odgarnął włosy w kolorze dojrzałej pszenicy. Rozchełstana koszula odsłaniała silną, zbrązowiałą od słońca pierś.

- Rzeczywiście, prawdziwy Achilles - powiedział Adam półgłosem.

Drzwi chaty otworzyły się szeroko i na progu ukazała się kobieta w szarej, zapinanej na guziki sukni. Szybkim krokiem podeszła do płotu. Miała jasne włosy, zaplecione w gruby, owinięty dookoła głowy warkocz.

- Jak się miewasz, Marcelino – powitała ją Anna.

- Dobrze, chwała Bogu! – kobieta mówiła lekko zadyszanym głosem. – Antoś, wrzuć do pieca! – krzyknęła przez ramię do syna. – Jeno skwar minie, napiekę chleba i rankiem przyniosę – zwróciła się do dziewczyny, zerknąwszy przedtem ciekawie na jej towarzysza. – Matka mówiła, że u państwa wszystek wyszedł.

Adam przyglądał się domostwu. Obejście było uprzątnięte a ściany świeżo pobielone. Stojąca nieopodal chałupa Grzelakowej wydawała się przez to jeszcze nędzniejsza.

* * *

Po podwieczorku poprosił Barbarę, by pokazała mu swoje najnowsze obrazy.

Do pracowni prowadziła wąska dróżka między zadbanymi grządkami warzywnika. Idąc za Drwęcką, omal nie rozdeptał dorodnego ogórka.

Najpierw obejrzał sporych rozmiarów nadrzeczny pejzaż. Od razu rozpoznał brzozowy zagajnik, który mijali z Anną w drodze ku brzegowi Warty.

- Uważaj, ten jeszcze nie wysechł. Nie ubrudź się farbą – ostrzegła, gdy podszedł, by przypatrzeć się następnemu obrazowi. Na ukwieconej łące siedziała pogrążona w głębokiej zadumie dziewczyna. Śnieżnobiała szata i wianek maków na rozpuszczonych kasztanowych włosach odcinały się wyraźnie od delikatnego tła.

- Kora – zawyrokował.

- Byłam pewna, że rozpoznasz – Barbara przyglądała mu się z uśmiechem, przechyliwszy głowę nieco na bok. – Modelem była Anna. Nie potrafię malować ludzi z wyobraźni. Antek jest idealnym Achillesem. Tak sobie zawsze wyobrażałam trojańskiego bohatera.

- Będzie pani pozował?

- Oczywiście. Agata podąsa się trochę, ale minie jej to.

- Chyba się o panią martwi – zauważył.

- To prawda! – westchnęła. – Wiem, że chce jak najlepiej, jest taka poczciwa.

- Pani Barbaro – twarz Adama przybrała poważny wyraz. – Proszę się na mnie nie gniewać, nie chcę być wścibski, ale…

- Wiem, że nie jesteś wścibski – weszła mu w słowo. – Nie ma powodu, by się niepokoić. Agata niepotrzebnie wzywała doktora. Chciała mu wmówić, że jestem poważnie chora. Na swój sposób potrafi być przebiegła – uśmiechnęła się. – Boi się plotek i usiłuje odciągnąć mnie od malowania Antka.

- Może ma trochę racji? – spytał ostrożnie. – Na wsi panują obyczaje raczej… tradycyjne.

- O tak! Wiem coś o tym. Niektórzy uważają, że powinnam do końca życia nosić wdowią szatę. Ale dość już o tym. Nie pokazałam ci jeszcze wszystkich obrazów.

* * *

Podporządkowane rytmom natury życie na wsi podobało się Adamowi. Rankiem szli z Anną do kurnika zebrać jajka i do ogrodu po zaordynowane przez Agatę warzywa. Wiktor zaraz po śniadaniu znikał, by pojawić się dopiero w porze obiadu. Doglądał pól i finalizował sprzedaż łąki.

Podczas jego bytności doktor Bielecki przyjeżdżał niemal codziennie, by dowiadywać się o zdrowie Barbary. Był to niewysoki, zażywny mężczyzna z wianuszkiem siwych włosów wokół łysiny na czubku głowy.

Zostawał na podwieczorku i przed odjazdem rozmawiał jeszcze chwilę z Drwęcką, trzymając jej rękę w obu dłoniach. Adam usłyszał jednego razu, jak mówił do niej:

- Daj sobie spokój z tymi głupstwami, moja droga. Nie chcę, byś się denerwowała.

Tydzień w Staszewie przeleciał jak z bicza strzelił. Tym razem to Anna i Wiktor odwieźli Tarneckiego na stację. Przy pożegnaniu obiecał im, że przyjedzie za miesiąc.

W Poznaniu był tylko dwa dni. Przygotowywał się do męczącej wyprawy na południe Europy.

Wrócił po trzech tygodniach. W domu czekał na niego list od Anny. Zawiadamiała, że jej matka zmarła niespodziewanie na serce. Została pochowana na staszewskim cmentarzu, w rodzinnym grobowcu Drwęckich.

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl

 

Całe opowiadanie można pobrać na stronie Wydaje.pl:

http://wydaje.pl/e/strach5