JustPaste.it

STRACH - rozdział 2, część 2

Ciąg dalszy...

Ciąg dalszy...

 

Adam, z wyrazem kompletnego zaskoczenia na twarzy, milczał długą chwilę.

- Trucizna… - powtórzył, jakby chciał się upewnić, że właśnie to słowo padło z ust Bieleckiego. - Przecież trucizna szybciej by ją zabiła! – zaprotestował.

- Niekoniecznie. Barbara miewała od jakiegoś czasu objawy zatrucia pokarmowego. Później poczuła się lepiej, wydawała się być zupełnie zdrowa. I nagle wystąpiły duszności, bóle serca i zgon. Tak zabija naparstnica. Ma zdolność kumulowania się w ciele. Inna sprawa, że jest stosowana jako lekarstwo właśnie w chorobach serca. Ale, jak pan słusznie zauważył, Barbara nie uskarżała się na serce. Znam tę rodzinę od lat i wiedziałbym o tym. Nie wchodzi zatem w grę przypadkowe przedawkowanie. Jeżeli się nie mylę i Barbara zmarła od naparstnicy, to musiało to być czyjeś celowe działanie. Nie widzę innej możliwości.

- Jak można ją zdobyć? – dopytywał wstrząśnięty Tarnecki.

- Bardzo łatwo. Rośnie na łąkach, w przydomowych ogrodach.

- Ale kto, u diabła mógł chcieć śmierci pani Barbary! I dlaczego ?

- Myślę o tym bez przerwy – wyznał lekarz. – Barbara była mi bliska i zapewne dlatego ta sprawa mnie dręczy.

- Nie rozumiem w takim razie, dlaczego nie zawiadomił pan policji.

- Rozważałem to. Biłem się z myślami przez parę godzin, zanim wypisałem akt zgonu. Nazajutrz pojechałem do Poznania. Leczyłem kiedyś żonę komisarza dystryktu. Przyjął mnie. Powiedział, że wątpi, czy starosta każe wszcząć postępowanie. Tylu ludzi umiera na serce. Nie mówił wprost, ale dał do zrozumienia, że niemiecka policja nie będzie skora zająć się śmiercią wdowy po powstańcu. Zwłaszcza wobec tak nikłych poszlak.

- Więc nie ma możliwości dociec prawdy - rzekł cicho Adam.

- Myli się pan – powiedział wolno Bielecki, nie spuszczając uważnego spojrzenia z twarzy rozmówcy.- Przyjechał pan do mnie, bo sprawa Barbary nie daje panu spokoju. Jako archeolog docieka pan prawdy, dysponując jedynie fragmentami informacji. Proszę pomyśleć – pochylił się w stronę rozmówcy i mówił z ożywieniem. – Jeżeli ktoś zabił, to musiał mieć ważny powód. Gdy znajdziemy ten powód, znajdziemy sprawcę. Albo upewnimy się, że Barbara zmarła naturalnie, na serce.

- Czy pan kogoś podejrzewa? – spytał Adam, tknięty nagłą myślą.

- Młody przyjacielu – rzekł nieco oschle lekarz. – Prawda może okazać się okrutna. Nie ma sensu jej odkrywać, jeśli nie ma się odwagi jej przyjąć. Barbarę zabił ktoś z najbliższego otoczenia. To najbardziej prawdopodobne.

- Oni wszyscy są załamani!

- Rozpacz i wyrzuty sumienia mogą się tak samo przejawiać. To jak z symptomami różnych chorób. Tu nie ma miejsca na sentymenty – dodał twardo Bielecki. – Albo jest pan gotów albo tej rozmowy nie było.

- Z całą pewnością jestem gotów – Tarnecki spojrzał lekarzowi prosto w oczy.

- Dobrze. Więc nie traćmy czasu. Pan ma spore możliwości, mieszkając razem z rodziną Barbary. Może pan dokładnie się im wszystkim przyjrzeć. Zakładam, że truciznę podano razem z jedzeniem.

- Jaki smak ma naparstnica?

- Gorzki, jak większość ziół. W przypadku naparstnicy najlepsze są wysuszone i starte liście. Do podtruwania wystarczą naprawdę minimalne ilości a goryczkę łatwo zniwelować odpowiednimi przyprawami. To czyni Agatę główną podejrzaną.

- Wszyscy jedzą przy jednym stole – zauważył Adam. – Mógł się przecież otruć ktoś jeszcze.

- Zgoda, przyjacielu. Ale, jak zapewne pan zauważył, Agata odnosiła się do Barbary ze szczególną atencją. Cieszyła się jej zaufaniem. Mogła, dla przykładu, bez trudu podać jej odpowiednio spreparowaną herbatę ziołową. Ponadto, wiem, że Barbara nie zawsze jadła obiad razem z rodziną. Gdy malowała, nie wolno było nikomu wchodzić do pracowni. Bywało, że Agata przygotowywała jej posiłek osobno.

- To potworne, co pan mówi – Adam nawet nie starał się ukryć, jak bardzo jest zdruzgotany.

- Jak wiele ludzkich uczynków - odparł zimno Bielecki. Wyjął z kieszeni surduta zegarek. – Myślę, że pora, by pan wracał. Proszę rozglądać się uważnie, ale dyskretnie. Będę jutro w Staszewie. Niech pan przyjedzie po mnie przed podwieczorkiem.

Doktor odprowadził gościa do drzwi. Już z ręką na klamce Tarnecki spytał.

- Na czyj grób szedł ogrodnik Drwęckich? Widziałem go do południa na cmentarzu.

- Jego córka Hanna jest tam pochowana. Pamiętam, ze zmarła niedługo po śmierci ojca Anny. Historia tragiczna, ale stara.

- Co się stało? – Adam nie oparł się ciekawości.

- Krwotok po spędzeniu płodu. Nic nie mogłem już dla niej zrobić. Wątpię, czy ma to związek ze śmiercią Barbary.

- Chyba ma pan rację, doktorze.

- W tej sprawie wszczęto dochodzenie – dodał Bielecki. – Najpierw przyjechali żandarmi z Dąbówki. Ktoś odkrył nad Wartą grób ze szkieletami płodów, wtedy wezwali policję z Poznania. Podejrzewali matkę Agaty, znaną w okolicy zielarkę. Taka wiedza jest od pokoleń przekazywana z matki na córkę. Przesłuchiwali całą wieś, ale wiadomo było, że nikt nic nie powie.

- Dlaczego?

- Wiejska społeczność rządzi się własnymi niepisanymi prawami. Lepiej, by się pan na to przygotował. Jest pan dla nich tylko trochę mniej obcy niż niemiecka policja.

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl

 

Całe opowiadanie można pobrać na stronie Wydaje.pl:

http://wydaje.pl/e/strach5