JustPaste.it

Brakuje nam konsumenckiego ruchu oporu

Potrzebujemy bojkotów konsumenckich organizowanych zarówno przez środowiska lewicy, jak i prawicy. Potrzebujemy ruchu lokatorskiego,

Potrzebujemy bojkotów konsumenckich organizowanych zarówno przez środowiska lewicy, jak i prawicy. Potrzebujemy ruchu lokatorskiego,

 

Bojkot konsumencki wciąż jest w Polsce czymś rzadko praktykowanym. A przecież nowoczesne formy obywatelskiego sprzeciwu są jednym z najbardziej efektywnych sposobów budowy więzi społecznych. W maju 2007 r. na łamach brytyjskiego lewicowego tygodnika „The New Statesman” ukazał się artykuł Stephena Armstronga pod znamiennym tytułem „Bunt konsumentów”.

Tekst przedrukowaliśmy w „Nowym Obywatelu” jeszcze w tym samym roku. Lead brzmiał: „Rodzi się nowy ruch. Ruch bojowych konsumentów, uderzający wielkie koncerny tam, gdzie najbardziej boli – po kieszeniach. Tworzy go przede wszystkim klasa średnia, która mając serdecznie dość tragicznie niskiej jakości świadczonych usług, postanowiła się wreszcie zbuntować”.

Konsument co się kapitałowi nie kłania Armstrong opisywał różne przykłady masowego konsumenckiego/obywatelskiego sprzeciwu wobec wszechwładzy wielkiego kapitału, od strajku taryfowego przeciw przewoźnikowi First Great Western po ruch konsumenckiego oporu przeciw brytyjskiemu sektorowi bankowemu, przez protesty wobec nieuczciwych przedsiębiorców.

Te ostatnie miały w sobie dozę humoru, o którą zwykle Wyspiarzy nie podejrzewamy. Otóż obywatelski ruch The Complaints Choir of Birmingham (Chór Niezadowolonych z Birmingham) zachęcał mieszkańców do wyśpiewania przed siedzibami nierzetelnych firm swoich skarg i zażaleń przeplatanych refrenem „I want my money back”. Akcje nie pozostawały bez skutku. Przedsiębiorstwo First Great Western pod wpływem strajku taryfowego wypożyczyło od innych przewoźników dodatkowy tabor kolejowy, by poprawić standard podróży.

Z kolei inicjatywa Consumer Action Group, przeciwstawiająca się nieuczciwym praktykom banków wobec słabo znających prawo konsumentów spowodowała obniżenie dochodów sektora bankowego o blisko 11 mln funtów szterlingów (choć brytyjska prasa twierdziła, że realnie kwota ta wyniosła nawet 60 mln). Inna z inicjatyw pomogła zainteresowanym Brytyjczykom „uniknąć postawienia przed sądem za nieuiszczanie abonamentu na rzecz stacji BBC”.

Tak właśnie wygląda aktywne społeczeństwo w akcji, społeczeństwo świata kapitalistycznego, które się kapitałowi nie kłania. W publicystycznym skrócie: widać jak na dłoni, że na Zachodzie późniejszy ruch Occupy nie wziął się znikąd. Tradycje sprzeciwu obywatelskiego są tam czymś mocnym i efektywnym. To pokazuje równocześnie, jak wiele łączy rynek i społeczeństwo: także poprzez możliwość wywierania nacisku na podmioty gospodarcze.

Protesty w ideologicznym potrzasku A jak jest u nas? Posługując się eufemizmem: mizernie. Warto porozmawiać o przyczynach, zamiast skupiać się na tradycyjnych bójkach między lewicą a prawicą. Trzeba będzie jednak do realiów tego stałego i nieuniknionego konfliktu nawiązać. Gdy z inspiracji Młodych Socjalistów środowiska lewicowe nawoływały do bojkotu firmy LPP, szczególnie na (neo)liberalnej prawicy rozległy się głosy sprzeciwu wobec tej akcji.

Gdy z kolei swoje skromne bojkoty konsumenckie, dyktowane zwykle kwestiami obyczajowymi i tożsamościowymi, organizowała prawica, na lewicy wyśmiewano je jako kolejny przejaw „prawicowego ciemnogrodu”. Tak to się toczy. Obie strony sporu szachują się ideologicznie, ku niezmiernej radości podmiotów, przeciw którym kierowane są rachityczne w porównaniu z zachodnimi formy protestów. A milcząca większość i tak ma to wszystko w… „najgłębszym poważaniu”.

Także media głównego nurtu nie są na ogół zainteresowane w nagłośnianiu spraw konsumenckich. Pełnią na ogół rolę rzeczników prasowych ideologii wielkiego kapitału, której częścią jest podtrzymywanie braku zainteresowania dla istniejących konfliktów interesu na linii rynek–społeczeństwo. Nie bez przyczyny. Ich uzależnienie od pieniędzy reklamodawców wciąż narasta. Ale nie tylko w tym rzecz.

Polska Agencja Prasowa opublikowała niedawno dane ujawnione przez spółki giełdowe, z których wynika, że środki przekazu w największym stopniu kształtujące opinię publiczną w coraz większym stopniu należą do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Nie trzeba nikogo przekonywać, w jaki sposób wpływa to choćby na obiektywizm i rzetelność mediów w kwestii dyskusji nad systemem ubezpieczeń społecznych.

Przyjrzyjmy się liczbom zawartym w zestawieniu przedstawiającym zaangażowanie OFE w kapitał zakładowy spółek wchodzących w skład indeksu giełdowego mWIG 40. Jedenaście funduszy na koniec 2013 r. było w posiadaniu aż 51,05 proc. akcji Agory. Oznacza to wzrost o 3,75 pkt. proc. w porównaniu do 2012 r. Z kolei dwanaście Funduszy posiada udziały w TVN (31,58 proc.) Tymczasem w Cyfrowy Polsat w minionym roku inwestowało trzynaście OFE (20,41 proc. udziałów).

Wniosek jest o tyle banalny, ile brzemienny w długofalowe konsekwencje społeczne: wielki pieniądz ma wpływ na masową publicystykę i urabia opinię publiczną wedle własnych potrzeb. Obywatele, aktywni konsumenci na wsparcie wpływowych ośrodków medialnych nie mają co liczyć. Od kolektywizmu do indywidualizmu Istnieje jeszcze jedna, bodaj najważniejsza, kwestia, która powoduje, że ruch konsumenckiego oporu jest w Polsce tak słaby.

To sprawa dość drażliwa, szczególnie po lewej stronie debaty publicznej. Choć na ogół w rodzimych warunkach lewica znacznie lepiej niż zafiksowani na punkcie ekonomizmu liberałowie wykorzystuje dorobek socjologii, to ona ma pewien „ślepy punkt”. Otóż nie wie na ogół lub woli udawać, że nie wie, czym skończył się dla polskiego społeczeństwa okołosowiecki socjalizm. A skończył się ogromną biernością społeczną.

Procesy społeczne mają charakter długofalowy i wieloaspektowy. Dwadzieścia kilka lat III RP to dość dużo w skali życia osobniczego człowieka, ale z perspektywy historycznej to niecałe trzy dziesiąte stulecia. Wąsko rozumiany postkomunizm nie jest dziś poważnym wyzwaniem politycznym czy partyjnym. Ale wciąż jest znacznym problemem wspólnotowym, którego efektem jest bierność obywatelska i nagromadzenie brudnego kapitału społecznego.

Od kolektywizmu PRL szybko przeszliśmy do skrajnego indywidualizmu III RP, po drodze tracąc niemal cały impet pierwszej „Solidarności”. Jeśli przyjrzeć się sytuacji dziejowej, na dobrą sprawę nigdy nie mieliśmy większych szans na budowę powszechnego społeczeństwa aktywnych obywateli. Przecież II RP, choć zdecydowanie inna od PRL, stała dopiero na początku własnej, szybko zresztą zakończonej i burzliwej, historii, a i wówczas ewoluowała w niezbyt szczęśliwym kierunku.

Polska obywatelska, republikańska czy społeczna, w tym Polska świadomych konsumentów, walczących skutecznie o swoje racje i interesy, to wciąż forma zalążkowa. Czy sytuacja jest beznadziejna? Nie. Dlatego potrzebujemy zarówno Marszów Niepodległości, jak i protestów związkowych. Potrzebujemy zarówno moherowych beretów, jak i skłotersów.

Potrzebujemy protestów rodziców niepełnosprawnych dzieci przeciw polityce państwa wobec nich i małych, niezależnych inicjatyw medialnych. Potrzebujemy bojkotów konsumenckich organizowanych zarówno przez środowiska lewicy, jak i prawicy. Potrzebujemy ruchu lokatorskiego, który już dziś często idzie w poprzek tradycyjnych podziałów i wojenek, ponieważ lewicowi aktywiści pomagają zagrożonym eksmisjom starszym kobietom słuchającym Radia Maryja.

Potrzebujemy każdej dostępnej formy sprzeciwu, także konsumenckiego, który powiększy realny zasób naszego społecznego kapitału, ponieważ to jedna z nielicznych możliwych dróg obywatelskiego „wybicia się na niepodległość” i zwiększenia kontroli nad sferą publiczną przez „zwykłych ludzi”. Alternatywą jest dalsza supremacja biznesowo-politycznej oligarchii i coraz bardziej wyobcowanej i podatnej na lobbing wielkiego kapitału klasy politycznej. A to nie wróży niczego dobrego.

Krzysztof Wołodźko

 

Źródło: http://www.fronda.pl/a/brakuje-nam-konsumenckiego-ruchu-oporu,34803.html