JustPaste.it

Ojej...to Polska leży nad morzem?!

Zbliżają się ciepłe dni, a co za tym idzie - planowanie wakacyjnych wyjazdów. Stąd też zamierzam poruszyć jakże istotną według mnie kwestię przyświecającym ich celów podróży.

Zbliżają się ciepłe dni, a co za tym idzie - planowanie wakacyjnych wyjazdów. Stąd też zamierzam poruszyć jakże istotną według mnie kwestię przyświecającym ich celów podróży.

 

W swojej subiektywnej ocenie rozróżniam  kilka typów wczasowiczów, turystów czy jak tam ich się teraz nazywa:

a) Dorosłe single z wielkich miast polecą z przyjaciółmi na szalone wakacje do ciepłych krajów, ewentualnie do jakiejś europejskiej stolicy, co by pozwiedzać, poimprezować i porobić sobie ładne zdjęcia, np. jedzenia, albo swoich nóg na plaży.

b) Pary, lub też małżeństwa najpierw będą się bić o urlopy w tym samym czasie, a jak już wyczerpani  wywalczą je ostatkami sił, ostatkami sił kupią też wycieczki do Egiptu i polecą romantycznie smażyć się na plaży i pić drinki z parasolką.

c) Rodzinki - czyli rodzice z dziećmi. Tutaj też następuje najpierw walka o urlop, następnie walka z dziećmi, na koniec walka z bagażami i upychaniem ich do autokaru, czy samochodu przed wyprawą do Grecji lub Chorwacji.

d) Dzieci? Hm, te najprawdopodobniej zostaną wysłane przez rodziców na jakiś rozwijający obóz lub kolonię, na przykład w Hiszpanii.

Afryka dzika, dawno odkryta...

Co łączy wszystkie, opisane przeze mnie grupy? A to, że one wszystkie zazwyczaj spędzają wakacje za granicą. Czy jest w tym coś złego? A skądże! Sama pamiętam jak byłam mała i marzyły mi się jakieś egzotyczne wakacje lub - powiedzmy sobie szczerze - jakiekolwiek wakacje.  Oprócz oczywiście corocznych wypadów do Babci mieszkającej w Łobzie. Ale jak wiadomo, czasy i przede wszystkim chyba mentalność nie pozwalały na zbytnie szaleństwa w kwestii wyjazdów. Toteż z ostatnim dniem szkoły Mama pakowała moje manatki i razem z Tatą odwozili mnie pociągiem do Babci Stasi. Tam biegałam po podwórku, bawiłam się z dzieciakami i jadłam lody. Ot, nic nadzwyczajnego, ale wtedy każda możliwość wyjazdu była cudowna. Dopiero z wiekiem zaczęło się życie w rozjazdach. Z rodzicami do Kołobrzegu, z kumpelami pod namiot w góry, albo na kajaki. Wyjazdy za granicę zaczęły się jakoś później, jak już zjechałam Polskę wzdłuż i wszerz.

 

(zdjęcie  pochodzi z:  http://www.eioba.pl/files/user47758/a210885/plikplaza-swinoujscie.jpg)

Polish Barbados i Galapagos...

Teraz różnie to bywa - lubię na weekend skoczyć sobie do Budapesztu, albo powylegiwać się na skałach na Malcie (serio!), ale chętnie też jeżdżę np. nad nasze polskie morze. Co prawda przyjęło się, że wyjazd za granicę jest bardziej opłacalny finansowo, ale muszę powiedzieć, że nie zawsze. W tamtym roku porzuciliśmy z chłopakiem pomysł grzania się na hiszpańskiej plaży na rzecz plaży... gdańskiej. Opłaciło się bardzo - nie tylko w kwestii finansów. Musiałam co prawda namawiać go długo, ale w końcu zgodził się zarezerwować pokój w Novotel Marina, spakować walizki i spędzić tydzień w Trójmieście. I wiecie co? Było ge nial nie! Wszystko na luzie. Wysypialiśmy się za wszystkie czasy, rano szybki basen i fitness, śniadanie i na plażę. Niby nic nadzwyczajnego, ale ten wyjazd był przełomowy - Maciek przekonał się do wakacji w Polsce i nawet do lekcji windsurfingu (do dzisiaj jestem w szoku bo jest najgorszym typem kanapowca. Niech jeszcze zgodzi się zjeść brokuły i będę w niebie). Wspominam o tym głównie dlatego, że ostatnio miałam okazję rozmawiać z koleżanką, która uczy dzieci w klasach 1 - 3. Opowiadała mi, że większość z tych dzieciaków nigdy nie spędzało lata w Polsce! Nie należy tu oczywiście winić dzieci, ale przede wszystkim ich rodziców. Rodziców, którzy tak jak większość moich koleżanek z pracy uważają, że "Polska jest passe". Większość z nich również zna inne kraje lepiej, niż swój. Nie posiadają elementarnej wiedzy o zabytkach, czy miejscach, które każdy Polak powinien znać a przynajmniej powinien był o nich słyszeć.

Chałupy welcome to!

Nie chcę nikogo obrażać, czy wyśmiewać - nie taki jest mój cel. Zastanawiam się po prostu nad fenomenem pchania się na zagraniczne wakacje, skoro w Polsce jest tyle pięknych miejsc? Dlaczego, zanim wyjedziemy do Hiszpanii, Egiptu, Chorwacji czy Włoch nie poznamy choć trochę lepiej własnego kraju? Nic dziwnego, że powszechnie na świecie mówi się o Polakach nie doceniających potencjału swojego kraju. A co przepraszam mają doceniać, nie mając o nim zielonego pojęcia? Jak to mówią - cudze chwalicie, swego nie znacie. To powiedzonko niestety nigdy nie będzie "passe".