Walcząc o życie nie mam czasu żyć.
Walcząc o życie nie mam czasu żyć.
„Witaj w klubie” reż. Jan-Marc Valle
Lata 80-te XX wieku, USA. Elektryk, pijak, erotoman, homofob i nie stroniący od kokainy hochsztapler Ron Woodroof (Matthew McConaughey) dowiaduje się, że jest chory na AIDS. Typowa pierwsza reakcja – zaprzeczenie. To lekarze się mylą, on jest zdrowy. Druga – agresja wobec wszystkich. Trzecia – walka o życie.
A że oficjalna medycyna nie zna jeszcze leku na tę chorobę Ron radzi sobie jak umie, bo „Umiesz liczyć? Licz na siebie”.
Pomoc znajduje u lekarza bez prawa wykonywania zawodu. I tu bohater zwietrzył okazję do zarobku. Kradnie, oszukuje, przemyca nielegalne leki i za duże pieniądze pomaga chorym. Współpracuje z narkomanem, gejem i transwestytą Rayonem (Jared Leto), którego nie lubi, ale nie ma wyboru, bo dotychczasowe środowisko go odrzuciło.
Ron walczy nie tylko o przetrwanie ale też ze służbą zdrowia i firmą farmaceutyczną dla której jego działalność jest zagrożeniem, bo firma prowadzi właśnie kampanię reklamową swojego leku. Władza też go nie kocha i rzuca kolejne kłody pod nogi. Jeden przeciw wszystkim. Zupełnie jak w klasycznym westernie.
W trakcie kolejnych doświadczeń staje się trochę innym człowiekiem. Wie już co to strach, ból, odrzucenie. Zbliża się do akceptacji i współczucia.
Ron jest wielbicielem rodeo, w trakcie którego jeźdźcy próbują pozostać choć przez 8 sekund na grzbiecie wierzgającego byka. Jego byk – choroba jest wyjątkowo wściekły, a publiczność widowiska nieprzychylna. „Drzewa umierają stojąc”, bohater wielokrotnie się zachwiał ale nie poddał. W dodatku jest to historia prawdziwa.
Duet McConaughey i Jared Leto jest najmocniejszą stroną filmu. Pierwszy wychudzony do granic możliwości, drugi niemożliwie wymalowany i ubrany. Obaj otrzymali nagrodę Oscara. Film dostał też statuetkę za charakteryzację i fryzury.
Polecam.