JustPaste.it

"Żeby sądu wzywała ich nagość"

BOSKA EKONOMIA

cce38d215869820feb6a6c0a5fc3e09a.jpg

 

Wiersz Oeconomia divina pochodzi z tomu „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada” wydanego w roku 1974. Jest już trzydzieści lat po najbardziej okrutnej wojnie w historii świata, w Europie środkowej i wschodniej komunizm trzyma się w najlepsze, a w Ameryce i krajach zachodniej Europy młodzi ludzie wychodzą na ulice, by zaprotestować przeciwko konsumpcyjnemu stylowi życia ich rodziców oraz by zamanifestować swój pokojowy światopogląd. Jedna połowa świata zahibernowana jest przez funkcjonowanie przodującego ustroju, druga dławi się wolnością i pragnie zmian. W jednej części świata sowieckie i polskie czołgi miażdżyły wolnościowy poryw Czechów (1968), a w drugiej młodzi Amerykanie organizowali muzyczne święto w Woodstock pod hasłem Love, piece and happiness. Polscy robotnicy w 1970 zbuntowali się, ponieważ deficyt wolności był już za duży, francuska czy amerykańska młodzież dlatego że nie smakowała im guma do żucia. Może nie jest to do końca sprawiedliwy sąd, ale pozwala zauważyć istotną różnicę pomiędzy obu światami.

Wiek XX to czas dwóch wielkich wojen i dwóch zbrodniczych systemów totalitarnych, jakiejś zdumiewającej wręcz eskalacji zła. Tysiące stron napisano o stalinowskich zbrodniach ludobójstwa, łagrach i nazistowskich piecach krematoryjnych. Śmierć przestała być problemem etycznym, a stała się problemem technologicznym. Pytanie: „czy zabijać” zostało zastąpione pytaniem: „jak zabijać, żeby było to najbardziej skuteczne”. Ludzie ludziom zgotowali ten los – pisze Nałkowska, ale jak to możliwe, że człowiek był zdolny do takich rzeczy? Co sprawia, że wyzwolone zostają najdziksze instynkty, najbardziej pierwotne popędy i człowiek staje się gorszy od zwierząt? Nie odpowiemy na te dramatyczne pytania, jeśli ograniczymy się wyłącznie do wymiaru egzystencjalno-historycznego. Bo albo człowiek jest chodzącym złem, albo wewnętrzne mechanizmy historii i jej logika są złe.

Księga Rodzaju mówi, że Pan Bóg stworzył człowieka, obdarzając go wolną wolą. Jednak, czy stało się to od razu? Bóg przecież umieścił człowieka w raju, szczęśliwym miejscu, gdzie nie było chorób, cierpienia i nieszczęść. Był Adam wolny w rajskim ogrodzie? Wolność to świadomy wybór! Jaką mógł mieć świadomość dobra, jeśli nie znał zła? W jaki sposób mógł on rozpoznać piękno, nie znając brzydoty? Czy wiedział, że jest szczęśliwy, skoro nie znał nieszczęścia? Boską ekonomię można by sprowadzić do zasadniczego dylematu: czy pozostawić człowieka szczęśliwym w rajskim ogrodzie, ale pozbawić go wolności, czy też zaryzykować i dać mu możliwość wyboru. Wolność okazała się wartością o wiele większą niż szczęście! Człowiek utracił raj, ale zyskał świadomość i wolność. Oto jest istota boskiej ekonomii względem świata i ludzkiej jednostki. Świata też, bo przecież Bóg pozwolił koronie Jego stworzenia „czynić sobie ziemię poddaną”.

Ryzyko polegało na tym, że człowiek, obdarzony wolną wolą, mógł wybrać także zło. Mógł odwrócić się od Boga – swojego Stwórcy – i zwrócić twarz w stronę buntownika – Szatana. A może tylko odwrócić twarz w pysznej pewności, że poradzi sobie sam w świecie, który dostał do zagospodarowania. Diabelska pycha każe uwierzyć mu, że jest panem stworzenia i historii. Rozum staje się bogiem. Od tego momentu człowiek wkracza w przestrzeń nieszczęścia, cierpienia i lęku. Zyskanie świadomości jest jednocześnie utratą raju, utratą niewinności. Wypełnia się obietnica szatana – będziecie jako bogowie. Adam poznał już największą tajemnicę bytu, ale stała się ona dla niego źródłem największego cierpienia. A tajemnicą tą jest dramatyczne rozdarcie własnej, człowieczej, natury, którą najtrafniej oddał święty Paweł w słowach – czynię zło, którego nie chcę, a nie czynię dobra, którego pragnę. Rozłamanie ludzkiej natury bierze się również stąd, że istota niedoskonała pragnie doskonałości, istota grzeszna dąży do świętości, skończona chce nieskończoności. Wybory i czyny człowieka wydają się tym fundamentalnym rozdarciem skażone. Dążąc do poznania, zatapiamy się w morzu tajemnic, których nigdy nie zrozumiemy. Fakt ten rodzi niczym nie dającą się wyleczyć frustrację. Pragniemy dobra, ale w tym pragnieniu pozostawiamy w naszym otoczeniu realny ślad zła. Dlaczego tak się dzieje? To kolejna tajemnica naszej sytuacji-w-świecie.

Miłosz pisze o upokorzeniu. Kyrios Sabaoth wycofuje się ze świata. Człowiek może już wszystko, nie narażając się na żadną karę, nie obawiając się już niczego ze strony okrutnych bogów, których bali się jeszcze starożytni Grecy. Człowiek współczesny nie odczuwa lęku! Wie, że nie kontroluje go żadna metafizyczna siła. Może wszystko! Tak widzi swoje miejsce w świecie i tak odczuwa Kurz w opowiadaniu J. Conrada Jądro ciemności. W świecie pozbawionym Boga sam staje się bogiem, a kongijscy tubylcy utwierdzają go w tym przekonaniu. Podobne znaczenie ma to także u Dostojewskiego – skoro Boga nie ma, wszystko jest dozwolone. Nietzsche pisał o śmierci Boga! Przykładów można byłoby podać znacznie więcej, ale już te oddają pewną atmosferę końca XIX wieku; atmosferę, z której zrodziło się historyczne zło XX wieku.

W tekście Miłosza mamy subtelne nawiązanie do filozofii egzystencjalnej w jej ateistycznej wersji. Człowiek na świecie jest sam! Wszelkie metafizyczne byty zrodziły się w jego umyśle, żeby uzasadnić istnienie i nadać sens ziemskiej wędrówce. Metafizyczne uzasadnienie jest zasadniczym warunkiem sensowności ludzkiej egzystencji w świecie. Jeśli Boga nie ma, to wszystkim tutaj na ziemi rządzi przypadek, a skoro tak, wszystko jest absurdem. Jest absurdem, ponieważ nic, co istnieje, nie ma uzasadnienia. A już na pewno nie mają go śmierć i cierpienie. Wiersz przywołuje co prawda Pana Zastępów, ale jest to Bóg wycofujący się ze stworzenia. W swojej ekonomii nie przewidział On, że człowiek, korzystając z wolności, może dopuścić się takich czynów. Bóg nie chciał na to wszystko patrzeć. Wycofanie się miało charakter ontologiczny, bo Bóg tożsamy jest w tekście z bytem:

 

Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole

Uciekła materialność i widmo ich

Okazywało się pustką, dymem na kliszy.

 

Odnajdujemy tutaj echa filozofii św. Tomasza z Akwinu i jego teorię partycypacji. Tylko Absolut może być przyczyną bytów przygodnych. Udziela on istnienia bezpośrednio, czyli otrzymują one istnienie wprost od Absolutu. Udzielanie istnienia dotyczy nie tylko zaistnienia określonych rzeczy, lecz także ich trwania: Bóg nie tylko jednorazowo daje początkowe istnienie, lecz także utrzymuje w istnieniu. Byty przygodne nie mogą istnieć bez relacji do Absolutu, który je nieustannie utrzymuje w istnieniu. Bez realnego związku Absolutu byty pochodne obróciłyby się w nicość.

Nie czas wchodzić w stary filozoficzny spór, co jest prawdziwym bytem – materia czy duch. W Oeconomia divina istotą istnienia jest metafizyczna siła zwana kyriosem Sabaothem, Panem Zastępów, Bogiem skalnych wyżyn i gromów. To On do tej pory nadawał sens światu i egzystencji ludzkiej. Tylko Stwórca może prawdziwie uzasadnić własne stworzenie. Boski porządek świata to ład i harmonia, tak jak opisuje to Jan Kochanowski w Pieśni XXV:

 

Tyś pan wszystkiego świata, Tyś niebo zbudował

I złotymi gwiazdami ślicznieś uhaftował;

 

Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi

I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.

 

Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi,

A zamierzonych granic przeskoczyć się boi;

 

Wycofanie Stwórcy oznacza załamanie się istniejącego porządku. Boska transcendencja zostaje zachowana, lecz immanencja przestaje istnieć. Metaforycznie rzecz ujmując, immanencja wyparowuje z „ziemskiej rzeczywistości”. To co u Kochanowskiego jest twardym bytem, u Miłosza jest już wyłącznie dymem na kliszy. Zabrakło zasady konstytuującej, tego co Grecy nazywali arche.

 

Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa

Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa

nagle zabrakło zasady i rozpadły się.

 

W języku ponowoczesności (Bauman, Steiner) nazywa się to „płynną rzeczywistością”, w której znaczenia wyprane są ze znaczenia. Tadeusz Różewicz, który przez Miłosza został umieszczony po stronie nihilistów, tak określa „Nic” (bez Boga):

Wielki Don Kichocie! Zostało Nic. I jeśli my ludzie nie pójdziemy po rozum do głowy i nie zagospodarujemy tego rosnącego Nic to...to co?! Powiedz, nie bój się! co się stanie...zgotujemy sobie takie piekło, na ziemi, że Lucyfer wyda nam się aniołem, wprawdzie aniołem upadłym, ale nie pozbawionym duszy, zdolnym do pychy, ale pełnym tęsknoty za utraconym niebem pełnym melancholii i smutku...polityka zamieni się w kicz, miłość w pornografię, muzyka w hałas, sport w prostytucję, religia w naukę, nauka w wiarę.

Nie ma już zasady konstytuującej, rozpada się więc istniejący porządek bytu.1 Czas przestaje pełnić dotychczasowe funkcje, ponieważ nie może przeglądać się w zwierciadle wieczności. Przestrzeń zostaje wydziedziczona z przedmiotów. Kantowskie czyste formy naoczności przestają być ontologicznymi ramami ludzkiej egzystencji w świecie. Ludzie wiedzą, że dzieje się coś niezwykłego i groźnego, ponieważ dotknięci niezrozumiałą udręką/ Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.

Najbardziej mroczną konsekwencją boskiego aktu wycofania była śmiertelność mowy. Martin Heidegger twierdził, że język jest mieszkaniem bytu ( Język jest domem bytu. W tym domu mieszka człowiek. Myśliciele i poeci są strażnikami tego domu).2 Dom jednak okazuje się pusty, a zatem i język przestaje być obszarem sensu, a staje się dymem na kliszy, pustą przestrzenią, w której nie ma rzeczy.

Na początku język ustanawiał relacje pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Pełnił funkcję religio, czyli więzi. Łączył dwa wymiary bytu – wyższy i niższy, niebo i ziemię. W gruncie rzeczy zatem miał on charakter sakralny. Sanskryt, czyli święty język, zakreślał świętą przestrzeń dla egzystencji człowieka. W wyniku jakiejś katastrofy więź owa została radykalnie zerwana. Język zatracił umiejętność kreowania rzeczywistości wertykalnej, również podtrzymywania tej rzeczywistości. Bardzo trafnie opisuje tę katastrofę podanie o wieży Babel, która miała być w zamierzeniach jej budowniczych osią kosmiczną łączącą Boga z ludźmi, niebo z ziemią. Po tym jak wieża runęła, język nie tylko ograniczył się do nazywania wymiaru horyzontalnego, ale on sam przeszedł proces różnicowania, co w konsekwencji blokowało wzajemne porozumienie pomiędzy ludźmi. Współcześnie – jak pisze poeta – wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy. Nie nazywała ona już bowiem niczego, skoro przestrzeń została ogołocona z przedmiotów. Język nie był już też narzędziem komunikacji, skoro w wyniku różnych procesów politycznych i psychologicznych uśmiercona została „osoba”. W Oeconomia divina są tylko ludzie, którzy zrzucają z siebie ubrania. To kolejny proces – po bycie i języku – który polega na ogołacaniu. Ubranie różnicuje, akcentuje cechy indywidualne, podkreśla „osobę”. Niezrozumiała udręka to może być cierpienie albo zbiorowy obłęd. Jednak gest ogołocenia nie zmieni zasad boskiej ekonomii. Miłosierdzie, a nawet sąd, nie są już możliwe w obliczu nieobecnego Boga.

Mamy tu do czynienia z toposem odwróconym. Powszechne wyobrażenie, ukształtowane przez wieki, jest takie, że człowiek odwracał się od Boga (Kierkegaard – Pan Bóg nigdy nie opuszcza swojego stworzenia. To raczej człowiek porzuca swojego Stwórcę).

Czy apokatastasis jest możliwe?

Fiut pisze:

Metafizyczna, a nie historyczna perspektywa w ocenie przemian ludzkich dziejów, monistyczny, nie zaś dualistyczny system wartości, linearna, a nie kolista koncepcja czasu, wreszcie przyszłościowa, nie zaś przeszłościowa projekcja utopii pozytywnej – w tym przeciwstawieniu (...) dość wyraźnie rysuje się odmienność stanowiska Miłosza wobec koncepcji katastroficznych.

W sytuacji, kiedy Bóg wycofuje się ze świata, czy możliwe staje się zbawienie powszechne? Teoria apkatastasis zakłada, że u kresu czasu wszystko, co istnieje, powróci do swej idealnej postaci w rzeczywistości, w której nie ma przemijania i śmierci. Przyjęcie tej koncepcji było u Miłosza konsekwencją wnikliwej lektury Nowego Testamentu (Dzieje Apostolskie), ojców kościoła, gnostyków oraz lektury religijnych filozofów rosyjskich, zwłaszcza Bierdiajewa.3

Apokatastasis jest szczególnym rodzajem eschatologii. To, co było niedoskonałe, stanie się doskonałe, co niespełnione stanie w wypełnienia łunie. Plan ziemskiej skończoności przeobrazi się w nieskończoność trwania. Nawet zło przekształci się w dobro, a szatan zostanie zbawiony. Słowem podzielony i rozłamany byt stanie się na powrót jednością. Posłuchajmy samego Miłosza:

 

Każda rzecz ma więc dla mnie podwójne trwanie.

I w czasie i kiedy czasu już nie będzie.

 

Jednostkowy byt ma zatem dwojaki wymiar – materialny przejaw oraz pewną potencję, która zostanie zrealizowana u kresu czasu. Są jednak w twórczości Miłosza wiersze, które wykluczają tak rozumianą teorię apokatastasis, ponieważ na przeszkodzie stanie koniec świata (Piosenka o końcu świata) albo wycofanie się Boga ze świata (Oeconomia divina). Rozłamanego bytu nic już nie będzie w stanie zjednoczyć.

autor - Jan Stasica


1...”prawo opóźnienia” nie może powstrzymać nieubłaganego procesu erozji, w rezultacie której pozbawiony metafizycznej sankcji system wartości zawisa w próżni i traci uzasadnienie. (A. Fiut, Moment wieczny. Poezja Czesława Miłosza, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998, s. 106).

2 Błoński pisze: „Czyżby byt potrzebował ludzkiego wsparcia? Słowa, które by go uzupełniło, podtrzymało, rozwinęło? Poeta stawia sobie wciąż pytanie, gdzie, kiedy, jak i czym właściwie były zdarzenia, które go uderzyły na tyle, aby pozostawić w pamięci. I za każdym razem odpowiedź jest nieco odmienna, odsłania bowiem w przywołanym cechy czy zjawiska różne od tych, które kiedyś zwróciły uwag poety! I właśnie dlatego Miłosz do nich powraca, że nie zdążył wyczerpać wszystkich cech, barw, słów, znaczeń, które go uderzyły...Musi je więc podtrzymać, zachować, ocalić...stać się tym pasterzem bytu, o jakim mówił Heidegger”. (J. Błoński, Miłosz jak świat, wydawnictwo Znak, Kraków 1998, s. 85).

3 Zob. A. Fiut, Moment wieczny. Poezja Czesława Miłosza, s. 126-127.