JustPaste.it

Polski milioner zdradza sekrety - część 1/5

Jest to pierwsza część wywiadu z polskim milionerem, który rzuca zupełnie nowe światło na tę grupę ludzi.

Jest to pierwsza część wywiadu z polskim milionerem, który rzuca zupełnie nowe światło na tę grupę ludzi.

 

Z raportu "Global Wealth Report" wynika, że za 5 lat w Polsce będzie 78 tysięcy milionerów. Z mojej zaś wiedzy wynika, że znakomita większość z nich stara się być anonimowa - dlaczego tak jest? - nie wiem. Być może dlatego, że większość naszych milionerów - przynajmniej wiekowo - pochodzi z czasów, w których bycie tylko bogatym było bardzo podejrzane, a bycie milionerem niemożliwe. Jednak to właśnie te (dość mroczne) czasy są kolebką dzisiejszych milionerów. Od siedmiu miesięcy zabiegałem o wywiad z jednym z nich. Dzisiaj mogę Państwu obiecać, że wywiad jest już gotowy, a pierwszą część ( jeszcze nie wiem ile ich będzie) mam właśnie przyjemność Państwu zaprezentować. Jest to premiera podwójna, bowiem jest to mój pierwszy poważny wywiad w życiu oraz pierwszy wywiad - na który wyraził zgodę mój rozmówca. Będziemy mówić o przekrętach, bogactwie, Bogu, o dobrych hotelach i samochodach, giełdzie, foreksie oraz oczywiście o pieniądzach. Wywiad jest prawie skończony - brak mi jedynie dobrych porad dla osób, które dopiero zamierzają milionerami zostać, ale mam obiecane, że je otrzymam, więc - jak mawiają w telewizji - zostańcie Państwo z nami.

Zacznę od pytania, które jest obiegowym twierdzeniem. Czy pierwszy milion trzeba ukraść?

- Oczywiście, że nie, co jednak nie znaczy, że czasami się tak nie działo. Musimy też pamiętać, że w latach siedemdziesiątych okradanie rządu było "dobrze widziane" Przekonanie to wyraźnie nasiliło się, kiedy od J.Urabana dowiedzieliśmy się, że "rząd sam się wyżywi" - ale to już inna historia.

Zanim dojdziemy do czasów J.Urbana - proszę nam powiedzieć jak Pan zaczynał? i czy czuje się Pan bogaty?

- czuję się bardzo bogatym, choć zdaję sobie sprawę, że wśród prawdziwych milionerów jestem zaledwie średnio zamożny. - zaczynałem jako robotnik (tokarz) w pewnej fabryce. Nie bardzo mi się podobała ta praca, bo trzeba było wcześnie wstawać, a kiedy oberwałem żarzącym się odłamkiem metalu w twarz (blisko oka), to przestała mi się zupełnie podobać. Przestała mi się podobać tak dalece, że następnego dnia nie poszedłem do niej i tak już pozostało do dzisiaj.

No ale z czegoś trzeba było żyć?

- Owszem. Po tygodniu poszedłem do nowej pracy - tym razem do "prywatnego fabrykanta" (czyli rzemieślnika), który produkował buty. Ten szybko się na mnie poznał i po trzech dniach pracy zabrał mnie z hali produkcyjnej (cieszyłem się z tego, bo tam bardzo śmierdziało klejem) do swojego biura, a po roku zostałem jego wspólnikiem. Tam poznałem pierwsze "przekręty".

Na czym one polegały?

- na sprzedaży "BZ" (bez rachunku). Rzecz polegała na tym, że powiedzmy 1 stycznia dostarczaliśmy 1000 par butów do jakiegoś sklepu. Sklep otrzymywał towar i rachunek, a my pieniądze. Ale następna dostawa - powiedzmy w lutym - była już na 900 par butów. Tym razem również sklep otrzymywał towar i rachunek ale wieczorem.... rachunek szedł do pieca ( u nas i w sklepie) i tym sposobem my otrzymaliśmy zapłatę za 900 par butów, których teoretycznie "nie sprzedaliśmy, ani nie wyprodukowaliśmy". Natomiast sklep sprzedawał te buty jako te, które zakupił w styczniu. Takim sposobem 900 par butów stało się czarnym towarem, a zarobione przez nas i sklepikarza pieniądze - czarnymi pieniędzmi. I tak to trwało niemal cały rok. Po zakończeniu roku odbywał się remanent z którego wynikało, że sklep sprzedał przez ten rok 970 par butów - sprzedając ich w rzeczywistości kilka lub kilkanaście tysięcy. Praktyka ta była tak powszechna, że mogę śmiało powiedzieć, iż stosowało ją 90% producentów i sklepikarzy.

Jak się Pan z tym czuł?

- kiedy liczyłem zarobione pieniądze to dobrze, ale coś w sercu mówiło mi, że tak być nie powinno. Nie dlatego, że oszukiwaliśmy Urząd Skarbowy (bo ten też nas okradał) ale dlatego, że słowa takie jak: Kraj, Polska, Ojczyzna, Honor miały wtedy jeszcze dla mnie coś ze świętości. Później te słowa tak się złajdaczyły, że przestały być dla mnie ważne. To samo - tylko nieco później - stało się z Kościołem (ale z Bogiem nigdy). Kiedy nastąpiła era "Solidarności" znowu wróciła mi wiara w kościół i szacunek do tych zapomnianych wartości, ale nie trwało to zbyt długo. Wyjechałem zagranicę, tam pracowałem najpierw fizycznie, potem na własny rachunek i tam skończyłem studia. Ponieważ byłem (a może nadal jestem) typem samotnika - wiele czytałem i rozmyślałem, aż doszedłem do wniosków, które zostały mi do dzisiaj.

Czyli?

- kościół to banda rzezimieszków i samozwańczych "reprezentantów Boga" Ale im nie Bóg w głowie tylko władza i kasa. Tylko ja wiem, ile szkody narobił mi kościół - wpajając we mnie te zgnuśniałe historie o groźnym, mściwym i właściwie podłym Bogu. Tylko ja wiem, ile trzeba było pracy mojej i mądrych wokół mnie ludzi, aby to wszystko "odkręcić" i zrozumieć, że Bóg to miłość i dobro. Myśli Pan, że z rządem, ojczyzną, itd jest inaczej? - nie! Oni pragną tego samego. Ojczyzna jest tam - gdzie moi bliscy, moja rodzina i nie ma znaczenia jak ten kraj się nazywa.

Ale mieszka Pan ciągle tutaj

- nie tylko tutaj, ale tak. Ponieważ tutaj są Ci których wcześniej wymieniłem.

Jak wygląda dzisiaj świat przekrętów w biznesie ?

- Świat interesów był i zawsze będzie podatny na "przekręty" - przynajmniej tak długo, jak długo wiedza o tym, że jesteśmy jednym - nie stanie się powszechnie znana i akceptowana. To jednak potrwa jeszcze, ponieważ winę za to nie ponoszą tylko biznesmeni, ale i rządy, które nie zajmują się tym co trzeba i tak jak trzeba. Obecnie jest tak, że gdy jakiś rząd potrzebuje pieniędzy, to ograbia obywateli z ich oszczędności lub pomniejsza ich dochody, co powoduje złość i rozgoryczenie ograbionych. Tak więc, aby nie pozostać w tym stanie, obywatele oszukują rządy i tak ta zabawa w kotka i myszkę trwa. Wygrywają zazwyczaj "myszki" - ponieważ są pokrzywdzone i mądrzejsze od "kotków". Dzisiaj to nie jest już "handel "BZ" czy inne drobne oszustwa. Ludzie, którym na tym zależy - zatrudniają prawników, którzy biorą udział w tworzeniu prawa i płacą im za "zaszycie" w samej ustawie takich sformułowań, które po jej ogłoszeniu - pozwolą na dokonanie "przekrętu" który będzie zgodny z prawem. Eskalacja takich (i bardziej wyrafinowanych) działań będzie się nasilać tak długo, jak długo rządy będą postępować niewłaściwie. Wzmożenie kar niczego nie załatwi, a wręcz przeciwnie - gniew niezadowolonych wzrośnie tak bardzo, że dojdzie do usuwania rządzących siłą. I tego nie dokonają biznesmeni - milionerzy zawsze mają wyjście inne - tego dokonają zwykli, niezadowoleni, ludzie.

Czy nie sądzi Pan, że powinno się coś z tym zrobić?

- tak właśnie sądzę i dlatego o tym teraz mówię. Pytanie jest - kto ma to zrobić i jak? Władza, która pochodzi z wyboru (a tak jest u nas) powinna służyć wyborcom, jednak ja tego nie odczuwam. Nie mówię tu, że ta "służba" jest mnie osobiście bardzo potrzebna, ale wystarczyłaby pomoc i troska o tych, którym się nie powiodło tak jak mnie. Tego się nie da zrobić przy pomocy jakiejś ustawy, a nawet doraźnej pomocy. Tu potrzeba przebudowy świadomości, a to jest długi i wyczerpujący proces. Nie mnie jest wskazywanie rządowi jak to się robi. Jestem jednak pewien, że trzeba zacząć od szkolnictwa. Ale to nie moje zadanie, mówmy o czymś przyjemniejszym:)

Dobrze. Gdzie Państwo byli na ostatnim urlopie?

- Moja praca jest tak dla mnie przyjemna, że ciągle jestem na urlopie :) Ale ostatnio byliśmy na wyprawie, która sprawiła, że znowu poczułem się młody - w zasadzie to czułem się jak dziecko. Polecieliśmy do Australii, gdzie spełniłem swoje dziecięce marzenia bycia poszukiwaczem skarbów. Co prawda skarbów nie szukałem, ale kolekcjonuję samorodki złota - więc postanowiłem poszukać ich samodzielnie. Kupiliśmy potrzebny do tego sprzęt i kiedy żona zajmowała się zakupami i wizytami w Spa - ja wsiadałem do Jeepa i wraz z przewodnikiem szukaliśmy "dobrych miejsc" (takie miejsca rozpoznaje się po rodzaju gruntu). To ogromny kraj pełen złota. Już pierwszego dnia poszczęściło mi się i znalazłem samorodek o wadze 6,8 uncji. Piękny! Największy jaki do tej pory zakupiłem, ma wagę 17 uncji, ale ten znaleziony samodzielnie ma znacznie większą dla mnie wartość. Długo by o tym opowiadać, w każdym razie po trzytygodniowym pobycie i 14 wyprawach mam 7 samorodków więcej. Myślę, że gdybym był młodszy, to zajmowałbym się tym zawodowo.

A propo "młodszy" Z Pańskich wspomnień wynika, że powinien pan mieć około 60 lat. Dlaczego więc wygląda Pan na 40?

- (uśmiech) - ja to jeszcze nic. Niech pan zobaczy moją żonę. To stało się niedawno, za "sprawką" mojego doradcy - jeszcze pół roku temu byłem siwy jak gołębica. Kiedyś zapytał mnie, czy nie chciałbym powrócić do dawnego wyglądu. Odpowiedziałem, że "może być" Więc w trakcie wspólnych wyjazdów w interesach, kiedy nie uzdrawiał tam znanych gości - potrzymał swoje dłonie nad moją głową i stało się.

Jak to "potrzymał dłonie" ?

- zwyczajnie, on tak uzdrawia ludzi. Trzyma dłonie nad chorym miejscem i po kilku sesjach - gość jest uzdrowiony, kompletnie zdrowy!. Ale nie mówmy teraz o nim, bo nawet nie wiem czy zgodzi się na to, aby to opublikować.

Jak on się nazywa i czy mógłbym z nim porozmawiać?

- nie. Tego jestem pewien. W Polsce jest raczej mało znany (no w pewnych kręgach tak), ale za granicą wręcz go rozchwytują. A ponieważ jest kolekcjonerem złotych monet, to w podziękowaniu za taką sesję otrzymuje zwykle złote monety - dlatego nazywają go "Mr.GC"(Gold Coin) Czy leczy wszystko? - On mówi, że wcale nie leczy, bo od leczenia są "lecznicy" On tylko przywraca doskonałość narządów, które są chore. Widziałem w życiu różne rzeczy, ale............(nie, nie będę o tym mówił)

Czy wszyscy biznesmeni mają takich duchowych doradców?

- nie, nie wszyscy. W Polsce znam tylko kilku, ale "Mr.GC" pracuje tylko ze mną.

OK. do tego wątku - jeśli Pan pozwoli - jeszcze wrócimy. Proszę mi powiedzieć - ale szczerze, bo zgodnie z naszym porozumieniem, nie wymienię Pana nazwiska nigdy i nikomu. Ile wynosi Pański majątek?

- Tak dokładnie to nie wiem. Wartość księgowa to około 400 - 450 milionów. Rzeczywista - pewnie troszkę więcej.

Nie widziałem Pana nazwiska na liście Forbes'a ?! - i nie zobaczy Pan :)

Dlaczego ? - nie lubię takiej "sławy"

Ok. Ile Pan z tego majątku wydaje rocznie na własne, prywatne wydatki?

- około 0,1 % i to się nie zmienia od lat - nawet maleje.

W takim razie, po co Pan jeszcze pracuje? Aby się umówić na ten wywiad czekałem 7 miesięcy. Chyba nie dlatego, że tak długo trzeba było ustalać warunki tej rozmowy? Podejrzewam raczej, że był Pan bardzo zajęty ?

- po pierwsze, jest to mój pierwszy wywiad na który się zgodziłem, a jak mówiłem wcześniej - nie chcę "sławy" milionera. Po drugie, rzeczywiście jestem raczej zapracowany i głównie nie ma mnie w Polsce. Sprawa warunków naszej umowy była prosta. "GC" poczytał Waszą stronę i po tygodniu powiedział - "to nasi ludzie" - powiedz im wszystko czego zechcą się dowiedzieć i nic poza tym. Po co jeszcze pracuję? - (zamyślenie 3 minutowe) - nie wiem, chyba to lubię. Widziałem prawie wszystko na tym świecie, żona często towarzyszy mi w podróżach więc nie muszę do niej tęsknić. Co miałbym robić? - wiem, co by mi powiedział mój doradca, ale medytacja nie jest dla mnie. Rozmyślanie - tak, ale ile czasu można rozmyślać? Poza tym lubię ludzi. W tych biznesowych (głównie) podróżach spotykamy mnóstwo ciekawych i uroczych ludzi, którzy ciągle inspirują mnie do nowych projektów - więc tak się to kręci.

Rozumiem, że ma Pan wszystko czego można pragnąć?

- nie :) - można pragnąć i osiągnąć znacznie, znacznie więcej. To sprawa optyki, dystansu i oczekiwań. Jak będą hotele, auta, podróże, samorodki i co tam jeszcze Pan sobie wymyśli - na które mnie nie stać, wtedy pomyślę, czy coś z tych rzeczy jest mi niezbędne (nawet tylko dla samego komfortu). Obecnie nie ma takich rzeczy, które pragnę, a na które mnie nie stać. Więc po co mam zarabiać więcej? Proszę pomyśleć, czy tak naprawdę coś jest "nasze"? Wszystko co - jak nam się wydaje - posiadamy, jest tylko rodzajem dzierżawy. Zawiadujemy tym w trakcie naszego tutaj pobytu, ale kiedy "wrócimy do domu" zostawiając tutaj nasze martwe ciało - wszystko co "posiadaliśmy" przestanie być nasze i stanie się "dzierżawą" kogoś innego. Myślę, że to co tutaj nazywamy życiem, to tylko to tylko krótka wizyta podczas której mamy sobie przypomnieć Kim Jesteśmy i doświadczyć tego czego doświadczyć się nie da w świecie absolutu. Ale niech mnie Pan sprowadzi na ziemię, bo zaraz oboje odlecimy i z wywiadu będzie zero.

Zdaje Pan sobie sprawę, że jest Pan nietypowym milionerem?

- tak, ponieważ czasami to słyszę w otoczeniu. Nawet moja żona tak twierdzi, ale znam gorsze zboczenia.

Na zakończenie tej części nie wypada mi nie zapytać, czy gra Pan w Lotto?

- właściwie to powinienem powiedzieć, że gram namiętnie :) - ale tak nie jest, więc trzymajmy się faktów. Czasami gram. Teraz jak poznałem Waszą stronę będę grać częściej, bo nie trzeba nigdzie wychodzić, aby zagrać. Ale to raczej dla tej jednej chwili w której się sprawdza wyniki. Nie jestem hazardzistą, ale lubię na coś oczekiwać. I samo oczekiwanie sprawia mi większą radość niż rozwiązanie. Kiedyś nawet wygrałem w taką zdrapkę.....nie pamiętam ile, ale to było wtedy dużo - kilka tysięcy dolarów. Facet nie miał drobnych i zapytał czy może mi dać tę zdrapkę zamiast reszty. Ta wygrana tak mnie wtedy podkręciła, że grałem jakiś czas w Power Ball ( to było podczas pobytu w Stanach) i nawet wygrywałem. Nie pamiętam co było powodem, że zaprzestałem. W każdym razie widziałem tu wypowiedź (tak się składa, że to mój znajomy) Pana Kazimierza na temat wspierania marzycieli. Bardzo podoba mi się jego pomysł. On też jest "nietypowym" milionerem :)

Ciag dalszy za tydzień

 

 

Źródło: http://www.poradnikmilionera.pl