JustPaste.it

(nie)Wielka noc?

Czy Święta w Polsce nadal obchodzone są tak, jak powinny? Czy tradycja nie zanika wśród nas, Polaków?

Czy Święta w Polsce nadal obchodzone są tak, jak powinny? Czy tradycja nie zanika wśród nas, Polaków?

 

Z takimi pytaniami spotykam się na każdym kroku. I ciężko mi udzielić na nie jakąkolwiek, jednoznaczną odpowiedź. Co to właściwie znaczy "jak powinny"? No bo właśnie, jak? Jaka jest ta "tradycja"? Czy tradycją nazywamy stanie przy kuchni kilka dni i nieprzespane noce, żeby wyrobić się na czas ze sprzątaniem? Czy może do tradycji doliczymy również wyklinanie na nią pod nosem i wyrywanie sobie ostatnich farb do pisanek, przepełnionych chemią mazurków (bo piekarnik wypchany makowcem) i stanie w kilometrowych kolejkach do kasy w supermarkecie z dzieciakami uwieszonymi na rękach? Potem, zmęczeni leżymy i jemy non stop, ażeby po trzech dniach pożegnać rodzinkę i następne kilka dni spędzić na sprzątaniu. Czy tak właśnie według nas/Was "powinny" wyglądać Święta...?

d475a40387a37f97abc5e5cadbba687f.jpg

 

                                    (http://www.eioba.pl/files/user49574/a211963/plikvolynpysanky.jpg)

Jezu, znowu Wielkanoc...

Bo jeśli tak, to ja pasuje. Kiedyś (bardzo dawno temu :P) Święta Wielkanocne wyglądały trochę inaczej, bo też nastawienie ludzi było inne. Pamiętam, że Mama i Babcia gotowały i sprzątały nie dlatego, że tak wypada, tylko po prostu - z radości na spotkanie z bliskimi. Przyjeżdżała cała rodzina, było gwarno, wesoło... nie spędzaliśmy czasu przed telewizorem, tylko na świeżym powietrzu. To były prawdziwie rodzinne święta. Teraz ludzie traktują to bardziej jako przykry obowiązek - tak niestety to wszystko wygląda. Koleżanki z pracy już od kilku tygodni narzekają i załamują ręce, że znowu tyle pieniędzy wydadzą, że znowu przyjedzie wujek Andrzej z marudną ciotką Kryśką, że kuzynka Magda będzie się wymądrzać, a dzieci brata znowu zdemolują dom wrzeszcząc przy tym dniami i nocami.
Wyczuwam nawet cichą rywalizację u nas w biurze - która ma gorzej i która lepiej potrafi sobie z tym poradzić. Zamiast proponować rozwiązania słowne, na stół wjechała już cięższa artyleria - proszki na ból głowy i piersióweczki.

Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa.

Dlatego ja i moja rodzina wpadliśmy w tamtym roku na jakże prosty, ale genialny pomysł - spędziliśmy święta w hotelu. Najtrudniej było nam z mężem namówić na to naszych rodziców, bo dzieciaki to wiadomo, że pierwsze do wyjazdu. Największy opór stawiali teściowie, ale co tu się dziwić - dla nich święta poza domem to nowość. Jakoś jednak udało się ich przekonać, a raczej postawić przed faktem dokonanym. Mąż zarezerwował pokoje w hotelu Mercure w Mrągowie (całą rodziną uwielbiamy spędzać czas na Mazurach), więc nie było wyjścia - trzeba było spakować walizki i w drogę. Przyznam szczerze, że ta polska "tradycja" zdążyła mi tak namieszać w głowie, że miałam spore wątpliwości związane ze spędzaniem świąt poza domem. Koniec końców muszę przyznać, że były to chyba moje najlepsze święta. Finansowo wyniosły nas podobnie co wyprawianie ich w domu, z jedną, olbrzymią różnicą: tym razem to my byliśmy obsługiwani, nie na odwrót. :) Wypoczęliśmy za wszystkie czasy, niczym nie musieliśmy się martwić. Skorzystaliśmy z masaży i zabiegów, pływaliśmy w basenie, graliśmy w kręgle, jeździliśmy na rowerach... Takie zajęcia zbliżają rodzinę o wiele bardziej, niż wspólne jedzenie żurku, uwierzcie mi.

Róbta co chceta, ja spadam!

W tym roku też zamierzamy wyjechać. W końcu chodzi chyba o to, żebyśmy dobrze się bawili i dobrze wspominali ten czas. No bo co to za tradycja, kiedy każdy jest zły i zmęczony? Co nam po tym, że spędzamy ten czas z bliskimi, skoro nawet z nimi nie rozmawiamy, bo każdy wgapia się w telewizor dwadzieścia cztery godziny na dobę? Jasne, niech każdy spędza Święta jak chce, ale osobiście dosyć mam przymuszania do tradycji, która tradycją dawno już nie jest. Mam nadzieję, że Wasze Święta będą równie udane jak moje. Smacznego żurku i mniej stresów! :)