JustPaste.it

Polski milioner zdradza sekrety - częśc 5 (ostatnia)

Po czterech godzinach kolejnego lotu znaleźliśmy się wreszcie we właściwym miejscu. Pogoda - jak dla mnie - wyśmienita. Słońce, słońce i słońce. Kiedy "moi szefowie" udali się na rozmowy, ja zbałamuciłem kierowcę, który nas przywiózł z lotniska, aby pokazał mi miasto i pomógł znaleźć miejsce, gdzie kupię samorodek złota. Ponieważ Made (tak ma na imię kierowca) największe zainteresowanie wykazał zakupem samorodka - zaczęliśmy od tego. Po wizycie w kilku sklepach i moim małym zainteresowaniem tym, co tam proponowano - Made nagle się ożywił i zapytał czy chciałbym pojechać (dwie godziny jazdy) do szybu, z którego jego znajomi wydobywają złoto i diamenty. Nie było to chyba zbyt legalne miejsce, ponieważ kilkakrotnie upewniał się czy aby na pewno dochowam tajemnicy o tym szybie. Kiedy moje zapewnienia został przyjęte udaliśmy się w drogę. W czasie tej podróży opowiedział mi niemal całe swoje piękne i ciekawe życie, które można by określić pasmem zbiegów okoliczności i "zaczarowanej opieki" ze strony bóstw, które tam na co dzień towarzyszą wszystkim wierzącym ludziom. Szyb - okazał sie dziurą w ziemi. Wokół tej dziury stało kilka maszyn, z których pracowały tylko dwa agregatory prądu. "Dyrekcja" znajdowała się w szopie, która była jednocześnie oczyszczalnią wydobywanego tam złota. Zanim zostałem przyjęty - Made długo pertraktował tę wizytę, aż w końcu zostałem zaproszony. To, co tam zobaczyłem, przeszło wszelkie oczekiwania. Olbrzymie ( 2 karatowe) diamenty, wielkie i małe samorodki oraz duże ilości złotego piasku stały tam sobie w słoikach po dżemie - jakby czekając na konsumentów. Wziąłem więc do ręki największy i najcięższy ze słoików ( ten chyba był po ogórkach konserwowych) i rozsypałem samorodki na gazecie. Jeden z nich "uśmiechał się do mnie" - kształtem przypominając serce z ogonkiem. Ile chcesz za ten - zapytałem. "Dyrektor" uśmiechnął się i powiedział, że zanim wszedłem wiedział, że wybiorę właśnie ten. Po wymianie kilku cen, stanęło na dwóch i pół tysiącach dolarów, co jak za prawie dwie uncje złota - to bardzo mało. Ponieważ nie miałem przy sobie takiej kwoty, Made wziął to na siebie i po powrocie uregulowaliśmy ten dług. W drodze powrotnej, Made był jeszcze szczęśliwszym człowiekiem, niż wcześniej mimo, że to ja, a nie on, miałem powody do zadowolenia. Ale tacy właśnie są tam ludzie. Po powrocie do firmy starczyło tylko czasu na wypicie herbaty i ruszyliśmy w drogę. Nasz rozmówca i jego ekipa wyglądali na zadowolonych więc w drodze "do domu" nie poruszaliśmy tematu ich rozmów.

- zakupy się udały? - zapytał.

Bardzo - odpowiedziałem, nie pokazując samorodka.

Przed bramą wjazdową do rezydencji powitał nas Frederic, który okazał się być zarządcą tej posiadłości. Frederic, jak się później dowiedziałem, jest Francuzem i wcześniej pracował jako majordomus znanego do dzisiaj francuskiego polityka. Płot i brama były zwykłe, ale po ich przekroczeniu znaleźliśmy się w Raju. Cała posiadłość zajmuje około hektara rajskiego ogrodu z rozsianymi po nim domostwami. W głównej willi, obok salonu, pokojów do gier, tv, basenów, Spa, gabinetów, winiarni i mnóstwa innych pomieszczeń jest 12 sypialni z łazienkami, z których część ma widok na morze. Jedna z tych apartamentów nigdy nie jest używany przez gości. To bowiem, jest "prywatną częścią tego domu" naszego rozmówcy. Na co dzień, willa spełnia rolę hotelu i jest wynajmowana ( 7 tyś dolarów za dobę od osoby) na dłuższe pobyty delegacjom rządowym, biznesmenom, właścicielom korporacji, artystom i innym zamożnym osobom. Ale przez najbliższe dwa dni - będzie wyłącznie dla nas. Kiedy rozlokowano nas zjedliśmy wyśmienite śniadanie. Ja zamówiłem sobie wędzoną rybę (przypominała w smaku naszego pstrąga) ale najciekawsze były dodatki. W osobnej miseczce podano obierane ze skórek ( tych wewnętrznych również) różowe grapefruity pomieszane ze słodkimi truskawkami i posypane miętową czekoladą w której był chrupiący cukier. Może brzmi to egzotycznie, ale danie jest znakomite. Do tego było kilka rodzajów świeżego pieczywa i szampan. Karta, która zawiera około 20 przeróżnych śniadań była imponująca. Jednak cały czas myślami byłem gdzie indziej. Interesowało mnie bardzo - jaki skutek finansowy przyniesie ta wizyta. Nie wiedziałem czy i jak o to zapytać, więc zagaiłem innym pytaniem.

Ile to Pana kosztowało? - zapytałem, wskazując na posiadłość.

- niewiele. W Europie trzeba by zapłacić za to około 30 milionów Euro.

A tutaj?

- milion dwieście tysięcy dolarów.

Nie do wiary ! I wszystko co tutaj się znajduje już było?

-nie nie, nie wszystko. Na przykład ten betonowy bunkier musieliśmy zbudować sami.

A co tam jest?

- to jest stanowisko dowodzenia. Tam mieszają i pracują pracownicy ochrony, kiedy gości ktoś ważny. Mamy tam nawet taką klatkę do rozmów telefonicznych, których nie da się podsłuchać.

A próbowaliście ? - śmiejemy się.

- proszę o inne pytanie. Ale nie musi go Pan zadawać, bo je znam.

Czyżby?

- tak. Więc odpowiadam. Kiedy wrócimy do Polski, mniej więcej po trzech dniach, otrzymamy ofertę kupna mojej firmy. Będzie ona wyższa od naszej wyceny o mniej więcej 30 milionów dolarów, czyli tak jak się spodziewałem 100 milionów złotych. Taki, jestem zadowolony. Tak, wiem na co wydam te pieniądze.

Widzę, że zna Pan oba moje pytania :)

- to było łatwe. A teraz niech mi Pan pokaże samorodek :)

Miałem go oczywiście cały czas przy sobie - więc wyjąłem go z kieszeni i podałem Panu "Incognito". Jego oczy zabłyszczały, na twarzy miał uśmiech dzieciaka, który otrzymał właśnie upragniony rower. Wszystko w Nim się śmiało i radowało. To był chyba najlepszy widok, jaki z tej podróży zapamiętam.

- cudny, cudny - powtarzał i zawołał kogoś z obsługi, aby przyniósł mu lupę.

Był naprawdę szczęśliwy, a ja szczęśliwy i zadziwiony, że tak mała i w końcu tania rzecz, może sprawić komuś tyle radości. Czułem się skrępowany, bo radość którą okazywał, była wręcz intymna. Poszedłem więc na leżaki, które były przy basenie kilka kroków od nas. Przypomniałem też sobie, że kilka chwil temu, kiedy mówił o zarobieniu ( ot tak, za nic) 30 milionów dolarów - nie było tych "ochów i achów" Mówił o tym, jak o zjedzeniu dobrego obiadu, a ten mały kawałek metalu, który przecież nie był prezentem, bo kupiłem go za jego pieniądze - wywołał taką reakcję. Życie jest dziwne i skomplikowane - pomyślałem. Po piętnastu minutach podszedł do mnie, jeszcze raz podziękował i wróciliśmy do rozmowy. Na co więc Pan wyda te "znalezione" 30 milionów?

- od dawna mam na oku kopalnią diamentów i złota. Wydobywają tam ogromne diamenty (około 4 i więcej karatów). Spędziłem tam kiedyś cały tydzień. Poznałem górników i całą załogę. Myślę, że jak im podwoję uposażenie, to będą jeszcze bardziej zadowoleni, co przełoży się na wyniki w pracy.

To jest tutaj?

- nie. W Indiach.

Czyli - pewnego rodzaju - powrót do dziecięcych marzeń?

- troszkę tak, ale dzieci nie marzą o kopalniach :) Marzą o skarbach, ale wie Pan równie dobrze jak ja, że te ich "skarby" to najczęściej drobne rzeczy.

Jak patrzę na tych pracowników, których tu więcej niż gości, to myślę sobie, że wyglądają jakby właśnie taki skarb znaleźli. Nie wiem skąd u nich przez cały czas takie dobre samopoczucie?

- Wiem, że tak samo jak ja - widzi Pan aurę ludzi. Niech Pan na nich popatrzy tym sposobem - Oni wręcz lśnią ! Oni tacy już są - taką mają naturę.

Wracając więc na ziemię. Ile ten hotel zarabia rocznie?

- widzę, że nie oderwiemy się od pieniędzy. Nie Pan sam policzy. Za dwa dni, kiedy stąd wyjedziemy, przyjedzie na 10 dni pewien znany aktor z Hollywood (typu Nicolas Cage) ze swoją świtą. Będzie ich razem 20 osób.

Jezu! - przecież to prawie półtora miliona dolarów !!!

- no, troszkę zniżki dostaną :)

Zjadłem tu tylko śniadanie (zresztą wspaniałe) więc nie wiem jeszcze jak tutaj jest. To co widziałem przez tę chwile - to luksus w najlepszym wydaniu. Co gość może otrzymać za swoje 7 tysiaków dziennie?

- wszystko.

Dosłownie wszystko?

- tak.

To co mam na myśli też?

- też:)

A tamto?

- tamto też ale i wiele więcej.:)

A to już rozumiem :) No dobrze - a jeśli hipotetycznie - jutro - chciałbym tu kupić helikopter - otrzymam go?

- tak, choć nie wiem po co Panu helikopter. Mamy tutaj cztery.

Chcę kupić i już.

- jeśli Pan określi wszystkie parametry, firmę, cenę, itd - to może nie jutro, ale pojutrze na 100% będzie na Pana czekał.

Czyli są tu specjalne służby do tego rodzaju zadań?

- tak, Frederic zadbał o to i zgromadził kilka osób tutaj i kilkanaście w świecie, aby takie sprawy załatwiać.

I mają co robić?

- dwa, trzy razy w miesiącu. Jutro będzie na obiad (jako specjalne danie) wołowina Kobe. Mówię o prawdziwej Kobe - czyli z certyfikatami, z prawdziwym kucharzem od Kobe (też z certyfikatem), itd. Najbliżej nas taki kucharz jest na

Macau

- skąd Pan wie?

Bo pisałem artykuł o tej wołowinie na naszą stronę.

- no właśnie. Więc ekipa o której mówiliśmy, sprowadzi na jutro i kucharza i wołowinę. Ale zajmują się też poważnymi sprawami szczególnie wtedy, kiedy goszczą delegacje rządowe. One zawsze potrzebują "natychmiast" bardzo różne dziwne rzeczy.

Kto jeszcze tutaj bywa?

- to nie zabrzmi zbyt ciekawie, ale również łapówkarze.

Łapówkarze?

- tak, ale nie tacy zwykli. Zaraz to Panu wyjaśnię: Firma "X" wielka korporacja - jest za coś, komuś, "wdzięczna" Ponieważ boi się dać za to "coś" łapówkę - to wykupuje u nas wakacje dla takiego "kogoś" ( zazwyczaj ze świtą), a ten bierze udział w konkursie. Ponieważ jest tylko jeden gość, który taki konkurs może wygrać - to on go wygrywa, otrzymując np. 500 tyś dolarów nagrody.

Rozumiem. A tak przy okazji - jest tutaj kasyno? ( bo z tego co wiem, hazard jest w tym kraju zabroniony)

- no właśnie. Ale kasyno jest. Jest na tej samej zasadzie co słynne kasyno w Monaco.

Kasyno w Monaco jest nielegalne?

- a skądże - legalne.

Sekundę, W kraju, w którym zabroniony jest hazard, jest legalne kasyno - tak?

- tak

Jakim sposobem?

- Był Pan w kasynie w Monte Carlo ?

Nie, nie byłem

- no to mam troszkę kłopotu, bo nie chce mi się długo tłumaczyć tych zawiłości. W każdym razie do kasyna w Monte Carlo ( i u nas też ) może Pan wejść mając legitymację klubową ( ze zdjęciem). Przynajmniej tak było tam kiedyś, teraz nie wiem czy wymyślili coś nowego. Taką kartę wyrabia się w ciągu 3 minut. Strój wieczorowy też jest obowiązkowy, ale to też otrzyma Pan na miejscu. Z taką klubową kartą - nie wchodzi Pan do kasyna - wchodzi Pan do prywatnego klubu, w którym jest między innymi kasyno, a tam hazard już jest dozwolony.

Do obiadu, czas spędziliśmy na takich i innych opowieściach, wędrując po całym Hotelu i z godziny na godzinę coraz bardziej byłem przekonany, że cena jaką trzeba tam płacić jest właściwa. Personel zachowywał się w stosunku do mojego rozmówcy właściwie, ale nie tak, jak sobie wyobrażałem.

Zapytałem więc dlaczego tak jest?

- są bardzo grzeczni i uczynni - czego można więcej oczekiwać?

No wie Pan, w końcu szefa szefów widują rzadko.

- a, to Pan ma na myśli. Oni nie wiedzą kim tutaj jestem. Dla nich jestem zwyczajnym gościem, który ma tu prywatny apartament.

Dlaczego tak?

- dzięki temu, mam prawdziwą kontrolę. Gdyby wiedzieli, to zachowywali by się w "szczególny " sposób. Tym samym, nie wiedziałbym jak traktują "zwykłych" gości. A tu obowiązują najwyższe standardy. Na przykład nie mogą nawet dać do zrozumienia, że oczekują napiwku czy jakiejś gratyfikacji i nigdy tego nie robią.

To może nie jest dla nich dobre? Bogaci ludzie dają zwykle wysokie napiwki, a pewnie ich pensje nie są wygórowane?

- ich pensje są trzykrotnie większe niż w innych hotelach tej klasy. Mamy najlepszy personel w tym kraju. Znam hotele dobrych sieci i niech mi Pan wierzy, że nawet u Ritza nie znajdzie Pan takiej obsługi.

To już wiem dlaczego są tacy szczęśliwi :) Wieczorem spotkaliśmy się na kolacji. Wszyscy czworo (oraz kilku zaproszonych gości) ubraliśmy się wieczorowo. Wreszcie zrozumiałem dlaczego mam lecieć z podręcznym bagażem. Bowiem w każdym z apartamentów, które zajmowaliśmy - znajduje się bardzo urozmaicona garderoba pełna markowych ciuchów. U mnie naliczyłem 17 garniturów najlepszych marek, kilkadziesiąt koszul, wszystko - po prostu wszystko. Cała ta "oprawa" była nieco zabawna, ale w końcu brałem udział w bajce milionera. Nie będę tu opisywał co było na stołach, ale nie umiem nawet wymyślić czegoś, czego tam nie było.

Rankiem poszedłem na umówiony masaż do Spa. Były tam dwie piękne i uśmiechnięte masażystki, które już na mnie czekały. Po zabiegu, który sprawił że czułem się jak nowy, przeszedłem się po ogrodzie. Niektóre z rosnących tam drzew widziałem po raz pierwszy w życiu - jak na przykład drzewa waniliowe i kakaowe. Właściwie ten ogród to mini miasteczko pełne bujnej zieleni, wodospadów, jeziorek, basenów i rzeźb z gdzieniegdzie ukrytymi w cieniu domkami i willami różnego przeznaczenia. Wszystko, poza bunkrem dla ochrony, jest z drewna, szkła i marmuru. Byłem też wczoraj na wieczornym spacerze, gdzie dopiero widać ręce artystów, którzy to wykonali. Mam na myśli rodzaj oświetlenia, które w dzień jest niewidoczne. Światło jest wszędzie, a nigdzie nie jest rażące lub niepotrzebne. Widziałem w swoim życiu wiele ogrodów, ale ten jest wyjątkowo wyjątkowy:). Po śniadaniu - spotkaliśmy się przy basenie. Niemal natychmiast zjawił się Frederic, aby upewnić się czy czegoś nie potrzebujemy. Poprosiłem więc o dokładkę kawioru astrachańskiego, który jadłem na śniadanie. Po chwili kawior, szampan i owoce stały na naszym stoliku.

Takie życie nieco rozleniwia?

- tak, ale to nie jest moja codzienność. Za dwa dni będziemy w Polsce i trzeba wrócić do rzeczywistości.

A jaka jest codzienność milionera?

- nie wiem. Pewnie nie ma zasady - ja mogę tylko powiedzieć jaka jest moja rzeczywistość. Jest mnóstwo takich spraw, które muszę załatwić sam i to jest dla mnie najgorsze, ponieważ nie lubię gwaru, spotkań, tych pokrętnych rozmów, a i ludzie z którymi muszę się spotykać nie zawsze sa cudowni. Staram się oczywiście - wszędzie gdzie to możliwe - wysyłać swoich pracowników, ale to nie zawsze zdaje egzamin. Życie byłoby znacznie bardziej proste, gdyby przepisy nas ograniczające były dla ludzi. Niestety nie są. Są pisane pod Urzędy Skarbowe, wygodę urzędników, Skarb Państwa, itd - człowiek, przedsiębiorca jest na końcu tego łańcucha. Trudność również sprawiają "strefy wpływów" Trzeba nieźle się namęczyć, aby połapać się jaki urząd, sektor, Spółka Skarbu Państwa, "należy" do kogo. Kiedyś była jedna partia i wszystko "należało" do niej. Teraz jest inaczej - to "należy" do PSL, tamto do PO, a jeszcze inne do PISu czy kogo tam jeszcze. A jeśli ktoś - tak jak ja - jest bezpartyjny, to ma tak samo przerąbane jak za komuny - więc życie jest trudne.

Jaka partia jest Panu najbliższa ?

- żadna. Potrzebna jest partia lub grupa rządząca, która zna słowo "Służba". Władza ma służyć i troszczyć się o swoich obywateli. Ma też być mądrzejsza od nich, a nie arogancka lub "mundra"

Czy to znaczy, że Pańskim zdaniem społeczeństwo nie jest mądre?

- w większości nie jesteśmy mądrzy, dlatego rządzący powinni być mądrzejsi od nas. Niech Pan policzy ilu było/jest Einstein'ów, Koperników, Platonów czy choćby Hawking'ów ? - setka, dwie setki, może tysiąc? Niech Pan uważnie przyjrzy się temu co robimy ?

A co robimy?

- mnóstwo idiotycznych rzeczy. jesteśmy tak pokręceni, że głowa mała.

Na przykład?

- zabijamy siebie wzajemnie. Ale to jeszcze nic - zabijamy (na przykład na wojnie) innych ludzi, którzy sobie tego nie życzą. Natomiast jeśli lekarz pomoże umrzeć komuś, kto sobie tego życzy - to wsadzamy (lekarza) do więzienia. Czy to ma sens?

Ok - poddaję się.

Wracajmy do polityki Mamy Sejm i Senat.

- trudno, nic na to nie poradzimy.

Czy to znaczy, że Pańskim zdaniem nie mamy mądrych polityków?

- ależ mamy (może nie od razu mądrych) ale kilku ( mądrzejszych niż przeciętna) by się znalazło nawet pośród tych, którzy teraz rządzą.

Tylko..?.

- jest ich za mało, a może im się nie chce, a może nie mogą - nie wiem. Ale czy musimy rozmawiać o tych okropnych sprawach? Niech Pan popatrzy jak jest tu pięknie - odpoczywajmy.

Ok. Niech Pan na koniec tego "okropnego" tematu wymieni choć trzy sprawy, które są do zmiany, aby żyło nam się lepiej.

- trzy nie wystarczą. Nie wystarczy też trzydzieści, ani trzysta.

To proszę spróbować te trzy.

- Szkolnictwo

- Ekonomia neoklasyczna do wymiany na klasyczną

- Zmniejszyć rolę kościoła w polityce i zwiększyć jego rolę tam, gdzie jego miejsce.

Następnego dnia rano, zaraz po śniadaniu, polecieliśmy helikopterem do oddalonego o może 100 km miasta otoczonego górami. Wylądowaliśmy obok znajdującego się tam wulkanu. Widoki jaki tam zastaliśmy zapierają dech w piersiach. Piloci wynieśli nam wygodne fotele, stolik z jedzeniem i napojami, zabawny parasol i odlecieli. W dole rozciągały się kaskady pól ryżowych na których uwijali się tamtejsi rolnicy. Powoli moja bajka z Panem się kończy, a mam jeszcze mnóstwo ważnych pytań. Jednak teraz, tutaj - nie mam odwagi ich zadawać. I nie chodzi o Pańską obecność, ale.....

- wiem, rozmowa teraz i tutaj to świętokradztwo. Przywiozłem tu Pana, bo znam to miejsce. Pokazał mi je kiedyś Pan "GC" - mówiąc, że jest to "elektrownia". Byliśmy też tu kilka razy z żoną i mieliśmy podobne odczucia. Jednak zawsze jedno z nich dominowało - to było coś w rodzaju "mocy". Może to ogrom tego wulkanu za plecami i ten raj na dole zabierają ochotę na rozmowy. Ale warto tu pomilczeć i dlatego tu Pana przywiozłem. Nie wiem czy medytacja nie jest dla Pana zbyt intymną sprawą aby to zrobić w mojej obecności, ale jeśli nie - to proszę pomedytować. Ja tego nie umiem, ale moją "medytacją" jest rozmyślanie i wyrażanie wdzięczności i to właśnie mam zamiar teraz zrobić.

Wdzięczność?

- tak.

Komu i za co?

- Bogu, za to że mogę doświadczać życia.

 

Autor Wszystkie prawa zastrzeżone.