JustPaste.it

Kanonizacja i nie tylko

Katolicka Polska czeka i przygotowuje się na 27 kwietnia — dzień ogłoszenia Jana Pawła II świętym. Okazuje się jednak, że to nie kanonizacja będzie w tym dniu najważniejsza.

Katolicka Polska czeka i przygotowuje się na 27 kwietnia — dzień ogłoszenia Jana Pawła II świętym. Okazuje się jednak, że to nie kanonizacja będzie w tym dniu najważniejsza.

 

Do przygotowań zaprzęgnięto internet. Od miesięcy obecnych jest w nim mnóstwo specjalnych witryn w szczególny sposób opisujących to wydarzenie. Im bliżej tego dnia, tym bardziej kanonizacja zacznie przypominać kanonadę — długotrwałą ogłuszającą nawałnicę medialną. Słowa: Jan Paweł II, święty, ojciec, nasz papież, Polak, rodak — będą odmieniane przez wszystkie przypadki. Dziennikarzom mediów na co dzień dalekich od religijności nagle zabraknie słów dla opisania ich nabożnego stosunku do kanonizowanego, wzniosą się na szczyty uwielbienia. Telewizory w domach Polaków na krótko staną się prawdziwymi ołtarzami. Może znów jacyś kibole pogodzą się z innymi, też na krótko. Przez parę dni znów będziemy wobec siebie życzliwsi. A potem wszystko wróci do normy.

 

Internet w służbie świętości

Jedną z katolickich witryn przygotowujących Polaków na to wydarzenie jest strona „Nie lękajcie się być świętymi” Archidiecezji Krakowskiej[1]. Strona omawia znaczenie kanonizacji, przygotowanie do niej, przeżywanie samego dnia kanonizacji i dni po niej. Wiele tam słów pięknych i właściwych, wiele, jak się wydaje, na wyrost, ale między nimi i takie, pod którymi uważny czytelnik Słowa Bożego nigdy by się nie podpisał.

Czytamy tam, że kanonizacja Jana Pawła II „powinna być wyzwaniem, byśmy porządkowali sprawy w Ojczyźnie, by między nami nie było niesprawiedliwych oskarżeń, niechęci i wrogości”. Byłoby wspaniale, gdyby takich złych postaw było mniej. Każdy by tego chciał. Ale dlaczego wątpię, by kanonizacja miała oddziaływać na Polaków bardziej ozdrowieńczo niż sama śmierć papieża Polaka? Może dlatego, że już to przerabialiśmy.

Trochę dalej mowa o wstawiennictwie Jana Pawła II i jego czci: „Trwa modlitwa do Boga zanoszona przez jego wstawiennictwo, rozwijają się nabożeństwa ku jego czci”. Zresztą nie tylko o wstawiennictwie Jana Pawła II tam mowa, ale także o zawierzeniu życia Bogu, „przez Maryję”.

Tu każdy uważny czytelnik Biblii przypomni sobie słowa apostoła Pawła o jedynym pośrednictwie Pana Jezusa: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus”[2]. To Chrystus wstawia się teraz w niebie za nami do Boga, a nie ktokolwiek inny: „Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, aby się wstawiać teraz za nami przed obliczem Boga”[3]. I dlatego, że jest naszym Zbawicielem, należy Mu się cześć, i tylko Jemu. W Księdze Apokalipsy czytamy, że w niebie „upadły przed Barankiem cztery postacie i dwudziestu czterech starców (...) zaśpiewali nową pieśń tej treści: Godzien jesteś wziąć księgę i zdjąć jej pieczęcie, ponieważ zostałeś zabity i odkupiłeś dla Boga krwią swoją ludzi z każdego plemienia i języka, i ludu, i narodu (...) Temu, który siedzi na tronie, i Barankowi, błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc na wieki wieków”[4].

Dalej Archidiecezja wyraża zaniepokojenie stanem duchowym wiernych, ostrzegając, że: „łatwo zadowolić się minimalistyczną etyką oraz przeżywać nawet najpiękniejsze akty religijne na poziomie powierzchownej religijności”. Święte słowa. Dlatego radą jest powrót do „prawdy o powołaniu do świętości oraz o uznaniu jej za właściwą miarę życia chrześcijańskiego”. Chodzi o ty, by katolicy rozbudzili w sobie „pragnienie świętości”, co ma oznaczać „większą troskę o rozwój miłości Boga i miłości człowieka”.

 

Eucharystia ponad wszystko

Trudno się pod tym ostrzeżeniem i wezwaniem nie podpisać. Ale gdy się wchodzi w szczegóły, okazuje się, że ów rozwój miłości Boga ma polegać przede wszystkim na „adoracji Najświętszego Sakramentu”, czyli eucharystycznej bezkrwawej ofiary z — jak wierzą katolicy — prawdziwego ciała i prawdziwej krwi Jezusa Chrystusa.

W ogóle o tej adoracji Archidiecezja pisze na swojej stronie bardzo często. Okazuje się, że w dniu beatyfikacji największym wydarzeniem będzie nie tyle sama beatyfikacja, co „sakramentalne zjednoczenie z Chrystusem i Jego Kościołem w Komunii świętej, przyjętej w czasie uroczystej Eucharystii”. A najwspanialszym widokiem będzie „przenajświętsza Hostia, w której jest obecny w sposób sakramentalny Jezus Chrystus”.

Słowa piękne i wzniosłe, ale dalekie od biblijnego przesłania. W Liście do Hebrajczyków wielokrotnie podkreśla się, że ofiara Pana Jezusa została złożona raz na zawsze i dlatego nie musi być ponawiana. A właśnie czegoś zupełnie przeciwnego naucza katolicka teologia eucharystyczna — że ofiara składana podczas każdej mszy to ta sama ofiara, co ofiara z Golgoty; to samo ciało i krew Chrystusa, tyle że mistycznie przemienione w bezkrwawą hostię, łamaną potem przez kapłana. A co mówi Słowo Boże? „Takiego to przystało nam mieć arcykapłana, świętego, niewinnego, nieskalanego, odłączonego od grzeszników i wywyższonego nad niebiosa; który nie musi codziennie, jak inni arcykapłani, składać ofiar najpierw za własne grzechy, następnie za grzechy ludu; uczynił to bowiem raz na zawsze, gdy ofiarował samego siebie”[5]. „Lecz Chrystus (...) wszedł przez większy i doskonalszy przybytek, nie ręką zbudowany, to jest nie z tego stworzonego świata pochodzący, wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia. (...). I dlatego jest On pośrednikiem nowego przymierza (...)”[6]. Ten fragment kolejny raz dowodzi, że ofiara Chrystusa złożona została raz na zawsze. A dlaczego? Bo dokonała wiecznego odkupienia. Dlatego nie musi być ponawiana. Ponadto cytowany tekst jasno pokazuje również, dlaczego tylko Chrystus może być pośrednikiem między świętym Bogiem a grzesznymi ludźmi — bo to On, a nie Maria, jakikolwiek papież czy inny „święty”, oddał swoje bezgrzeszne życie za grzeszników. Stąd wszelkie inne wstawiennictwa i pośrednictwa u Boga nie tylko nie mają biblijnego uzasadnienia, ale wręcz obniżają rangę jedynego pośrednictwa Chrystusa.

A to już kropka nad i: „Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, (...) i nie dlatego, żeby wielekroć ofiarować samego siebie (...) gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele razy (...)”[7]. Jak można w świetle tego dalej głosić mistyczną przemianę opłatka i mszalnego wina w prawdziwe ciało i krew Chrystusa, które następnie będą składane w prawdziwej ofierze przez kapłana na ołtarzu każdej z setek tysięcy katolickich świątyń? I tak codziennie, i po wiele razy dziennie? Chciałoby się zapytać: gdzie Rzym, gdzie Krym?

Może się wydawać, że zbyt dużo miejsca w artykule o kanonizacji poświęcam zagadnieniu bezpodstawności katolickiego nauczania o sakramencie eucharystii. Ale inaczej się nie da, skoro Archidiecezja Krakowska na podstronie „Po kanonizacji” zachęca do zanoszenia do Boga codziennych dziękczynień „przed Najświętszym Sakramentem w tygodniu eucharystycznym (tzw. oktawie Bożego Ciała)”.

Na końcu Archidiecezja zachęca także do „rozwoju kultu” świętego, publikując Litanię do św. Jana Pawła II. Czytamy w niej, że Jan Paweł II jest już „zanurzony w Ojcu”, „zjednoczony z Chrystusem”, „napełniony Duchem Świętym”. Jest także: „gorliwym Miłośnikiem Eucharystii”, „uczestnikiem cierpień Chrystusowych”, „kapłanem gromadzącym Kościół na składanie ofiary”, „miłośnikiem liturgii sprawującym Ofiarę na ołtarzach świata”.

 

Granice uwielbienia

Zastanawia, skąd w Polakach takie uwielbienie dla Jana Pawła II? Czy tylko stąd, że był papieżem? Nie. Raczej dlatego, że był Polakiem papieżem. Benedykt XVI, Niemiec na papieskim tronie, tak wielbiony nie był. Świadczy to jedynie o tym, że jako naród mamy deficyt dowartościowania. A to przecież my uratowaliśmy Europę przed zalewem najpierw islamu, a potem komunizmu. A odwdzięczono nam się rozbiorami, zdradą jałtańską, dowcipami o Polakach. Dlatego każdy szanowany w świecie „wielkoformatowy” Polak jest przez nas uwielbiany, bo przez niego czujemy się wreszcie docenieni jako naród.

Ale jak wszędzie wszystko musi mieć właściwą miarę, nawet uwielbienie. Nawet Boży prorocy i apostołowie popełniali błędy. Opisano je w Piśmie Świętym, abyśmy zawsze pamiętali, że byli zwykłymi ludźmi, i nie stracili z oczu najdoskonalszego wzoru do naśladowania — Jezusa Chrystusa. Przesada w wielbieniu człowieka może zagrozić zbawieniu. Taki człowiek może nam niepostrzeżenie przesłonić Boga, a to już bałwochwalstwo.„Chrystus XXI wieku”, „Bóg umarł ― żyć będzie wiecznie”, „Abba Ojcze” ― to tylko niektóre z wypowiedzi odnoszonych do Jana Pawła II. Apostoł Paweł i jego współpracownik Barnaba byli kiedyś zmuszeni powstrzymać tłum słowami: „Ludzie, co robicie? I my jesteśmy tylko ludźmi, takimi jak i wy, zwiastujemy wam dobrą nowinę”[8]. Ten tłumu chciał im złożyć ofiary na widok ich cudów i wołał: „Bogowie w ludzkiej postaci zstąpili do nas”[9]. Nawet anioł, który objawił apostołowi Janowi treść Księgi Apokalipsy, nie chciał, by go ubóstwiano. Jan upadł przed nim, by mu oddać pokłon, a anioł krzyknął: „Nie czyń tego! Jestem współsługą twoim i braci twoich, proroków, i tych, którzy strzegą słów tej księgi, Bogu oddaj pokłon!”[10]. Właściwa miara pozwala odróżnić należny szacunek od nienależnego kultu.

Przestańmy się fascynować wielkością choćby najbardziej godnego szacunku człowieka; zacznijmy wreszcie dostrzegać wielkość naszego Zbawiciela! Słowa proroka Izajasza nic nie straciły na aktualności: „Tylko Pana Zastępów miejcie za Świętego”[11]. Boże wezwanie: „Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty (…) bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym”[12] to wezwanie do każdego wierzącego. Chyba że wygodniej nam kreować — jak teraz — nielicznych świętych, by większość mogła dalej prowadzić życie dalekie od świętości, a swą pobożność sprowadzać jedynie do kultu tych pierwszych...

Chrześcijanie nie muszą się niczego bać. Nie jesteśmy sami. Mamy Ojca! Prawdziwego Ojca Świętego! Tego, do którego modlimy się: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”[13]. On i tylko On jest rozwiązaniem wszystkich naszych problemów.

Olgierd Danielewicz

 

[1] Zob. www.kanonizacja.diecezja.pl. [2] 1 Tm 2,5. [3] Hbr 9,24. [4] Ap 5,8-9.13. [5] Hbr 7,26-27. [6] Hbr 9,11-12.15 — wyróżnienia tu i w następnych cytatach biblijnych pochodzą od autora. [7] Hbr 9,24-26. [8] Dz 14,11. [9] Dz 14,15. [10] Ap 22,9. [11] Iz 8,13. [12] 1 P 1,16-15. [13] Mt 6,9.

 

[Artykuł opublikowano w miesięczniku  „Znaki Czasu” 4/2014].

 

 

Autor: Olgierd Danielewicz