JustPaste.it

Mit świętej krowy

Historia zaczyna się troszkę nietypowo, bo na wysokości ponad 3500 metrów nad poziomem morza. Swoisty prolog.

Historia zaczyna się troszkę nietypowo, bo na wysokości ponad 3500 metrów nad poziomem morza. Swoisty prolog.

 

48286dba9896c2157f3004d1323795c6.jpg

Podkurczyłem nogi w śpiworze, założyłem na głowę czapkę, a potem jeszcze kaptur. Nie pamiętam czy myślałem o czymś konkretnym, czy po prostu wpatrywałem się w tajemniczą nicość za oknem. Była nas tu dosłownie garstka, na skraju cywilizacji, na dachu świata. Odizolowani od wszystkiego, siedzieliśmy po cichu w małym schronisku, którego cienkie ściany oddzielały nas od surowości himalajskiej natury. Gdy nadeszła wreszcie pora na kolację, a w kominku zapłonęły pierwsze kawałki drewna, ożywiła się również atmosfera. Duńska turystka wygramoliła się leniwe spod grubego koca, jej nepalski przewodnik usiadł zaraz przy piecu trzymając na kolanach wielką miskę ryżu a zarządca tej małej oazy rozpoczął swój monolog. Zaczął się temat różnic kulturowych, które zawsze są gwarantem ciekawych dyskusji. Było trochę niedowierzania, potem nadziei, że w przyszłości Nepal dogoni zachód. Też mi cel, pomyślałem. Po co wzorować się na czymś, co w niektórych miejscach zaczyna już gnić? Porozmawialiśmy więc jeszcze o przepaści jaka dzieli każde kolejne pokolenia i tak powoli, powoli doszliśmy do tematu świętej krowy. Wspomniany już wyżej nepalski przewodnik zamyślił się na chwilę, lekko się roześmiał i rozpoczął swoją opowieść.

„Byłem jeszcze młodym chłopakiem, w sumie to dopiero zaczynałem pracować jako górski przewodnik. Pamiętam, że razem z ojcem zostaliśmy zaproszeni przez naszych klientów na kolację do jednej z tych turystycznych restauracji. Nie miałem pojęcia co zamówić, zamówiłem więc to co wszyscy. Takim to właśnie sposobem po raz pierwszy w życiu zjadłem świętą krowę. Skąd mogłem wiedzieć z czego robi się te steki? Kolacja udała się znakomicie, spędziliśmy wspaniale czas i na koniec rozstaliśmy się w dobrych humorach. Po powrocie do domu ojciec powiedział mamie, że nie jestem już raczej głodny, zjadłem przecież wielki soczysty kawałek wołowiny. Delikatnie zaskoczony odparłem, że to nie była wołowina a stek. Rodzice się roześmiali i wyjaśnili że to jedno i to samo. Rozzłościłem się na ojca niesamowicie. Wiedział i nie powiedział ani słowa! Może to i śmieszne, ale wtedy byłem przekonany, że dopuściłem się olbrzymiej zbrodni. Przez miesiąc nie mogłem dojść do siebie, myśląc przez cały ten czas o karze, która spotka mnie w przyszłym życiu.”

„Drugi stek zjadłem dopiero wiele lat później, podczas pobytu w Europie. Tłumaczyłem to sobie w ten sposób, że skoro europejskie krowy nie są święte to ja nie muszę martwić się czy jedząc taki obiad, nie skończę w przyszłości jako osioł.”

1c08cc231ff1ed55fa437daa7fca9e29.jpg

Jak widać krowa krowie nie równa, bo nawet w Indiach wygląda to inaczej, a w Nepalu inaczej. Wszystko jest w porządku, kiedy taka mućka może sobie zejść z asfaltu i poskubać trochę trawki na poboczu. Gorzej sprawa wygląda w zabetonowanych dżunglach, gdzie koloru zielonego doświadczyć nie sposób. Jak może pamiętacie z lekcji biologii, przeżuwacze dzięki wymyślnemu zestawowi czterech żołądków, są w stanie pożywiać się pokarmem bogatym w celulozę. Widokiem więc powszechnym jest krowa, która pasie się na środku hali dworcowej lub gdzieś przy głównej drodze. Jako że na brak śmieci nie można tam narzekać, zwierzęta te włóczą się po mieście w poszukiwaniu kartonów i papierowych torebek.

Przyznać jednak muszę, że w Pokharze nie wyglądało to jakoś najgorzej, szczególnie na obrzeżach miasta. Różnego rodzaju bydło chodziło sobie swoimi ścieżkami i był w tym pewien urok. To co działo się natomiast w indyjskim mieście Gorakhpur przechodziło wszelkie pojęcie i potrafiło zjeżyć włos na karku. Gdziekolwiek i cokolwiek jednak by się nie działo, krowy zawsze pozostawały opanowane i ze stoickim spokojem radziły sobie z trudną rzeczywistością.

cd694a0bcc4ad65971a0ada9a068a3fe.jpg

 

Po więcej, mam nadzieję ciekawych artykułów, zapraszam na Trip bez endu