JustPaste.it

Luksemburczykiem być

negocjuj pan, panie jak Arab z Żydem, ale płać pan do cholery jak człowiek (zasłyszane na targowisku)

negocjuj pan, panie jak Arab z Żydem, ale płać pan do cholery jak człowiek (zasłyszane na targowisku)

 

Najlepiej zarabiającymi narodami w Europie są Szwajcarzy, Luksemburczycy i Duńczycy. Polacy plasują się dopiero na 23. miejscu.

Nie mamy powodów do radości. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie netto wynosi w Polsce 842 dol. To ponad sześciokrotnie mniej niż w stojącej na czele zestawienia Szwajcarii czy ponad czterokrotnie mniej niż u Niemców. Polskę wyprzedzają także takie kraje jak Hiszpania, Portugalia czy Grecja, ale one są pogrążone w głębokim kryzysie, przed nami także Turcja czy Czechy.

Taki jednak sposób porównywania jest pełen wad. Zniekształcenie tego obrazu powodują chociażby wahania kursów walutowych. Obecna średnia płaca w Polsce wyrażona w dolarach jest ciągle niższa od tej z 2008 roku, kiedy za dolara płaciło się nieco ponad 2 złote, a od tego czasu przeciętne wynagrodzenie w Polsce co roku rosło. I to zarówno nominalnie jak i realnie. Trzeba też pamiętać, że jest to porównanie  średnich płac, a w Polsce takie wynagrodzenie jest osiągalne tylko dla .......1/3 pracujących.

Co to znaczy przeciętne.

Po pierwsze GUS zbiera te dane z podmiotów zatrudniających powyżej 9 osób. Zatem nie uwzględnia się danych z najmniejszych firm w których pracuje ok. 5,5 mln osób. Możemy szacować, że dane na temat przeciętnego wynagrodzenia zbierane są od ok. 40 proc. pracujących. Małe firmy do krezusów raczej nie należą. Np. małe firmy budowlane są z reguły podwykonawcami na samym dole biznesowej drabiny.

Po drugie GUS podaje zawsze dane brutto. Miesięczne dane uwzględniają także różnego rodzaju premie, wypłaty z zysku, nadgodziny itp. Widać to szczególnie w grudniu, gdy przeciętne wynagrodzenie jest  zawsze znacznie wyższe.

Po trzecie wzrost płac podawany przez GUS oznacza wzrost nominalny. Realny wzrost płac występuje tylko wtedy gdy nominalny wzrost wynagrodzeń jest większy od inflacji mierzonej wskaźnikiem CPI.

Po czwarte przeciętne miesięczne wynagrodzenie liczone jest jako średnia ze wszystkich badanych wynagrodzeń. Oznacza to, że osoby o wysokich  wynagrodzeniach mają większy wpływ na kształtowanie się tego wskaźnika niż osoby o niskich dochodach.

Wypłata półmilionowej premii panu od stadionu narodowego zawyża procentowo najniższe wynagrodzenie dość znacznie. Statystyczny biedak się bogaci. Może się i ucieszy, tyle, że tych pieniędzy nie widzi.

Bardziej obiektywnym wskaźnikiem byłaby nie średnia, a mediana, ale wówczas statystyki byłyby jeszcze smutniejsze.


Czy jest aż tak kiepsko?

Niezupełnie. W każdym z europejskich krajów ceny kształtują się inaczej. A jak pokazują dane Eurostatu różnice są znaczne: Szwajcaria nie tylko jest krajem z najwyższymi płacami, ale także z najwyższymi cenami – o 58 proc. wyższymi od średniej dla Unii Europejskiej (to dane za 2012 rok, jeszcze bez Chorwacji).

Różne poziomy cen powodują, że siła nabywcza podobnych wynagrodzeń jest inna. Po uwzględnieniu tego faktu okazuje się, że różnice są znacznie mniejsze.

W tym zestawieniu Polska zajmuje 17. miejsce i wyprzedza wszystkie kraje regionu z wyjątkiem Słowenii. Za nami znalazły się także takie państwa jak Portugalia czy Grecja, wyprzedza nas jednak Hiszpania, która co prawda jest dwa miejsca wyżej, ale różnica w sile nabywczej jest znacząca.


Choć Szwajcaria pozostaje na czele stawki to jej obywatele mają siłę nabywczą nawet nie dwuipółkrotnie większą od Polaków (poprzednio różnica była sześciokrotna), a Niemcy nie mają nawet dwukrotnego przebicia (wcześniej czterokrotne).

Skąd się bierze taka różnica w wynagrodzeniach?

Ekonomiści w pierwszej kolejności wskazują na niską wydajność pracy. Według danych OECD za 2011 rok wydajność pracy w Polsce wynosi 43,5 proc. tego co w USA. Tymczasem w Niemczech i Francji wskaźnik ten przekracza 90 proc. W Hiszpanii wynosi on 78,8 proc., a w Grecji i Portugalii ok. 54 proc.

Jesteśmy leniwi?

Nie. Jesteśmy jednym z najpracowitszych narodów w Europie. W porównaniu z innymi nacjami można by rzec, że jesteśmy pracoholikami. Niska wydajność to wynik niskiej innowacyjności, brak nowoczesnych technologii, niedobor kapitału, czy po prostu braku globalnych firm. One  wszędzie na świecie płacą pracownikom najwięcej, dzięki temu, że osiągają wysoką wydajność.

Nie bez znaczenia jest też poziom zatrudnienia. Po prostu im więcej osób pracuje w danym kraju, tym mniejszą ilość osób grupa pracująca musi utrzymać. Nie chodzi tu o własne potomstwo, ale innych nieproduktywnych jak służby mundurowe, urzędnicy, emeryci i renciści.


W Polsce na 38 mln obywateli pracuje ok. 15,6 mln osób. Daje to wskaźnik zatrudnienia na poziomie 59,7 proc. (procent pracujących w grupie wiekowej 15-64), podczas gdy średnia UE wynosi 64,1 proc., a w większości zachodnich krajów wskaźnik ten przekracza 70 proc.

To nie wszystkie powody niskich zarobków. Fundacja „Pomyśl o przyszłości” wymienia ich 21. Najważniejsze z nich:

- niski poziom prawa podatkowego i gospodarczego niesprzyjające przedsiębiorcom,
- słabo rozwinięta infrastruktura,
- mała ilość krajowych firm o globalnym znaczeniu,
- wysokie odsetki od zaciągniętego przez państwo długu,
- duża szara strefa,
- korupcja,
- marnotrawstwo publicznych pieniędzy,
- opieszałość systemu wymiaru sprawiedliwości,
- rozdęta ponad miarę biurokracja,

W ciągu ostatnich 7 lat realne wynagrodzenie wzrosło o 25 %. Jeszcze ok. 70 lat i dogonimy Luksemburg. Na koniec jednak dobra wiadomość. Najniższe wynagrodzenie rośnie u nas ostatnio najszybciej w UE. Oby się nie zatrzymało lub nie daj Boże wykoleiło.

A może wypowiedzieć wojnę Luksemburgowi i natychmiast się poddać. 


Źródło Forbes, bankier.pl, GUS.