JustPaste.it

Przepraszam, czy widział ktoś moje życie?

Czy istnieje tylko jeden sposób na spędzanie wolnego czasu? Czy sobotnie poranki już zawsze będą służyły robieniu prania a majówka jedzeniu kiełbasy i zapijaniem jej piwem?

Czy istnieje tylko jeden sposób na spędzanie wolnego czasu? Czy sobotnie poranki już zawsze będą służyły robieniu prania a majówka jedzeniu kiełbasy i zapijaniem jej piwem?

 

"Wyglądasz na zmęczoną..."

Zawsze jest tak samo. Cały tydzień człowiek pracuje i nie ma na nic czasu. W piątek po pracy szybkie zakupy na następny tydzień, w sobotę od rana pranie (albo i sześć) i sprzątanie całego mieszkania. W międzyczasie oczywiście pacyfikowanie dzieci, robienie obiadu i sprzątanie stłuczonych rzeczy (oraz zaklejanie stłuczonych kolan). Następnie (około osiemnastej) prysznic, suszenie, ubieranie, malowanie (cienie pod oczami same się nie zakryją) i jeśli ma się siłę ruszyć ręką to można wynurzyć się do miasta na jakiegoś drinka z koleżankami. Jeśli natomiast siły się nie ma (co zdarza się naprawdę często) to zawsze można spróbować też obejrzeć jakiś film. Spróbować, bo to bardziej niż pewne, że po chwili i tak będziemy chrapać przed telewizorem. Niedziela to oczywiście dzień dla rodziny (tak jakby każdy inny nim nie był), więc najpierw jest to spacer i obiad na mieście, następnie sprawdzanie czy lekcje na pewno zostały odrobione, prasowanie suchego już prania i szybki film na dobranoc. Tadaaaam! Brzmi znajomo?

...często na własne życzenie...

Każdy, naprawdę każdy wolny czas naszej rodziny (czy to właśnie weekend, czy święta, czy ferie, czy ostatnio majówka) wygląda zazwyczaj co roku tak samo. Widzę to też u znajomych (tych bliższych i dalszych też) oraz w sumie u całej rodziny. Sama nie wiem dlaczego tak ciężko jest w tych czasach przestawić się na coś innego, wyrwać z objęć rutyny. Może zbytnio generalizuję, ale wydaje mi się, że zgnuśnienie przychodzi o wiele łatwiej, niż spontaniczność i energia do działania kiedy na głowie ma się cały świat. W tamtym roku co prawda nam się udało wyjechać na majówkę w góry. Głównie chyba dlatego, że mój mąż w końcu się zdenerwował i wyszedł z inicjatywą. Po prostu zabukował pokoje w Mercure w Karpaczu i nie było gadania. ;) Odpoczęliśmy, popływaliśmy w basenie, dzieciaki spędzały niemal każdy dzień na powietrzu, bawiły się na placu zabaw i co najważniejsze (wiem, jak to zabrzmi, ale jeśli jesteś rodzicem to na pewno zrozumiesz) nie zawracały nam głowy częściej, niż to było konieczne. Spacerowaliśmy, kupowaliśmy pamiątki, korzystaliśmy z hotelowego spa i (żeby zupełnie nie wywracać naszego życia do góry nogami) objadaliśmy się karkówką z grilla w tzw. chacie grillowej. :D Miłe było to, że tym razem to nie my musieliśmy pilnować, żeby nie zeschła na wiór.

 ...w sumie to częściej, niż "często"

Tym bardziej właśnie nie mam pojęcia dlaczego w tym roku standardowo pojechaliśmy do znajomych za miasto! Co nas podkusiło? Odnoszę wrażenie, że czasem sami sprowadzamy na siebie kłopoty. Wiemy jak zwykle wyglądają takie weekendy, a i tak się tam pchamy. Najpierw oczywiście szukamy supermarketów, które nie zostały jeszcze spustoszone przez watahy wygłodniałych kaszankomaniaków. Potem stoimy w kolejce jakieś trzy godziny, ażeby za chwilę i tak wrócić tam po środki na komary i może - jak dobrze pójdzie - na wieczór docieramy do Pawła i Jolki. Cały weekend wygląda (cóż za niespodzianka!) tak samo. Na śniadanie grill, na obiad grill, na kolację grill. Panowie sączą piwo, panie plotkują i sprzątają, później sprzeczają się z panami (potem skarżą się innym paniom i wieczór jakoś leci) a w międzyczasie  parzą dzieciom miętę, bo znowu jakimś dziwnym trafem, w tym całym zamieszaniu zjadły o dużo za dużo. Wyjeżdżamy stamtąd przejedzeni i zmęczeni, plus dobija nas myśl, że jutro "a piać od nowa" - szkoła, praca, zakupy i tego typu rozrywki. Nie mogę więc powiedzieć, że moja majówka była najlepsza na świecie.

37f7352ac20fda5e8e8546f8eeea0673.jpg

(zdjęcie pobrane zostało z http://pl.wikipedia.org/wiki/Ogr%C3%B3d_dzia%C5%82kowy)

K.O.N.I.E.C

Serio. Koniec z rutyną. Tegoroczny weekend majowy przelał chyba czarę goryczy i dał nam do myślenia. Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że czas zabrać się za siebie i swoje dziwne nawyki. Od teraz wszystkie obowiązki załatwiamy do piątku do północy, a weekendy należą tylko do nas. Koniec z majówkami na działce (swoją drogą -  do najtańszych nie należą...) i koniec z nudą. Mam nadzieję, że to nam wyjdzie, w przeciwnym razie zwariuję i zdziadzieję. Wszyscy "zdziadziejemy". A tego byśmy nie chcieli. Szkoda życia na takie życie. :)