Ufność nie może być pyskiem szczura,
który w zaułkach o swoje walczy.
Licha zapłata mu nie wystarczy,
nudzi go jęków koloratura.
Dni porażone płynącym czasem,
pełzną zawłaszczać dawno zabrane
znów obrażają kłamstwa hałasem
to wymodlone i niespełniane…
Wymknął się z klatki syk wściekłej furii,
w los się, w bezradność bezkarnie wprasza,
bije po twarzach, kaleczy dumę,
grozi i znowu pokorę zgłasza.
Nie taka była umowa stanu,
żeby się dusić w rebusach krzyku,
wstydzić się Godła, co gubi pióra,
bo nowa wiara miarą wyniku.
Łudzeni brednią, że stan przejściowy,
jeszcze wierzymy w siłę znaczenia,
spłacamy raty ciągle bez końca
przez jedno życie, w mgle przyrzeczenia.
Gdy nam już modlitw w ustach nie starczy,
a obiecane pomarszczy skórę,
jeszcze nie zgasną świece w ołtarzach,
chcąc się dopytać obietnic … które?
© Janusz D.