JustPaste.it

Podręcznik Jarosława Kaczyńskiego...

Jeśli ktoś kiedyś zajrzy do biblioteki prezesa PiS, znajdzie w niej wyczytaną "Psychologię tłumu". Kwestią otwartą jest tylko to, czy stosując się do wskazań Le Bona, będzie jeszcze rządzić.

W ostatnich tygodniach ukazała się w ramach serii wydawniczej "Biblioteka Filozofów" książka Gustawa Le Bona (1841--1931) pt. "Psychologia tłumu", po raz pierwszy wydrukowana w 1895 r. W bibliotece Stalina znaleziono podobno wyczytanego "Księcia" Machiavellego. Odnoszę wrażenie, że jeśli ktoś kiedyś zajrzy do biblioteki Jarosława Kaczyńskiego, znajdzie w niej wyczytaną "Psychologię tłumu". Zgodnie z tym, co przewidywał Le Bon, nieuchronne miało stać się górowanie nieświadomego tłumu nad świadomą działalnością jednostek. Nadchodzące XX stulecie miało być erą tłumów. W związku z tym, zdaniem Le Bona, mąż stanu powinien znać psychologię tłumu, jeśli pragnie nim rządzić. Jarosław Kaczyński jest mężem stanu, chociaż nie dla wszystkich, i zna tę psychologię. Kwestią otwartą jest tylko to, czy stosując się do wskazań Le Bona, będzie jeszcze rządzić.

Cechy tłumu

Le Bon definiuje tłum jako "zbiorowisko jakichkolwiek jednostek, niezależnie od ich narodowości, płci i wyznania, a także od przypadku, który je zgromadził" (s. 23). Tłum nie jest średnią świadomości i stanu emocjonalnego tworzących go jednostek, lecz jest nową jakością. W tłumie zanika świadomość własnej odrębności, swojego ja, a uczucia i myśli wszystkich otrzymują jeden kierunek. Tłum może tworzyć kilka zaledwie jednostek, a niekiedy cały naród, nie tworząc określonej zbiorowości, "może stać się tłumem pod wpływem pewnych wydarzeń" (s. 24). Tłumem w jego rozumieniu była więc każda zbiorowość, której jedność zasadzała się na irracjonalnej gotowości do działania, wynikającej z narzucenia przez przywódców swej woli i rezygnacji z wszelkiej samokontroli. Teoria tłumu Le Bona jest więc w istocie teorią życia społecznego z pogranicza polityki, władzy, rewolucji, psychologii i manipulacji społecznej. Istota psychologii tłumu Le Bona polega na ukazaniu przemian, jakim podlegają świadomość i działania jednostek pod wpływem interakcji społecznych. Również Jarosławowi Kaczyńskiemu to nie przeszkadza, trybunem ludowym jest wszędzie tam, gdzie ma chociaż paru wiernych słuchaczy.
Wraz z przyznaniem masom powszechnego prawa wyborczego rośnie rola tłumów i wyrazistość ich żądań. Do tłumów należą też zgromadzenia parlamentarne, które "mają wszystkie charakterystyczne właściwości tłumu: prostotę poglądów, drażliwość, podatność na sugestie, przesadę w uczuciach i decydujący wpływ przywódców" (s. 151). Tłumy dążą do ograniczenia czasu pracy, wywłaszczenia kopalń, kolei, fabryk, ziemi, równego podziału dochodów, oddania władzy masom ludowym. Tylko specjaliści mogą powstrzymać zgromadzenia przed popełnianiem błędów.
Żądania te, i nie tylko one, świadczą o tym, że tłumy nie mają zdolności rozumowania, ale mają zdolność do działania, do burzenia zmurszałych cywilizacji. Tłumy są zbrodnicze, ale istnieją też "cnotliwe, bohaterskie" (s. 18).
Tłum, według Le Bona, myśli obrazami, które pojawiają się w reakcji łańcuchowej, w efekcie nie istnieją dla niego rzeczy niemożliwe. Fantazje, legendy i halucynacje, posiadające cechy wiarygodności, opanowują jego świadomość i zastępują zdolność poprawnego postrzegania zjawisk i procesów. Zdaniem Le Bona, "zarówno nieuk, jak i uczony, kiedy staje się cząstką tłumu, traci zdolność obiektywnej oceny faktów" 
(s. 38). W tłumie niewiele widać: "obserwacje zbiorowe są najbardziej błędne i najczęściej polegają na złudzeniu pewnej jednostki, która zaraźliwie narzuciła swój pogląd innym" 
(s. 42). Joachim Brudziński, człowiek Jarosława Kaczyńskiego, będąc zapewne przekonanym, że ma przed sobą telewizyjny tłum, nie poskąpił tych sugestywnych "obrazów" oraz postawił kropkę nad i w TVN 24. Mając na myśli Donalda Tuska, mówił: "Premier ścigał się z nami w drodze na miejsce tragedii, a potem pod namiotem, osłonięty przed deszczem ściskał się z Putinem, a ciało prezydenta zostawił w ruskiej trumnie na deszczu". Nie zażądał "od Putina, żeby rozpostarł namiot nad ciałem Lecha Kaczyńskiego". A ponadto "nie było kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego - taki premier nie zasługuje na mój szacunek". "Putin - według dogłębnej wiedzy Brudzińskiego - oszukiwał Jarosława Kaczyńskiego, że będzie mógł zabrać do Polski ciało brata". Lepiej nie można było pobudzić wyobraźni Polaków i demonów przeszłości...
Le Bon jest przekonany, że uczucia tłumu cechuje prostota i przesada. "Tłum z jednej krańcowości zbyt szybko przerzuca się w drugą. Każde podejrzenie staje się dla niego natychmiast pewnikiem nie do odparcia; najmniejszy uśmiech czy pogardliwe spojrzenie wywołuje u niego wściekłą nienawiść, podczas gdy u jednostki nie będącej cząstką tłumu pozostałoby to bez jakiegokolwiek wpływu" (s. 45). Ma to ewidentne potwierdzenie w reakcjach zwolenników Jarosława Kaczyńskiego na wszelkiego rodzaju żarty, a nawet reklamy telewizyjne, jak również w prezentowanych przez Program 1 TVP wypowiedziach jego czcicieli. Poznanie zmienności i "kobiecej" natury tłumów to istny dar od Boga.
Jedna z wielu rad Le Bona polega na tym, aby przywódca, który chce porwać rozhisteryzowany tłum, używał "bardzo często silnych określeń" (s. 46). Trzeba przyznać, że Jarosław Kaczyński sypie takimi określeniami jak z rękawa. Miota, będące w istocie obelgami, różnego rodzaju insynuacje pod adresem swoich przeciwników politycznych. Każdy zarzut ocieka podejrzeniami o zdradę narodu, szpiegostwo na rzecz obcych potęg, kolaborację z wrogami ojczyzny itp.

Siłą złudzenia i tradycji

Tłum, zauważa Le Bon, od zarania cywilizacji ulegał złudzeniom, a tym, którzy je tworzyli, budował wspaniałe świątynie i pomniki. Nieraz potrzeba było krwawych wydarzeń, aby tłum wyrwał się spod jakichś złudzeń, co niestety oznaczało najczęściej podporządkowanie go innym. "Tłum potrzebuje złudzeń, którym poddaje się instynktownie, podobnie jak owady w dążeniu swym do światła, dlatego daje się opanować mówcom, którzy właśnie niosą mu upragnione ideały" (s. 91). To dążenie do zaspokojenia psychicznych potrzeb skupionego wokół siebie tłumu jest stałą troską Jarosława Kaczyńskiego. W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" lider PiS mówił, że "ci, którzy pomniejszają rolę Lecha Kaczyńskiego", boją się, że w obliczu nieuchronnej kompromitacji Lecha Wałęsy to on stanie się "symbolicznym patronem ruchu solidarnościowego". Uważa, że PO robi wszystko, "byle tylko zniszczyć pamięć o tragicznie zmarłym prezydencie". A dorobek jego brata jest niepowtarzalny, ale Polska, która go uczci, "nie będzie Polską, której oni chcą". "Tak jak Piłsudski nie mógł być symbolem PRL. Tak samo Lech Kaczyński - przy całej nieporównywalności postaci - nie może być symbolem kondominium rosyjsko-niemieckiego w Polsce". Co za wspaniałe wyciągnięcie wniosków z nauki Le Bona, który pisał: "Tłum nie pożąda prawdy i gardzi rzeczywistością, ubóstwia natomiast zwodnicze złudzenia. Kto potrafi omamić tłum, ten łatwo nim zawładnie; kto zaś stara się go rozczarować, padnie jego ofiarą" 
(s. 92).
"Tłum z nadzwyczajnym uwielbieniem czci tradycję i czuje głęboki, podświadomy wstręt do wszelkiego nowatorstwa, gdyż drży przed jakąkolwiek zmianą warunków swego materialnego bytu" (s. 49). I Jarosław Kaczyński do nowatorów nie należy. Tradycja ma być przewodnikiem jego ludu. Chętnie w związku z tym pozuje na strażnika tradycji narodowych, choć często jest to tradycja klęski. Emerytów zaś ciągle straszy polityką PO i Unią Europejską.
Le Bon zauważa w tłumie nie tylko negatywne cechy. Tłum potrafi dokonywać wzniosłych czynów moralnych. Bywa skłonny do poświęceń, bezinteresowności, ofiarności i prawości. Ale jednocześnie, ponieważ w duszy każdego człowieka drzemią instynkty burzycielskie i zdolność do okrucieństwa, tłum może mordować i dowodzić swego okrucieństwa. "Każde odwołanie się do miłości Ojczyzny, do uczuć religijnych, do poczucia honoru oddziałuje na tłum, który jest zdolny do bezgranicznych poświęceń" (s. 51). Jarosław Kaczyński ma w tych sprawach swoistego samograja, którego uruchomił, gdy odsądził prezydenta Komorowskiego od czci i wiary za zapowiedź przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła.
Ktoś, kto opanuje tłum, ma sprawę wygraną, gdyż zyskuje fanatycznych zwolenników. Zdaniem Le Bona, wiele tłumów zginęło w obronie wierzeń, idei i haseł, których "często prawie nie rozumiały" 
(s. 51). Jarosław Kaczyński to również ma na uwadze. Można nawet wyciągnąć wniosek, że uważa, iż im mniejsza świadomość społeczna, tym większa gotowość tłumu do umierania "za Coś" i "dla Kogoś". Tłum ma bowiem zdolność do umoralniania niemoralnych jednostek. "Nawet największy drań, gdy stanie się cząstką tłumu, staje się na ten czas zwolennikiem bardzo surowych zasad moralnych" 
(s. 51). Jarosław Kaczyński jest w stanie każdemu wszystko wybaczyć, pod warunkiem że znajdzie się w jego tłumie.
Zdaniem Le Bona, na wzbudzaniu fanatyzmu budowali swą przyszłość twórcy nowych religii i politycy. Tłum potrzebuje religii, która staje się formą jego przekonań. "Poglądy bowiem, czy tyczyć się będą kwestii politycznych, społecznych, czy religijnych, wtedy dopiero zostaną przyjęte przez tłum, kiedy przybiorą formę religii, dzięki której nie będą mogły podlegać dyskusji" (s. 65). Trzeba przyznać, że kontakty Jarosława Kaczyńskiego z Radiem Maryja i manifestowana dewocja są próbą sakralizacji przez niego swojej polityki oraz stworzenia wyraźnej bariery przed krytyką swojej osoby i ugrupowania politycznego. Wydaje się, że Jarosław Kaczyński i jego bezpośrednie otoczenie nie mieliby nic przeciwko ubóstwieniu prezesa jak swego czasu cesarzy.

Przywódcy

Jarosław Kaczyński, zdaje się, doskonale przyswoił sobie myśl Le Bona, że "przywódcami tłumów są najczęściej lu-dzie czynu, nie zaś myśliciele" 
(s. 98). Eliminuje wręcz wszystkich tych, którzy chcą samodzielnie myśleć i nie chcą zdawać się na jego prestiż. Przekonali się o tym Ludwik Dorn, a ostatnio Marek Migalski i Elżbieta Jakubiak. Le Bon nie ma najlepszego zdania o kondycji psychicznej przywódców tłumów. "Przywódcami tłumu stają się też ludzie o starganych nerwach lub na pół obłąkani, którym niedaleko już do zupełnego obłędu. Niezależnie od tego, jak śmieszna jest idea, którą propagują, lub cel, do którego dążą, wszelkie rozumowanie okazuje się bezsilne wobec ich przekonania. (...) Dla swych przekonań poświęcają oni swe osobiste cele i rodzinę; znika nawet instynkt samozachowawczy" (s. 98). Nawet jeśli nie ocenimy w tym duchu Jarosława Kaczyńskiego, to nie można oprzeć się wrażeniu, że wiernym sobie tłumom zapewnia on odpowiadającego temu opisowi Macierewicza, co raz wysuwając go na odpowiedzialne odcinki walki. W tworzeniu legendy o Lechu Kaczyńskim, tym razem jako szef parlamentarnego zespołu wyjaśniającego katastrofę smoleńską, w celu uczynienia zadość tłumowi, ale bez posiadania dowodów, wysunął tezy o winie rosyjskich kontrolerów lotu, o tym, że decyzje konsultowali ze swoją centralą w Moskwie, zasugerował nawet możliwość dobijania rannych, którzy przeżyli katastrofę smoleńską. Czysta paranoja... Ale u jej podłoża leży cyniczne przekonanie, że rusofobia zaćmi umysł każdego lub jest wytworem człowieka o "starganych nerwach lub na pół obłąkanego".
Rola przywódców tłumów polega na budzeniu wiary, czy to religijnej, politycznej lub społecznej, czy wreszcie wiary w jakieś dzieło, w człowieka bądź w ideę, gdyż wiara, jak wiadomo, może góry przenosić. "Wielkie religie, które zawładnęły światem, rozległe imperia, rozciągające swe obszary na obie półkule, nie zostały stworzone ani przez uczonych i filozofów, ani tym bardziej przez tych, których dusze ogarnęło zwątpienie" (s. 99). Jarosław Kaczyński to przekonanie ma we krwi. Ciągle walczy z Rosją, choć jest dziwnie służalczy wobec USA.
Program Jarosława Kaczyńskiego jest mało konkretny. Le Bon wyjaśnia, że konkretny program polityczny stwarza jego autorowi problemy w przyszłości. "Kandydat, który ujmie swój program w mgliste formuły, gdzie będzie wszystko i nic, ma zapewnione powodzenie" (s. 144). Z tej rady Le Bona korzysta dzisiaj wielu polityków.
W ślad za Le Bonem można powiedzieć, że wiernym Jarosławowi Kaczyńskiemu tłumem kieruje nie "potrzeba wolności", lecz "potrzeba uległości".
Jeśli chodzi o metody, jakie powinny być stosowane przez przywódców wobec tłumów, aby zapewnić sobie ich uległość, to Le Bon pisał, że "najlepszą metodą zaszczepiania jakiejś idei w duszę tłumu jest twierdzenie, wolne od wszelkiego rozumowania, pozbawione wszelkich dowodów i nie liczące się nawet ze znaną tłumowi rzeczywistością. Im myśl zawarta w twierdzeniu jest bardziej zwięzła, im bardziej pozbawiona nawet pozorów uzasadnienia i dowodu, tym większy zdobędzie autorytet, tym silniej oddziała na uczucia tłumu" (s. 103). Używane ogólniki i insynuacje są ze strony Jarosława Kaczyńskiego wystarczające dla wiernej mu publiczności.
Le Bon pisze, że "twierdzenie dopiero wtedy wywrze pożądany wpływ, kiedy będzie ustawicznie powtarzane w tej samej formie". "Dzięki powtarzaniu wypowiadane poglądy przenikają do duszy tłumu, a w końcu, czy są rozumiane, czy nie, zostają uznane za prawdę nie podlegającą dyskusji" (s. 103). Równie jasno wyraził to Goebbels, mówiąc o hitlerowskiej propagandzie, że "kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą". Jarosław Kaczyński nie rozpieszcza swoich słuchaczy. Wszystkiemu winni są "układ", "komuna", "sowieci", "rząd", ale cóż - tłum "pojmuje tylko bardzo pierwotne kojarzenie pojęć" (s. 93). Wszak "kilka zdań, haseł i frazesów wbitych w głowę w młodości wystarczy, by przejść przez życie bez najmniejszego zastanawiania się" (s. 87).

Prestiż

W podporządkowaniu tłumów ważny jest prestiż przywódcy. Ma on wpływ na byt społeczny nie tylko za życia przywódcy, ale nawet po jego śmierci. Le Bon pisze, że prestiż "przeżył samego Napoleona i rósł na sile po jego śmierci. Dzięki temu prestiżowi bratanek Bonapartego został cesarzem" (s. 113). Wielu nieżyjących wodzów i przywódców ma władzę nad duszami ludzi, chociaż byli tyranami i dawno już nie żyją. Cienie zmarłych to najwięksi despoci tłumów. Można z całą pewnością powiedzieć, co przyznają zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy byłego prezydenta, że prestiż Lecha Kaczyńskiego urósł po jego śmierci. Na tym prestiżu Jarosław Kaczyński próbował zostać zaledwie prezydentem. Ale, na razie, nic z tego nie wyszło, co nie oznacza, że zaprzestał on walki o prestiż swego tragicznie zmarłego brata i zrezygnował ze starania o ten urząd w przyszłości. Po zażartości toczonej kampanii o upamiętniające go pomniki i bezwzględnym eliminowaniu krytyków swojej osoby można sądzić, że już odkłada nowy kapitał na swą polityczną przyszłość.
Prestiż jest bardzo ważny, gdyż, zdaniem Le Bona, jest podstawowym sposobem przekonywania tłumów. Ale trzeba pamiętać, że prestiż człowieka gaśnie wraz z jego niepowodzeniami. Jarosław Kaczyński musi stale o tym pamiętać, a dla jego wrogów jest to przynajmniej jakaś cicha nadzieja. Le Bon ostrzega, że tłum mści się na upadłych bohaterach. "Kiedy prestiż stanie się przedmiotem dyskusji, traci swą moc" 
(s. 115), "Ponieważ każde powszechne wierzenie czerpie swe soki życiowe z jakiegoś złudzenia, dlatego tak długo będzie żywotne, jak długo nie zostanie poddane egzaminowi" (s. 117). Prestiż poddany dyskusji traci swe źródło potęgi. Warto więc poddać dyskusji politykę braci Kaczyńskich, aby pozbawić ją, powstałego z pogrzebowej grzeczności, nimbu świętości i słuszności.

Przestroga

Zdaniem Le Bona, tłum dobroć władców uważa za przejaw ich słabości. Dlatego buduje pomniki tyranom, a depcze tych, którzy utracili wpływy i władzę. "Tłum jest zawsze gotów powstać przeciw słabej władzy, a niewolniczo gnie swe kolana przed władzą silną" (s. 49). Nie ma chyba większej troski Jarosława Kaczyńskiego niż urabianie wizerunku silnego i zdecydowanego człowieka. Są problemy w kraju? Jakie wyjście? Prowokować... ścigać... surowo karać...
Perspektywa panowania nad tłumami jest bardzo nęcąca. Uczucia tłumu są jednak gwałtowne i krańcowe, sympatia przeradza się w uwielbienie, a antypatia w nienawiść. Jednostka, która cieszy się uznaniem tłumu, może być dla niego bóstwem, za które tłum będzie gotowy oddać życie. Le Bon jednak przestrzega: "Kto dzięki tłumowi szuka rozgłosu i uznania, może w krótkim czasie dojść wysoko, ale zawsze iść będzie po krawędzi Tarpejskiej Skały, z której któregoś dnia na pewno zostanie strącony w przepaść" (s. 36).
Wydźwięk książki Le Bona jest pesymistyczny. Tłum zmienia się co prawda w naród, wychodzi z okresu barbarzyństwa, tworzy cywilizację, ale po pewnym czasie cywilizacja zaczyna kostnieć i chylić się ku upadkowi, czego ostatnim etapem jest zanik jednoczących ją ideałów. Co stanie się z narodem tworzonym przez Jarosława Kaczyńskiego - czas pokaże. On dba o to, by narodowi pewnych idei nie zabrakło. Na razie IV RP nie wyszła poza sferę haseł i sloganów - pustka nie mogła więc lec w gruzach. Jarosław Kaczyński rozstając się ze swym liberalnym wizerunkiem, stworzonym na potrzeby pogrzebu i wyborów prezydenckich, rozstaje się z tworzącymi go ludźmi. Jeśli zaraz po pogrzebie powrócił do swego wilczego wizerunku, to być może z obawy o rezultaty wyborów samorządowych oraz wyniki komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, niekorzystne dla jego brata...

 

Ps.
Autor jest doktorem nauk humanistycznych, interesuje się problemami teorii polityki, historii najnowszej oraz społeczno -politycznymi skutkami transformacji.

 

Źródło: dr. Edward Karolczuk