JustPaste.it

Moja mama.

Oczywiste. Drugie ze szpinakiem.

 

Moja mama. To było takie oczywiste. Czy ktokolwiek się zastanawia, w którą stronę kręci się świat? To było takie oczywiste, że jest.

Oczywista była mała kuchenka w bloku z wielkiej płyty, kawa z fusami do połowy szklanki w metalowym koszyczku, no i dym z ”Radomskich”. Oczywista krzyżówka w „Przekroju”, której nikt nie potrafił „zrobić”(tak się mówiło wtedy- „zrobić krzyżówkę”), a ona tak, owszem, za jednym posiedzeniem. Była uparta, siedziała dotąd, dopóki nie skończyła. Tak odpoczywała- nie oglądała telewizji, nie chodziła na ploty. Gotowała i robiła krzyżówki- jeśli nie było „Jolki”- otwierała „Panoramiczne”. W rogu maleńkiego stolika stało ogromne radio z anteną i szemrało Wolną Europą. I było oczywiste, że gdy nawet wrócę nad ranem- okno w kuchni będzie otwarte, a światło będzie się palić. Wtedy dopiero mogła usnąć. Nigdy nie usłyszałam jednego słowa wyrzutu, uśmiechała się do mnie znad kawy, pytała jak było, odkładała spokojnie „Przekrój” i dreptała do sypialni. Pewnie dlatego rzadko wracałam nad ranem.

- Może sobie odgrzejesz? Albo rano? To znaczy- później?

Nigdy nie myślałam o niej inaczej i nigdy nie nazywałam inaczej- moja mama. Matka była – Polka, albo „Tylko jedna”, mamusia- zbyt dziecięce. Mama. Nadal tak mówię i myślę, choć nic już nie jest oczywiste.

Nosiła siaty, jak wszystkie matki, kombinowała jedzenie, by było zdrowo i zawsze. Zawsze było „drugie”- ziemniaki, surówka i kotlet. No i kompot. Wszystkie dzieci dookoła nienawidziły szpinaku- a ja go uwielbiałam. Lubi go też moje dziecko- zasmażka na maśle i kilka ząbków czosnku. Sekret w tym, że szpinaku prawie nie gotujemy, tylko mieszamy rozmrożony ”Hortex” ze złotą zasmażką z masła i mąki, i dodajemy jajko na twardo, solimy i tyle. Kotlet najczęściej był mielony, do ziemniaków rozdrobnionych z mlekiem i masłem. Do tej pory nasz ulubiony rodzinny zestaw. Przetrwał zmianę ustroju i wojnę masła z margaryną. Zamiast szpinaku mogły być buraczki-podobnie przyrządzane na zasmażce, tylko wcześniej gotowane i ścierane na tarce, a doprawiane sokiem z cytryny i bez jajka oczywiście. To też było oczywiste.

            Moja mama mnie nie wychowywała. Właściwie nie wiem, dlaczego?- może nie było po co? A może już taka tradycja? Podobnie jest u mnie- mojej córki też nikt nie wychowywał. Kiedy wraca nad ranem też czekam i też pytam z uśmiechem :

- Jak było?

I ona też rzadko wraca późno.

Tyle tylko, że jedzenie siedzi w mikrofalówce, a ja nie palę już dawno. Też słucham wolnego radia, albo siedzę na kompie lub robię krzyżówkę w „Angorze”. Kawą popijam tabletki na serce, ale kawa jest lekka i z filiżanki. Pod ręką trzymam komórkę, ale nigdy jej jeszcze, po TO, nie użyłam. Czekam. Inaczej nie usnę. W kuchni pali się światło i okno jest prawie zawsze otwarte.

- Może sobie odgrzejesz? Albo rano? To znaczy- później?     

Może dla niej to też: „Oczywiste”?

„Jest” a nie „Było”?