JustPaste.it

Ostatnie chwile generała

Przyjęcie przez umierającego generała sakramentów to problem dla dwóch grup ludzi, tylko jedna z nich jeszcze o tym nie wie.

Przyjęcie przez umierającego generała sakramentów to problem dla dwóch grup ludzi, tylko jedna z nich jeszcze o tym nie wie.

 

Kiedy piszę te słowa, nie wiem jeszcze, gdzie i kiedy odbędzie się pogrzeb generała Wojciecha Jaruzelskiego. Różne, mniej i bardziej mądre głowy naszego bardzo chrześcijańskiego narodu właśnie o to się spierają. Że zostanie pochowany to pewne, nawet pogrzebem państwowym. Z tym ostatnim duża cześć politycznych przeciwników generała nie może się pogodzić. Jeszcze trudniej przychodzi im zaakceptować propozycję pochówku na Powązkach w Alei Zasłużonych. Że się zasłużył, to pewne, ale komu, jakiej władzy, jakiej ideologii?! — krzyczą.

Zaniepokojonych, że poruszam tematykę, jak się wydaje, stricte polityczną, chcę uspokoić. Nie będę się tu wdawał w dyskusje, gdzie i z jakimi honorami czy bez nich należy/należało generała pochować ani komu w istocie służył i czy stawiać mu pomnik, czy nie. W „Znakach Czasu” staramy się unikać polityki w przeświadczeniu, że świat, choć się kończy, to na pewno nie na niej.

No to po co piszę o generale? Czyżby miał on coś wspólnego z tematem okładkowym — z czarami, magią? Z tego co wiem, to nie. Raczej nie wierzył w takie rzeczy. Był twardo stąpającym po ziemi realistą i jak się wydaje, przynajmniej przez większą część swojego dorosłego życia, materialistą. Oczywiście nie tyle w sensie kierowania się w życiu jedynie względami materialnymi, co raczej w sensie wyznawania filozofii materialistycznej, głoszącej, że jedynym istniejącym bytem jest materia, a istnienie świata duchowego jest fikcją. Taki materialista nie tylko nie będzie wierzył w magię i czarownice, ale także w Jezusa Chrystusa i Jego ewangelię zbawienia ludzi z grzechu do życia wiecznego; nie będzie wierzył w ogóle w żadną religię i żadnych bogów.

Ktoś może zapytać, jakie to ma znaczenie, czy generał wierzył, czy nie, i czy konkretnie w Chrystusa. Otóż ma. Z chrześcijańskiego punktu widzenia — a więc z perspektywy nieba i wieczności — odpowiedź na to pytanie jest bardziej istotna niż na pytania, czy służył Polsce, czy Związkowi Radzieckiemu. Niebo bowiem raduje się każdym nawróconym grzesznikiem, choćby najgorszym.

No to wierzył, czy nie? Kiedyś na pewno. W końcu urodził się w rodzinie głęboko religijnej i patriotycznej. W dzieciństwie został ochrzczony, uczęszczał do gimnazjum księży marianów na warszawskich Bielanach i w młodości był podobno bardzo religijny. Zmienił światopogląd w trakcie przymusowego pobytu na terenie ZSRR, gdzie w 1941 r. wraz z rodziną został deportowany. Natomiast w okresie swej kariery wojskowej i politycznej w PRL deklarował się jako człowiek niewierzący i nigdy nie brał udziału w uroczystościach religijnych. Jako dowódca sił zbrojnych musiał firmować swoim nazwiskiem zakaz uczestniczenia w takich uroczystościach wszystkich zawodowych żołnierzy. Kto z nich się odważył na chrzciny dziecka czy na ślub kościelny, mógł się pożegnać z karierą w wojsku. Jeśli w tym okresie generał miałby być chrześcijaninem, to musiałby być jednocześnie mistrzem kamuflażu. Wychodzi na to, że raczej chrześcijaninem nie był, a relacje z Kościołami, a zwłaszcza największym, katolickim, traktował instrumentalnie, gotów przyznawać im zwłaszcza w latach 80. różne koneksje w zamian za uwiarygodnienie w społeczeństwie jego ekipy.

I tu wreszcie dochodzimy do meritum. Jak jeszcze przed pogrzebem doniosła KAI, generał na łożu śmierci przyjął z rąk katolickiego kapłana sakramenty. W rozumieniu katolickim oznacza to wolę pojednania się z Bogiem przed odejściem z tego świata.

Przedśmiertny gest generała stał się kłopotem dla dwóch grup ludzi. Po pierwsze, dla jego zadeklarowanych przeciwników politycznych o poglądach prawicowych, a więc deklarujących swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich, a katolicyzmu w szczególności. Wychodzi na to, że ich wróg przeszedł do ich „obozu religijnego”, czyli stał się im bratem w Chrystusie. Jak go tu teraz krytykować? Pojawiły się podejrzenia, że generał kolejny raz instrumentalnie potraktował religię; że przyjął sakramenty na wszelki wypadek — gdyby się miało okazać, że jednak Bóg istnieje, a więc, że postąpił obłudnie.

Ci chrześcijanie najwyraźniej nie pamiętają ewangelicznej historii nawrócenia się jednego z łotrów ukrzyżowanych wraz z Jezusem Chrystusem. W ostatniej chwili swego życia uznał swoje winy zwrócił się do Zbawiciela o pomoc, a Jezus obiecał mu życie wieczne[1]. Z kolei w ewangelicznej przypowieści o robotnikach w winnicy czytamy, że takie samo wynagrodzenie od właściciela winnicy dostali nawet ci, którzy przyszli pracować tuż przed końcem dnia pracy. A przypowieść ta jest obrazem Królestwa Bożego[2].

Wychodzi na to, że Pan Bóg jest zainteresowany nawróceniem grzeszników nawet na łożu ich śmierci, byle było to szczere. A że nikt nie potrafi czytać w cudzych myślach, to nie może autorytatywnie stwierdzić, czy czyn generała nie był szczery. Ja w każdym razie nie odważyłbym się w tej sprawie wyrokować.

Druga grupa, dla której czyn generała może się okazać problemem, to ateiści, tyle że być może jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy. Okazało się bowiem, że generał, który przez dużą część swego życia, stał na czele systemu walczącego z religią, a wierzących prześladował, przed śmiercią zmienił front o 180 stopni. Dla chrześcijan powinna to być dobra nowina — że nawet wrogowie religii w końcu mogą odnaleźć drogę do Boga. Zaprzysięgłym ateistom zaś powinno to dać do myślenia.

Dlatego, bracia ateiści, nie traćcie nadziei, jeśli generał mógł się nawrócić, wy też możecie. Tylko po co czekać do ostatniej chwili...

Andrzej Siciński

 

[1] Zob. Łk 23,40-43. [2] Zob. Mt 20,1-16.

 

[Artykuł ukaże się jako felieton wstępny w miesięczniku „Znaki Czasu” 6/2014].