przyjaciółka od serca...
"Czy to nie wspaniałe, że jest tyle interesujących rzeczy do wyjaśnienia? Dlatego cieszę się, że żyję - świat jest przecież taki ciekawy. Nawet w połowie nie byłby tak interesujący, gdybyśmy wiedzieli o nim wszystko, prawda? Nie zostałoby wówczas miejsca dla wyobraźni, no nie?" (s. 25)
.
.
.
Stało się - pojechałam na pierwsze od lat wakacje! Wybrałam mój kochany Kraków, a potem koleżanka zrobiła mi miłą niespodziankę i pojechałyśmy w góry!!! Wyprawa życia - dosłownie, bo z Poznania do Krakowa pociąg jedzie aż 9 godz (absurd), a mój dodatkowo miał 1,5 godz. opóźnienia (parafrazując klasyka "sorry, takie mamy PKP").... Zabrałam zatem ze sobą mojego Kindelka, a do walizki wrzuciłam "Anię z Zielonego Wzgórza", zwyczajnie lubię mieć przy sobie jakąś "papierową" książkę. Nie myliłam się, przeczytałam aż 4 tomy przygód Ani - większość w pociągu, trochę na szlaku, resztę nocami...
.
.
Od zawsze kochałam Anię, może dlatego, że sama mam tak na imię, a to przecież "takie mało romantyczne, zwyczajne imię" (s. 38). Mój domek też chwilami przypominał Zielone Wzgórze, a w dzieciństwie byłam przekonana, że inne dziewczynki są ładniejsze, nie dlatego, ze miałam rude włosy, ale dlatego, że byłam grubiutka... I czekałam (hmmm nadal czekam) na Gilberta... Od zawsze też miałam problem z gadulstwem, ale cóż, "jeżeli się zawezmę, mogę milczeć jak głaz, aczkolwiek przyjdzie mi to z trudnością" (s. 25). Pamiętam również, że w każdą niedzielę siadałam przed telewizorem i z wypiekami na twarzy śledziłam losy mieszkańców Avonlea. Co to były za czasy... I choć filmowa wersja kolejnych tomów książki jest daleka od samej powieści, to jednak Ania grana przez Megan Follows jest moim ideałem, że nie wspomnę już o Jonathanie Crombie...
..
.
Do dziś bliskie mi są określenia: "pokrewna dusza", "życie to cmentarzysko nadziei", "otchłań rozpaczy", czy kultowe już "jak mawia Małgorzata Linde..." Świat bez Ani byłby zwyczajnie nudny. Mała, chuda, ruda dziewczynka z wielką wyobraźnią, którą pokochały miliony na całym świecie. Taka jest Ania Shirley. Zawsze autentyczna, na zawsze pozostanie sobą. Świat może gnać na przód, a ona będzie się przechadzałam na Jeziorem Lśniących Wód i marzyła, by mieć na imię Kordelia. Nigdy nie straci swoich ideałów. Zawładnęła moim sercem, przyznaję jednak, że bardziej lubię Anie z późniejszych lat, zwłaszcza, gdy została nauczycielką. Do tych części powieści o Ani wracam najczęściej. Ale o tym następnym razem :)
.
.
.
..
"Marylo, czy to nie cudowne, że jutro będzie nowy dzień, i to na dodatek zupełnie wolny od pomyłek?" (s.237)
.
.
Anna M.
"nie Andzia".... ;)
.
.