JustPaste.it

Słowa wojny

Historia pomaga nam rozumieć współczesność? Z cyklu "Prawda po słowach" wspomnienie w stulecie wielkich i małych wojen.

Historia pomaga nam rozumieć współczesność? Z cyklu "Prawda po słowach" wspomnienie w stulecie wielkich i małych wojen.

 

SŁOWA WOJNY




      To słowa zaczynają i kończą wojny, bo - „Gdy dyplomatom zabraknie słów, przemówią armaty”. 

0b11a753e1c1a1cd1ae72f5afebcfeed.jpg

      

 

      Mijają lata, przybywa doświadczeń i ostrzeżeń, a przecież wojna się nie starzeje. Odmładza się, unowocześnia, zmienia makijaż. Wciąż niezbędna, wciąż niezastąpiona, wyklinana, groźna, fascynująca. Odchodzi i powraca. Nawet gdy wszelki ślad po niej zaginął, nadal trzeba się z nią liczyć.

      Już od czasów Homera wojna traktowana była jako inny, nadzwyczajny stan ludzkiej cywilizacji. Wojenny heros w naturalny sposób musiał jednak umieć zaraz po niej stać się zwyczajnym człowiekiem z szacunkiem dla praw ludzkich i boskich. W antyku także porządek społeczny wychowujący bezpośrednio do wojny nie znajdował uznania wśród innych. Przykładem może być krytyka Sparty i Sokratesa jako filozofa krytyczneggo wobec niedostaków demokrakcji, który poprosił o azyl w państwie totaltarnym. Mocarstwową historię militaryzmu otwiera w Europie Cesarstwo Rzymskie i późniejsze przykłady łatwo można do niego odnosić. Wobec tego teoria Clausewitza, uzasadniająca wojnę jako naturalne przedłużenie polityki państwowej, może się jawić jako rozwinięta analiza komplementarna batalistycznego dorobku cywilizacji europejskiej. Z niej wyrosło pojęcie wojny totalnej, a pojęcie wojny sprawiedliwej ją miało zmodyfikować. Przez dwa ostatnie stulecia wojnami również uzasadniano interwały postępu technicznego. Trudno historii myśli technicznej odmówić masakrującej zdolności sprawczej, tak jak koniunkturalizmu producentom i wynalazcom. Warto zauważyć, że od czasu zawieszenia zimnowojennych zbrojeń na przykład bardzo spowolniały badania przestrzeni kosmicznej.



     Wojny jednak budowały także antynomiczną kulturę własna, subetykę i osobny system sprawiedliwości. Osiągnięcia w tej dziedzinie ewoluowały odwrotnie do postępu technicznego. Szybko więc dezaktualizowały się pokoleniowe doświadczenia i ich przekazy. Obyczaje wojenne poszczególnych nacji były niegdyś rozpoznawalne nie gorzej niż mundury czy metody walki. Obiektywizacja zasad taktyki w kierunku totalnej skuteczności i ogromna konkurencyjność dostępnych środków walki zunifikowały wzajemne zachowania armii tak jak ich uzbrojenie. Jednak główna i odwieczna zasada pozostała nie wzruszona: my albo oni.

    Normalna kultura zapisała swe wojny na wiele sposobów. Żaden z nich nie wystarczył do powstrzymania wybuchu następnej. Kultura nie jest w stanie afirmować wojny w całości, ani nawet przenieść jej wprost na jakikolwiek ze swych rejestrów. Wojenne mechanizmy są na tyle destrukcyjne, że nie dają się uzasadnić na dłuższą metę w żadnym z gatunków sztuki. W najlepszym wypadku kończy się tak jak z futurystyczną postawą Marinettiego, który uległ fascynacji rozmachem wielkich batalii; artysta stał się faszystą, a niebawem jego ulubiony teatr wojny teatrem okrucieństwa. Dużo cierpliwości wykazała literatura i sztuki wizualne, ale też one mają na sumieniu najwięcej wojennych służb, oddalających je od funkcji sztuki. Pomińmy malarstwo wraz z jego tradycyjnym propagandowo - dekoracyjnym dorobkiem. Jeśli chodzi o I wojnę światową najwięcej miejsca poświęciła jej literatura niemiecka. Jej rozmiarów i roli nie sposób wręcz pominąć, bo choć tylko stosunkowo nieliczne utwory doczekały się wydań poza granicami Niemiec, to pośrednio jednak wywarła bezprecedensowy wpływ na losy kontynentu. W żadnym innym kraju tematyka wojenna nie zajęła się wojną w tylu kontekstach. Całą lawinę twórczości o tematyce wojennej ropoczął wizjonerski wiersz z 1911 roku ekspresjonisty Georga Heyma p.t: "Wojna"( Krieg ), ukazujący ją jako wielki, okrutny i groźny fenomen rytualny, przerastający kryteria logicznej i etycznej oceny. Wojenna twórczość niemieckich ekspresjonistów zachowała ową zjawiskową charakterystykę przedmiotu również po wybuchu wojny. Jednak ten nieliczny nurt jako defetystyczny zepchnięty został na margines przez fale liryki narodowej, zalewające kraj codziennie tylko w sierpniu 1914 roku 50 tys. wierszy na łamach wszelkiej prasy. Według obliczeń A. Munkera do końca roku 1915 wyszło ich drukiem w całych Niemczech ponad trzy miliony. Ta nieprawdopodobna liczba stanowiła potop, który dopiero, choć już w 1916 roku; po klęsce na polach Verdun zyskał słuszne miano kiczu. Lecz jak każdy potop pozostawił mocne ślady w społecznej świadomości Niemców.


    Podobne przykłady znajdziemy po wszystkich stronach frontów wszystkich wojen. Za to powojenny stan mentalności europejskiej najbliższy był opisom niemieckich ekspresjonistów. Od 1916 roku niemiecką lirykę narodową zdominował irracjonalny kult przeżycia i filozofia rewolucji wojny wobec niereformowalnej cywilizacji. Powracającym przez kilkanaście następnych lat przykładem stał się absurdalny z wojskowego punktu widzenia szturm młodych ochotników z hymnem na ustach w Langemarck z października 1914 roku. Literatura niemiecka uczyniła z niego motyw męczeństwa zbiorowego, który wpisywał się fundamentalistyczną ideologię "Jugendbewegung", czyli bezkrytycznej afirmacji wojny jako egzaminu osobowości i wewnętrznego przeżycia wobec śmierci na ołtarzu ojczyzny. Przeżycie wewnętrzne Ernsta Jungera w pamiętnikach wojennych z 1919 r. jest tym "co ostatecznie kształtuje tę szczególną cechę charakteru, która mieć będzie największy wpływ na nasz rozwój", a więc z nogami w błocie i krwi, głowę należy utrzymywać w chmurach by walczyć o sprawy ostateczne (uwaga na współczesne transkrypcje). Z zewnątrz wojna może brudna, ale przeżycia wzniosłe. Wielu było też piewców etosu męczeńskiego kombatanctwa, lecz apostołem stał się Walter Flex, zaś ideologia po latach kanonem wychowawczym nazizmu. Oczywiście wspomniane tu nurty literackie nie reprezentują całego dorobku literatury niemieckiej powstałej w czasie i po I wojnie. Obrazują jedynie ewolucję prób afirmatywnego konsumowania beczki soli jaką jest udział w zbiorowej walce na śmieć i życie. Metody omijania jej polityczno-ekonomicznych mechanizmów, są najstarszym i za razem najpłytszym sposobem usprawiedliwienia udziału w wojnie; formą ekspiacyjnej egzaltacji. Ucieczka od instrumentalnych zadań wojny prowadzi do mitologizacji powodów okrucieństwa, denominacji ciężaru ofiar i cierpienia. Tak po wojnach redukcja etyczna, dokonywana przez samą wojnę na oczach i ciałach społeczeństw, podlegała zabiegom rehabilitacji zbiorowej przy pomocy ideowych protez i retuszów moralnych. Rzeczowo znów stała się zatem oficjalnym tematem tabu, żeby utrzymać ją na liście środków cywilizacyjnie niezbędnych. Redukcji reszty realiów miało dokonać naturalne prawo oddalenia.

 


    "Kiedy mój brat wrócił z wojny / miał na czole gwiazdkę / a pod gwiazdką przepaść / to odłamek szrapnela trafił go pod Verdun / a może pod Grunwaldem / szczegółów nie pamiętał..." napisał Zbigniew Herbert w swoim wierszu „Deszcz”. Trzeba przyznać, że kultu wojny w poezji i prozie nikt w nowożytnej Europie nie podniósł nigdy do takiej rangi. Wynikało to z rozmiaru klęski poniesionej przez pruski model wychowania.

   Traktat Wersalski ograniczył militarny potencjał Niemiec do minimum, jakiego nie była w stanie zakceptować wielowiekowa tradycja państwowa z socjologiczno - kulturowym modelem roli obywatela budowanej pokoleniowo na militarnej funkcji. Na skalę Europy jedynym w swoim rodzaju stało się też w Niemczech zjawisko Freikorpsów, czyli zfrustrowanej armii nie dającej się rozformować po powrocie z przegranej wojny. To one pierwsze zaczęły nosić swastykę, na jej użytek i usprawiedliwienie stworzono wygłoszony przez Hindenburga slogan "ciosu w plecy"( Dolchstoss ) i mit postawy wojownika jako archetypu germańskiej kultury. Różnił się on od dotychczasowego tym, że stan gotowości do wojny z kimkolwiek wywodził daleko poza militarnie konkretną pruską funkcję powinności obywatelskiej. Prawdziwy zalew tej literatury nastąpił w Niemczech po odejściu komisji alianckich w 1927 roku i trudno przecenić jej rolę w modelowaniu postawy "nadczłowieka". A "nadczłowiek" (Ubermench) to wojna z wszelką innością i prawo „Herevolku” do jej unicestwiania. Tak więc pamiętniki pierwszej wojny drukowano jeszcze na propagandowe potrzeby drugiej - powołując się nawet na "ducha i lwy Brzezin" podłódzkich bitew z 1914 roku.


    Polskę nazywano kiedyś korytarzem Europy, co miało swoją polityczno - militarną genezę w historii pogranicza kultur wschodu i zachodu. Łódź wciąż pozostaje jej konstruktywnym przykładem. Militarną konfrontację na tak dużą skalę losy wpisały Łodzi tylko wtedy - w 1914 r. Historia krwawych walk o Łódź zwana przez niektórych historyków "Operacją łódzką" od 1914 roku wciąż nie doczekała się szerokiej ekspozycji, poza propagandowymi incydentami z epoki nazizmu. Pierwsza wojna zaraz po zakończeniu nazwana została Wielką ze względu na zasięg walk i ilość ofiar. Jak się niebawem okazało Druga wojna i okupacja niemiecka swym okrucieństwem przysłoniła historię tamtej. Hitlerowska próba odwołania się do walk o Łódż 1914 roku poprzez zmazanie imienia miasta nazwiskiem gen. Karla von Litzmanna, spaliła ten rozdział na całe dziesięciolecia. Ale czy dla wszystkich i na zawsze ? Wszak wiele mogił żołnierzy z tamtych walk ocalało i znajduje wciąż opiekę, choć pytania o ich historię często pozostają bez odpowiedzi. Jeśli można to zmienić, to trzeba.

    Rosjanie, po długim okresie od rozbioru opuścili miasto na zawsze w nocy z 5 na 6 grudnia, jednak szyldy i język pozostały o parę lat dłużej. Straty Łodzi i Regionu były na tyle poważne, iż w trakcie i po Wielkiej Wojnie gospodarka wraz z przemysłem już nie osiągnęły takiej skali rozwoju i produkcji jak przed jej wybuchem. Oddanie przez Rosjan centralnej Polski w ręce niemieckie spowodowało poważne skutki w procesie odzyskiwania naszej niepodległości narodowej, jednak sami Niemcy nie zapisali się w nim pozytywnie. Nie dbali o produkcję fabryk odciętych od zamówień ze wschodu, a ich okupacyjne zainteresowania dotyczyły raczej wywożenia linii produkcyjnych, surowców i towarów, w trybie ciągłych kontrybucji i rekwizycji. Jako gospodarze pozostawili za to liczne cmentarze, które zaczęły powstawać z udziałem ludności cywilnej i jeńców rosyjskich już od końca grudnia 1914 roku z obawy przed epidemią i szerzącym się handlem trofeami z bitewnych pól. Cała Operacja od końca października do połowy grudnia związała w zaciętych walkach około sześćset tysięcy żołnierzy, z których prawdopodobnie około dwustu tysięcy pozostało w naszej łódzkiej ziemi na zawsze. W annałach Łodzi nie było innej takiej batalii, a w świadomości mieszkańców nadal jej nie ma. .Mało kto z Łodzian umiałby wskazać, którykolwiek cmentarz wojskowy z czasów I Wojny Światowej. Dlaczego warto to zmienić? Bo wojna jedno ma imię, a nazwisk miliony, zaś głębokiego cienia zapomnienia powracają w ustach dorastających pokoleń jej słowa-hasła rzucane bez zastanowienia.


     Minął wiek, a my nie możemy wciąż uniknąć wrażenia, że nie wiemy co czynić z jego historią. Sto lat minie 7 listopada od uroczystego poświęcenia cmentarza pod Rzgowem, gdzie złożono szczątki trzech tysięcy niemieckich i rosyjskich żołnierzy. Są wśród nich także Polacy z obu zaborów. Pierwsza wojna, zwana potem Wielką już na początku wyznaczyła Ziemi Łódzkiej szczególną rolę na mapie mocarstwowej konfrontacji. W szeregu zaciętych bitew w okolicach miasta walczyło przez prawie dwa miesiące ok. sześćset tysięcy żołnierzy. Jak zawsze w czasie wielkich wojen płonęły wsie i osiedla, rujnowano miasta, dworce i mosty, grabiąc ludność z wszelkiego dobytku. Na pobojowiskach zostały dziesiątki tysięcy zabitych, a ranni umierali w zatłoczonych szpitalach polowych. Pokolenie ówczesnych mieszkańców Łodzi i Regionu doświadczyło wielu długotrwałych nieszczęść jak gwałt, bieda i przesiedlenia. Tysiące jeńców rosyjskich wyruszyło stąd w nieznane na wiele lat, lub na zawsze. Rodziny tysięcy zabitych i zmarłych nigdy nie poznały ich wojennych losów ani miejsc pochówku. Dziś wiadomo jedynie, że urzędowa liczba 187 cmentarzy i cmentarzyków w naszym województwie, jest wciąż liczbą niepełną. Sama Łódź, jako miasto, o które toczyły się walki, też przeżyła dwukrotnie serie ostrzałów artyleryjskich. Tragedia Drugiej Wojny Światowej przesłoniła wspomnienia pierwszej na tyle, że nasze pokolenia nie znają jej wcale. Zaciera się także świadomość jak często w XX wieku wojna była podstawowym instrumentem naszej cywilizacji i jak głęboko oddziaływała, albo motywowała procesy rozwojowe kultur europejskich. Z perspektywy polskiej historii wojna stanowiła niestety element stały w doświadczeniach wielu kolejnych pokoleń. Pierwsza wojna, na przestrzeni zaledwie trzydziestu lat, otworzyła serię trzech nawałnic, w których stawką zawsze była obrona podstaw egzystencji kulturowej. Od 1914 do 1945 roku dwie populacje zmuszone były walczyć o prawo do własnej odrębności kulturowej i organizacji społeczno-ekonomicznej. Kontrakty polityczno - ekonomiczne drugiej przetrwały długo za długo i nie czas jeszcze na ich podsumowanie wraz z kulturowymi skutkami. Wszystko pewnie przez to, że cmentarze mówić nie potrafią.
    Tożsamość to także przeszłość, choćby tak trudna i krwawa jak "Operacja Łódzka" 1914 roku czy Litzmannstadt Getto .Coraz trudniej samemu natrafić na ślady w terenie, tak jak i na nieliczne jej opracowania w archiwach, muzeach, czy bibliotekach. To potrafią jedynie pasjonaci i nieliczni fachowcy. Konwencje międzynarodowe w Europie wciąż zobowiązują nas do pamięci o grobach obu wojen, a znane są kraje, które z tej pamięci uczyniły wręcz międzynarodową atrakcję. Oto zapomniane słowa ewangielickiego duszpasterza Paula Althausa, wygłoszone dziewięćdziesiąt lat temu na otwarciu jednego z największych żołnierskiego cmentarza pod Rzgowem: "...Ponad wszelką nienawiścią między narodami, ponad wszelkimi konfliktami i wojnami istnieje pewna wspólnota, pewna święta ziemia pokoju i pojednania. O tym niech świadczy ta wspólna mogiła niemieckich i rosyjskich żołnierzy". Cmentarze takie do końca wojny rozsiano licznie po całym naszym Regionie i nie brak na nich także polskich nazwisk. Dramat Polaków po obu stronach frontu opisał wówczas Edward Słoński w wierszu „Ta co nie zginęła”. Mało kto wiedział i wie, że również wierszem odpowiedział mu znany wtedy poeta rosyjski Walerij Briusow, gdzie mocno i odważnie tłumaczy dlaczego Polska jest i nie zginie. Nawet na dzisiejsze czasy to odważny utwór, dlatego go tutaj zacytuję.

Валерий Брюсов
Ответ Эдуарду Слонскому

 

Да – Польша есть! – Кто сомневаться может?
Она – жива, как в лучшие века,
Пусть ей грозила сильного рука,
Живой народ чья сила уничтожит?

И верь, наш брат! Твой долгий искус прожит!
Тройного рабства цепь была тяжка,
Но та Победа, что теперь близка,
Венца разбитого обломки сложит!

Не нам забыть, как ты, в тревожный час,
Когда враги, спеша, терзали нас,
Встал с нами рядом, с братом брат в отчизне!

И не скорби, что яростью войны
Поля изрыты, веси сожжены –
Щедр урожай под солнцем новой жизни!


Да, Польша есть! Но все ж не потому,
Что принялa, как витязь, вызов ратный,
Что стойко билась, в распре необъятной,
Грозя врагу – славян и своему,

Но потому, что блещет беззакатный
Над нею день, гоня победно тьму;
Что слово „Польша”, речью нам понятной,
Гласит так много сердцу и уму!

Ты есть – затем, что есть твои поэты,
Что жив твой дух, дух творческих начал,
Что ты хранишь свой вечный идеал,

Что ты во мгле упорно телишь светы,
Что в музыке, сродившей племена,
Ты – страстная, поющая струна!

 

 

(prawda, że mocne?)

   Coraz częściej szukamy dowodów na wspólną europejską tożsamość, a to wymaga także dokonania spisu z przeszłości. Warto sprawdzić na ile jest prawdziwa i na ile nasza. Coraz częściej powraca pytanie: co jest europejską pamięcią i czy w ogóle coś w niej zostało?
   Dziwne bywają motywy ludzkiej pamięci. Z historią za to tak już jest, że im bardziej się oddala, tym więcej traci rysów prawdopodobieństwa. Odchodzenie kolejnych pokoleń świadków usuwa zdarzeniom historycznym ludzkie, emocjonalne oblicze i możliwość zadania dodatkowych pytań. Same fakty historyczne mogą u potomnych starać się co najwyżej o chwilę rozumnej uwagi, zaś na uwagę muszą jakoś zasłużyć. Jeśli pokolenia przestają się wzajemnie sobą interesować, przestają się rozumieć, wreszcie tracą podstawy poczucia tożsamości. Tak działa „prawo oddalenia”. Instancją odwoławczą zostaje tylko wyobraźnia , wiedza i rozsądek. Właśnie od nich zależy wrażliwość i pamięć żywych. Inaczej wojny po prostu nadal będą nas zaskakiwać. Przecież wybuch każdej z nich poprzedzają słowa, które ją zapowiadają, a w trakcie jej trwania próbują zmienić jej rzeczywisty powód i przebieg.
    Nieprawdą jest z tym, że historia niczego nie uczy. Trzeba tylko chcieć z niej czytać i nawet dziś widać, yzwszesą tacy, którzy potrafią i nie wzdragają się przed kopiowaniem najpodlejszych przykładów. Wielka wojna też miała być w Europie ostatnią…

 

 

 

PS.

Ogłaszam konkurs na polskie tłumaczenie wiersza!