JustPaste.it

Niech uczą się polskiego !

Podstawowym twierdzeniem jest, że można znać wiele języków i w żadnym z nich nie mieć nic mądrego do powiedzenia.

Podstawowym twierdzeniem jest, że można znać wiele języków i w żadnym z nich nie mieć nic mądrego do powiedzenia.

 

...

O znajomości języków.

Niech uczą się polskiego !!!

Kto?

Niech doskonalą swoją znajomość polskiego dziennikarze, którzy chcieliby robić wywiady, albo uczestniczyć w konferencjach prasowych Prezydenta Unii Europejskiej. To wystarczy. Na początek.

Od dawna interesuję się zagadnieniem: - Jakie mamy korzyści i straty w efekcie znajomości języków obcych?

Nie publikowałem na ten temat wiedząc, że moje poglądy nie spotkają się ze zrozumieniem publiczności internetowej. Teraz sytuacja zmienia się o tyle, że temat zrobił się nagle aktualny.

  Podstawowym twierdzeniem jest, że można znać wiele języków i w żadnym z nich nie mieć nic mądrego do powiedzenia. - To twierdzenie występuje w wielu sformułowaniach. Np. - Prawie każdy menel w Paryżu zna francuski.

I niewiele mu to pomaga. - Meneli nie znających francuskiego jest we Francji więcej niż w Polsce meneli nie znających polskiego, ale to zawsze niewielki procent.

 Przekonanie, że języków obcych warto się uczyć występuje w Polsce powszechnie. Świadomość, że narzucanie swojego języka jest najważniejszym elementem imperializmu, zanikła.

Kiedyś była ona powszechną. Stawialiśmy odpór germanizacji i rusyfikacji, zdając sobie sprawę jak ważne jest zachowanie własnego języka.

Kiedyś Rzym narzucił łacinę. Imperia kolonialne narzucały swój język podbitym narodom. Podobnie robiło imperium carów.

 Argumentem jest zawsze to, że język najeźdźców jest „lepszy” od języka ludu podbitego.

Jest to argument często, choć nie zawsze, prawdziwy.

Z pewnością, wspólny język stanowi spoiwo imperium.

 Ludzie, słabo znający dominujący język, staczali się do nizin społecznych.

 Ważnym i chyba bezwyjątkowym twierdzeniem jest, że poważne rozmowy, pertraktacje biznesowe i podobne zawsze opłaca się prowadzić w języku, który zna się lepiej od partnera (przeciwnika).

 Nawet w tak małym interesie, jak mój Antykwariat, staram się rozmawiać z klientem Niemcem po angielsku, a z klientem Anglikiem po niemiecku. Najlepiej mi idzie, gdy rozmawiam o sprawach biznesowych po polsku. Z klientem obcokrajowcem, który uczy się polskiego.

 A teraz o Prezydencie Unii Europejskiej.

 Studiował historię. Dla historyka pracującego w Polsce przydatne języki to łacina, niemiecki i rosyjski. Znajomość kaszubskich gwar nie zaszkodzi, gdy zajmujemy się historią Pomorza.

 Źródeł w języku angielskim prawie nie ma. Nie ma prawie wcale historyków Anglosasów zajmujących się naszymi terenami. Drugi Norman Davies chyba jeszcze się nie urodził.

 Turyście albo gastarbaiterowi z Polski potrzebny jest tzw. „Little bit English”, żeby nie zginąć w szerokim świecie.

 Donaldowi Tuskowi język angielski stał się potrzebny wtedy, gdy został premierem.

 Do grudnia zrobi pewne postępy, ale będą on niewystarczające do walki z negatywnie nastawionymi dziennikarzami.

 Podsumowując:

D. Tusk dobrze zrobił wygłaszają pierwsze „ekspose” po polsku (żeby nie było niejasności dotyczących interpretacji) i powinien kontynuować działalność mającą na celu zmuszenie brukselskiego otoczenia do podciągnięcia swojej znajomości języka polskiego

 PS. Napisałem to wszystko jak najbardziej serio.

 Adam Jezierski

 

...