Spapryczałem na czerwono, żółto, zielono, uczuciowo, zaborczo i ogórczano-pomidorowo.
Rzuciło mnie, z kobietą u boku, w kierunku giełdy rolnej, gdzie na stosach worków siedzi a raczej leży zaspany i niedomyty kwiat podmiejskiego sfrustrowanego rolnictwa.
Na jednej kupie nawet zakonnica z warkoczem czosnku w dłoni i rozłożoną szeroko suknią zakonną, jakby odganiała diabła.
Patrzyłem na nich wszystkich jak tkwią na hałdach warzyw - czujni plantatorzy ze wzrokiem bazyliszków, taksujący pole bitwy w poszukiwaniu klienta do odstrzału. Za 10 kilo papryki - dycha, może być siedem zeteł, za pięć też pójdzie, a może pan chce za darmo ? Strach się targować, bo przy większym zakupie dorzucają worek z przekleństwem na ustach.
Atmosfera klęski urodzaju -groza.Decyzja została podjęta . Naręcza zieleniny, chrzanu i kopru dopełniły całości. Bagażnik starego Forda nieopatrznie wypełnił się w mig po brzegi i jęknął – help, więcej nie mogę..
Soczyste pomidory krzyczą: Oddajemy ci się za darmo – ugniataj, tnij, szatkuj, depcz, susz, gotuj, zabij - ale kochaj, zjedz, nie pluj, nie rzygaj, jesteśmy twoje bez reszty!!
Dotarliśmy do domu.
Żona ugrzęzła i zniknęła zagubiona w zamarynowanym stanie rzeczy. Rozpłynęła się między słoikami - nakrętkami - liśćmi dębu - wiśni - chrzanu -wawrzynu…
Dom pomału zamienia się w gabinet doktora Caligary.
Tajemnicze zapachy rozlazły się po ścianach i kątach, zapachniało mszą satanistyczną - krew z pomidorów, na ołtarzu czerwona papryka rzęzi pod nożem, majeranek świdruje w nosie, ocet szczypie w oczy, gorczyca chrzęści niezrozumiale, wawrzyn wzywa na barykady….Kot, który nie znosi czosnku wylądował na czubku wierzby - .istne pandemonium.
Żona łypie spod wora ogórków i coś mruczy, coś dolewa, coś przelewa…
Chcę interweniować i słyszę syk -… tylko nic nie mów !!
Więc zamykam się w pokoju, rzucam do pióra, siedzę i piszę o kobiecej martyrologii z żoną w tle.
Nie mogąc pojąć ogromu kryzysu i braku czujności, wśród takiej ilości słoików, myślę: dzięki ci Panie, bo mnie ustrzegłeś i nie zdecydowałem się dodatkowo na wór jabłuszek po 50 groszy za kilo.
Ale z drugiej strony - cholera! - jednak nie zrobiłem ostatecznie na złość Putinowi. Może więc warto było dokupić ze dwa worki. Niech wie, z kim zadarł!!
W sytuacjach ekstremalnych trzeba jednak umieć być człowiekiem…
@Janusz D.