JustPaste.it

Kobiety, czyli rzecz o butelkach

 

Czytaliście kiedyś poradniki o tym, jak pieścić kobietę albo oswoić mężczyznę? Stawiam swoją kolację, że tak. To, co przeczytacie u mnie, dalekie jest i od romantyzmu, i od poprawności politycznej poradników. 

Nie ma tu miejsca na kwiaty, wiatr we włosach i obezwładniający zapach lawendy. Kobiety są ludźmi. Takimi samymi jak faceci. Epoka pisania do nich wierszy, ginięcia w potyczkach o honor niewiasty i rozpętywania wojen w imię chwały imienia pani serca minęły. Przykro mi, same tego chciałyście. Kim więc jesteście?

Butelkami.

Nie ja wpadłem pierwszy na ten pomysł. Zrobiła to w 1916 roku Coca-Cola. Wyprofilowała, a później dodała do was wody, kokainy, cukru, karmelu i kofeiny. To z tego się składacie.

I od razu uprzedzam feministki: będzie i o facetach. W swoim czasie. He(j)terki informuję, że TAK, że WIEM, że generalizuję, bo przecież "nie każdy taki jest”. Ale gryźć nie będzie ten, kogo poniższe nie tyczy. Prawda? No to zaczynamy.

 

Butelka pusta

Zaawansowana gimnazjalistka. Można z nią spać. I to zgodnie z prawem, o ile skończyła 15 lat i jej nie zmuszasz. A że namówić nastolatkę do czegokolwiek, prócz mycia garów i sprzątania, trudno dziś nie jest, nie napracujesz się. Odpowiada jej przy tym każda rola: piknikowego koca, breloczka kluczyków do niuńka, rażącej bomby, która druzgocze szczęki kumplom oraz przyssawki.

Zimą nosi różowe szorty, latem szorty w kolorze różu. Żeby nie wychodzić na prostaczkę, mówi o sobie z francuska l’enfant – le femme (kobieta-dziecko). Z niewinnością, czerpaną do tej pory z Balthusa oraz z powieści płaszcza i szpady, rozprawiła się dwa lata temu na biwaku w Szczekocinach. Zrobiła to z pryszczatym Kubą, słynącym dzisiaj na fejsie ze stawianych na końcu każdego zdania trzech wykrzykników i tym, że pryszcze okazały się po konsultacji lekarskiej zaawansowaną opryszczką.

Jej najlepszymi pomysłami są, jak do tej pory, obcięcie włosów trymerem maszynki do golenia swojego ojca i wykoncypowanie aplikacji na ajfona dla amazońskiego plemienia niewidomych, mającej chronić ich w trakcie nurkowania przed atakiem kur domowych.

Seks z nią przypomina dmuchanie pustej, plastikowej butelki po Coca-Coli. Co to znaczy? Kup półlitrową colę, wylej ją, przyłóż usta do szyjki i spróbuj dmuchnąć.

Pusta butelka kosztuje nic albo wszystko. Umiejętnie chwycona, kiedy jej nie za zimno ani nie za ciepło, nie wysysa portfela. Ale prowadzona nieudacznie odsika się na niego, gdy już jest pusty, by następnie odejść do Kuby, zostawiając cię z opryszczką na penisie, którego z obrzydzeniem dotknie w gumowych rękawiczkach chirurg, a którego twoja żona wcześniej obetnie ci we śnie.

Butelka napełniana

Dojrzewająca. Można z nią porozmawiać o przeznaczeniu i aglutynacji krwi. Nie za często i na pewno nie w nocy, bo wciąż kanapki na śniadanie robi jej mama, a tata patrzy na ciebie jak na zwyrodnialca, chcącego wykorzystać jego córeczkę do rozładowania swej chuci (jeśli jesteś jej rówieśnikiem) albo jako pielęgniarkę (gdy jesteś rówieśnikiem jej rodziców).

Ma swoje żelazne zasady. Co prawda niektórym z nich przydałyby się porządne środki antykorozyjne, ale te najważniejsze i tak ci odpowiadają: do łóżka nie idzie przed pierwszą randką, szpilki zakłada nawet zimą, a awantury o podniesioną deskę klozetowa nigdy nie zrobi po 22:00, bo po pierwsze – ty też po pijaku nie jesteś w stanie poprawnie powiedzieć nawet „aluminium”, a po drugie – o tej porze już śpi w łóżku u rodziców.

Seks z nią jest jak dmuchanie w plastikową butelkę do połowy wypełnionej colą: trudne do wykonania dla nieznających sposobu. Ponieważ wypełnia się powoli ideami krystalizującymi zdroworozsądkowe myślenie, by ją zadowolić trzeba się napracować jak przy chirurgicznej operacji mrówki. Sekret polega na umiejętnym upijaniu z butelki. Innymi słowy: aby ją zadowolić, musisz spowodować, by zapomniała o wszystkim, co się w niej kształtuje i wciąż jest kruche. Łyk coli i wdech, łyk i wdech… Ważne, by oddać tyle, ile bierzesz. Butelka napełniana ma mnóstwo wskaźników, procesorów i kalkulatorów. To wyrafinowana maszyneria.

Ile kosztuje? Chce być niezależna, więc oszczędzisz na zgrzewkę piwa (jeśli jesteś jej rówieśnikiem), na Viagrę (jeśli jesteś rówieśnikiem jej rodziców), lub też na proces rozwodowy (jeśli na śniadanie robi ci kanapki żona). 

Butelka pełna

 

Dorosłość za bramą. Stateczna i ortodoksyjna, przywiązana do tradycji, pani kuchni i rodzinnego ogniska, skrywającego zarumieniony uśmiech za woalką, tudzież pasmami loków. To kiedyś. Dziś jej brama ma furtkę, przez którą dostaje się, kiedy zechce, do świata beztroski. Wracając stamtąd przechodzi wspierając się na ramionach Jacka, Wacka albo Marysi, otwierających podwoje jej dorosłości magicznym kopnięciem. Dusza jej hula, bo piekła nie ma i z tego powodu grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne, jak ona – gdzie chcą. Dlatego codziennie jest w innym miejscu. Wszyscy o tym wiedzą, bo zdaje relację na żywo na fejsie i jutubie: „rozbrajanie kawioru”, „słit focia z Mariuszkiem jeee!!!”, „wstawiłam elektryczny czajnik na gaz ojoj”. Dzięki niej firmy detektywistyczne tracą z jednej strony dochód, a z drugiej zyskują, bo żony jej koleżanek wysyłają szpiegów za swoimi mężami. Biznes dzięki temu jakoś przędzie.

 

W pracy jest na bieżąco. Piąta dwadzieścia - telekonferencja z Melbourne. Na siedząco. Nie wypada pokazywać porwanych rajstop i białego proszku na spódniczce. Dziesiąta jedenaście – nowa mała-czarna od Coco i rajstopy utkane z sekretów Victorii. Dwunasta dwadzieścia – wylot w Dolomity, trzy godziny snu. Piętnasta trzydzieści – lunch na stoku, zjazd na hajłeju, podjazd slopem ze skipassem. A później już gładko: urwany film i hedejk. W czasie powrotu nie śpi. Zajmuje się kasowaniem swoich wpisów na tłicie i zdjęć na fejsie. Bite trzy godziny czyszczenia… niepamięci. Jest pełna, ale jakby, jeszcze nie wie dlaczego, pusta.

 

Tak, nie każda taka jest. Wiele z was nie widziało ni Dolomitów, ni skipassa, ni białej kreski. Jesteście pełne ideałów i dumne. Tylko czy aby nie przepełnione? Któregoś dnia zalejecie sąsiadów albo dacie zarobić terapeutom. A co z hulającą duszą? Dni wolności zdarzają się często kończyć. Zawiasy furtki rdzewieją, nikt nie chce wyważać bramy, tym bardziej targać na ramionach. Bo albo najczęściej pod nogami ma zbieranych samotnie 15 tysięcy kartek z kalendarza lub stos prania i zupek Gerbera.

 

Jaką by nie była, jest pełna. Życie i seks z nią przypominają dmuchanie wypełnionej pod korek colą butelki. Nie ma miejsca dla ciebie. Uwierają cię jej wspomnienia, kartki z kalendarza, dziecko, które nagle stało się jej całym światem albo duma z bycia kobietą i spędzenia życia w pogoni za byciem ważną. Pasuje do ciebie jak katar do rękawa czarnego garnituru.

 

Dobrze, że ta smuta za chwilę minie.

 

 

Butelka zgnieciona

 

Wiek środka. Dziura w potylicy wybita przez wskazówkę zegara biologicznego zasklepiła się. Terapeuta hulajduszy kupił sobie nowego Jaga, a kartki kalendarza zniknęły podczas inspekcji sanepidu, ewentualnie wizyty po-wszystkim-piszących siostrzenic. Pognieciona butelka wie, że zaczyna drugie życie. Czuje się, jakby wyszła z obozu koncentracyjnego, jak gdyby jej ciało stało się nagle mniej ważne od zszarganej duszy, o której jeszcze kilka lat temu próbowała zapomnieć i którą sama wykreśliła z menu życia.

 

Skrajności nas lubią. Niszczarka staje się podusią. A podusia – niszczarką. Ta pierwsza - utytłana dusza - ratuje, co pozostało, odcinając przeszłość i zawiązując ze sobą pakt czerpania garściami z rodzącymi łany zboża pola i dzielenia się zbiorami z innymi. Jest pognieciona przez siebie i innych, ale otwarta na wypełnienie. Tymczasem przepełniona ideami butelka opróżnia się, samoistnie gniotąc się pod ciśnieniem żalu i strachu. „Przecież zawsze żyłam wedle zasad! Gdzie tu sprawiedliwość? Gdzie moja młodość, różowe stringi? Gdzie najbliższy sex-shop i monopolowy?!”. Dziewczyna nie ma łatwo. Pójdzie w cug, dając się pognieść innym albo po paru ekscesach z synami koleżanek weźmie się w garść, zapali papierosa, wytrze nosek i zaadoptuje dziecko. Albo kota. Wszystko jedno.
 
Seks z każdą z nich, bo pewnie o tym chcieliście przeczytać, przypomina, tak! zgadliście: dmuchanie pogniecionej butelki. Macie dużo do roboty. Jest nienasycona i zachłanna. Dla posiadaczy sportowych wozów ważna informacja: nie idzie do łóżka z waszym przedłużeniem penisa. Rozmiar traci dla niej znaczenie. Zadowoliłaby się 6-centymetrowym dildo, gdyby takie robili.

 

 

 

Butelka podziurawiona

 

Kolekcjonerka otworów. Kiedy się rodzi, ma ich podobno osiem. Nie wiem, nie sprawdzałem, liczyć się wstydzę, powiedziała mi o tym wasza koleżanka. Kiedy osiąga wiek dalszy niż średni, dziur jej przybywa z każdym rokiem. Dzieci, dom, facet, robota, szef, przyjaciółki z pracy i wrogowie z rodziny, jednym słowem: życie. Wszyscy trzymają w łapach noże, śrubokręty i wiertarki. Drenują ją niczym Rocco Sigfredi, jak urząd skarbowy dochody, jak glebogryzarka Anna ziemię pod Marszałkowską.

 

Jest styrana życiem i nieszczęśliwa. Nie ratują jej ani zabiegi krioterapii ani prostująca wszystkie zmarszczki na twarzy szybka jazda X Bow'em bez kasku. Pomaga tylko Photoshop. Albo przeszczep życia, czyli przesadzenie (niczym kwiatka) na inny grunt: ucieczka z domu, romans, sprzedanie dzieci teściom, kupno sukni od Diora nieopodal nowego mieszkania przy Course Albert w Paryżu wyposażonego we wszystko prócz pralki, kuchni i męża.

 

To nie czas zasklepia dziury a porządny serwis. Odwieczny problem podziurawionej butelki dotyczy  wyboru odpowiedniego serwisanta, który nie spieprzy roboty a wykona ją z należytym szacunkiem i zaangażowaniem. Jedne ręce leczą, inne – kaleczą. Wie to każdy klient samochodowego warsztatu i pacjent urazówki.
Nie wiem jaki jest seks z podziurawioną butelką. Domyślam się, ale pewności nie mam. Przykładam usta do szyjki, a wpychane do środka powietrze ulatuje przez dziury. Można wypruć sobie płuca.

 

O wiele łatwiej jest, gdy przyklei się plastry. Dokładnie i mocno. Niestety, wiele z podziurawionych butelek na zawsze pozostaje bezzwrotnymi.

 

 

 

Butelka potłuczona

 

Wiek rozstań. Potłuczona przez dzieci i partnera na głowie ma ostatnie siwe włosy, a w głowie – pierwsze podsumowania.   Chodzi spać po Wiadomościach i wstaje z rannymi zorzami. Na śniadanie je chleb z wodą, a jej pies – kawior z bieługi okraszony pasztetem z jeleniej wątróbki. Nie ma się dokąd spieszyć kogo kochać – już odeszli. Na tamten świat lub… gdziekolwiek, wszystko jedno gdzie.

 

Co dzień paraliżuje ją lęk przed zamieceniem pod dywan. Łatwo to zrobić, w końcu rozbita butelka dopóki nie rani przez przędzę dywanu, zbytnio nie przeszkadza. Gdyby była w jednym kawałku, łatwiej byłoby się jej pozbyć – wystarczyłoby chwycić ją zgrabnym ruchem i wyrzucić. A tu nie można. Jest kryta. Leży pod dywanem, a z czasem zostawia odłamki w stopach i dłoniach, które zarastają pod skórą, przypominając o swoim niegdysiejszym istnieniu.

 

Posklejana butelka, bo i takie się zdarzają, jest zadomowiona w salonach piękności, odchudzających skuteczniej jej portfel niż ciało. Ma kasę i wypierd. Luksus w Lexusie, willa w Nadarzynie, plik pięćdziesiątek na shoty tequili w Panoramie, platynowa bransoletka pokryta tombakiem, włosy i cięty język licealistki z Gorzowa. Do tego rajstopy uciskowe, stelaż na brzuch i trzy długie smycze z wygolonymi żigolakami.

 

O seksie z potłuczonymi nie napiszę. O ile narazić się wszystkim innym mogę, o tyle boję się kobiet po 60-tce. One nie piszą e-maili ani nie mają Facebooka.

 

One pukają do drzwi.

Paweł Staszak

www.fotograficzna1.com

 

 

Źródło: http://www.fotograficzna1.com