JustPaste.it

Wielka wojna o Ziemię obiecaną cz. I

W stulecie wybuchu I wojny światowej, zwanej kiedyś "wielką", opisuję jedną z najbardziej zapomnianych i najkrwawszych batalii Europy.

W stulecie wybuchu I wojny światowej, zwanej kiedyś "wielką", opisuję jedną z najbardziej zapomnianych i najkrwawszych batalii Europy.

 


“Wojna o Ziemię Obiecaną”

b9449c1577ca86bc07e959915c1ec688.jpg


            Rok 1914 był od początku dla Łodzian rokiem nadziei, gdyż miniona “trzynastka” dwudziestego wieku przyniosła miastu prawdziwego pecha. Bałkańska wojna zatrzymała na tyle obroty towarowe, że wiele fabryk ograniczało produkcję do trzech dni w tygodniu, a niektóre wstrzymywały ją zupełnie nawet na czas dłuższy. Magazyny fabryczne przepełnione były towarem, zaś zniecierpliwieni Łodzianie obawami o egzystencję. Nawet strajki opłacały się tylko właścicielom fabryk. Nowy rok zapowiadał zamówienia dla rosyjskiej armi, zaś pierwsze miesiące potwierdzały je zwiększeniem produkcji i zatrudnienia, ożyły obroty towarem i handel w regionie. Dopiero 29 czerwca łódzkie gazety w dodatkach specjalnych poinfor- mowały o pogromach i demonstracjach w Sarajewie oraz Mostarze. Powiało grozą choć optymiści wciąż chcieli wierzyć w skuteczność dyplomacji. Nagły powrót do koszar rosyjskich jednostek z letnich poligonów zachwiał jednak mocno tę wiarę, bo ogłoszono stan gotowości bojowej. 30 lipca mobilizacja stała się faktem na całym obszarze "Priwislańskiego Kraju". Pod broń mieli stanąć rezerwiści pierwszego rzutu i pospolitego ruszenia. W półmilionowej Łodzi znów z każdym dniem rosły obawy o przyszłość. Dzień po obwieszczeniu mobilizacji do Parku Źródliska od szóstej rano ściągały tłumy rezerwistów, często wraz z rodzinami, co powiększało chaos wokół bezradnych komisji. Na ulice z transparentami wyszli też nieliczni lojaliści lecz, spotkawszy się z całkowitą obojętnością przechodniów, zrezygnowali dość szybko. Już następnego dnia jeszcze szybciej zniknęła z miasta rosyjska policja, a za nią administracja wraz z prezydentem i Bankiem Rosyjskim na czele. Biedota więc zaczęła grabienie magazynów kolejowych, a nieliczne wojskowe warty nie mogły z tym sobie poradzić. Chaos ogarnął także komunikację, bo wielu z jej pracowników objęto mobilizacją. Po trzech tygodniach sierpnia stała już większość łódzkich fabryk co wywołało eksodus ludności na tereny podmiejskie. Ci, którzy nie mieli rodzin na wsi, musieli w mieście walczyć o przetrwanie. 20 i 21 sierpnia do Łodzi wchodzili Niemcy, zabierając furaż dla koni oraz resztę żywności. Przeszkodziła im jednak rosyjska kawaleria, która po krótkiej strzelaninie przegnała ich do Pabianic. Dragoni też zaraz odeszli do Brzezin i, gdyby nie nowopowstały Główny Komitet Obywatelski, w mieście zapanowałby zupełny bałagan. Mieszkańcy bardzo bali się Niemców, bo przed nimi zdążyła tu dobiec wieść o okrutnym losie Kalisza. Rosyjska Kwatera Główna zaakceptowała plan koncentracji wojsk w rejonie Warszawy i rozwinięcia frontu na linii Wisły w terminie czterdziestu dni od daty mobilizacji. Tereny Królestwa Polskiego wraz Łodzią stały się więc przedpolem przygotowywanej obrony, na którym zostały nieliczne oddziały rozpoznawczo-osłonowe. Rachuby sztabowców rosyjskich zakładały, iż ofensywa na froncie zachodnim zwiąże i wykrwawi główne siły niemieckie, zaś im pozostanie obrona w Galicji i Prusach Wschodnich, po której marsz do Rzeszy będzie dla Rosjan kwestią wyboru dogodnych terminów do kontrataku zza linii Wisły. Właśnie tu najłatwiej im było ściągnąć z Imperium magistralami żelaznych dróg wojska i ich zaopatrzenie. Dalej wyruszą w dwóch kierunkach: na Śląsk - po przemysł i na Berlin - po zwycięstwo. Łódź, według tej koncepcji, stała za blisko Poznania, aby wpiąć ją w główny pas obrony. Carscy stratedzy sądzili, że do koncentracji czasu także mają aż nadto, że wojna rowijać się będzie klasycznie, więc i sztabowe spory o taktykę dowodzenia trwały wśród nich bez końca.
         Sztab Hindenburga też znał ich plany, dlatego postanowił przyspieszyć swoje działania tak, aby wyprzedzić rosyjską koncentrację. Niemcy, mimo ofenesywy na froncie zachodnim, od września uzupełniali etatowe składy korpusów przyfortecznych na Śląsku i w Poznaniu, stany obu armii w Prusach oraz rezerwy Landwehry. Plan sojuszniczy zakładał, że już 1 października ruszą wraz z Austriakami do dzia łań oskrzydlających zgrupowanie rosyjskie na linii Wisły. Mobilizacja szła bardzo energicznie, szczególnie, że Austriacy utknęli za Dunajcem. Pod koniec września optymizm Hindenburga wzrósł w wyniku zwycięstwa pod Tannenbergiem. Tam zaatakowała go armia ”Narew” i ”Niemen” - celem wsparcia sojuszniczej Francji. Rosjanie, nie umiejąc wykorzystać przewagi swych sił, musieli się wycofać, tracąc prawie sto tysięcy żołnierzy (gen..Samsonow popełnił samobójstwo). W Karpatach także przerwali natarcie, pozwalając Austriakom podciągnąć odwody. Już wcześniej niewielkie oddziały niemieckie coraz śmielej wchodziły w rosyjskie przedpole, a nie trafiając na mocniejszy opór, niszczyły łączność, mosty i zwrotnice, pruły tory kolejowe i pustoszyły magazyny.
0f7f5c951172a7b8d85c348751afcfe4.jpg            26 sierpnia Rosjanie do Łodzi wrócili . Wyczerpani mieszkańcy powitali ich z ulgą, tym bardziej, że dowództwo nie wysunęło roszczeń wobec miasta. Przegoniwszy Niemców nad Wartę gen..Charpentier postanowił rozprawić się z germanofilami, ale uznał struktury stworzone w mieście przez GKO. Komendan- tury wojskowe w Łodzi, Pabianicach, Zgierzu i Piotrkowie aresztowały ludzi pomagających Niemcom i wywiozły ich w głąb Imperium. Dywizja za to przywiozła z sobą mąkę na wypiek chleba i bez targów płaciła za zamówienia. Do miasta wró- cił porządek i żywność, a w połowie września także węgiel i nafta. Wojsko pomo-gło powstrzymać spekulację, blokującą normalny handel z wsiami, oraz rozboje. Trzeba było przede wszystkim usunąć poniemieckie zniszczenia na kolejowym szlaku do Warszawy, przygotować konne podwody, szpitale, magazyny i podsta-wowe pozycje obronne wokół miasta. Powrót na przedpole frontu okazał się dość kosztowny, bo tak zwane “zaplecze” ucierpiało solidnie, a czasu do przygotowań zostało niewiele. Front zachodni stanął w miejscu, nadszedł więc czas rozstrzygnięć na Wschodzie. Dowódca frontu gen. Ruzskij koncentrował główne siły cofnięte za Wisłę – na ciasnym odcinku między Warszawą, a dorzeczem Sanu. Iwanow na południu, usatysfakcjonowany zdobyciem Lublina i Lwowa, nie poszedł już do Krakowa, czym dał szansę rozbitym wojskom austrowęgierskim na “pozbieranie się do kupy”. W Kwaterze Głównej i w sztabach armii nadal trwał kryzys decyzyjny, wzniecony spektakularną klęską armii ”Narew”.Za to Hindenburg od połowy września dowodził już dwiema armiami i wraz z szefem sztabu gen. Ludendorffem, dzięki działaniom zaczepnym, mieli niezłą ocenę trudności przeciwnika. Postanowili, że uderzą przez południowo-zachodnią część Królestwa Polskiego w kierunku Warszawy i Sandomierza, uprzedzając natarcie rosyjskie. Dlatego już 28 września korpus kawalerii gen. Frommela wyruszył na Piotrków Trybunalski i przez zaskoczenie zdołał go zająć wraz z linią kolejową na ważnym odcinku Warszawa – Częstochowa, by dojść aż do Koluszek. W Prusach jednak w tym samym czasie zaatakowali Rosjanie, choć z fatalnym skutkiem. Tuż po zwycięstwie pod Tannenbergiem na Radom ruszyła 9 armia Hindenburga, a od południa Austriacy odrzucając Rosjan za San. W Radomiu właśnie do Hindenburga dotarła wiadomość, że Rosjanie szykują kontrnatarcie przez Wisłę. Natychmiast więc przydzielił gen. Mackensenowi grupę operacyjną z zadaniem zdobycia Warszawy. Grupa odrzuciła Rosjan aż do starych fortów, gdzie do walki wezwała wsparcie z Prus i którego gen. Francois odmówił. Szansa na Blitzkrieg została przez Niemców bezpowrotnie stracona, bo Rosjanie otrzymali niebawem spóźnione posiłki z głębi kraju i mogli się przegrupować na pozycje wyjściowe. Tak zwana Operacja Warszawsko - Dęblińska, mimo początkowych sukcesów niemieckich, nie zdołała przerwać rosyjskiej koncentracji i rosnącej z nią przewagi sił.13 października Kwatera Główna z Mikołajem II na czele zdecydowała wreszcie o ropoczęciu głównego natarcia na całym Froncie Północno- Zachodnim. W ciągu tygodnia zaciętych walk oddziałom rosyjskim udało się odzyskać utracone pozycje, a nawet zmusić przeciwników do ogólnego odwrotu. Niestety, Rosjanie na ogół nie nadążali z pościgiem, tracąc tym samym szansę na ostateczne rozbicie wroga. Niemcy zatem usuwali się sprawnie, niszcząc za sobą całe zaplecze. Rosyjskiej armii szyb- ko zabrakło sprawnych podwodów i furażu dla koni. Zaopatrzenie coraz częściej zostawało coraz dalej w tyle, więc wydłużały się marszowe postoje. Doszło do takiego przypadku, że gen. Nowikowowi padło z głodu i wyczerpania 20% koni, przez co jego dywizja kawalerii, torująca dotąd drogę natarciu, straciła swoje zna- czenie. Niemcy, cofając się już planowo, wysadzali nawet małe mostki i słupy te- legraficzne. 20 pażdziernika zniszczyli węzeł Łódź Kaliska oraz wszystkie linie kolejowe od Żyrardowa, przez Tomaszów Mazowiecki, po Łowicz i Kutno. Kom- panie kolejowe spaliły też dworce w Skierniewicach i Koluszkach. W efekcie ro- syjski marsz na zachód z początkowego tempa 20 km na dobę stracił aż połowę, a liczne przeprawy rzeczne kosztowały dużo czasu i wysiłku. Z 27 na 28 października dowództwo musiało wręcz ogłosić postój i pozwolić uciec sobie sprzed nosa Niemcom, wychodzącym z Łodzi. Osiągając pozycje frontu od Piotrkowa przez Uniejów, Łęczycę, Krośniewice, Włocławek, Płock i Sierpc, Rosjanie znów musie- li zatrzymać natarcie w najmniej stosownym momencie. Kwatera Główna planowała je wznowić w ciągu 10 do 12 dni, czyli po podciągnięciu taborów, naprawie- niu torów i uzupełnieniu strat w ludziach i koniach. .Łodzianie tym razem przyjęli Rosjan dość chłodno. Wprawdzie Niemców obawiali się nadal, za to przez Rosjan czuli się oszukani. Gdy przywrócono ruch pasażerski na trasie do Piotrkowa, okazało się, że nie można wywozić towarów bez specjalnej przepustki. Jednak intendentura zakupiła w fabrykach potężny tran- sport wełny i wysłała wprost do Imperium. Niejaki Guczkow, jako pełnomocnik Czerwonego Krzyża zapewniał władze GKO, że to początek zamówień i pomocy dla Łodzi, bo gdy front ruszy na zachód, tu ruszy produkcja dla wojska. Mimo to wielu mieszkańców miasta podejrzewało, że Rosjanie chcą znów uciec za Wisłę. Obawy wzrosły, kiedy gen. Charpentier pod koniec września zakazał podróży przez strefy zajęte przez Niemców, co w praktyce blokowało ucieczkę. 1 października, na wieść o panice na dworcach, generał wydał uspokajające komunikaty, 3-go rano sam uspokajał władze GKO, zaś kilka godzin później odjechał wraz z dywizją. W południe odjechała z dworca ostatnia kompania wartownicza, zostawiając nawet sto wagonów węgla. Sztab frontu wciąż nie doceniał Łodzi. Miasto przez pięć dni żyło w niepewności. Od 8 października zaczęła się trzytygodniowa okupacja niemiecka, a z nią ciągłe rekwizycje, rosnące dostawy, pogróżki i sprzeczki. Niemcy zamiast pieniędzy zostawiali kwitki i tylko w knajpach płacili gotówką. Nie zdobyli tu sympatyków nawet wśród ludności niemieckojęzycznej. Charpentier nie zdążył tu wiele dokonać dla frontu. Jego dowódca gen. Ruzskij nie dawał się przekonać do rewizji swojej strategii, chociaż odczuł co znaczy utrata naturalnego zaplecza. Przekonał Kwaterę Główną, że Niemcy teraz nie mają odwodów i sił do poważnego natarcia. Pora więc umocnić zdobyte pozycje i prze- grupować formacje w celu rozbicia wroga dnia 14 listopada. Czasu było mało, zaś kłopotów bez liku: brakowało torów i ludzi do ich naprawy, wozów, koni i furażu dla zaopatrzenia oraz do ciągnięcia ciężkich armat, a także wyposażenia, prowian- tu i szpitali dla wojska. A wojska było dużo i sporo miało jeszcze przybyć z głębi Rosji.

 


            Sztab niemiecki nie miał ochoty czekać. Prowadził ciągłe rozpoznanie ru- chów przeciwnika z lądu i powietrza, podsłuchiwał rozmowy telefoniczne i prze- chwytywał radiodepesze dowództwa. Znał też świetnie trudności manewrowe armii rosyjskich, postanowił więc znów wyprzedzić uderzenie. Głównym celem stała się Łódź, gdzie wzorem Tannenbergu, miało dojść do okrążenia głównych sił i do ich rozbicia. Hindenburg nie mógł już liczyć na wsparcie jednostek z frontu francuskiego, ale oddziały Landwehry z Rzeszy i Prus były zmobilizowane. Teraz należało dokonać przegrupowania całości sił i uzupełnić zaopatrzenie. Gęsta sieć niemieckich kolei funkcjonowała sprawnie i szybko, więc przerzut wojsk odbywał się terminowo. Wraz Ludendorffem obawiali się jednak, iż ten wzmożony ruch jednostek odkryje ich plany, dlatego dali rozkaz, aby pierwszy korpus rezerwowy z Torunia już 11 listopada zaatakował Włocławek. Stał tam 5 korpus syberyjski, łączący z sobą dwie rosyjskie armie, między którymi Niemcy chcieli pójść na Łódź od pół- nocy. Rosjanie cofnęli się, tworząc lukę na 25 km, ale Niemców w nią nie wpuścili. 14-go listopada 9 korpus niemiecki z linii Uniejów – Chełmno uderzył na Łęczycę, ale gen. Mackensen, widząc wzmac-nianie obrony rosyjskiej na linii Łęczyca – Poddębice, przekierował dwa korpusy na Kutno. Dowiedział się, że w tym re-jonie stanęła Kwatera Główna, a któż by nie chciał wziąć do niewoli cara. Kwatera stała w Gostyninie, lecz zdążyła umknąć na dobę przed wejściem Niemców. Gen. Ruzskij jeszcze tam, w Gostyninie, przekonywał zaniepokojonego Mikołaja II, że trzeba trzymać linię Wisły, a jego planom ofensywy na Śląsk Niemcy nie są w stanie zagrozić. Ataki uznawał za grę pozorów, zaś winą za straty pod Włocławkiem obarczył d-cę korpusu gen. Sidoryna. Siły niemieckie, wbrew doniesieniom, oceniał na zaledwie dwie i pół dywizji.14-go Mikołaj jednak, wobec dalszych postępów niemieckiego natarcia i włączenia się całej 9 armii Hindenburga, nakazał rozbicie Niemców nad Wisłą. Wtedy Ruzskij wydał fantastyczny rozkaz - trzem armiom kazał jednej nocy z 17-go na 18 listopada całkowicie zmienić pozycje i przejść do kontruderzenia. 17-go, gdy Niemcy zajęli Zgierz i Stryków, zmienił decyzję, bo doszedł do wniosku, że nieprzyjaciel naciera właśnie na Warszawę. Mackensen nie osiągnął pełnego sukcesu i nie rozbił do końca Rosjan w trzydniowej bitwie pod Kutnem mimo, że wzięto tysiące jeńców, wiele armat, a prasa niemiecka głosiła pełne zwycięstwo. Rosjanie byli zmuszeni oddać linię Bzury cofnąć się w rejon Łodzi, gdzie stanowili już siłę całej 2 armii i dwóch korpusów 5 armii. Batalia o Łódź rysowała się więc coraz wyraźniej i groźniej. Ale wciąż nie dla gen. Ruzskiego, myślącego o kontrofensywie na Berlin. Scheideman nie miał jednak możliwości wykonać żadnego manewru, bo już od świtu 18 listopada jego 2. Armia krwawiła pod ogniem artylerii niemieckiej, odpierając ataki na wszystkich pozycjach. Prawe skrzydło, obsadzone "Grupą Krauzego", do końca dnia zostało zniszczone ocaliwszy zaledwie 20% żołnierzy, około południa korpus jaz-dy Nowikowa ponosząc poważne straty cofnął się pod Łowicz, a I korpus kawalerii zamiast wesprzeć grupę umknął przed walkami aż pod mury Łodzi.
W tym miejscu warto by chociaż pobieżnie omówić broń używaną przez żoł-nierzy obu armii. Systemy broni ręcznej od końca XIX wieku ewoluowały w szybkim tempie. Przemysł największych krajów szybko podjął masową produkcję dla przezbrajanych armii, tworząc tym samym koniunkturę na militarne wynalazki. On w kilkanaście lat do wybuchu I Wojny Światowej zmienił konstrukcje broni strzeleckiej. Karabiny maszynowe dzięki zasięgowi rażenia i łatwości w obsłudze zmieniły taktykę walki bezpośredniej, a wraz z dalekosiężną artylerią sugerowały efekty w bataliach kolonialnych, dodatkowo podsycając mocarstwową wiarę w skuteczność polityki wojen.

2fe5d823f0ed74174620844a6cd8acd3.jpg


                Armia niemiecka uzbrojona była głównie w pięciostrzałowe karabiny typu Mauser 98 i Manlicher 98 kaliber 7,9 mm. oraz w sporą ilość karabinów maszynowych własnej produkcji jak ciężki Maxim i Bergmann, lekkie Dreyse MG 13, Parabellum 12 i duńskie Madsen 04. Ilość kaemów na wyposażeniu kompanii wahała się od 4 do 6, zaś ich szybkostrzelność od 200 do nawet 500 pocisków na minutę. Oprócz piechoty wyposażono w nie także opancerzone samochody i pociągi, kawalerię, a nawet samo-loty. Kadra, od podoficerskiego stopnia, otrzymała samopowtarzalne pistolety nowo-czesnej konstrukcji Lugera - Parabellum 08 kal.9 mm. Do transportu Niemcy, oprócz tradycyjnych podwód konnych, wysłali na wojnę sporą ilość aut, które przyspieszały manewry piechoty, artylerii i zaopatrzenia. Rosjanie przezbrajali swoje wojska w okresie wojny z Japonią. Wprowadzono wtedy słynne pięciostrzałowe karabiny Siergieja Mosina o kalibrze 7,62 mm. i na ten kaliber przeszły też rosyjskie cekaemy Maxim. Kawalerii zakupiono w Stanach Zjednoczonych specjalną partię winchesterów i lekkie kaemy Madsena. Kadra jako broń osobistą otrzymała rewolwery Nagan angielskiej konstrukcji. Jednak nasycenie kaemami kompanii piechoty na początku I Wojny wciąż pozostawało mniejsze niż w niemieckiej i wynosiło 3 do 4. Podobnie było z artylerią, choć tu różnica stanowiła aż jedną trzecią armat. Jeszcze gorzej było z transportem, gdyż sztab rosyjski nastawił się na dłuższe walki pozycyjne już w pierwszym etapie światowego konfliktu i liczył na klasyczną, rozciągniętą w czasie i przestrzeni strategię wojenną. Działania Niemców boleśnie zweryfikowały ją na samym początku wojny.

                                                                                                                         CDN