JustPaste.it

Arcymistrz

Nie widzieli się sześć lat. A może siedem? Tak, raczej siedem. Owszem, od czasu do czasu rozmawiali przez telefon. Nie za często, tak dwa, może trzy razy w roku. Ale, generalnie, rzadziej niż częściej. Bo, po obu stronach, wyrósł mur. Mur, który tę miał właściwość, że tak sam z siebie potężniał, rozrastał się. I wszerz. I wzdłuż.

 Narastające przez lata żale, pretensje, niedogadane i nigdy do końca niewyjaśnione sprawy były wspaniałą pożywką dla muru, który choć nie przestawał być murem, był jednocześnie jakąś okrutną, żywą istotą, modliszką pasącą się nieszczęściem, bólem, westchnieniem, tęsknotą.

 Kiedyś zakomunikował jej, że przylatuje do Polski. Tak. Zakomunikował. Nie, “powiedział”, “poinformował”, tylko rzucił oschle do słuchawki:

 - Przylatuję do Polski.

 Właściwie nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Nie oczekiwał ani nie pragnął niczego. Ot, po prostu powiedział co powiedział.

 Tymczasem ona, po krótkiej, nabrzmiałej jej emocjami ciszy, zapytała szeptem:

  - To może się spotkamy?

 I nie wiadomo czy samo pytanie, czy szept i ton jakim go zadała sprawił, że przeszły go dreszcze.

 W jednej chwili jego umysł i serce zaatakowały, dotąd zepchnięte do lochu podświadomości,  setki myśli. Wspomnień, żalów, powinności (najczęściej nie spełnionych). I w tej samej mikrosekundzie (niepojęte!) poczuł pieczenie w okolicy serca, absolutną suchość w ustach i w gardle. A z oczu popłynęły łzy.

 Zapadła cisza. Ta zła, pulsująca i nabrzmiala emocjami. Złymi emocjami…

 Nie mógł nic powiedzieć. A za nic nie chciał by się zorientowała, by wyczuła... Ba! By znów się dowiedziała, że ma ma emocje. Bo od lat budował wizerunek oschłego drania, który sam sobie tłumaczył na tysiące sposobów, by, w końcu, wmówić sobie, że jest stoikiem. Cóż za obsurdalna bzdura! I cóż za gównoprawda! Potężne, hodowane przez lata oszustwo. Oszutwo, którym karmił i siebie i świat.

 -No tak, jasne, że tak, wydusił, wycisnął w końcu do słuchawki trzymanej teraz w mokrej, spoconej dłoni.

Przyleciał. Ale tysiące spraw, rzecz jasna arcy-ważnych i super-pilnych sprawiły, że nie znalazł czasu.

 Tak, chciałem przecież, bardzo chciałem się z nią zobaczyć ale no, zwyczajnie nie mogłem, nie miałem kiedy - wmawiał sobie uspokajając swoją duszę… Ale, przed wszystkim, sam siebie usprawiedliwiając. Bo w usprawiedliwianiu siebie był na prawdę arcymistrzem…

 Za miesiąc znów będzie w Polsce. I właśnie się dowiedział, że ona leży w szpitalu i, że nie jest z nią dobrze…

 Czy zdąży? Czy zdąży jej powiedzieć, że zawsze...

 

1