JustPaste.it

Niespodziewane śmierci i cud

Miniony październik to nie był w Polsce miesiąc dobrych wieści...

Miniony październik to nie był w Polsce miesiąc dobrych wieści...

 

Zaczęło się śmiercią aktorki Anny Przybylskiej, zdecydowanie przedwczesną, przynajmniej z ludzkiego punktu wiedzenia. Zabrał ją rak trzustki, jeden z najgroźniejszych. Wiedzieliśmy, że choruje, że walczy, ale i tak się tego nie spodziewaliśmy, przynajmniej tak wcześnie. Tak jakby młodzi, piękni, sławni i bogaci byli impregnowani na śmierć. Ta śmierć boleśnie nam przypomniała, że nie są. Potem w Katowicach zawaliła się kamienica. Wybuchł gaz. Była piąta rano. Długo nie było żadnych wiadomości o ofiarach śmiertelnych. Dopiero po południu pojawiły się informacje, że pod gruzami może ciągle jeszcze być para z małym dzieckiem, małżeństwo znanych dziennikarzy telewizyjnych. I znów cała Polska wstrzymała oddech i zacisnęła kciuki — bo jeszcze była szansa, że może jednak przeżyli. Na próżno. Wieczorem się okazało, że Dariusz Kmiecik, Brygida Frosztęga-Kmiecik oraz ich dwuletni synek Remigiusz zginęli. Październik zakończył się śmiercią Piotra Radonia. Być może samo imię i nazwisko nikomu nic nie mówi, ale opis na pewno go większości z nas przypomni. To bohater jednego z tegorocznych reportaży TVP — chłopiec, który urodził się bez rąk i nóg, za to z marzeniami i niezwykłym hartem ducha.Niedawno ukończył 21 lat i dostał się na studia. Jego oknem na świat był komputer z internetem. Pisał na klawiaturze patykiem trzymanym w ustach. Jego rękoma i nogami był ojciec. Chłopiec zbierał pieniądze na specjalistyczne protezy i wózek. Odzew telewidzów był ogromny. Ale Piotrek umarł. 

Śmierć boli zawsze. Można jednak odnieść wrażenie, że niektóre śmierci bolą bardziej: odejście najbliższych, odejście znanych i lubianych, odejście młodych i pięknych, odejście matek dzieciom czy odejście dzieci przed rodzicami, odejście nagłe, odejście przedwczesne, a zwłaszcza osób i tak już pokrzywdzonych przez los, na przykład kalectwem. Takie śmierci od zawsze też wywołują zalew pytań i pretensji do Pana Boga. Dlaczego na to pozwolił? Dlaczego nie zapobiegł? Dlaczego zabrał dzieciom matkę? Dlaczego tak wcześnie? Dlaczego nie jakichś pijaków i bandytów, a kogoś tak młodego i dobrego? Dlaczego nie sprawił jakiegoś cudu? To niesprawiedliwe! — zdają się do Niego krzyczeć. Czy rzeczywiście Bóg nie czyni cudów dla ratowania ludzi? Czy rzeczywiście jest niesprawiedliwy?

Wróćmy do Ani Przybylskiej. Wielu internautów dawało w swoich komentarzach wyraz olbrzymiemu żalowi, że odeszła. Nie mogli tego pojąć i się z tym pogodzić. Pojawiały się u nich wspomniane już pretensje pod adresem Boga (z którym notabene sama aktorka, jeszcze niedawno przed śmiercią, deklarowała osobiste pogodzenie, a nawet przyjaźń). Tymczasem jeden z internautów napisał, że żal żalem, ale bądźmy sprawiedliwi wobec innych — mniej znanych, a może w ogóle nieznanych, i nie tak młodych, a może wręcz starych. Czy ich śmierć — pytał internauta — ma ich bliskich mniej boleć, bo swoje już przeżyli? Czy fakt, że mówimy o śmierci przedwczesnej, oznacza, iż pozostałe są „na czas”, albo że wręcz już się komuś odejście należało? Jak umiera matka dzieciom — to niesprawiedliwe, a jak umiera kobieta bezdzietna — to już sprawiedliwe?

Wróćmy do tej feralnej kamienicy w Katowicach. Czy na pewno nie było tam cudu? W dniu wybuchu zameldowanych w tej kamienicy było 25 osób. Ile dokładnie było w niej w chwili wybuchu, nie wiadomo, ale pewnie kilkanaście osób. Obudził ich olbrzymi huk i wstrząs. Sufity i ściany waliły się im na głowy. Mimo to zginęły tylko trzy osoby. Jeśli ktoś twierdzi, że to nie cud, chyba nie potrafi liczyć. Przyczyny wybuchu nie są jeszcze znane. Pozostają domysły. Zaraz po katastrofie „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że tego dnia miało w tej kamienicy dojść do eksmisji mężczyzny, który mie­szkał w niej 40 lat. Po eksplozji znalazł się w szpitalu w stanie krytycznym. Jego matkę dzień wcześniej przeniesiono do domu starców.

Być może ta sugestia „Gazety” co do przyczyny wybuchu jest niesprawiedliwa wobec tego człowieka, jednak skojarzenia nasuwają się same, zwłaszcza że — jak napisał pod tekstem „Gazety” jeden z internautów — takich podpaleń i autoeksplozji przedkomorniczych i przedeksmisyjnych jest w Polsce kilka do kilkunastu rocznie. Gdyby to podejrzenie miało się potwierdzić, to pojawia się pytanie, czy takich zachowań nie można przewidzieć? Czy nie lepiej, by władze miast zapewniły takim osobom choćby najskromniejsze lokale zastępcze, a państwo najskromniejsze środki do przeżycia, skoro nie może im zapewnić już pracy — żeby nie tracili nadziei, żeby nie chcieli odbierać życia sobie, a może i innym? Czy to jest sprawiedliwe, by eksmitować ludzi na bruk, którzy nie płacą nie dlatego, że nie chcą, ale że nie mogą znaleźć pracy? Czy to jest sprawiedliwe, że doprowadza się ludzi do desperacji, nie oferując im żadnej realnej pomocy? W końcu, czy to sprawiedliwe, że powodów tego konkretnego wybuchu mogło być wiele, w tym zawinionych przez konkretnych ludzi, a ostatecznie obwinia się o to Boga?

W tej budzącej grodzę nawałnicy październikowych złych wiadomości jedna budzi jednak nadzieję, choć ledwo zdołała się przebić do świadomości opinii publicznej. To wiadomość o sukcesie polskich lekarzy z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, którym jako pierwszym na świecie udało się połączyć przerwany rdzeń kręgowy. W efekcie pacjent stanął na nogi i znów zaczął chodzić. Nie czuł połowy własnego ciała, a teraz czuje. I to jest kolejny cud... Czy aby na pewno autorstwa tylko lekarzy?

Andrzej Siciński

 

[Artykuł ukazał się w  w miesięczniku „Znaki Czasu” 11/2014].

 

Źródło: http://znakiczasu.pl/punkt-widzenia/307-niespodziewane-smierci-i-cud-zc-11-2014