JustPaste.it

Medialna prowokacja

images?q=tbn:ANd9GcTemSpa4HLZTD-xaC-aZw0txoaH9ZBg-ihQXedtOuzTC6ledmFgVgZdaję sobie sprawę z tego, że niektórych dogmatycznie nastawionych eiobowiczów znów sprowokuję, ale niech tam. Zaryzykuję! Obserwuję właśnie w jednej ze stacji informacyjnych to, co dzieje się w Warszawie. Staram się być spokojny, ale szlag mnie trafia, kiedy słyszę dziennikarzy, a raczej dziennikarskie hieny. Żadnego  magika z mikrofonem nie interesuje ani idea marszu, ani to, że młodzi ludzie demonstrują swój patriotyzm. Ze stadionu pojawia się jeden kadr na sto innych, na których widać bijatykę między policjantami a...

Wśród w większości maszerujących znajdziemy przede wszystkim młodych ludzi, pewnie także moich uczniów lub studentów. Dla nich, jak podejrzewam, ważne jest, by oddać hołd jednemu z architektów polskiej niepodległości - Romanowi Dmowskiemu. Ich nie interesują cukierkowe obchody organizowane przez Prezydenta albo mainstreamowe partie. Dostrzegają w nich coś sztucznego, coś, co jak się wydaje zostało im ukradzione.

Co interesuje media? Nie to, co dzieje się w miejscu, w którym jest wiele tysięcy ludzi i gdzie oddaje się hołd ważnej sprawie. Dziennikarskie hieny idą za zapachem ścierwa - tam gdzie leje się krew, gdzie naparzają się młodzi faceci, z których jedni są w mundurach, a drudzy w dresach. Jak co roku chłopcy urządzają sobie zawody, żeby na cały sezon ustalić, kto rządzi w mieście. Jeżeli te dwa fakty ze sobą się łączy, dopuszcza się straszliwej manipulacji. Że jedno wydarzenie czasowo nachodzi jedno na drugie? Ale mądry dziennikarz powinien umieć ustalić tę fundamentalną dystynkcję. A chłopcy w dresach wiedzą doskonale, że dziennikarze chcą 11 listopada mięsa i chętnie go dostarczają. Wiedzą też, że media odwdzięczą się im, pokazując walkę na kamienie i koktajle mołotowa. To usługa wzajemna. A to istotne również z tego powodu, że można nie zwracać uwagi na marsz organizowany przez środowisko, którego istnienie sabotowane jest przez media głównego nurtu.

Jednocześnie można pokazać - "patrzcie ludzie, co ci radykalne środowiska wyczyniają!" No i piecze się dwie pieczenie na jednym ogniu.

Słucham, dziennikarzy, że może dochodzi do jakichś prowokacji. Jasne, że dochodzi! Jest nią pewnie nieuświadomiona przez dziennikarzy prowokacja samego ich środowiska, bo kiedy czeka się na to, że coś się wydarzy, to jest samospełniająca się prognoza. I wówczas nie mogę spokojnie słuchać tych obłudnych szczekaczy, którzy twierdzą, że tak naprawdę przygotowali program, który miał dotyczyć historii I wojny światowej, Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego i kontekstów politycznych odzyskania niepodległości. Proszę wybaczyć - nie wierzę. Bo to w większości lenie, którym łatwiej pokazać zadymy na ulicy i zaprosić kilku polityków i socjologów - i mamy samograj.

Ja nie jestem zwolennikiem radykalnej prawicy. Ale ruch narodowy jest legalnym ugrupowaniem i ma prawo demonstrować, manifestować dzień niepodległości tak jak chce. Dziennikarze pokazując to, co dzieje się na rondzie Waszyngtona daje Putinowi piękne argumenty. A mnie na koniec przychodzi do głowy pytanie - dlaczego mediów nie interesuje, kiedy Warszawę blokują różne grupy zawodowe i nie raz dochodzi do starć z policją? Odpowiedź jest, niestety, prosta. Bo ludzie tego dnia (11 listopada) mają wolne i siedzą w domu. Można im komfortowo mieszać w głowie.