JustPaste.it

Greckie słońce i niemieckie zarobki- czyli Ameryka w Polsce!

Inne mądrości tu: http://motyw-kobiety.miejsce-akcji.pl

Inne mądrości tu: http://motyw-kobiety.miejsce-akcji.pl

 

    „Cudze chwalicie, swego nie znacie!!” …. ej, nie, to nie o tym! Nie tym razem. Bo tym razem chciałabym napisać post międzykontynentalny właśnie. Żeby było śmieszniej, zacytuję słowa nie-wiadomo-kogo, bo tekst od lat krąży po Internecie:

Polak budzi się rano,wstaje idzie umyć zęby niemiecką szczoteczką elektryczną, Po śniadaniu Polak ubiera wietnamskie buty, amerykańskie spodnie dżinsowe szyte w Turcji lub pod Warszawą i udaje się na przystanek (..) Po drodze zdarzy mu się odebrać chiński lub koreański telefon, który wyjmie z kieszeni najczęściej szytej pod obcą marką kurtki z Polski”. Itd.itp.

Odnośnie globalizacji to by było na tyle. Odkąd mamy dość wszystkiego co chińskie (czyli: wszystkiego) na nowo doceniamy polskie produkty (Na targu: Ja chcę czosnek, ale tylko polski! / A te jabłka polskie? Jeśli tak, to biorę!/ Dziś promocja na staropolską przyprawę!) ale czasem kupujemy coś, co kupujemy tylko dlatego, że jest inne; czy dobre, czy złe, odgrywa już mniejszą rolę.

Przepraszam za sorry

Rzecz ma się nie tylko z rzeczami użytku codziennego, ale z gustami, manierami, językiem, kulturą. Bo czy „Sory” (specjalnie napisałam przez jedno „r”) nie brzmi jakoś lepiej niż skruszone „Przepraszam” ? Albo czy nie lepiej podać na imprezie domowej sushi zamiast kiszonych ogórków? Nawet jeśli muffinka to mniej więcej to samo co „babeczka”, lepiej zjeść tę pierwszą. ( de facto, nazwa „muffinka” jest przecież spolszczona).

Zarobki jak w Niemczech, słońce jak w Grecji

Jestem całkiem pozytywnie nastawiona do tego, co nie „nasze”, o ile jest to przydatne i pasujące do warunków, w których żyjemy. Często słyszę (ba, mówię!) „W kraju X to jest fajne! Nie to, co u nas!”; fakt, inni wielokrotnie wpadli na to, na co my jakoś nie możemy, a ułatwiłoby nam to życie. Często myślę sobie, że gdybyśmy mieli opiekę zdrowotną i zarobki jak w Niemczech, socjal jak w Skandynawii, podejście do pracy i życia towarzyskiego jak w Grecji, rozwiązania wyznaniowe jak w Australii, i tak dalej….. to bylibyśmy krajem idealnym. Być może.
Mam co do tego pewne wątpliwości, bo jednak w Grecji słońce bardzo, ale to bardzo pomaga mieszkańcom zarówno w poczuciu szczęścia, jak i przymusowych wręcz, popołudniowych sjestach, co za tym idzie wolniejszym tempie życia, natomiast czas, gdy sezon turystyczny się kończy i zaczyna „zima”, to bardzo dobry czas na pielęgnowanie relacji, częste spotkania w gronie przyjaciół.
Bardzo mi się to podoba i chciałabym, żeby u nas tak było, ale to niemożliwe! Klimat predestynuje nas do innego stylu życia. Chociaż ta Grecja….nie…. po 14-16h na dobę w sezonie letnim, nie chciałabym pracować.
Jednak, gdyby nagle u nas zaczęło być jak w Grecji…wiecie…. pomarańcze rosnące przy drodze, granaty i banany… wcale nie podziałoby się dobrze. Pamiętacie, co było rok temu, gdy zima obeszła się z nami tak łaskawie? Trzeba było dokarmiać miśki (tj. niedźwiedzie) bo wiele gatunków zwierząt w Polsce, zapada w sen zimowy; gdy budzą się zbyt wcześnie, nie ma dla nich pokarmu. Nie mówiąc już o ptakach przedwcześnie wracających z ciepłych krajów.

miało być tak pięknie….!

Nieumiejętne „przenoszenie” pewnych wzorców, skutkuje na przykład tym, że nadgorliwa,młoda Polka, słysząc od kilku miesięcy w kółko, że „klaps jest porażką rodzica” i że to należy ostro karać, dzwoni na Policję, widząc w centrum handlowym scenę jak ze stopklatki; malec jest niegrzeczny, w celu szybkiej pacyfikacji, dostaje klapsa. Sprawa ląduje w sądzie. Rodzicom w rezultacie, grozi odebranie praw rodzicielskich.

Idę do knajpki włoskiej; bywałam w takich miejscach i wyjątkowo je lubię z powodu sielskiej atmosfery i cudownego jedzenia. Zamiast tego, jedzenie jest po prostu okej, a zamiast brzeczącego szkła, gwaru, charakterystycznego dla tego typu miejsca, aromatycznych zapachów, wesołych rozmów i swobody, kelner traktuje mnie protekcjonalnie, swoim zachowaniem zarówno on jak i reszta załogi daje do zrozumienia, że w TEJ restauracji należy zachowywać się jak przystoi czyli po polsku; smutno i cicho.

I w rezultacie tak jest: obok nas kilka rodzin spożywa posiłki w niemalże totalnej ciszy, być może sądząc, że rachunek na 300 zł wymaga tej podniosłej, niemal pogrzebowej oprawy.
Już wiem, że włoskiej atmosfery mogę spodziewać się tylko w knajpkach prowadzonych przez Włochów, bo w tej , w której byłam nie zrozumiano że „włoskość” jakiegoś miejsca, to nie tylko włoskie jedzenie, podbite pieczątką znanej restauratorki, a w dodatku, jeśli knajpa nie stoi w polu lawendy, trzeba postarać się tym bardziej.

Lampiony chińskie – fajnie to wygląda do czasy, gdy nie spowoduje pożaru, albo nie zawiśnie bezkształtnie na drzewie. I tyle z uciechy z lampionu. (jednak nie powstrzymam się- cytuję słowa ze strony infra.org.pl „Latem 2008 r. lampiony wywołały najprawdopodobniej pogłoski o fali spotkań z UFO na łódzkich Bałutach, co było swoistą „atrakcją sezonu ogórkowego”, o której donosiła lokalna prasa. „)

Słyszałam również o sytuacji, gdy znajomi bez słowa opuścili dom swojej koleżanki z pracy, gdy ta poprosiła ich o zdjęcie obuwia. Nie jestem za ściąganiem obuwia „w gościach”, ale to nie Kalifornia; wiadomo, jak u nas pogodowo bywa, a i ludzie nadal czują się dziwnie, gdy mają naprzeciwko osobę, która nie ściągnęła butów („To ty tylko tak na chwilkę? Nie posiedzisz?” ).Taką mamy kulturę, że ….. po prostu warto być czujnym i elastycznym.
Przypomniała mi się też zabawna sytuacja, gdy moi znajomi, chcąc ugościć znajomych Rosjan, nalepili ruskich pierogów by ci czuli się jak w domu. … Pierogi smakowały Rosjanom bardzo- nawet zapytali, czy to regionalna potrawa i czy mogą przepis …

A TAM podoba mi się….

Stale podoba mi się coś, co podpatrzyłam u innych. Podoba mi się na przykład to, że we Francji raczej nie zdrabnia się imion, na wskutek czego nie powstaje z imienia Adrianna twór typu: Ada, Adela, Adusia itp. Jeśli ktoś jest Marc-Oliver, to mówi się Marc-Oliver, na Anne-Sophie, mówi się również Anne-Sophie. Tak, to zdecydowanie mi się podoba, ale spróbuj chociaż przez 2 dni mówić do siostry: Katarzyno, do brata: Bartłomieju, a do koleżanki z pracy: Barbaro. Jak to brzmi? Nooo, zbyt poważnie! My, jako naród o dużym bogactwie języka i nacechowywaniu go emocjonalnie, nie chcemy wyjść na sztywniaków, zwracając się do kogoś pełnym imieniem. Czyż nie?

Podoba mi się to, że w Grecji praca jest mniej więcej na ….którymś tam miejscu. W pierwszej piątce na pewno się nie znajdzie; najważniejsze są relacje z ludźmi. U nas praca zwykle jest na pierwszym miejscu (nawet jeśli w sondażach twierdzimy inaczej, że rodzina) i ona dyktuje absolutnie wszystko inne w naszym życiu. Powiedz szefowi, że nie chcesz zostawać po godzinach, albo żonie, że chcesz realizować się w swojej pasji, nie w korporacji. Aż tak odważni nie jesteśmy :-)

Kilka lat temu, spodobało mi się w greckich autobusach rozwiązanie kontrolowania biletów; nie było w rezultacie kontrolerów, bo wejście było tylko przodem, wyjście pozostałymi drzwiami. Pamiętam, że siedząc w tym autobusie i przyglądając się temu (po uprzednim wejściu przodem i pokazaniem biletu kierowcy) pomyślałam: Przydałoby się to u nas, ale …. kto by u nas wchodził TYLKO pierwszymi drzwiami. Nieeee, jesteśmy narodem kombinatorskim i nie chcemy się dostosowywać. U nas by to niestety nie przeszło..
Nie wiem jak w innych miastach, ale w Bielsku-Białej, czy Czechowicach wprowadzono ten „grecki” system. Dzieje się jednak tak, jak myślałam….

Nieco pozytywniej jest ze ścieżkami rowerowymi; zamarzyłam o nich, gdy w Polsce parskano śmiechem, że  można oddzielać specjalne miejsce na rowery. No ale z czasem pojawiły się u nas i wiecie co….? Widzę, że coraz mniej pieszych spaceruje po ścieżkach rowerowych!:-)  W Bielsku- Białej pod tym względem jest obecnie ideał ; kilka lat temu notorycznie jako rowerzystka, przepychałam się na ścieżce „dla mnie” z pieszymi i wózkami.

U Francuzów podoba mi się dbałość. O siebie zwłaszcza; Francuzka woli kupić jeden droższy kosmetyk niż trzy tańsze, jedną porządną bluzkę niż pięć „nieporządnych” :- )

W UK podobają mi się takie bibeloty świąteczne, którym nie mogę spotkać u nas, mimo i tak dużego asortymentu Empik’u w tej kwestii. Na przykład nie dalej jak dziś szukałam ŁADNEJ pieczątki z napisem „Wesołych Świąt”, który to napis mogłabym umieścić pod obrazkiem na kartce- nie znalazłam takowej(ani ładnej, ani nawet nieładnej). W UK jest mnóstwo takich „cudów” !

W Szwecji, w sklepach z perfumami podoba mi się to, że są rozstawione słoiczki z ziarnami kawy; by móc w każdej chwili pozbyć się „zapamiętanych” zapachów i móc wąchać dalej.
Podoba mi się też to, że na osiedlu można bezkarnie zostawić rower (uwaga: nie zapięty!!) pod blokiem i on rano nadal tam stoi. Cały. Ooo, takiej zmiany chciałabym w Polsce! Ja już daję przykład: nie kradnę rowerów! Kto ze mną?! :- )

Ogromnie podoba mi się też to, że w tylu krajach, ludzie na ulicach są uśmiechnięci, odprężeni – z chęcią przenoszę to na polski grunt. Z powodzeniem!

W RPA podobało mi się też to, że w zasadzie z każdym na ulicy można było swobodnie porozmawiać o Bogu; nie o religii, ale o Bogu – w Polsce to ryzyko; pomimo tak religijnego kraju, Bóg pozostaje tematem tabu. Można o Kościele, o świętach, księżach, ale o Bogu nie, bo jeśli ktoś mówi zupełnie swobodnie o Bogu, to albo-w opinii rozmówcy-  jest a) Świadkiem Jehowy  b) zakonnicą  c) nie do końca poczytalny i nie należy go traktować zbyt poważnie  d) gorąco popiera tę najbardziej swarliwą partię w sejmie.
Jednak ja i tak ryzykuję- co mi tam! :- )

Niektóre „przenosiny” nie mają szansy się u nas udać. Inne mają, ale z czasem, za ileś lat. Chyba ważne jest, by były one i pasujące do nas, i naturalne.

Co podoba Wam się „u innych”, co widzielibyście na polskim gruncie?