JustPaste.it

Współczesne święta

Kolejne święta i przedświąteczna gorączka, aby ze wszystkim zdążyć na czas. Gonitwa po supermarketach, stanie w gigantycznych kolejkach i kupowanie rzeczy,które ...nie do końca są potrzebne.
Tak stojąc w kilometrowej kolejce, aby sprostać oczekiwaniom mojego studiującego dziecka, przypomniały mi się świta moje dzieciństwa.
W Wigilię cały dzień trzeba było pościć, oczywiście z siostrą podkradałyśmy co nieco z komory(bo żadnych lodówek za moich czasów nie było). Własnoręcznie robiłyśmy ozdoby choinkowe, łańcuszki, pajączki i domowe pierniki nawlekane na nitkę.
Jak mama kupiła parę cukierków to oczywiści były podjedzone tego samego dnia a papierki wypchane zostały watą;)
Takie grzechy były standardowe za moich czasów, niczego nie było w sklepach a jak było to bardzo drogie, wiec wszystko pozostawało w zasadzie marzeniem i towarem deficytowym.

Moje dziecko kilka lat temu stwierdziło, że jak nie było w twoim sklepie to trzeba było iść do marketu i kupić. Tak, oczywiście market był za każdym rogiem;)
Nie było tez elektrycznych światełek, tylko świeczki na takich specjalnych spinaczach, za oknem zawsze był śnieg i siarczysty mróz.
Wedle tradycji tato przynosił snopek słomy a my z siostra tak dawałyśmy upustu" radości", ze wielokrotnie kończyło to się solidnym klapsem dla nas obydwu.
Nie zapomnę smaku potraw na które czekało się cały rok. Własnoręcznie robione kluski, tato zawsze kręcił mak(to była jego działka) my z siostra łuskałyśmy orzechy do kutii a babcia wylizywała donicę bo bardzo lubiła słodkie i zawsze nas uprzedzała.
Kapusta z grochem, pierogi z kapusta, i racuchy najlepsze pod słońcem(nigdy takich nie udało mi się zrobić)
Było tez puste miejsce przy stole, nie dla tradycji a faktycznie w tamtych czasach byli obcy ludzie z drogi na Wigilię. Nie zapomnę jak pewnego razu mama kończyła przygotowywania z babcia, a ktoś zapukał do drzwi. Weszła malutka babuleńka i poprosiła o nocleg, bo nie da rady iść już dzisiaj dalej. Była zadyma śnieżna na dworze, ze psa by nie wygonił. Babcia siedziała z nami przy stole, opowiadała historie swojego życia i do dzisiaj pamiętam, jak ze łzami w oczach mówiła o swoim jedynym synu, który wyjechał do Ameryki jak miał 20 lat i od tamtego czasu go nie widziała, mąż umarł, nie było gdzie mieszkać, wiec chodzi od wsi do wsi i tak życie jej schodzi.
Trochę z siostra byłyśmy niezadowolone, jak ułożono babcię na naszym snopku słomy, nie mogłyśmy już figlować bo babcia sobie smacznie na nim spała.
Teraz są oczywiście w większości domów puste miejsca, ale tylko z nazwy bo nikt nikogo w swoich twierdzach nie wpuszcza do serca a co mówić do domu.
Ludzie biorą kredyty nie zastanawiają się czy dadzą radę spłacić, kupują rzeczy, które nie do końca są potrzebne aby pokazać ludziom na marginesie tym, których nie lubią na co ich stać! Później większość wyląduje i tak w koszu, ale kupić trzeba aby nie być gorszym od sąsiada.
Obładowana siatkami, z nostalgia w sercu zmierzam ku współczesnym świętom i na pewno zostawię puste miejsce przy stole, może kiedyś ktoś zapuka..