JustPaste.it

Nie ma diety bez kolców

Z noworoczną dedykacją dla Was, Drogich Czytelników, Zawodników Wytrwałych (i tych mniej), by Wasze noworoczne postanowienia tym razem nie spełzły na niczym.

Z noworoczną dedykacją dla Was, Drogich Czytelników, Zawodników Wytrwałych (i tych mniej), by Wasze noworoczne postanowienia tym razem nie spełzły na niczym.

 

Gdy ktoś wymawia wyraz “dieta” - nieważne czy w telewizorze, czy na ulicy - ludzie zazwyczaj słyszą “wyrzeczenie”. Gdyby zagrać w skojarzanki, za bliskoznaczne "diecie" uznano by takie wyrazy jak “głodówka”, “post”, ewentualnie “bieda”.

Dieta to chyba jeden z najbardziej znienawidzonych synonimów niedoskonałości współczesnego świata. Znienawidzonych, gdyż na diety idziemy zazwyczaj nie z własnej, nieprzymuszonej woli, a w wyniku działania tak zwanej siły wyższej, tj. gdy do muru przyprze nas albo lekarz, albo nasze samopoczucie, co w sumie na jedno wychodzi. Już sam dźwięk tego słowa wywołuje w nas ciarki, obrzydzenie, a w najlepszym wypadku skrajną niechęć. Bo ileż można się katować, ileż można odejmować sobie od ust!? Co zaś najgorsze w dietach, to że nie zakazują tego, czego i tak nie lubimy, ale właśnie największych smakołyków! Niemożność prowadzenia się tak, jak na co dzień, wydaje się największym minusem każdej diety – przynajmniej w tego słowa powszechnym rozumieniu.

Każda z nich ma jednak jeden wielki plus: kiedyś się kończy! Gdy tylko przemienimy piwną oponę w kaloryfer (patrz: panowie) i gdy zrzucimy cellulitis, zchodząc do rozmiaru sprzed X lat (patrz: panie), a nasza okupiona tysiącem wyrzeczeń katorżnicza dieta przyniesie zamierzony efekt w postaci zdobycia upatrzonego partnera/partnerki (patrz: panie i panowie), wnet “wracamy do normy”.

Powrót do normy okazuje się jednak trudniejszy, gdyż nam, rozsmakowanym w skrajnościach, o wiele łatwiej jest popaść z jednego ekstremum w drugie. Owszem, jeden znajomy fanatyk przebąkiwał coś o jakiejś zmianie trybu życia, o konieczności zmiany sposobu odżywiania (stałej zmiany)  – ale kto by słuchał dziwaka… Kto by chciał wprowadzać w życie tak drastyczne zmiany. My już nowocześni, my chcemy laboratoryjnie wyhodować różę bez kolców. Chcemy schudnąć, nadal jedząc pączusie. Chcemy zrzucić cholesterol, nadal pakując w siebie jajecznice na boczusiach i całe paki czipsów i/lub popcornu zamiast normalnego posiłku. Chcemy ugasić pragnienie, sięgając po wysokosłodzone, wysokogazowane napoje. Chcemy budować odporność na przeziębienia kolejnymi seriami antybiotyków, łykanymi bez mrugnięcia oka. Chcemy tak, gdyż my nie akceptujemy rozwiązań albo‑albo – my chcemy po japońsku: i-to, i-to. Nasze motto: osiągnąć coś z doskoku, na krótką metę, a potem niech się wali (może nie spadnie na nas w pierwszej kolejności). Oto jak rozumiemy pojęcie “dieta”.

Ale zaraz! Przecież, tak po prawdzie, wszyscy jesteśmy “na diecie”. A jaka jest dieta przeciętnego Polaka, każdy wie: mięcho, mąka, mlesio, cukier, mięcho, mąka, mlesio, cukier – i tak w kółko. – Owoca? – Nie, dziękuję - powie jeden z drugim - ja jestem na mięchu, mące, mlesiu i cukrze. Zresztą w którejś reklamie mówili, że za dużo fruktozy szkodzi. – A może warzywko, może surowej marchewki? – O nie, nie dla mnie, przecież jestem na diecie mięcho‑mączno-mleczno‑cukrowej. Poza tym, człowiek nie królik. – To może soczewicy, może humusu? – Nie, też nie. Zaciskam pasa, jestem na diecie. Zresztą, ileż można jeść!? Po mięchu, mące, mlesiu i po cukrze miejsca w brzuszku już nie mam. – To może kabanoska? – O, to co innego! Poproszę, przecież jestem na diecie mięsnej. – Pączucia, pierożka, pierniczka? – Tak, tak! Przecież jestem na diecie glutenowo‑cukrowej. – Lodzika? – No jasne! Toż jestem na diecie mleczno‑cukrowej. Trochę lodów mi nie zaszkodzi. Zresztą pan z Danone powiedział, że mleko zawiera wapń, a pan był w białym kitlu, to chyba wie, co mówi.

ce5bcd04fbf962213f4d2d6fafe61cf4.png

Zapewne zburzę komuś tym stwierdzeniem jego kulinarny świat, lecz odkąd rzuciłem mięso i śmietanę, odkąd ograniczyłem gluten, transtłuszcze i cukier złożony, odtąd mam tego wymierne, bardzo korzystne efekty dla zdrowia, zaś w kuchni zdecydowanie więcej "fun’u". Owszem, spędzam w niej teraz więcej czasu niż kiedyś. Wychodzę jednak z założenia, iż sto razy bardziej wolę spędzić ten czas na stojąco w kuchni, przygotowując zdrowotne pyszności, ciesząc się odzyskaną energią, niż spędzić go na leżąco w łóżku z termometrem pod pachą i antybiotykami na szafce nocnej, czując się jak wrak człowieka. Przed powrotem do tamtego życia "bez diet" (lub właśnie pełnego diet tymczasowych) trzyma mnie wiedza, że moja nowa, permanentna dieta, na której jestem od grubo ponad dwóch lat, trzyma wszystkie dotychczasowe choroby z daleka ode mnie. Że powrót “do normy” kosztowałby utratę tego, co już zdobyłem. Na szczęście, człowiek niegłupi i do dobrego przyzwyczaja się bardzo szybko. Gdy jeździł Maluchem całe życie, wydawało mu się, że to szczyt techniki i luksusu. Gdy jednak przesiadł się do Hondy (przysłowie mówi, że do Mercedesa, ale Mercedesy zaczęły się psuć na potęgę), dopiero wtedy poznał czym jest Prawdziwy Luksus.

W takich sytuacjach, najczęściej słyszę argument, że jeść można wszystko, aby “w umiarze”. Ha! Ciekawe zatem dlaczego akceptujemy jedzenie (szczególnie zdrowych produktów) w umiarze, za to umiarkowane zdrowie już nam nie w smak i wolelibyśmy mieć zdrowie końskie, znów wedle ulubionej zasady i-to i-to. Niestety, na ekstra zdrowie trzeba sobie ekstra zapracować. Historia ludzkości udowadnia, że najcięższa praca to nie ta z doskoku, a wykonywana systematycznie, bez zrywów, np. zrywów na dzikie diety, okraszone tymczasowymi efektami. A błogosławione efekty "umiaru" przeciętnego Polaka po pięćdziesiątce to lustrzyca, cukrzyca, za duże ciśnienie oraz za mała dłoń, by objąć na raz wszystkie łykane pigułki – choć, jak na ironię, każda naszpikowana "samymi zdrowymi elementami" wprost z "fabryki zdrowia i urody".

 

568f0dd4614852e42936c98ddb116f11.png

 

***

Kochani,
może to oznacza, że najwyższa pora, by zejść z diety na ziemię?

Nie ma róży bez kolców, to prawda – lecz kto nam każe upierać się przy różach? Jest na tej ziemi jeszcze tyle innych pięknych (i nie kłujących) kwiatów.

***

 

Licencja: Creative Commons