JustPaste.it

Święta, święta i po świętach? No chyba Wy.

Ferie. Wyczekiwany przez wszystkich rodziców czas "znowu-nie-wiem-co-zrobić-z-dzieciakami", nadchodzi wielkimi krokami.

Ferie. Wyczekiwany przez wszystkich rodziców czas "znowu-nie-wiem-co-zrobić-z-dzieciakami", nadchodzi wielkimi krokami.

 

Co roku razem z koleżankami czujemy na plecach grozę nadchodzących, dwóch tygodni (!) wolnych od szkoły. Niektóre z nas posyłają dzieci na różne zajęcia organizowane przez Domy Kultury, typu "ferie w mieście" itp., inne proszą o pomoc teściowe, a jeszcze inne - te odważniejsze - zabierają dzieci na wspólny, rodzinny wypad. Na przykład w góry. Ja, nieskromnie mówiąc, jeszcze w tamtym roku należałam do grona "odważnych". Bo niby nic takiego, wiadomo, szusowanie z pociechami - super sprawa. Jednakże, nie oszukujmy się - wyjazd ten należy wyłącznie do dzieci. My pełnimy funkcje mediatorów, sponsorów, trenerów, budzików, kucharzy, tragarzy i pacyfikatorów. Zanim więc wyruszymy na zimowy wypoczynek, odpowiedzmy sobie na jedno, fundamentalne pytanie: jaki jest sens płacić za cztery osoby, skoro korzystają tylko dwie? 

 

Szczęśliwi rodzice, to szczęśliwe dzieci

 

My z mężem w tym roku postanowiliśmy być genialni i oto, co z tego wyszło: podwójne ferie dla nas, pojedyncze dla dzieci. Jak? Ano bardzo prosto. Ale może od początku. Po pierwsze, podzieliliśmy się na dwie "grupy" - my z mężem nad morze, a konkretniej do Gdańska, a chłopaki w góry, a konkretniej do Szklarskiej Poręby.  Z tym, że my już swój wyjazd mamy za sobą. Wróciliśmy dokładnie trzy dni temu i muszę się pochwalić - było w s p a n i a l e. Po pierwsze, Gdańsk - oboje z mężem kochamy Trójmiasto, a po drugie - dawno, naprawdę dawno nie mieliśmy okazji tak wypocząć. Dzieci zostały z dziadkami, a my szybka rezerwacja w Mercure na Starym Mieście i w drogę. Przyjechaliśmy w środę wieczorem, zostawiliśmy bagaże w pokoju i poszliśmy na spacer po gdańskiej Starówce. Oboje jednak byliśmy tak padnięci, że po powrocie skusiliśmy się jedynie na lampkę wina w hotelowym barze (w dalszym ciągu jesteśmy pod wrażeniem wystroju, zarówno baru jak i całego hotelu ogółem!) i poszliśmy spać. Dawno, naprawdę dawno nie spaliśmy do południa. Potem siłownia, masaż i na spacer. Nie ustalaliśmy konkretnych harmonogramów, po prostu robiliśmy to, co nam się żywnie podobało. Jedliśmy pyszne jedzenie, robiliśmy zdjęcia, piliśmy wino, czytaliśmy książki i tańczyliśmy. Jednym słowem wszystko to, na co nie mamy czasu na co dzień i na co definitywnie nie mielibyśmy czasu na wspólnym, rodzinnym wyjeździe. Do Szczecina wróciliśmy w niedzielę wieczorem szczęśliwi i zrelaksowani. I nawet awantura o pilot do telewizora, komputer i ostatnie ciastko nie była w stanie wyprowadzić nas z równowagi. 

1600px-2012-08-30_pano_gdansk_sm2_small.jpg

i jeszcze szczęśliwsi rodzice

 

Najlepsze jednak jest to, że już w poniedziałek chłopcy wyjeżdżają na obóz do Szklarskiej, na który oczywiście bardzo się cieszą. Są przecież wystarczająco "dorośli", żeby jechać bez rodziców, z kumplami, na calutkie dwa tygodnie. Rodzice oczywiście będą tęsknić, ale wierzą, że chłopcy doskonale dadzą sobie radę. Oprócz tego będą cieszyć się z kolejnego, czasu  "wolnego" - czternaście dni ciszy. Pilot tylko nasz, łazienka tylko dla nas, winko, książki wieczorem, zero stania przy garach, zero spóźnień do pracy przez szykowanie śniadania i rozczesywanie kołtunów... ach, nie mogę się doczekać. Dwa urlopy w ciągu jednego miesiąca! Brzmi nieźle, co? 

No bo jak to mówią? Wilk syty i owca cała?

Hihi.