JustPaste.it

Babcia Helenka

Babcia to najcudowniejszy wynalazek Pana Boga.

Tyle poważnych tematów poruszamy w styczniowym numerze, a ja tu zaczynam od tak wydawałoby się zwykłego tematu jak przypadający na 21 stycznia Dzień Babci. Ani nie ma żadnej babci na okładce, ani nawet w żadnym wyróżnionym tytule. Może właśnie dlatego wyróżnijmy je choć tu, no i w artykule wewnątrz numeru. Bo tak jest z babciami — nie wyróżniają się, nawet tego nie chcą, wolą pozostać jakby w tle, na drugim planie, raczej gotowe służyć, niż żeby im służono. W tej ostatniej cesze są wręcz wzorcowym modelem naśladowcy Chrystusa, który powiedział o sobie, że „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służyć i oddać swe życie na okup za wielu” (Mk 10,45).

Swego czasu dużo pisaliśmy o Annie German, jej wrażliwości, religijności. Na to kim była, wielki wpływ miała właśnie jej babcia, chyba nawet większy niż mama. Opiekowała się nią od początku i jak długo mogła, uczyła się modlić, czytać Biblię i zabierała do kościoła. Dawała dobry przykład.

Ja miałem tylko jedną babcię, Helenkę. Druga zmarła przed moim narodzeniem. Babcia Helenka była z nami zawsze. Gdy rodzice przeprowadzili się pod koniec lat 60. do nieco większego mieszkania, babcia poszła mieszkać z nami. Nie chciała być sama. Nie chciała zostawić swojej córki i mnie. Odkąd pamiętam dzieliliśmy z sobą pokój. Nasze łóżka były naprzeciw siebie. Nie była specjalnie religijna, w tym sensie, że nie chodziła co niedzielę do kościoła, ale nie było nocy, żebym przed snem nie słyszał, jak się cicho modli. Pomagała nam we wszystkim. Budziła delikatnymi szturchańcami i uśmiechem. Robiła śniadanie. Dbała, żebym do szkoły wziął kanapkę. Gdy wracałem miałem już gotowy obiad. A gdy mama brała do domu prace chałupnicze, siadała z mamą do stołu i również pracowała. A nade wszystko kochała nas miłością całkowicie bezwarunkową. Wtedy, jako dziecko i nastolatek, jeszcze tego tak nie dostrzegałem, jak widzę to z perspektywy czasu dziś. I nie doceniałem... Może z jednym wyjątkiem, kiedy odeszła, a byłem już dorosłym mężczyzną, rozpłakałem się, publicznie. Ten jeden, jedyny raz, co nie zdarzyło mi się nawet, gdy odeszli rodzice, choć też się kochaliśmy. Coś w tym musi być.

Babcia Helenka. Nie chciała, żebym robił jej to zdjęcie. Rok chyba 1976.

Dziś mam w domu inną babcię, moją teściową. Ma 90 lat. Niewiele już może zrobić, ale nadal chce — czuć się potrzebna, pomocna. Kilka razy dziennie pyta się każdego domownika, czy mu zrobić herbatkę. Zanim się obejrzymy i zdążymy to zrobić sami, już porywa każdy talerz po jedzeniu, by go choć odnieść do kuchni i umyć. Jej ulubione zajęcie to rozwieszanie i składanie upranych rzeczy. Już nie jest w stanie zapamiętać, gdzie je chować, ale układa je w kostkę na stoliku, żebyśmy je sami schowali. I co chyba dla każdej babci charakterystyczne — też się modli. Gdy tylko położy się spać, nawet przez zamknięte drzwi słyszymy jak w ciemności swego pokoju modli się wszystkimi znanymi sobie modlitwami, jak powtarza na głos dziesięć przykazań.

Babcia to najcudowniejszy wynalazek Pana Boga. Chodząca miłość i dobroć. Dbajmy o nie choć w połowie tak, jak one dbają o nas.

Andrzej Siciński

 

[Artykuł ukazał sie jako wstępniak w miesięczniku „Znaki Czasu” 1/2015].