JustPaste.it

Powtórka z Wimbledonu mile widziana

Wszyscy w Łodzi kochamy „Jerzyka”. To nasza gwiazda, ukochany sportowiec, którego podziwiamy za ducha walki – mówi Ewa Nadel-Wróbel, prezes MKT Łódź, klubu Jerzego Janowicza.

Wszyscy w Łodzi kochamy „Jerzyka”. To nasza gwiazda, ukochany sportowiec, którego podziwiamy za ducha walki – mówi Ewa Nadel-Wróbel, prezes MKT Łódź, klubu Jerzego Janowicza.

 

Jak zareagowała pani na wyniki losowania tegorocznego Australian Open?

Wbrew pozorom, bardzo spokojnie. „Jerzyk” jest zawodnikiem kompletnym, grającym regularnie z czołówką i z tą czołówką wygrywającym. Dobry tenisista potrafi grać z wszystkimi rywalami, a Jerzy Janowicz jak najbardziej na takie określenie zasługuje. Udowodnił to w czwartkowy poranek, kiedy pokonał francuską legendę i zarazem wspaniałego tenisowego showmana. Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że to nie koniec jego radosnych chwil w Melbourne.

Były momenty zwątpienia, kiedy Gael Monfils wyszedł na prowadzenie w setach?

W sporcie tak już jest, że dopóki piłka znajduje się w grze, wygranym może być każdy. I to bez względu na to, czy zasłużył na zwycięstwo, czy też nie. O wyniku decydują bowiem nie tylko noga i ręce, ale również i głowa. Wszyscy doskonale wiemy, że „Jerzyk” potrafi walczyć do końca i to także w rywalizacji z najlepszymi. Emocje oczywiście były, ale one są zawsze takie same – niezależnie od tego, czy nasz zawodnik gra z konkurentem z pierwszej dwudziestki światowego rankingu, czy kimś spoza najlepszego tysiąca listy ATP. Trudno, żeby było inaczej, skoro „Jerzyk” jest tenisistą MKT, łodzianinem i Polakiem. Wszyscy chcemy, aby wygrywał każdy mecz.

Czy Jerzy Janowicz dzieli się z panią bezpośrednio wrażeniami z Australii?

Tak, zawsze jesteśmy na tzw. łączach – nie ma znaczenia, gdzie odbywa się turniej i jakiej jest rangi. „Jerzyk” jest bardzo silnie związany z własnym klubem oraz miastem i w związku z tym jesteśmy w stałym kontakcie. Na razie mogę powiedzieć, że jest zadowolony, ale wiadomo, że jego ambicje sięgają dużo dalej niż trzeciej rundy. Osobiście, po cichu liczę w Melbourne na powtórkę z Wimbledonu i awans „Jerzyka” co najmniej do półfinału. A nic tak przecież nie jednoczy Polaków jak spektakularny sukces sportowy. Ważne, że „Jerzyk” poleciał do Australii doskonale przygotowany, po raz pierwszy od bardzo dawna nie miał żadnej kontuzji. Mam nadzieję, że efektem tego będzie najbardziej udany rok w jego zawodowej karierze.

No właśnie. Janowicz przed wylotem do Australii podkreślał, że jeszcze nigdy nie trenował tak ciężko jak w okresie przygotowawczym do tego sezonu…

Jerzy zawsze trenuje ciężko i nie można powiedzieć, żeby trenował lekko. Znakomicie bowiem wie, że bez tego nie ma czego szukać w sporcie. Ale faktycznie, tym razem nic mu w tych przygotowaniach nie przeszkadzało. Nie doskwierał mu żaden uraz i to było najważniejsze. Pozostaje sobie życzyć, aby udało mu się to teraz w pełni wykorzystać. O tym, że ze zdrowiem nie ma żartów, mogliśmy przekonać się na przykładzie Juana Martina del Potro. Argentyńczyk myślał, iż jest już gotowy do gry, a tymczasem wystarczyło kilka wymian do odnowienia się kontuzji.

Wygrana w Pucharze Hopmana może w jakikolwiek sposób dodatkowo uskrzydlić Janowicza?

Jestem przekonana, że taki sukces uskrzydliłby każdego. Przypomnijmy, że rywalami nie byli jacyś anonimowi zawodnicy, ale niesamowicie silna ekipa amerykańska. Wystarczy zestawić budżety obu federacji, aby zdać sobie sprawę, jakiego wyczynu dokonał duet Janowicz – Radwańska. W Polsce jeszcze długo będziemy mogli tylko pomarzyć o takim zapleczu, jakim dysponują Stany Zjednoczone. To była piękna rzecz, historyczne wydarzenie. Trudno w takiej chwili nie być dumnym, że to właśnie nasz zawodnik zapisał się złotą głoską na kartach polskiego i światowego tenisa.

Jak ocenia pani szanse Janowicza w starciu z Feliciano Lopezem?

Jerzy ma „papiery” na to, aby wygrać ten mecz. Najważniejsze, aby spotkaniu był zadowolony ze swojej gry. Oczywiście może się zdarzyć, że to nie wystarczy do pokonania Hiszpana, ale trzeba być dobrej myśli. Każdy kolejny udany występ dodatkowo wzmacnia przy tym „Jerzyka” przed następnymi turniejami, również tymi wielkoszlemowymi. Trzymam kciuki, żebyśmy na koniec roku mogli świętować awans Jerzego do najlepszej dziesiątki rankingu ATP. Pamiętajmy, że punkty za poprzednią edycję Australian Open zostały już obronione i wszystko, co teraz „Jerzyk” wygra, pomoże mu wspinać się na światowych listach.

Z notowań firmy bukmacherskiej wynika, że pewniakiem do wygranej w Melbourne jest Novak Djoković. Dość daleko za nim wymieniani są Roger Federer, Andy Murray i Rafael Nadal. Pani również typuje ósmy wielkoszlemowy sukces Serba, z czego piąty w Australii?

Całym sercem jestem oczywiście za… „Jerzykiem” i to nie podlega żadnej dyskusji. Jeśli chodzi o zawodników, którzy obecnie znajdują się w dziesiątce, najbardziej kibicuję Rogerowi Federerowi. Od dawna podziwiam tego zawodnika i lubię patrzeć na jego grę. U pań równie nieprawdopodobną postacią jest dla mnie Serena Williams. Choć nie da się ukryć, że miejsce starych idoli powinni powoli zajmować młodzi. Taka jest kolej rzeczy. Jak mawia klasyk, przedstawienie musi trwać.

W marcu Janowicza i kolegów z kadry czeka mecz w Pucharze Davisa z Litwinami, który odbędzie się w Płocku. Kiedy podobne rangą spotkanie rozegrane zostanie w Łodzi?

Myślę, że wreszcie nadejdzie taki moment. Wszystko zależy od odpowiedniej woli władz miasta i Polskiego Związku Tenisowego. Czekamy z niecierpliwością, aż w Atlas Arenie odbędzie się widowisko z udziałem zawodników ze światowej czołówki. Puchar Davisa i Fed Cup to w tej chwili jedyna możliwość, aby obejrzeć na żywo w naszym kraju tenisowe gwiazdy największego kalibru. A przy okazji „zarazić” się na dobre tenisem, bo wiadomo, że inaczej przeżywa się mecze oglądane w telewizji, a inaczej te na trybunach. Na normalnych turniejach na liderów światowych list przyjdzie nam jeszcze niestety zaczekać, bo pule nagród są jeszcze zbyt małe, aby ich do nas ściągnąć. W każdym razie marzy mi się, aby podczas zmagań daviscupowych zobaczyć w Łodzi w akcji Federera lub Nadala. Jest do czego dążyć…

A co z następcami Janowicza? Efekt „Jerzyka” cały czas daje się odczuć w klubie?

Jak najbardziej. Naszą kolejną wielką nadzieją jest Kamil Majchrzak, którzy w ubiegłym roku wygrał Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie w Nankinie. Cały czas pilnie uczy się od mistrza, a przy tym jest bardzo wartościowym sparingpartnerem dla „Jerzyka”. Weźmy choćby pierwszy mecz Janowicza w tegorocznym Australian Open, gdzie miał do czynienia z „japońską ścianą” – Hirokim Moriyą, który wyławiał wszystkie piłki. Podobnego typu zawodnikiem jest właśnie Majchrzak, który – jak sam mówi – jest nie do zabicia na korcie i uwija się na nim jak mrówka. Fajnie, że tacy utalentowani chłopcy pojawiają się u nas, bo wynikają z tego obopólne korzyści. Oni mają wielką radość i wzorzec do dalszego rozwoju, a „Jerzyk” – dużą pomoc w przygotowaniu do kolejnych imprez. Łącznie około 140 osób bierze obecnie udział w zajęciach organizowanych przez nasz klub.

W najbliższym czasie planowane są jakieś nowe inwestycje na obiektach MKT?

Powiem tak: dzięki prezydent Łodzi i władzom miasta już mamy wspaniałe warunki do trenowania. Ale zależy nam, aby z roku na rok obiekt dalej rozkwitał i szukamy teraz inwestora, który pomógłby zbudować kort zewnętrzny – taki, na którym polscy tenisiści mogliby przygotowywać się do występów w US Open. Do tej pory nigdzie w naszym kraju nie powstał profesjonalny kort z taką nawierzchnią i zawodnicy zmuszeni są trenować na halach. Nie do końca zdaje to egzamin, bo nie oddaje w pełni warunków, które panują później w Stanach Zjednoczonych. Chcielibyśmy przygotować w tym roku taki kort i gościć całą krajową czołówkę przed wylotem do Nowego Jorku. Cały czas pracujemy też przy tym nad jakością szkolenia najmłodszych i organizacją cyklicznych turniejów – na czele z Tennis Europe Łódź Cup oraz Jerzyk Cup. Niewykluczone, że pojawią się również w Łodzi amatorskie rozgrywki Baba Cup. Jak widać, w nadchodzących miesiącach wiele będzie się u nas działo.