JustPaste.it

Bestia

Z przymrużeniem oka:palenie szkodzi bliskimi spotkaniami z twardą materią nieożywioną. I z Bestią.

Z przymrużeniem oka:palenie szkodzi bliskimi spotkaniami z twardą materią nieożywioną. I z Bestią.

 

Chciałam zapalić. W tym celu uczciwie jak człowiek cywilizowany chciałam wyjść na zewnątrz, skoro w budynku, w którym mieszkałam,  obowiązywał zakaz palenia. To nic, że była trzecia w nocy, że byłam w pidżamie, że był mroźny styczeń w Szwecji i że przed chwilą skończyłam oglądać horror o wilkołakach...nic z tych rzeczy nie miało znaczenia- znaczenie miało to, że powinnam wyjść za drogę, dobre pięćdziesiąt metrów od budynku, gdzie dopiero można było palić- taka fanaberia szwedzkiego bossa, u którego pracowałam i mieszkałam. Znaczenie miało też to, że czasem nie wychodziło się aż za wspomnianą drogę, tylko chowając żar z papierosa paliło się ukradkiem, wyglądając ostrożnie zza spiętrowanych na tarasie przed wejściem boksów, czy nie widać nigdzie szefa, który w nocy zdecydowanie spać nie lubił, za to lubił krążyć po całej farmie, podglądając to i owo. 

Tym razem nie miałam zamiaru wychodzić za drogę, jeszcze w wyobraźni widziałam pyski wilkołaków, a w rzeczywistości ślady wilka, które odkryliśmy dzisiaj rano przy ławeczce w naszej "palarni". Za ławeczką było już tylko pole, a za polem las. Może to był jakiś naprawdę duży pies, ale po pierwsze: farma była otoczona lasami, gdzie nieraz widziane były wilki, a po drugie nawet jednego procenta szansy nie było na to, że jakiś pies może się tam błąkać i w końcu po trzecie- nie jestem tropicielem zwierzęcych śladów, ale te wyglądały inaczej, niż ślady psa, choć podobne, a sprawdzenie w internecie zdecydowanie wskazywało na wilka. Tak czy inaczej- za Chiny ludowe nie pójdę do ławeczki, będę czaić się za boksami- tak postanowiłam i przystąpiłam do realizacji planu.

Narzuciłam na pidżamę kurtkę i po cichutku wyszłam na zewnątrz, gdzie tylko leżący śnieg był jaśniejszym elementem w ciemności. Absolutna cisza na farmie sprawiała, że czający się gdzieś ewentualnie właściciel usłyszałby wszystko, więc jak najciszej podkradłam się do końca tarasu, żeby wyjrzeć zza boksów, czy teren jest bezpieczny. Wychyliłam głowę i kilka centymetrów przed twarzą stanęłam oko w oko z wielkimi, żółtymi, płonącymi ślepiami. 

"Bestia!"- pomyślałam- "Wielka, przerażająca bestia, wilkołak, wilk albo cokolwiek, co jest bestią!"

Z przerażenia nawet głosu z siebie nie wydobyłam, w tym ułamku sekundy widziałam swoje flaki rozwleczone wokół rozszarpanego ciała, a bestia przez chwilę wpatrywała się we mnie, niezdolną do jakiegokolwiek ruchu. W końcu odzyskałam zdolność poruszania się, niestety równocześnie z bestią, która w pierwszej chwili pewnie też była zaskoczona moim nagłym, bezszelestnym wychyleniem się zza boksów.

Bestia o dziwo zwiała, co umysłem zarejestrowałam dopiero później; ja zwiałam w drugą stronę, z tą różnicą, że bestia miała za sobą otwartą przestrzeń, a ja zamknięte drzwi...efekt do przewidzenia...

Z wielkim łomotem rozpłaszczyłam się na drzwiach, gubiąc zapalniczkę i papierosa. Z kolejnym łomotem siadłam z impetem na podłodze tarasu, odbijając się od drzwi...

Z błyskawiczną szybkością zerwałam się i wpadłam do domu, tym razem otwierając uprzednio drzwi. Trzęsły mi się nogi i ręce, serce waliło jak oszalałe, na gumowych kolanach osunęłam się po drzwiach i tak przez chwilę zostałam, analizując zaistniałą sytuację. Nie była wesoła.

Nie zapaliłam, narobiłam takiego hałasu, że jeśli szef robił swój dziwaczny nocny obchód, to na pewno za chwilę się tu zjawi, na tarasie leży papieros i zapalniczka, czego zjawiający się za chwilę szef nie powinien absolutnie widzieć, a na zewnątrz czaiła się bestia...

Minęła dłuższa chwila moich smutnych rozmyślań przy drzwiach. Szef nie pojawił się, więc już się nie pojawi, pewnie w końcu śpi. Rumor nie obudził nikogo w domu- to też dobrze. Należało wyjść jeszcze raz i przynajmniej zabrać tego papierosa i zapalniczkę, tylko co z bestią?

Analizując psychikę jakichkolwiek bestii, doszłam do wniosku, że bestia też człowiek i skoro była tak samo zaskoczona moim widokiem, że na oślep pognała do tyłu, tak że nawet nie zobaczyłam nic oprócz tych ślepi, to i zapewne już nie wróci. Odrzuciłam podczas analizy kandydaturę wilkołaka i doszłam do wniosku, że nawet jeśli był to ten wilk, to jako notabene dzikie zwierzę unika człowieka i na pewno jest już daleko stąd. Spokoju nie dawało mi tylko to, że ślepia bestii były na wysokości moich oczu, kiedy kucnęłam, a więc dużo wskazywało na to, że bestia jest duża, co najmniej właśnie, jak wilk...ale podniesiona na duchu wynikami logicznej dedukcji postanowiłam wyjść jeszcze raz...

 Po cichutku uchyliłam drzwi, wypatrując przez szparę płonących ślepi na tarasie. Nie było. Uchyliłam szerzej i wypatrywałam jakiegoś ruchu i ślepi płonących w bezpośredniej okolicy tarasu. Nie było. Otworzyłam drzwi do końca i wyszłam, drzwi zostawiłam tym razem otwarte, tak na wszelki wypadek.

Kucnęłam, namacałam papierosa, udało mi się znaleźć też zapalniczkę, a że w międzyczasie nic się nie wydarzyło, ślepia nigdzie się nie pojawiły, a miałam już teraz widok i na ośnieżone pole, na którym ciemny nadchodzący kształt byłby widoczny jak na dłoni, to postanowiłam, że jednak zapalę. Skoro już tu jestem.

Mimo tego, że bestię w zasadzie już wyeliminowałam z towarzystwa, to nadal pozostawał szef, więc podkradłam się znowu po cichu do boksów i wychyliłam zza nich głowę w stronę domu szefa, czyli tam, gdzie poprzednio pojawiła się bestia.

Wychyliłam głowę i....w tym samym momencie bestia też wychyliła głowę zza rogu boksu z drugiej strony: powtórka z rozrywki, jakieś porąbane, jak w komedii absurdu dejavu! Na wysokości oczu miałam wielkie, żółte, płonące ślepia...

"Miaaaauuuu!"- powiedziała tym razem bestia rozdzierającym uszy wrzaskiem, zanim rzuciła się do ucieczki, wywijając ciałem koziołka w powietrzu, co widziałam teraz wyraźnie w nikłym świetle padającym z otwartych drzwi.

"O żesz ku....!"- powiedziałam ja sobie w myślach, chociaż z reguły nie przeklinam, szukając znowu papierosa, który mi wypadł z ręki-"co to było?"

Znalazłam papierosa, było łatwiej, bo żar świecił w ciemności i wyjrzałam za bestią. Nie było po niej śladu. Doszłam do wniosku, że bestia wiedziona ciekawością, postanowiła po naszym pierwszym spotkaniu wrócić i sprawdzić, co to było i wybrała dokładnie ten sam moment, co ja. 

Wrzask i wywinięty w powietrzu koziołek wskazywały na przerażonego kota. Tylko dlaczego taki duży? Wyszłam zza boksu i zobaczyłam, że stała tam skrzynka, po której kot najwyraźniej się skradał. Dopaliłam papierosa i wróciłam do domu. Otwarte drzwi spowodowały, że przeraźliwy koci wrzask obudził mojego mężczyznę.

"Co to było?"- spytał, kiedy wśliznęłam się z powrotem do łóżka.

"Bestia"- odpowiedziałam, a na to on: "więcej horrorów oglądaj", po czym odwrócił się na bok z zamiarem kontynuowania snu. Po chwili odwrócił się z powrotem, dochodząc najwyraźniej do wniosku, że to, co słyszał, było rzeczywiste i nie wynikające z mojego oglądania.

"Ale ja słyszałem jakiś wrzask"

"Bestia"- powtórzyłam-"Jutro ci opowiem".

To nie był koniec spotkań z bestią. Następnego ranka wyszłam na dwór, a na tarasie w biały dzień siedziała bestia, czarna, śliczna, puszysta i lśniąca, która na mój widok wydała z siebie znowu przeraźliwy wrzask i rzuciła się do ucieczki. Za mną wyszedł mój facet i stwierdził: "znowu to słyszałem".

Opowiedziałam mu więc o nocnej przygodzie z bestią....

A kot, któremu teraz nadałam imię- jakżeby inaczej- Bestia, pojawiał się jeszcze kilkakrotnie z daleka, uciekając od razu na mój widok, więc mimo polowania z aparatem nie udało mi się zrobić mu zdjęcia, które chciałam tu dołączyć.

Z reguły jest tak, że zwierzęta, szczególnie w postaci psów, kotów i koni garną się do mnie, okazując wszelkie przyjazne uczucia, niestety w tym przypadku zły początek znajomości sprawił, że zamiast głaskania puszystego futerka naprawdę ślicznego kota, stałam się postrachem Bestii...

A morał jest taki, że palenie szkodzi nie tylko rakiem i zawałem, ale i bliskimi spotkaniami z twardą materią nieożywioną, skutkującymi siniakami i brakiem możliwości przyjaźni z kotem...