JustPaste.it

Polski zespół stać na wygranie Ligi Mistrzów

Sukcesy naszej kadry i klubów przekładają się nie tylko na ilość chętnych grą w siatkówkę, ale i na podejście do zajęć – podkreśla Krzysztof Felczak, trener MOS-u Wola Warszawa.

Sukcesy naszej kadry i klubów przekładają się nie tylko na ilość chętnych grą w siatkówkę, ale i na podejście do zajęć – podkreśla Krzysztof Felczak, trener MOS-u Wola Warszawa.

 

Za nami pierwsze mecze polskich drużyn w fazie play off Ligi Mistrzów. Jak wrażenia?

We wszystkich trzech potyczkach z udziałem naszych zespołów sprawa awansu jest otwarta. Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że Skra Bełchatów ma tak pokaźną zaliczkę i pokazała taki poziom gry, że wydaje się, iż w rewanżu nic niespodziewanego nie powinno się wydarzyć. Resovia na własnym terenie też spokojnie powinna niewielką, ale jednak, przewagę utrzymać. W najtrudniejszej sytuacji jest Jastrzębski Węgiel, ale wynik 2:3 w tej parze niczego nie posądza i jeszcze wiele może się zdarzyć w drugim spotkaniu.

Ile zatem zobaczymy polskich ekip w Final Four Ligi Mistrzów?

Gdybyśmy mieli trzy zespoły, byłaby to  cudowna sprawa. Po tak udanym sezonie dla reprezentacji sukcesy w pucharach stanowiłyby kolejny dowód na siłę polskiej siatkówki. Jak chyba większość kibiców, liczę na to, że minimum dwie nasze drużyny zagrają w decydującym turnieju.

Skrę lub Resovię stać na końcowy triumf?

Tak właśnie sądzę i tego im życzę. Zwłaszcza Skrze, która do tego tytułu dobija się już od ładnych kilku lat. Myślę, że w tym sezonie bełchatowianie mogą być bardzo blisko tego osiągnięcia.

A jak ocenia pan pomysł z kolejnym powiększeniem PlusLigi – tym razem z 12 do 14 drużyn?

Wszyscy są już lekko znużeni rundą zasadniczą i czekają na to, co tygrysy lubią najbardziej – na fazę play off. Wtedy zaczną się prawdziwe emocje i ujrzymy determinację zawodników oraz trenerów na najwyższym poziomie. Od lat to właśnie zmagania w play off są tą wisienką na torcie.

Sukces reprezentacji przełożył się na wyższy poziom rozgrywek ligowych?

Z takimi osądami wstrzymałbym się do zakończenia sezonu. Już od paru bowiem lat kluby mają różne strategie działania. Część ekip w sezonie zasadniczym oszczędza graczy z problemami zdrowotnymi na fazę play off nawet kosztem obniżenia miejsca w tabeli. Wiele zespołów niektóre mecze gra rezerwami, aby zachować siły najlepszych zawodników, zmęczonych sezonem reprezentacyjnym, na decydujące spotkania w lidze i pucharach. Na szczęście, dwa najlepsze kluby są na dwóch najwyższych miejscach i zanosi się na to, że i tak zagrają ze sobą w finale. Wtedy powinniśmy być świadkami mnóstwa ciekawych wydarzeń. Przedsmakiem tego będzie mecz Resovia – Skra w ostatniej kolejce fazy zasadniczej. Wszyscy dużo obiecujemy sobie po tej konfrontacji, to będzie taki deser na koniec tej części rozgrywek.

Zanim bezpośredni mecz wyłoni mistrza rundy zasadniczej, w najbliższej kolejce czeka nas spotkanie o trzecie miejsce, w którym Lotos Trefl Sopot podejmować będzie Jastrzębski Węgiel…

Może zabrzmi to trochę nieładnie, ale cały czas z pewnym niedowierzaniem obserwuję poczynania gdańszczan. Spisują oni rewelacyjnie przez całe rozgrywki, radzą sobie naprawdę świetnie i przebrnęli już przez coś, co każdego łapie w trakcie ligi, czyli przez lekki kryzys. Wysokie miejsce Lotosu potwierdza nie tylko dobrą grę tego zespołu, ale i medalowe aspiracje, które ostatnio coraz częściej zgłaszają sami zawodnicy i trenerzy. W niedzielę graczy z Jastrzębia czeka bardzo trudna przeprawa w Trójmieście.

No właśnie. Z kursów firmy bukmacherskiej Fortuna wynika, że dość wyraźnym faworytem są gospodarze. Zgadza się pan z takim stwierdzeniem?

Tak to się wszystko wydaje. Po tym drobnym kryzysie Lotos odzyskał swój poziom gry, natomiast Jastrzębski Węgiel w tych ligowych meczach różnie się spisywał. Dyspozycja tej drużyny faluje i jest pewną zagadką, jak w takim ważnym meczu zaprezentują się jastrzębianie.

Patrząc na tabelę, widzimy czterech pewniaków do gry w europejskich pucharach. Kto ma największy potencjał, aby zająć piątą lokatę, która daje prawo gry w kontynentalnych rozgrywkach?

W tej kwestii może zdarzyć się jeszcze naprawdę wiele. Proszę zwrócić uwagę, jak wygląda dalszy system rozgrywek i jakie miejsca zajmują poszczególne drużyny. Stawka jest wyrównana i mamy co najmniej kilka ekip z apetytem na to piąte miejsce. Wszyscy zastanawiamy się, co będzie choćby z Kędzierzynem i jak tą „pucharową” weryfikację wytrzyma Bydgoszcz.

Każda z drużyn rozegrała w lidze już blisko ćwierć setki spotkań. Przyznałby pan po nich jakieś indywidualne wyróżnienia?

Jak wiele innych osób, z dużym zaciekawieniem patrzę na kolejne postępy Mateusza Miki, który po sezonie reprezentacyjnym potwierdza w lidze wejście na najwyższą siatkarską półkę. Mateusz stanowi bardzo istotne ogniwo w zespole Lotosu i dla mnie jest to postać, która będzie coraz ważniejsza dla polskiej siatkówki.

Czy w najbliższym czasie możemy się spodziewać w PlusLidze kolejnych wychowanków MOS-u?

Może jeszcze nie w tym sezonie, ale już za rok lub dwa – zdecydowanie tak. Mamy kilku ciekawych chłopców, także w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Warto obserwować choćby Kamila Szaniawskiego i kilku jego kolegów z rocznika 1996. Jak zwykle, sporo będzie zależeć od tego, jak w najbliższych sezonach potoczą się losy tych młodych talentów: gdzie pójdą grać i z jakimi trenerami przyjdzie im pracować.

Mistrzostwo świata przekłada się na większe zainteresowanie siatkówką ze strony dzieci i młodzieży?

Z pewnością łatwiej rozmawia się o siatkówce z młodymi chłopakami i przeprowadza nabory – nie ma już szerokich oczu i patrzenia jak na zjawę. W młodych rocznikach mamy dużo fajnych dzieciaków, które przyszły do nas być może również na fali tych ostatnich sukcesów. W tej chwili prowadzimy kilkanaście grup szkoleniowych, w których łącznie ćwiczy około 250 adeptów siatkówki. Sukcesy polskiej kadry i klubów utwierdzają ich w przekonaniu, że dobrze wybrali To dla nich także świetna motywacja do dalszej pracy. Widzą, że siatkówka proponuje teraz fajny program rozwoju, za którym w przyszłości dodatkowo mogą pójść zyski natury finansowej.