JustPaste.it

Miotły idą w ruch

Im większe w klubie są kłopoty, tym większe sprężenie u zawodników. Możliwe, że z Wisłą będzie podobnie, ale w piątek więcej przemawia za Lechią – mówi trener Andrzej Zamilski.

Im większe w klubie są kłopoty, tym większe sprężenie u zawodników. Możliwe, że z Wisłą będzie podobnie, ale w piątek więcej przemawia za Lechią – mówi trener Andrzej Zamilski.

 

Jak ocenia zimowe okno transferowe w wykonaniu klubów ekstraklasy?

Okno zostało otworzone, ale jakie wróble przez nie wleciały, to się dopiero okaże. Ruch był spory. Zarówno w wymiarze przygranicznym, gdzie zwłaszcza z południa przywędrowało wielu zawodników do klubów z południowej części Polski, jak i wewnątrzkrajowym: na czele z głośnymi transferami na linii Wrocław – Gdańsk i Bydgoszcz – Warszawa. Niektóre roszady mogą wydawać się dziwne, ale z wszelkimi osądami trzeba się wstrzymać. I to nie do pierwszego meczu, a co najmniej do pierwszej przerwy wiosennej na spotkania reprezentacji. Dopiero wtedy będzie można zacząć weryfikować poszczególne transfery. Każde wcześniejsze analizy będą tylko i wyłącznie gdybaniem. Choć nie da się ukryć, że na „papierze” to zimowe okno transferowe kluby wykorzystały w sposób dużo bardziej przemyślany niż w latach poprzednich. Wydaje się, że mniej jest „łapankowych” ruchów, w wyniku których do drużyn trafiali głównie przypadkowi zawodnicy. Co więcej, na transfery wydano więcej środków niż w latach poprzednich. W tym przypadku przełożenie wydaje się być proste – im większe pieniądze, tym lepszy towar. Należy się zatem spodziewać, że poziom naszej ekstraklasy, na który momentami zdarza nam się narzekać, ogólnie będzie trochę wyższy. Pozostaje pytanie, jak to wszystko przełoży się na poszczególne drużyny.

Kto może najmocniej zagrozić Legii w obronie mistrzostwa Polski?

Kwestia tytułu rozstrzygnie się między dwoma „elkami” i nie chodzi mi tu wcale o nauki jazdy, a o Legię i Lecha. Przy czym mam nadzieję, że rywalizacja między tymi klubami będzie trwać do samego końca rozgrywek. Nie życzę Legii źle, ale dla dobra ligi nie chciałbym, aby już na początku uciekła ona na taki dystans, który później będzie już ciężko odrobić.

A co ze Śląskiem Wrocław, który wznawia rozgrywki jako wicelider?

Świadomie nie wspominałem o Śląsku, bo jednak nie wiadomo, jak ta drużyny będzie funkcjonować bez Sebastiana Mili. A trzeba się liczyć z tym, że ten ubytek może być bardzo widoczny. Po pierwsze, we Wrocławiu brakować będzie charyzmy Mili, a po drugie – jego umiejętności. Mimo różnych wahań formy, które zdarzają się przecież każdemu zawodnikowi, Sebastian rządził tam i dzielił. Nie wiem, czy ktoś jest tam go od razu w stanie zastąpić w stu procentach. Mówię nie tylko o podaniach do braci Paixao i stałych fragmentach, ale i tych pozytywnych fluidach, które Mila przekładał na Śląsk po udanych meczach w reprezentacji. Oczywiście nie mam nic przeciwko, aby i wrocławianie włączyli się do walki o najważniejsze trofeum, bo im więcej chętnych, tym ciekawsze będzie będziemy mieli rozgrywki. Ale bardziej prawdopodobne wydaje się, że Śląsk zajmie miejsce na najniższym stopniu podium, które też da przecież prawo gry w europejskich pucharach. Choć będzie musiał bardzo uważać i na Wisłę, i na Górnika, i na Jagiellonię, która okrzepła już na nowym, pięknym stadionie.

A jakie rozstrzygnięcia przewiduje pan na dole tabeli?

Myślę, że w grupie spadkowej czekają nas nie mniejsze emocje niż w mistrzowskiej. Oczywiście wszystko będzie zależeć od tego, które drużyny ostatecznie się w niej znajdą, ale wiadomo, że na ten moment w najbardziej tragicznej sytuacji jest Zawisza. Specjalnie używam tego określenia, bo jeśli bydgoszczanie nie zdobędą kompletu punktów u siebie na inaugurację rundy wiosennej, to trzeba będzie tam wyciągać powoli miotłę i zaczynać zamiatanie. Przepaść między Zawiszą i kolejnymi drużynami jest bowiem sporo. Nieco inaczej wygląda sytuacja Ruchu Chorzów i Korony Kielce oraz pozostałych ekip, które sąsiadują z nimi w tabeli. Różnica punktowe są tam na razie niewielkie, a po podziale punktów po 30 kolejkach zrobi się zupełnie ciasno.

Co bardziej złośliwi już mówią, że Zawisza szykuje zespół na pierwszą ligę…

To trochę przykre, bo przecież zaledwie kilka miesięcy temu ten klub zdobywał Puchar Polski i reprezentował nas w Europie. Niestety, w Bydgoszczy wokół futbolu zrobiła się niezbyt zdrowa atmosfera i nic nie zapowiada, aby konflikt między właścicielem Zawiszy i kibicami miał przejść do historii. Szkoda, bo ucieka nam z ekstraklasy ośrodek z bogatymi tradycjami piłkarskimi, a innych na tym poziomie w tym regionie nie ma.

A co z Lechią? Po kolejnych wzmocnieniach jest jeszcze w stanie dołączyć do czołówki?

Nie sądzę. Dystans jest jednak już zbyt duży. Całkiem realny jest awans do grupy mistrzowskiej, ale o skuteczną pogoń za podium będzie bardzo, bardzo ciężko. Jak chyba zdecydowana większość, spodziewam się, że Lechia szybko ucieknie ze strefy spadkowej i dołączy do środka tabeli. Do Gdańska sprowadzili dwóch niezwykle doświadczonych zawodników defensywnych oraz będącego na topie rozgrywającego, który z miejsca został szefem zespołu. Liczę, że młodsi zawodnicy – skupieni wokół nich – szybko okrzepną, będą się słuchać rad kolegów i w ślad za tym pójdą efekty, których spodziewaliśmy się już w pierwszej rundzie. Jesienią gdańskie armaty nie wypaliły, bo najwyraźniej proch był zwilgotniały, ale wszystko wskazuje na to, że przez zimę został podsuszony i teraz powinno być już tylko lepiej. Nie zapominajmy, że trener Jerzy Brzęczek przed zimą nie bazował na swoich „fundamentach” i dopiero teraz miał w końcu okazję przepracować z drużyną cały okres przygotowawczy według własnego planu.

Przebudowana Lechia na początek piłkarskiej wiosny będzie podejmować Wisłę Kraków. Jak wynika z kursów firmy bukmacherskiej Fortuna, większe szanse na wygraną mają gospodarze. A pan jaki wynik przewiduje?

Również uważam, że Lechia jest faworytem tego spotkania. Powiem nawet, że życzę jej w piątek tego zwycięstwa. Nie mam nic do Wisły, ale gdański stadion przeżywał ostatnio kryzysy pod względem liczby widzów i chciałbym żeby to się wreszcie zmieniło. Na pierwszy mecz po dłuższej przerwie i dużych wzmocnieniach przyjdzie pewnie sporo ludzi, ale żeby nie była to dla nich tylko jednorazowa przygoda, Lechia musi zagrać dobry mecz i go wygrać. Jeśli gdańszczanie dobrze wystartują, już wkrótce mogą należeć do drużyn, które jakościowo będą miały zdecydowany wpływ na ocenę naszej ekstraklasy. Udany początek zawsze jest bardzo ważny…

Mila kontra Stilić to będzie pojedynek dwóch najlepszych środkowych pomocników ligi?

To zawodnicy trochę innego typu, choćby ze względu na warunki fizyczne, bo przecież Sebastian jest o kilka centymetrów niższy od Semira. Poza tym, trudno będzie zachować obiektywizm, bo jednak Mila to „nasz” chłopak, a Stilić wychowywał się i uczył grać w piłkę gdzie indziej. Niemniej jednak wokół Bośniaka zimą też było sporo szumu. Najpierw dużo mówiło się o jego odejściu, a teraz cały czas powraca sprawa przedłużenia umowy z Wisłą. Gdybym miał na kogoś postawić w tej piątkowej rywalizacji, postawiłbym na Sebastiana, bo przeżywa drugą młodość i oby trwała ona jak najdłużej.

W Wiśle praktycznie od początku sezonu słychać narzekania na wąską kadrę. Mimo to, próżno szukać w tym zespole zawodników, którzy latem ubiegłego roku zdobyli mistrzostwo Polski juniorów. Jako wieloletniego trenera młodzieży nie martwi pana ten stan rzeczy?

Odpowiedź na to pytanie jest dość skomplikowana. Jak wskazują przypadki z innych klubów, Franciszek Smuda niezbyt chętnie stawia na młodzież. Pod tym względem daleko mu do Michała Probierza, Jana Urbana czy Radosława Mroczkowskiego. Wiadomo, że jak się wpuści młodego na boisko, nie będzie od razu brylował. Zawsze na początku jest więcej tych złych momentów niż dobrych. Ale żeby wydobyć z utalentowanego zawodnika to, co najlepsze, potrzeba dać mu szansę i trochę czasu. Niestety, młodzi piłkarze „Białej Gwiazdy” rzadko takowe szanse dostają i dlatego nie zgodziłbym się z opinią, że w Wiśle nie ma talentów. Na pewno one tam są, ale wszystko jest kwestią celów, jakie trener stawia drużynie i perspektywicznego myślenia w kontekście przyszłości klubu.

Wobec szczupłej kadry i ewentualnych kartek oraz kontuzji być może samo życie zmusi wkrótce Smudę do odważniejszego sięgnięcia po młodzież…

Może się tak zdarzyć. Ale bardzo nie chciałbym, aby postawienie na młodzież było tylko wynikiem konieczności, swoistego znalezienia się pod ścianą. Wolałbym, żeby było to spowodowane logiką i troską o dalsze losy klubu.

Jako specjalista od szkolenia młodzieży, których przedstawicieli młodej generacji będzie pan obserwował szczególnie uważnie?

Choćby braci Maków z Bełchatowa. Jesienią było wokół nich dużo szumu, ale później pojawił się jakiś kryzys. Czas najwyższy, aby ci 23-latkowie wreszcie ustabilizowali formę, bo to już nie są zawodnicy, których dopiero „odkrywamy”. Oni powinni dawać jakość własną grą i co tydzień potwierdzać swoje aspiracje do gry w reprezentacji i ewentualnej kariery w klubie zagranicznym. Warto też śledzić karierę Bartłomieja Drągowskiego z Jagiellonii, który miał bardzo udaną pierwszą rundę. Trochę pomagało mu szczęście, ale dobry zawodnik – a zwłaszcza bramkarz – powinien mieć farta na boisku. Na pewno trzeba będzie też bacznie przyglądać się Karolowi Linetty’emu, choć jego wybór na „odkrycie roku” przez Piłkę Nożną uważam za nie do końca przemyślany. Karol mógł być traktowany jako odkrycie dwa-trzy lata temu, ale nie teraz. Teraz to on już powinien być zawodnikiem wyróżniającym się w piłce seniorskiej. Ciekawym chłopakiem jest również Rafał Janicki z Lechii. Oczywiście mam nadzieję, że wiosną pokażą nam się nowe zastępy „małolatów”, którzy dotychczas nie mieli okazji się wykazać na tle starszych kolegów. Dobrze, że liga budzi się już z zimowego snu…