JustPaste.it

Wszechświat jakiego nie znamy.

Czym jest Wszechświat? Zimną kosmiczną głębią, jak chcą naukowcy, czy supermarketem, w którym realizujemy swoje pragnienia, jak chcą twórcy "Sekretu"? A może jeszcze czymś innym?

Czym jest Wszechświat? Zimną kosmiczną głębią, jak chcą naukowcy, czy supermarketem, w którym realizujemy swoje pragnienia, jak chcą twórcy "Sekretu"? A może jeszcze czymś innym?

 

Jak się okazuje, dla każdego może być zupełnie czymś innym

Może być naszym miejscem zamieszkania. Może być pewnym zbiorem warunków, w którym istniejemy i możemy się realizować. Może być mirażem, iluzją istniejącą jedynie dzięki naszym zmysłom i przekonaniom. Może być też drogą, drogą do Nieba, wyższego Ja, Oświecenia, jakkolwiek nazwiemy to „wznoszące się coś”. Może być wrogi, obojętny, a nawet całkiem przyjazny. Może być tworem Boga lub wręcz przejawem boskości. Może też być poczekalnią, przez którą chcemy jak najszybciej przejść. Może być stanem wygnania z Raju. Może być miejscem, w którym doświadczamy ekstatycznych doznań. A nawet może być największym supermarketem, w którym możemy zmówić, co tylko chcemy.

 

Jak napisałam wcześniej, dla każdego z nas, o ile przez chwilę się nad tym zastanowi, Wszechświat może być zupełnie czymś innym.

Wszechświat jest kochankiem.

Kilka dni temu doznałam pewnej iluminacji. Wszechświat może też być fenomenalnym i absolutnie oddanym partnerem i kochankiem (w sensie „ukochana osoba, a nie osoba, z którą robi się skok w bok), z którym przez cały czas możemy wchodzić w intymne i seksualne relacje. To, kiedy, w jaki sposób, w jakich granicach i jak często to robimy, zależy wyłącznie od nas. On jest zawsze gotowy. Tu mała uwaga. Piszę „on”, gdyż w języku polskim Wszechświat jest rodzaju męskiego, poza tym jestem kobietą, więc znacznie łatwiej jest mi pisać o kochanku jako „nim”. Czytający ten tekst mężczyźni, muszą niestety nieco się wysilić i wyobrazić sobie, że Wszechświat to „ona”, absolutnie oddana, intrygująca i aż do bólu lędźwi seksowna kochanka.

Jaka jest nasza intymna relacja ze Wszechświatem?

Ok. więc mamy na wyciągnięci ręki tego fantastycznego kochanka (lub kochankę), który zawsze jest gotowy i tylko czeka na to, aż zaprosimy go do seksualnych igraszek. A my, co robimy? Jaką mamy postawę?

 

Patrzymy Mu z miłością i oddaniem w oczy, czy rozglądamy się nerwowo na boki, nie wiedząc jak w zasadzie mamy się zachować?

 

Chcemy Go poznać aż do granic możliwości, czy raczej wykazujemy postawę: „ojej, znowu muszę się wysilać”?

 

Czy śmiejemy się razem z Nim, aż nas brzuch rozboli i nie możemy złapać oddechu, czy na widok Jego żartów raczej sznurujemy nasze usteczka w grymasie niby zadowolenia?

 

Czy umiemy się z Nim bawić i szukamy dla siebie takiego zajęcia, potocznie zwanego „pracą”, w której jednocześnie: umiemy się zatracić, czerpiemy z niej przyjemność, jest potrzebna innym i dostajemy za nią godziwą wypłatę, czy częściej wolimy zadowolić się ochłapkiem pod tytułem: „byle by coś było”?

 

Czy w tym, co nas spotyka umiemy zobaczyć chęć głębokiej i intymnej relacji, czy raczej wolimy „iść już spać” i odwracamy się tyłem?

 

Wiem. Uczciwe odpowiedzenie sobie na te pytania, niechybnie doprowadzi do uświadomienia sobie, że: zbyt często szukamy czegoś innego, przybieramy grymas niezadowolenia i odwracamy się z jękiem na ustach: „jestem taka zmęczona”.

 

Ale to nic. Ten wspaniały kochanek wciąż czeka. Uśmiecha się, cierpliwie kiwa głową, wykazuje postawę: absolutnie nic na siłę. Pozwala nam nie wierzyć w swoje oddanie i bezinteresowność. Pozwala nam mieć wątpliwości i podejrzenia o zdradę. Cierpliwie znosi nasze krzyki i wymówki typu: „Dlaczego mnie to spotkało?” „Jak mogłeś mi to zrobić?” Czeka aż przejdą nam nasze fochy, a często nawet przytula mocno, jak przeżywamy coś złego.

Wszechświat jest naszym kochankiem, choć tak często traktujemy Go jak prostytutkę – jesteśmy gotowi płacić za poczucie spełniania czy sukcesu, byle nie mieć zobowiązań i nie wchodzić w intymne relacje. Czy się da? Jasne, że tak. Myślę, że Wszechświat jest tak wspaniały i wyrozumiały, że pozwala nam się w ten sposób traktować, choć wcale tego nie chce, bo nie potrzebuje naszej „zapłaty” w postaci: stresu, bólu i cierpienia jakim płacimy za nasze życiowe sukcesy. Wychodzi jednak z założenia: „Skoro ty chcesz, to czemu nie?”

Dasz się zaprosić do tańca?

Co mi dało takie spojrzenie na Wszechświat? W pierwszym momencie zaczęłam się śmiać, a potem przyszło uczucie zluzowania – ostatnio miałam dość stresujący okres, miałam poważne problemy z ułożeniem sobie pracy, która jest moją wielką pasją, z rodziną, która jest dla mnie najważniejsza. Ciągle miałam poczucie, że zaniedbuję albo jedno, albo drugie. Frustracja sięgnęła zenitu, a potem przyszła ta wizja i myśl: „Może właśnie w ten sposób Wszechświat zaprasza mnie do tańca, a ja wciąż zachowuje się jak ta pryszczata nastolatka, która upiera się, żeby podpierać ściany, bo nie może uwierzyć, że takie „ciacho” z nią właśnie chce tańczyć.”

 

Uwierzcie, pomogło.

 

PS. W następnym artykule napiszę o Kamasutrze, pornografii i czytaniu poezji ze Wszechświatem.

PSS. Wiem, że cześć osób odczyta „Wszechświat” jako „Bóg” i jest to jak najbardziej poprawne, dla mnie te pojęcia są mocno tożsame. Gdybym jednak użyła słowa Bóg, zapewne zostałabym obrzucona zgniłymi słowami, a cały sens przesłania zostałby wbity w ziemię podkutymi butami gorliwych obrońców. Zostałam więc przy pięknym, uniwersalnym i obojętnym emocjonalnie Wszechświecie.