JustPaste.it

Jak reklamować wadliwy towar według nowej procedury konsumenckiej?

Ostatnio kupiłam kosmetyk do twarzy za niemałą kwotę znanej i uznanej firmy, która produkuje kosmetyki dedykowane kobietom z wyjątkowo uciążliwą twarzą.

Ostatnio kupiłam kosmetyk do twarzy za niemałą kwotę znanej i uznanej firmy, która produkuje kosmetyki dedykowane kobietom z wyjątkowo uciążliwą twarzą.

 

Kupuję od lat, w tej samej drogerii – produkt i sprzedawca sprawdzeni. A jednak przytrafiła mi się bardzo niemiła niespodzianka, ponieważ po 2 użyciach okazało się, że opakowanie jest puste (stwierdziłam ten fakt, mając zaszpachlowane dokładnie pół twarzy, co sprawiło, że znalazłam się w dość delikatnym położeniu, zważywszy, iż właśnie wychodziłam do pracy. Dlatego warto dla zabezpieczenia posiadać malującą się siostrę!).  Zirytowałam się jak każda kobieta, gdyż to oznaczało dodatkowe komplikacje, na które zwyczajnie szkoda mi czasu, to znaczy – ponowne odwiedziny drogerii w celu reklamacji. A piszę o tym, ponieważ kiedyś koleżanka ze studiów znalazła się w identycznej sytuacji i doświadczenia z tym związane miała krwawe…

Pierwsza i najważniejsza rzecz – kupując kosmetyki w drogerii na własny użytek, zawieramy klasyczną umowę sprzedaży jako konsumentki. Inaczej dzieje się w sytuacji, gdy jakaś pani prowadzi działalność gospodarczą jako kosmetyczka i zaopatruje się w kosmetyki na potrzeby prowadzenia zakładu, ponieważ wtedy występuje z pozycji przedsiębiorcy. Natomiast każdy zakup, który nie jest związany z działalnością gospodarczą lub zawodową, kwalifikuje się jako konsumencki, co jest szalenie istotne, ponieważ Kodeks cywilny oraz ustawa o prawach konsumenta przewidują pewne odrębności w tym zakresie, oczywiście korzystniejsze dla konsumentów niż przedsiębiorców (art. 22[1] KC zawiera ustawową definicję konsumenta].

Przy sprzedaży konsumenckiej nie ma najmniejszego znaczenia, czy przedmiot jest drobny, czy kupujemy waciki do twarzy za 2,99 czy perfumy za 500 zł. Płacąc sprzedawcy tyle, ile żąda, mamy święte prawo oczekiwać, że towar, który otrzymujemy, jest tym, o jaki nam chodzi, czyli ma wszystkie pożądane przez nas cechy, nie posiada wad i uszkodzeń, chyba że o nich wiemy i chcemy taki wybrakowany towar kupić np. po niższej cenie – godząc się na wady, mamy znacznie mniejszy zakres uprawnień. Jeśli jednak stwierdzimy, że nabyte przez nas po pełnej cenie kosmetyki nie są takiej jakości, jak obiecywał nam sprzedawca, to wówczas powstaje zjawisko, zwane w prawniczym światku „niezgodnością rzeczy sprzedanej z umową”. Na czym może polegać niezgodność, mówi nam nowy art. 556[1] § 1 KC:

Wada fizyczna polega na niezgodności rzeczy sprzedanej z umową. W szczególności rzecz sprzedana jest niezgodna z umową, jeżeli:
1) nie ma właściwości, które rzecz tego rodzaju powinna mieć ze względu na cel w umowie oznaczony albo wynikający z okoliczności lub przeznaczenia;
2) nie ma właściwości, o których istnieniu sprzedawca zapewnił kupującego, w tym przedstawiając próbkę lub wzór;
3) nie nadaje się do celu, o którym kupujący poinformował sprzedawcę przy zawarciu umowy, a sprzedawca nie zgłosił zastrzeżenia co do takiego jej przeznaczenia;
4) została kupującemu wydana w stanie niezupełnym.

Skoro kupiłam podkład do twarzy bez odpowiedniej zawartości, to logicznym jest, że rzecz sprzedana nie ma właściwości, które powinna, nie nadaje się do celu i jest niezupełna, ponieważ dostałam pudełko, opakowanie i ulotkę, ale za to bez właściwej ilości fluidu w środku. Gdybym chciała kupować same puste pudełka, ponieważ, dajmy na to, postanowiłam sobie urządzić w łazience instalację artystyczną z wykorzystaniem czystych opakowań po kosmetykach, to wówczas nabyłabym to, o co mi chodziło, i rzecz sprzedana byłaby zgodna z umową. Niestety, moje artystyczne zapędy sprowadzały się wyłącznie do tego, by umalować twarz dla estetyki powszechnej, w celu niewzbudzania grozy w otoczeniu, stąd byłam niezadowolona z zakupu.

Co w takim przypadku?

Po nowelizacji prawa konsumenckiego proces składania reklamacji wygląda nieco inaczej niż dotychczas. Zgodnie z art. 560 § 1 KC po stwierdzeniu przeze mnie niewystarczającej ilości podkładu w podkładzie mogłam zażądać obniżenia ceny (absurd – w dalszym ciągu nie mogę się przecież malować!) albo całkowicie odstąpić od umowy, ponieważ w mojej sytuacji dostrzeżona wada była ISTOTNA – gdyby wada była drobna, np. pęknięty dekielek, to  wtedy nie mogłabym zrezygnować z zakupu, bo tak mówi art. 560 § 4 KC. Co ważne, nie mogłabym domagać się ani obniżenia, ani odstąpić, gdyby sprzedawca powiedział mi, że niezwłocznie i bez nadmiernych niedogodności wymieni wybrakowaną rzecz na nową albo mi ten podkład naprawi (biedna pani w drogerii…). Ustawodawca daje mi prawo pokapryszenia w tym zakresie: jeśli sprzedawca mówi, że naprawi, to ja mogę chcieć wymiany; a jeśli proponuje wymianę, to mogę uprzeć się przy naprawianiu, chyba że sprzedawca przytomnie stwierdzi, iż moje życzenia są kompletnie absurdalne, ponieważ ich spełnienie jest niemożliwe lub wymagałoby nadmiernych kosztów w porównaniu ze sposobem, jaki zaproponował mi sprzedawca.

Kobiety pewnie zrozumieją, dlaczego nie zależało mi zarówno na obniżeniu ceny, jak i całkowitej rezygnacji z zakupu, więc zaraz na wstępie darowałam sobie te opcje. Na tę okoliczność mamy w KC osobny przepis, art. 561 § 1 KC, który mówi: „Jeżeli rzecz sprzedana ma wadę, kupujący może żądać wymiany rzeczy na wolną od wad albo usunięcia wady. W takim przypadku sprzedawca MUSI mi dostarczyć odpowiednią tak w sposób, który sobie wybrałam, chyba że podobnie jak wyżej stwierdzi, że się nie da albo będzie to zbyt dużo kosztowało.

Jak pewnie się domyślacie, poszłam do drogerii i po prostu zażyczyłam sobie wymiany wadliwego fluidu na taki, który spełniał moje oczekiwania, czyli zawierał fluid. Pani obsługująca w sklepie była bardzo miła, stąd obyło się bez wyciągania kodeksu cywilnego z torby i odczytywania stosowanych regulacji. W razie jednak, gdyby sprzedawca z uporem maniaka udawał, że prawo konsumenckie nie istnieje albo akurat jego dziwnym sposobem nie dotyczy, to należy go poinformować o 14-dniowym terminie, kiedy może się odnieść do Waszych żądań – jeśli tego nie zrobi, to po dwóch tygodnia przyjmuje się, że uznał żądanie za uzasadnione (art. 561[5] KC). Jeśli mimo to będzie oporny, to po tym czasie możemy iść do sądu, jeśli ktoś lubi się procesować, ale znacznie sensowniej jest udać się do Rzecznika Praw Konsumenta, który jest w każdym mieście – z doświadczenia przy reklamowaniu kuchenki elektrycznej wiem, że wystarczy jeden telefon od rzecznika z uprzejmym pytaniem, by największy buc-sprzedawca zmiękł i był skory do oddania wszystkich pieniędzy, byle Was już na oczy nie oglądać.

Jak długo odpowiada sprzedawca z tytułu rękojmi? Odpowiedź znajduje się w art. 568. § 1 KC: Sprzedawca odpowiada z tytułu rękojmi, jeżeli wada fizyczna zostanie stwierdzona przed upływem dwóch lat, a gdy chodzi o wady nieruchomości – przed upływem pięciu lat od dnia wydania rzeczy kupującemu. Jeżeli kupującym jest konsument, a przedmiotem sprzedaży jest używana rzecz ruchoma, odpowiedzialność sprzedawcy może zostać ograniczona, nie mniej niż do roku od dnia wydania rzeczy kupującemu„. I tutaj istotna uwaga – upominać się możemy tylko przez 1 rok od momentu, gdy zauważyliśmy wadę, później roszczenia się przedawniają.

Żeby było ciekawiej, jeśli kupujemy kosmetyki na jakimś ulicznym stoisku, od akwizytora lub w jakimkolwiek innym miejscu, o którym można powiedzieć, że nie sprzedaż odbywa się poza lokalem przedsiębiorcy, wchodzą jeszcze regulacje z ustawy o prawach konsumenta, ale o tym – pozwolicie – napiszę w odrębnym artykule.

Źródło przedruku: Humanistyczne oblicze Temidy