JustPaste.it

Kubek Antoni ucieka z domu www.bragiel.blox.pl

www.bragiel.blox.pl Saga o kubkach takich jak my

www.bragiel.blox.pl Saga o kubkach takich jak my

 

Z pozoru to zwykły kubek.

Biały, z uszkiem.

Ale to tylko pozory.

To nie jest zwykły kubek. To jest kubek Antoni.

Antoni urodził się w zwyczajnej rodzinie kubków.

Matka pracowała w hotelowej restauracji, serwowano w niej drinki, a ojciec dorabiał na targu, był

jednym z trzech kubków, w których miejscowi szulerzy grali...w trzy kubki.

Do tego nazywał się Ernest. Miał z tego powodu kompleksy. Własciwie z dwóch powodów-po pierwsze

że zawsze był tym jednym z trzech, nie jak jego zona pośpiesznie poslubiona, ze względu na 

zbliżający się poród Antoniego, który zresztą nie był wcale planowanym owocem miłości-a właściwie

kubkiem miłości, ukoronowaniem związku dwóch kochających się kubków, lecz był tylko kubkiem

przedwczesnego tryśniącia całej mocy kubczanego pożadania w nienazbyt zabezpieczoną, 

wspomnianą już tu wcześniej, matkę Antoniego; a po drugie, dlatego, że nazywał się Ernest.

Żona mówiła do niego Ferdek(co go wkurwiało dodatkowo, bo Ferdek to  nie jest skrót od Ernesta).

Co rano gdy wychodził do pracy, robiła mu kanapki i mówiła

-Nająłbyś się do jakiegos porządnego lokalu, a nie ciągle te szemrane interesy na targu, Piotrek.

To był kolejny powód jego kompleksów.

Jego własna żona nie potrafiła nawet zapamietać jego imienia...

-Nie jestem Piotrek, tylko Ernest, kurwo-rzucił zaczepnie Ernest.

-Jak ty się wyrażasz Piotrze! To będą czytać dzieci...

-Pierdoli mnie to, suko...

Nie układało się dobrze w kubczanej rodzinie. 

Takie awantury były na porządku dziennym. Dziennym i nocnym

Nawet w nocy Antoni nie miał spokoju. 

-Wkurwia mnie ta cała sytuacja-wykrzykiwał Ernest. Wkurwia mnie ten cały narrator.

Powołał nas do życia, stworzył nas. Nie pytał czy tego chcemy czy nie. Z niebytu w byt i radź 

sobie teraz. Jebany Brągiel, bo na pewno on to pisze, zamiast wziąć się do jakieś roboty,

stworzył świat kubków i ma w dupie, co z nami będzie, ma w dupie nasze uczucia, nasze cierpienia...

Powiem ci, że chleje...Tak, kurwa, chleję by zapomnieć... By nie wiedzieć, że istnieje. 

-Alfredzie nie klnij tak, ograniczasz nasz target. Jest szansa by czytano to dzieciom w przedszkolu,

a przez te twoje przekleństwa, spada nasza czytalność. 

-Pierdoli mnie ta cała czytalnośc i ty, suko. Najchętniej bym się potlukł o podłoge i to najlepiej jeszcze dzisiaj...

-Erneście... Żona Ernesta zaczęła płakać.

Antoni wszystko słyszał, chociaź nałożył na siebie kołdre, wtulił swój młody, kubczany żywot, w puchową kołdrę i myśłał, że już dłużej nie zniesie tych awantur.

Żona Ernesta płakała z jeszcze jednego powodu.

Była bezimienna.

Nie dość, że była kubkiem, nie dość, że miała męża chuja, pijaka i dziwkarza, to jeszcze nie miała imienia.

Jak jakaś kurwa z autostrady.

Narratorowi nawet nie chciało się jej nadać jakiegoś imienia.

Bolało ją to strasznie. Ale co miała zrobić?

Ze stwórcą się  nie dyskutuje... 

Żona Ernesta płakała cały czas.

W dzień i w nocy.

Od płaczu zrobiły jej się rysy na młodym i pieknym, niegdyś kubczanym ciele.

Te rysy było widac z daleka.

Czesto koleżanki pytały ją

-Słuchał, co tu masz takie rysy w okolicach uszka.

Starała się kamuflowac te rysy makijażem, co tez nie było latwe bo gdy wchodziła do Rossmana,

stawała przy kasie i chciała kupic jakiś puder, ekspedientka nawet jej nie zauważyła.

Mówiła: Kto tu zostawił kubek i odkładała żonę Ernesta na stolik.

Żona Ernesta znowu podchodziła do kasy, i tak w kółko.

-Ciężko jest być kubkiem...Gdybym była przynajmniej piłeczką kauczukową to podsoczyłabym na półke z pudrem i nikt nie widziałbym, że jestem cała zapłakana-mówiła.

Ale była tylko kubkiem i ślady po codziennym i conocnym płaczu stawały się coraz bardziej zauważalne.

Zaczęli dostrzegać to nawet w pracy.

Zależało jej na tej pracy.

Ernest, jeżeli już zarobił coś wiecej, to i tak to przepijał, więc żona Ernesta stanowiła de facto jedyne żródło utrzymania dla całej trójki.

A w domu się nie przelewało.

Mieszkali szafce nad zlewem.

Żadne tam luksusy. Ledwo starczało na ogrzanie i oświetlenie szafki.

Gdyby kubki musiały się ubierać, to pewnie nie starczałoby im na ubrania.

Ale na szczęście, kubki chodzą tak, jak je pan Brągiel stworzył.

Ernest nawet już nie spał ze swoją żona.

Żona  spała na póleczce wyżej obok cukierniczki, Ernest niżej tuż przy pojemniku na sery.

Antoni w samy rogu szafki, by nie słyszeć tych codziennych i conocnych awantur.

Antoni miał tego dość.

Tych codziennych awantur, krzyków, płaczu.

Udawał, że nie widzi, że tuż nad uszkiem matka była klejona.

Próbował udawać, że nie wiem.

Ale nie sposób było udawać. To było czuć. 

Kleili ją zwykłym super glue, po tym gdy Ernest dostał szału, gdy dowiedział się, że będzie istnieć

zawsze, że Brągiel chce stworzyć sage o kubkach, a na samą myśl o Sadze robiło mu się niedobrze

bo pracował kiedys w herbaciarni na dwa etaty.

A nawet jeżeli Brągiel stworzy  o nas tylko dwa odcinki, to w drugim pewnie napisze, że

będziemy żyć wiecznie...

-Wiesz co to jest żyć wiecznie, suko-wykrzykiwał Edward i wtedy właśnie pobił żonę.

Była bardzo poważnie pobita, ledwo udało się pozklejać ją z tych porozsypywanych kawałków.

-Gdybym miał ręce to bym się powiesił-mówił Edward.

Ale nie miał rąk, nie miał nóg.

Pal sześć te ręce, ale wkurwia mnie to, że musze się turlać zamiast normalnie chodzić-rozpaczał.

 

Kubki się turlają.

Tak się przemieszczają.

Odkryłem to stosunkowo niedawno. 

Szedłem ulicą i widze turla się jakiś kubek.

To dalo mi do myślenia.

Wtedy zrozumiałem, że kubki mają swój własny, nieopisany jeszcze świat.

Latamy do gwiazd, byliśmy na księżycu, a nie dostrzegamy całej kubczanej cywilizacji.

Żyjemy z nimi, a jednak obok.

A nasze światy nie są odległe.

Kubki mają te same problemy, zmartwienia, marzenia.

 

Więc głownym marzeniem Antoniego, była ucieczka  z tego piekła jego rodzinnej szafki.

Miał tego dość.

Chciał wyjśc z szafki i nie wrócić.

Pewnego ranka, wstał, zjadł kanapkę z czosnkiem wlał w siebie trochę Coli i wyturlał się z szafki.

Miała to być zwyczajna wizyta w szkole.

Siedem lekcji w kubczanym liceum i koło trzeciej, powrót do szafki.

Ale w umyśle Antoniego zrodziła się myśl.

On już wiedział, że po lekcjach nie doturla się z powrotem do domu.

Antoni, postanowił uciec z domu.

Z jego rodzinnej szafki  nad zlewem.

Miał już 16 lat. Czuł się już dorosły.

A przede wszystkim byl już gotowy wyturlac się w świat.

Obrócił się dwa razy w stronę rodzinne szafki,

Po porcelanie spłynęły zły

i wyturał się z domu, jak sądził,

już na zawsze.

 

c.d.n.