JustPaste.it

Literackie rozmowy z diabłem. Wstęp

Jest to pierwszy rozdział książki, która być może zostanie opublikowana w wersji papierowej. Na tę chwilę chcę się podzielić wybranymi fragmentami

Jest to pierwszy rozdział książki, która być może zostanie opublikowana w wersji papierowej. Na tę chwilę chcę się podzielić wybranymi fragmentami

 

   

LITERACKIE ROZMOWY Z DIABŁEM - WSTĘP

 

   Znalezione obrazy dla zapytania cywilizacja   Znajdujemy się w krytycznym momencie rozwoju naszej cywilizacji. Tańczymy na krawędzi, i po jednej stronie jest zagłada, po drugiej ocalenie. Współczesny paradygmat istnienia, nazwijmy go technologiczno-konsumpcyjnym, wydaje się być nie do utrzymania. Nowego jeszcze nie widać. W tym kontekście, ocalenie wydaje się wysoce problematyczne.

            Pewne zapowiedzi nowego paradygmatu indywidualnego i społecznego funkcjonowania mogliśmy dostrzec już w ubiegłym stuleciu, które napiętnowane zostało na zawsze złem i szaleństwem. Dwie światowe wojny, setki milionów ofiar, technologia wykorzystywana przeciwko ludziom, systemy totalitarne, dominacja chciwości, żądzy panowania, gniewu, pogardy dla inności. Myślicielem, który jako pierwszy dostrzegł najgłębsze przyczyny XX-wiecznego zła, był Erich Fromm. Trafność jego diagnozy jeszcze do dzisiaj budzi podziw. W książce "Mieć czy być" opisał dwa zasadnicze modusy egzystencji człowieka - bycia i posiadania. Jedni czerpią satysfakcję z tego, że gromadzą dobra, inni z tego, że mogą doskonalić swoje duchowe zalety. Nie będę szczegółowo analizował obu tych modi, ponieważ jest to znane i dokładnie opisane przez literaturę przedmiotu. Niemniej, przywołuję w tym miejscu Fromma, żeby uzmysłowić, iż filozofowie, psychologowie, teologowie, ale również przedstawiciele nauk ścisłych poczuli się w obowiązku odpowiedzieć na pytanie: skąd w naszych czasach tak nieprawdopodobna eskalacja zła. Fromm pisze, że

 nowe społeczeństwo możliwe jest jedynie wówczas  (podkreśl. E. F.), gdy w procesie jego tworzenia powstanie również nowy człowiek, lub też (...) gdy nastąpi fundamentalna przemiana struktur charakterologicznych współczesnego człowieka (podkreśl. moje J. S.)

             Fromm zastanawiał się nad tym, czy istnieje alternatywa dla katastrofy. Pytał, jak to się dzieje, iż najsilniejszy z instynktów - instynkt przetrwania - zupełnie zawodzi, kiedy od spraw podmiotowych przechodzimy w sferę spraw publicznych. Innymi słowy - dlaczego nie potrafimy zobaczyć sygnałów, które w ewidentny sposób zapowiadają zbliżającą się zagładę.

              Wyjaśnieniem tej kwestii - pisze autor - może być egoizm kreowany przez system, który każe przywódcom wyżej cenić sukces osobisty niż odpowiedzialność za resztę społeczeństwa. Nikogo już nie szokuje fakt, iż przywódcy polityczni i zarządzający gospodarką podejmują decyzje, których widocznym celem jest ich osobista korzyść, a które są równocześnie szkodliwe i niebezpieczne dla społeczności. Wszak jeśli egoizm jest jednym z filarów współczesnej etyki, to dlaczego mieliby postępować inaczej? Wydają się nie rozumieć, że chciwość (podobnie  jak uległość) ogłupia ludzi do tego stopnia, że obojętnieją na wartości rzeczywiście dla nich istotne, czy będzie to własne życie, czy życie własnego małżonka albo dziecka.

            Tak więc pętlę mamy już zadzierzgniętą na szyi, krzesło pod nogami się kołysze, a my wciąż wyciągamy ręce po więcej i po więcej.

         Znalezione obrazy dla zapytania ego

        Eckhart Tolle proponuje inną drogę wyzwolenia człowieka i ocalenia świata. Narzędziem zmiany jest jego zdaniem oświecenie. To pojemny i wieloznaczny termin naznaczony wieloma skojarzeniami i kontekstami, dlatego istnieje potrzeba doprecyzowania znaczenia, w jakim używa go autor. Mówiąc o oświeceniu, Tolle ma na myśli uświadomienie sobie faktu, że "ja" rozumiane jako podstawa naszej tożsamości jest zwyczajnym urojeniem. Nazywa je fałszywym "Ja", które przysparza nam cierpienia jak również więzi świadomość w umyśle, a umysł w czasie. Owo fałszywe "Ja" jest jednocześnie źródłem negatywnego obrazu rzeczywistości, samego siebie; źródłem negatywnych emocji (gniewu, zawiści, poczucia winy) i bolesnych kompleksów, zakłócających relacje pomiędzy jednostką a jej otoczeniem.

          Przeciwieństwem "Ja" i jego apodyktycznych roszczeń jest Istnienie i Obecność będące wynikiem oświecenia. Trzeba nauczyć się żyć "tu i teraz". Wyjść z ciemności urojonego czasu (nie mylić z terminem używanym przez Hawkinga), czyli dominacji przeszłości i przyszłości, i odnaleźć siebie w świetle teraźniejszości. Wtedy człowiek, według Tolle'a, przestaje utożsamiać się z własnym umysłem, który żywi się nierzeczywistymi, ale trującymi miazmatami biograficznego czasu, staje się natomiast tegoż umysłu obserwatorem. Pierwszym widocznym efektem oświecenia jest pogodzenie się z własną sytuacją życiową. Jeśli czujesz, że ona cię uwiera, zrób wszystko, aby ją zmienić. Jeśli nie, poddaj się. Przypomina to nieco stoicką formułę amor fati - jeżeli nie możesz uniknąć jakiejś konieczności egzystencjalnej, pokochaj ją. Posłuchajmy samego Tolle'a:

Jeśli naprawdę nie jesteś w stanie nic zrobić, żeby zmienić swoje tu i teraz, a zarazem nie możesz wycofać się z bieżącej sytuacji, całkowicie ją zaakceptuj, rezygnując z wszelkiego oporu wewnętrznego. Fałszywe, nieszczęsne "Ja", które uwielbia pławić się we własnej niedoli, rozżaleniu lub litości nad sobą, nie zdoła wtedy przetrwać. Na tym właśnie polega poddanie się. Nie jest oznaką słabości, lecz niesie z sobą wielką siłę (podkreśl. moje J.S.). Tylko ktoś, kto się poddał, ma duchową moc. Kiedy się poddasz, uwolnisz się wewnętrznie od sytuacji. Może się wówczas okazać, że zmieni się ona bez żadnego twojego udziału (podkreśl. moje J.S.).

        Niedługo minie sto lat od ukazania się prac diagnozujących stan kultury i cywilizacji Europy. W roku 1921 Oscar Spengler wydał książkę "Upadek cywilizacji zachodniej", trzy lata później ukazała się praca M. de Unamuno "La agonia del cristianismo" oraz "Nowoje sriednowiekowje" N. Bierdiajewa. W 1929 roku pojawiła się na rynku książka, która niedługo potem stanie się jednym z najważniejszych dzieł XX wieku - "Bunt mas" J. Ortegi y Gasseta. Warto jeszcze wspomnieć o dziele P. Sorokina "Crisis of our Age" wydanym w roku 1941.

        Edmund Husserl, twórca fenomenologii, jest autorem pracy "Die Krisis der europaischen Wissenchaften und die transzendentale Phanomenologie" (1936). Niemiecki filozof dostrzega znamienne symptomy kryzysu nauk - rozproszenie w obszarze koncepcji filozoficznych, atomizacja wspólnoty badawczej, wielość różnorakich relatywizmów prowadzi do rozbicia "jedności duchowej przestrzeni", przewartościowania powszechnie obowiązujących norm teoretycznych i praktycznych, zwątpienie w filozofię jako naukę ścisłą i uniwersalną. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest zwątpienie w rozum i racjonalność działań we wszystkich sferach kultury i cywilizacji. Istnieje potrzeba stworzenia programu reformy, której celem byłoby "radykalna przemiana ludzkości", bytowe przeobrażenie europejskiego sposobu bycia człowiekiem. Zalążki tego programu formułuje Husserl w "Die Krisis...":

         Istnieją tylko dwa wyjścia z kryzysu europejskiego sposobu istnienia: upadek Europy przez wyobcowanie ze swego własnego racjonalnego sensu życiowego, popadnięcie we wrogość wobec ducha i barbarzyństwo albo też odrodzenie Europy z ducha filozofii poprzez heroizm rozumu...Największym niebezpieczeństwem dla Europy jest zmęczenie. Jeżeli jako "dobrzy Europejczycy" będziemy walczyć z tym niebezpieczeństwem nad niebezpieczeństwami z takim męstwem, które nie lęka się również walki nieskończonej, to wtedy z niszczącego pożaru niewiary, z wezbranego ducha zwątpienia w ogólnoludzkie posłannictwo Zachodu powstanie Feniks nowego uduchowienia i skierowania życia ku wnętrzu jako rękojmia wielkiej i odległej przyszłości ludzkości ( "Archiwum historii filozofii i myśli społecznej" - przekład J. Sidorek).

      Znalezione obrazy dla zapytania husserl      Upadek wiary w uniwersalną filozofię to - według Husserla - rys współczesnej epoki. Prowadzi to do zwątpienia w racjonalność rzeczywistości we wszystkich jej wymiarach. Czy w tej sytuacji możliwy jest powrót do źródeł?

            Właściwe walki duchowe ludzkości Europy rozgrywają się jako walki miedzy filozofiami, mianowicie między filozofiami sceptycznymi, albo raczej zaprzeczeniami filozofii, które zatrzymały tylko słowo, nie zaś jej zadanie, a rzeczywistymi, żyjącymi jeszcze filozofiami. Ich żywotność polega właśnie na tym, że walczą o swój prawdziwy, autentyczny sens, a tym samym o sens autentyczny ludzkości. Doprowadzić utajony rozum do zrozumienia jego własnych możliwości i tym samym uczynić oczywistą możliwość metafizyki jako autentyczną możliwość - to jest jedyna droga, żeby metafizykę względnie filozofię uniwersalną wprowadzić na pracowitą drogę urzeczywistnienia (podkreślenie moje - Jan Stasica). Przez to jedynie rozstrzyga się pytanie, czy ów telos, wraz z narodzinami greckiej filozofii wrodzony europejskiej ludzkości (...) jest jedynie historyczno-faktycznym urojeniem, przypadkową zdobyczą przypadkowej ludzkości, wśród całkiem innych ludzkości i innych dziejów, albo czy to raczej w greckiej ludzkości ujawniło się to, co jako entelechia jest zawarte w sposób istotny w ludzkości jako takiej.

Cezary Wodziński pisze, że pytanie Husserla rozpatrywać można i należy w kategoriach eschatologicznych, ponieważ dla niemieckiego fenomenologa drogą zbawienia jest ratio rozumiana jako pierwotna arche, nadająca trwałość ludzkiej kulturze, spełniająca zarazem funkcję źródłowego telos, który decyduje o jej ciągłości, a także będąca ponadczasowym eidos konstytuującym jedność tejże.

           Lew Szestow podziela diagnozę Husserla. Książka Szestowa "Ateny i Jerozolima" ukazała się w roku 1938, dwa lata po pierwszym wydaniu "Die Krisis...

           Obu myślicieli łączy również przeświadczenie o konieczności całkowitego zreformowania "europejskiego sposobu bycia człowiekiem". Jednak źródła kryzysu wskazują radykalnie odmienne. To co dla Husserla jest warunkiem ocalenia, dla Szestowa przyczyną katastrofy. W taki sposób przedstawił dramatyczność alternatywy:

            Stoimy między dwoma szaleństwami. Między szaleństwem rozumu, dla którego odkrywane przezeń "prawdy" o potwornościach realnego bytu są prawdami ostatecznymi, definitywnymi, obowiązującymi wszystkich, prawdami wiecznymi oraz szaleństwem Kierkegaardowskiego "Absurdu", który decyduje się rozpocząć walkę wówczas, gdy według świadectwa naszego rozumu i jego oczywistości walka jest niemożliwa, ponieważ z góry skazana na upokarzającą.

            W tradycji filozofii europejskiej, od Kartezjusza, zaczęto utożsamiać prawdy rozumu z prawdami wiecznymi, a obie te kategorie znaczyły po prostu "prawdy konieczne". W związku z tym - jak pisze Szestow - rzeczywistym celem poszukiwań nie była wcale Prawda, ale Konieczność.

             C. G. Jung, stojąc na stanowisku zaprezentowanym przez Szestowa, diagnozuje problem z pozycji psychoanalizy. Jeszcze raz Jacobi:

 Znalezione obrazy dla zapytania nieświadomość

…świadomość współczesnego człowieka nieco za bardzo oddaliła się od swego źródła, od nieświadomości; zapomniała nawet, że ta ostatnia funkcjonuje autonomicznie, a nie zgodnie z naszymi świadomymi zamierzeniami. Dlatego wśród ludzi cywilizowanych zbliżenie do nieświadomości łączy się najczęściej z panicznym strachem, głównie z powodu groźnego podobieństwa z zaburzeniem psychicznym.

        I sam Jung:

        Intelekt nie żywi wątpliwości, gdy chodzi o „analizowanie” nieświadomości jako biernego przedmiotu; przeciwnie, taka czynność odpowiada racjonalnemu oczekiwaniu; ale pozwolić działać nieświadomości i „przeżywać” ją jako rzeczywistość – to przekracza zasoby odwagi i umiejętności przeciętnego Europejczyka. Woli on po prostu nie rozumieć tego problemu. Przeżywanie nieświadomości stanowi osobistą tajemnicę, z której zwierza się z trudem i tylko nielicznym osobom.

         Żyjemy w aksjologicznej próżni. Jakiekolwiek granice etyczne zostały zatarte. Nic nie jest już takie jak było. W przestrzeni zawieszonej etyki można być jednocześnie katem i ofiarą, „dobry” czyn niczym nie różni się od „złego”. W jaki sposób możliwe jest, w tej sytuacji, poczucie winy, co jest źródłem bólu świadomości? Prawdopodobnie daje o sobie znać, nieunieważniony jeszcze w wymiarze jednostkowej egzystencji, paradygmat moralny, którego istotą było karanie za złe uczynki i nagradzanie dobrych. Ten moralny atawizm sprawia, że nie można przejść do porządku dziennego nad faktami, które nie miały żadnego odniesienia do tego, co działo się w przeszłości. Śmierć zawsze była problemem etycznym, „teraz” staje się problemem technologicznym. Władcy świata i historii nie pytają już – czy zabijać? Pytają, jak zabijać, by zabić możliwie najwięcej, jak zabijać najbardziej skutecznie. Ze słowników władców świata i historii wymazane zostało pojęcie „człowiek”, a zastąpione pojęciem „ludzkość”, która odtąd będzie ostateczną instancją prawomocności wyroków historycznych. Prawa historii obejmują ludzkość jako podmiot tych praw, jednostka jest zbędnym balastem, przeszkodą w realizacji wewnętrznych mechanizmów dziejów. Owa „ludzkość” przyjmuje różne konkretyzacje – może to być klasa społeczna, grupa narodowa lub rasa. Pojmowanie ducha dziejów, rozumianego jako pewne prawa rozwoju, ogranicza się zatem do jakiejś grupy jednostek połączonych jednakowym pochodzeniem rasowym, klasowym, narodowym względnie wyznaniowym. Interes pewnej wspólnoty zostaje rozciągnięty na wszystkich przy jednoczesnym założeniu, że „inni” pozostają poza wspólnotą, a zatem są zagrożeniem dla interesu tejże, której pojęcie utożsamione zostaje z pojęciem ludzkości. Innym nie przysługuje więc walor człowieczeństwa, inni są podludźmi, w znaczeniu: „nie w pełni” ludźmi. Można ich traktować jak wszystkie gatunki stojące niżej od człowieka, można go zabić jak zwierzę.

         Znalezione obrazy dla zapytania piece krematoryjne

          Zabić jak zwierzę, spalić w piecu krematoryjnym, strzelić z pistoletu w tył głowy. Każda metoda jest dobra, żeby oczyścić ludzkość z odpadów historii. Zresztą samo słowo „zabijanie” nie było w rozumieniu władców świata adekwatne do podjętych działań. Bardziej właściwe było określenie np. „ostateczne rozstrzygnięcie kwestii żydowskiej”. Potworna okazała się operacja na samym języku – ludobójstwo sprowadzało się do bycia „kwestią”, czyli pewnym kłopotem względnie sprawą do załatwienia. Interes wspólnoty realizuje się poprzez „załatwianie” takich właśnie konkretnych interesów.

         Posługując się wyrazami możemy do siebie mówić, nie możemy jednak ze sobą rozmawiać. Rozmowa musi zakładać, że posługujemy się słowami, które znaczą dla obu stron to samo. Jeżeli zaś dla jednej strony zabijanie znaczy „kwestię”, dla drugiej natomiast „holocaust”, to jakiekolwiek porozumienie i zrozumienie staje się niemożliwe. Język będący narzędziem komunikacji i porozumienia łączy ludzi, język będący aktem przemocy i świadomego fałszowania skutecznie ludzi od siebie oddziela. Jeżeli pojęcie staje się tylko wyrazem, tj. jeśli wyparowuje z niego znaczenie, wówczas znaczenie nadajemy mu stosownie do okoliczności. Jest to znaczenie chwiejne i momentalne – może znaczyć cokolwiek. Takie chwiejne znaczenie nakierowane wtedy będzie na coś zupełnie dowolnie – jego intencjonalność będzie „wychylona” na przeciwstawne ujęcia. Cnota może znaczyć coś złego, coś nie do przyjęcia, występek – odwrotnie. Okazuje się, że wraz z unieważnieniem obszaru etyki unieważniony zostaje także obszar tradycyjnie pojmowanej logiki. Jej rdzeniem jest bowiem tautologia – A=A. Dla każdego A musi istnieć jakieś nie-A, w sposób radykalny od A różne. Rozciągnięcie tautologii w taki sposób, że obejmuje ona również nie-A, jest końcem tradycyjnej logiki, a tym samym kresem poznawania i rozumienia świata. W przestrzeni unieważnionej etyki i logiki możliwym staje się więc  poznanie człowieka, który był jednocześnie cnotliwy i występny.

         Jest to zatem kwestia języka, który nie posiada możliwości syntetyzowania nowej rzeczywistości. Tradycyjne sposoby deskrypcji okazały się bezradne, choć były podejmowane próby opisu przy pomocy starej techniki.

         Fundament kultury rozsypał się w proch! Trzeba stanąć wobec „czarnej dziury”, która powstała po unicestwionej kulturze. Ta ziejąca, czarna przestrzeń, jawiąca się z przerażającą oczywistością, determinuje postępowanie artysty. Nie można udawać, że jej nie ma. Przestrzeń próżni etycznej nie ma szans stać się miejscem, czyli czymś oswojonym, naznaczonym ludzkimi wartościami. A przynajmniej nie dla tych, którzy przeżyli koszmar II wojny światowej, obozów koncentracyjnych i pieców krematoryjnych. Dlatego w jednym z wierszy Różewicza podmiot liryczny, reprezentujący pokolenie Kolumbów, wzywa: Zostawcie nas. Żyjcie jak ludzie, bo my żyć tak nie potrafimy.

         Wiek XX to czas dwóch wielkich wojen i dwóch zbrodniczych systemów totalitarnych, jakiejś zdumiewającej wręcz eskalacji zła. Tysiące stron napisano o stalinowskich zbrodniach ludobójstwa, łagrach i nazistowskich piecach krematoryjnych. Powtórzmy, śmierć przestała być problemem etycznym, a stała się problemem technologicznym. Pytanie: „czy zabijać” zostało zastąpione pytaniem: „jak zabijać, żeby było to najbardziej skuteczne”. Ludzie ludziom zgotowali ten los – pisze Nałkowska, ale jak to możliwe, że człowiek był zdolny do takich rzeczy? Co sprawia, że wyzwolone zostają najdziksze instynkty, najbardziej pierwotne popędy i człowiek staje się gorszy od zwierząt? Nie odpowiemy na te dramatyczne pytania, jeśli ograniczymy się wyłącznie do wymiaru egzystencjalno-historycznego. Bo albo człowiek jest chodzącym złem, albo wewnętrzne mechanizmy historii i jej logika są złe.

          Znalezione obrazy dla zapytania genesis księga rodzaju

          Księga Rodzaju mówi, że Pan Bóg stworzył człowieka, obdarzając go wolną wolą. Jednak, czy stało się to od razu? Bóg przecież umieścił człowieka w raju, szczęśliwym miejscu, gdzie nie było chorób, cierpienia i nieszczęść. Był Adam wolny w rajskim ogrodzie? Wolność to świadomy wybór! Jaką mógł mieć świadomość dobra, jeśli nie znał zła? W jaki sposób mógł on rozpoznać piękno, nie znając brzydoty? Czy wiedział, że jest szczęśliwy, skoro nie znał nieszczęścia? Boską ekonomię można by sprowadzić do zasadniczego dylematu: czy pozostawić człowieka szczęśliwym w rajskim ogrodzie, ale pozbawić go wolności, czy też zaryzykować i dać mu możliwość wyboru. Wolność okazała się wartością o wiele większą niż szczęście! Człowiek utracił raj, ale zyskał świadomość i wolność. Oto jest istota boskiej ekonomii względem świata i ludzkiej jednostki. Świata też, bo przecież Bóg pozwolił koronie Jego stworzenia „czynić sobie ziemię poddaną”.

          Ryzyko polegało na tym, że człowiek, obdarzony wolną wolą, mógł wybrać także zło. Mógł odwrócić się od Boga – swojego Stwórcy – i zwrócić twarz w stronę buntownika – Szatana. A może tylko odwrócić twarz w pysznej pewności, że poradzi sobie sam w świecie, który dostał do zagospodarowania. Diabelska pycha każe uwierzyć mu, że jest panem stworzenia i historii. Rozum staje się bogiem. Od tego momentu człowiek wkracza w przestrzeń nieszczęścia, cierpienia i lęku. Zyskanie świadomości jest jednocześnie utratą raju, utratą niewinności. Wypełnia się obietnica szatana – będziecie jako bogowie. Adam poznał już największą tajemnicę bytu, ale stała się ona dla niego źródłem największego cierpienia. A tajemnicą tą jest dramatyczne rozdarcie własnej, człowieczej, natury, którą najtrafniej oddał święty Paweł w słowach –czynię zło, którego nie chcę, a nie czynię dobra, którego pragnę. Rozłamanie ludzkiej natury bierze się również stąd, że istota niedoskonała pragnie doskonałości, istota grzeszna dąży do świętości, skończona chce nieskończoności. Wybory i czyny człowieka wydają się tym fundamentalnym rozdarciem skażone. Dążąc do poznania, zatapiamy się w morzu tajemnic, których nigdy nie zrozumiemy. Fakt ten rodzi niczym nie dającą się wyleczyć frustrację. Pragniemy dobra, ale w tym pragnieniu pozostawiamy w naszym otoczeniu realny ślad zła. Dlaczego tak się dzieje? To kolejna tajemnica naszej sytuacji-w-świecie.

          W powieści Fiodora Dostojewskiego jeden z czterech braci – Iwan Karamazow – streszcza nowelę przez siebie napisaną, której bohaterem jest dziewięćdziesięcioletni starzec, kardynał, opętany szaleństwem inkwizycji. Akcja noweli rozgrywa się 15 wieków po pierwszym przyjściu Chrystusa na ziemię w Sewilli. Rozszalały w swoim fanatyzmie kardynał poprzedniego dnia spalił prawie setkę heretyków ad maiorem Dei Gloriam. Chrystus pojawił się na ulicach Sewilli i wszyscy od razu Go rozpoznali. Wszyscy do Niego się garną, otaczają Go, chcą być jak najbliżej. On patrzy na nich łagodnie, z „uśmiechem nieskończonego miłosierdzia”. Czyni cuda! Niewidomy przejrzał, a martwa dziewczynka zostaje wskrzeszona. I w tej właśnie chwili przechodzi kardynał - „wysoki i wyprostowany, o wyschłej twarzy, wpadniętych oczach, w których pełga jeszcze blask jak mała iskierka”. Wydaje straży rozkaz, aby ujęła sprawcę cudu. „I taka jest jego moc, i tak mu przywykł ulegać powolny, strwożony lud, że tłum natychmiast się rozsuwa przepuszczając strażników, którzy wśród grobowego milczenia, jakie nagle zapadło, ujmują Go i uprowadzają”.

       Znalezione obrazy dla zapytania inkwizytor

       W więziennej celi dochodzi do bardzo dziwnej rozmowy, w której uczestniczą obaj, ale mówi tylko inkwizytor. Starzec dzieli się spostrzeżeniami na temat zachowania Chrystusa na pustyni, kiedy był trzykrotnie kuszony przez złego ducha. Jednak w istocie „dyskusja” dotyczy ludzkiej wolności. Kardynał stawia tezę, że jest ona dla człowieka ciężarem nie do zniesienia. Ktoś ich od tego ciężaru musi uwolnić. „Piętnaście wieków – mówi – męczyliśmy się z tą wolnością, ale teraz to się skończyło, i skończyło się na zawsze”. Błąd odrzucenia oferty kusiciela polegał na nieprawidłowym zdiagnozowaniu natury człowieka, który tak naprawdę potrzebuje cudu, tajemnicy i autorytetu. W mechanizm ludzkiej natury wpisana została klęska wolności, bowiem człowiek pragnie obecności kogoś, przed kim mógłby się pokłonić, i to nie tylko on jeden, ale koniecznie wszyscy razem. Starzec szczyci się, że poznał lepiej tę naturę. „Chcesz iść między ludzi i idziesz z pustymi rękami, z jakąś obietnicą wolności, której oni w swojej prostocie i przyrodzonej skłonności do lenistwa nie mogą pojąć, której boją się i lękają, albowiem nie ma i nie było nic bardziej nie do zniesienia dla człowieka i dla ludzkiej społeczności niż wolność!”. Dopiero my – to znaczy inkwizycja – damy im to, za czym tęsknią i czego podświadomie pragną. W imię Twoje każemy się im pokłonić. „Przekonają się (...), że nie mogą być nigdy wolni, ponieważ są słabi, występni, nędzni i zbuntowani”. W gruncie rzeczy – konkluduje kardynał, wkraczając na ostatnie piętra własnych sofizmatów – robimy to dla jego dobra, bo w istocie najbardziej dręczącą troską człowieka jest „znaleźć kogoś, komu by można jak najprędzej oddać dar wolności, z którym ta nieszczęsna istota się rodzi”. Jest tak dlatego, ponieważ „człowiek woli spokój, a nawet śmierć, od wolnego wyboru w poznaniu dobra i zła”. Kardynał wypuszcza Chrystusa i żąda, by Ten już nigdy nie wracał.

       Trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy tu do czynienia z dwiema różnymi logikami – logiką ziemskiej władzy i logiką Bożej miłości, uosabianej przez Jezusa. Przemoc i wolność, miłość i pogarda, samozakłamanie i otwartość. Opozycje te tworzą dwa odmienne paradygmaty natury ludzkiej, dwie wizje człowieczeństwa.

      W systemie filozoficznym Hegla pojęcie wolności posiada znaczenie kluczowe.

      Musimy powiedzieć – pisze autor Fenomenologii ducha – że jak substancją materii jest ciężar, tak substancją, istotą ducha jest wolność. Dla każdego jest rzeczą bezpośrednio wiarygodną, że duch pośród innych właściwości posiada także cechę wolności; filozofia natomiast uczy, że wszystkie właściwości ducha istnieją tylko dzięki wolności, są tylko środkami do wolności, wszystkie jej tylko poszukują i ją wytwarzają”. I dalej: „Na tym właśnie polega wolność, gdyż skoro jestem zależny, odnoszę siebie do czegoś innego, czym nie jestem, nie mogę istnieć bez czegoś zewnętrznego; jestem zaś wolny, gdy jestem u samego siebie.

        Co zatem jest istotą wolności? Czy jest to tylko zdolność do dokonywania wyborów? Gdybyśmy udzielili wyłącznie takiej odpowiedzi, pozbawilibyśmy wolność wymiaru tajemnicy, czegoś, co jednak ma charakter nadprzyrodzony. Wolność jest warunkiem sine qua non samorealizacji – świat przyrody nie zna takiego procesu. Prawa natury wprowadzają czynnik totalnej determinacji – lew zabija antylopę, bo musi. Samiec zabija nawet młode lwiątko, jeśli tak każe mu instynkt. Człowiek także jest drapieżnikiem, często bardziej bezwzględnym niż lew na afrykańskiej sawannie, a przecież na co dzień nie myślimy o sobie w tych kategoriach. Człowiek jest jedyną istotą w świecie, która potrafi wznieść się poza swoje naturalne potrzeby; jedyną, która zdolna jest przekroczyć granicę samego siebie – być kimś więcej, niż jest. Nie byłoby to możliwe, gdyby nasza wolność ograniczała się wyłącznie do wolnego wyboru. Na czym więc polega ten jej nadprzyrodzony charakter? Na tym prawdopodobnie, na czym polega każdy cud – chwilowym unieważnieniu praw natury. Z tej to właśnie przyczyny wolność jest trudna, a według kardynała-inkwizytora, wręcz nieznośna dla większości ludzi. Cud ciąży! Ciąży dlatego, gdyż wytrąca człowieka z naturalnego kontekstu jego istnienia, wprowadza zamieszanie w utrwalone schematy widzenia i pojmowania rzeczywistości fizykalnej, zmusza do przeorientowania światopoglądu i światoodczucia, a tym samym do intelektualnej i duchowej aktywności.

         Wolność nie jest stanem. Ma ona raczej charakter procesualny. Realizuje się poprzez konkretne akty woli. Wola z kolei jest tym czynnikiem, który jednoczy wszystkie władze człowieka – ciało, świadomość i animę. „Chcenie” jest zatem totalne, a jako takie obejmuje wymiary, które pozostają poza sferą ograniczonego ludzkiego poznania i wyobrażenia. Pragnienie nieśmiertelności, idea Boga, faustyczny pęd poznawania – to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie potencjał wolności.

        W tym miejscu warto byłoby poddać refleksji takie oto słowa Kartezjusza:

        Nie mogę się (...) uskarżać, że otrzymałem od Boga wolę, czyli wolność decyzji o niedostatecznym zasięgu i doskonałości, bo wiem z doświadczenia, że rzeczywiście nie posiada ona żadnych granic. I wydaje mi się rzeczą ze wszech miar godną uwagi, że wszystko inne, co jest we mnie, nie jest ani tak wielkie, ani tak doskonałe, bym nie mógł pomyśleć, że mogłoby być jeszcze większe czy doskonalsze. Bo gdy na przykład rozważam zdolność pojmowania, natychmiast stwierdzam, że posiadam ją w bardzo małym i ograniczonym stopniu, i równocześnie stwarzam sobie ideę jakiejś innej zdolności znacznie większej, a nawet największej i nieskończonej. (...) Jedynie tylko wolę, czyli wolność decyzji stwierdzam u siebie w takim stopniu, że nie znajduję idei niczego większego od niej; tak, że przede wszystkim dzięki niej poznaję, iż jestem w pewnej mierze na obraz i podobieństwo Boga stworzony.

 

 

 

 

 

[1] I. Jacobi, Psychologia C. G. Junga, Instytut Wydawniczy „PAX”, Warszawa 1968, s. 107.

[2] C. G. Jung, Psychologie Und Alchemie…, s. 85.