JustPaste.it

Literackie rozmowy z diabłem. Diabeł - realne istnienie czy halucynacja (cz. II)

Znalezione obrazy dla zapytania diabeł

Diabeł – realne istnienie czy halucynacja chorego umysłu? 

Na początek fragment, który pochodzi z książki Williama Jamesa "Doświadczenie religijne":

Gdy pogardliwie wyrażamy się o „wyobraźni gorączkowej", toć oczywiście nie dlatego, żebyśmy podniesioną temperaturę uważali za powód naszego lekceważenia. Bo i któż może odpowiedzieć na pytanie -  czy temperatura 39° do 40° nie jest właściwsza dla kiełkowania i wzrostu prawdy niż temperatura normalna, wahająca się około 36,5°?

W XXV rozdziale powieści Tomasza Manna "Doktor Faustus" głównego bohatera, Adriana Leverkuna, odwiedza diabeł:

Lecz jeśli go nie było, owego gościa – wzdragam się zaś przed zawartym w tym realnym uznaniem jego obecności, choćby warunkowo jedynie i hipotetycznie! – to okrutna jest myśl, że przecież ów cynizm, sarkazm i szyderstwa pochodziły z własnej duszy nawiedzonego...

...dlaczegom drżał tak przez cały czas, dla zimna jeno, czy też dla Jego widoku. Czyżbym sam sobie wyimaginował, czy też On mi wmówił, że zimno, iżbym drżeć począł, a tak upewnił się, że On tu był w całej powadze, sam we własnej osobie? Bo każdy wżdy wie o tym, że wszelki szaleniec wcale nie drży przed majakami myśli własnej, przeciwnie, zwyczajne mu one i bez turbacji żadnej ani dygotania zadawać się z nimi gotów. Czyżby mnie miał za szaleńca, gdy przez to zimno pieskie wmówił mi, że nim nie jestem, On zaś majakiem nie jest żadnym, gdy tak przerażony i ogłupiały drżeć przed Nim zacząłem? Chytry On jest.

Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że lęgnie się we mnie jakaś choroba, ja zaś, dreszcze gorączki, przeciw którym się opatulam, w oszołomieniu swoim na Waszą osobę przenoszę i widzę Was tylko po to, aby w Was widzieć źródło owej choroby.

Znalezione obrazy dla zapytania diabeł umysł

Podobnie jak Iwan z powieści Fiodora Dostojewskiego, również Adrian podejrzewa, że On jest produktem umysłu, własnych myśli, przekonań i pamięci (Ciągle mówicie rzeczy, które we mnie są i ode mnie pochodzą, nie od Was).

Diabeł nie daje za wygraną i zaczyna grać tą samą logiką, co Adrian. Wsącza się w najmniejsze szpary wątpliwości, generując obiektywny realizm (.Zamiast wywieść z mego wtajemniczenia, żem nieobecny, powinieneś raczej wnioskować, iżem nie tylko obecny, ale jestem również tym, za którego od samego początku mnie bierzesz).

Czyniąc wyłom w logice Adriana, idzie za ciosem: Jeśli istnieję – a myślę, że już to uznajesz, – mogę być JEDNYM tylko.

W  powieści T. Manna najciekawszą kwestią jest pytanie: czy istnienie ogniska zapalnego w mózgu warunkuje wizualizację diabła realnie istniejącego, ale normalnie niewidocznego, czy – odwrotnie – jest subiektywną projekcją, będącą konsekwencją choroby (Nie ja jestem wytworem twego pialnego ogniska tam w mózgu, lecz właśnie to ognisko d a j e  c i  m o ż n o ś ć , rozumiesz, dostrzeżenia mnie, a bez niego, istotnie, nie mógłbyś mnie ujrzeć).

„Czy warto pytać, czy istnieję naprawdę? Czy nie jest rzeczywistym, co oddziałuje, prawdą zaś przeżycie i uczucie? Co się wywyższa, co potęguje twoje poczucie siły, władzy i suwerenności, do diabła, to właśnie prawda, – choćby z punktu widzenia cnoty stokrotnie była kłamstwem”?

W tej wypowiedzi diabeł próbuje zniwelować różnicę pomiędzy tym, co obiektywne, a tym, co subiektywne. Prawdą nie jest już zgodność sądu z rzeczywistością, ale to, co  wywyższa i potęguje poczucie mocy. Wygląda to tak, jakby diabeł na moment przedzierzgnął się we Fryderyka Nietzschego, który w ten sam sposób definiował prawdę – jako coś, co służy życiu.

Prawda jest pojęciem, które pojawia się u samego źródła filozofii. Czymże jest bowiem pytanie o arché u jońskich myślicieli, jeśli nie pytaniem o prawdę? Arystoteles definiuje prawdę jako zgodność sądu z rzeczywistością, a Platon umieszcza ją pośród trzech królewskich idei. I naprawdę nie ma znaczenia, czy jest to Talesowska woda, czy Heraklitejski ogień, czy jakakolwiek inna zasada, gdyż obiektywnie istnieje tylko pewien stan rzeczy zdeterminowany przez prawa rządzące bytem. Prawda jest wyłącznie kategorią psychologiczną, a pojawiła się wraz z narodzinami świadomości. Tak w istocie należałoby odczytywać słowa węża w raju: "poznacie prawdę i będziecie jako bogowie".

Wyłanianie się z ciemności bytu świetlistej istoty człowieka jawi się doprawdy jako najbardziej tajemniczy proces, jaki zaszedł w łonie tegoż bytu. Filozofowie w różny sposób radzili sobie z odróżnianiem tej "cząstki". Kartezjusz określał człowieka mianem res cogitans, Leibniz nazywał go monadą bez okien, Hegel - świadomością skończoną, Heidegger używał określenia Dasein, a Sartre posługiwał się terminem: byt dla siebie. Nie wdając się jednak w terminologiczne dystynkcje, powiemy, że świadomość jest mostem łączącym pojedynczą egzystencję z tym, co poza nią. Prawda "rodzi się" w punkcie tego zetknięcia. Jest zatem, jako kategoria psychologiczna, elementem immanentnym, ale, ponieważ "rodzi się" na styku, generuje radykalną transcendencję. Sprawia, że "świetlisty byt" przekracza własne granice. Widać więc, że natura prawdy jest paradoksalna. Sama prawda jest paradoksem. Diagnoza ta tworzy bardzo poważna konsekwencje epistemologiczne.

W klasycznym rozumieniu prawdą coś jest względnie coś prawdą nie jest. Jednak powyższa eksplikacja dowodzi, że kwestia ta jest o wiele bardziej skomplikowana. Dobrze o tym wiedzą matematycy i logicy (by przywołać tutaj tylko jedno nazwisko - Kurta Goedla). W proponowanym ujęciu prawda nie jest kategorią poznawczą (nie jest rezultatem poznania obiektywnego stanu rzeczy), ale kategorią przystosowawczą (czyli funkcją harmonizowania bytu-dla-siebie z bytem-w-sobie). W tym sensie, rację miałby Nietzsche, który prawdą nazywał to, co służy życiu.