JustPaste.it

Łopatologia o umyśle i harmonii

Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad, luźne, nieuporządkowane refleksje

Walka z własnym cieniem - kilka prostych porad, luźne, nieuporządkowane refleksje

 

Jako ludzie nieoświeceni często doświadczamy różnych stanów uczuciowo - emocjonalnych, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć, nazwać. Do końca nie wiemy z czego wynikają, z jakich wydarzeń z przeszłości. Dlatego wiele rzeczy które odbijają się w naszym umyśle odbieramy jako zdarzenia przypadkowe. Nazywamy to ogólnie bólem życia, wypadkową różnych traum. Dochodzą do tego niespełnione pragnienia, wynikające z tego frustracje czyli generalnie niezgoda na taką a nie inną rzeczywistość nieprzystającą do naszych marzeń.

Z czego to się bierze? Z nieświadomego życia w którym kierujemy się głownie emocjami, impulsami, gdzie niewiele obiektywnego spojrzenia na pewne sprawy a zbyt wiele emocjonalnych interpretacji naszego własnego ego, które chce stworzyć nam wygodny kokon, w którym za większość, jeśli nie za całe zło którego w życiu doświadczyliśmy odpowiada ktoś inny niż my. I taki system pozwala nam trwać w wygodnej iluzji czyli tworzy w nas fałszywą jaźń, fałszywe poczucie dumy, próżności - wtedy kiedy hołdujemy swoim wadom, w naszych własnym skrzywieniu widzimy je jako coś pozytywnego. Im bardziej świadomy człowiek tym lepiej widzi kim na prawdę jest, potrafi odróżnić to co w nim realne od iluzorycznego - jest to zdolność dyskryminacji, oddzielania ziaren od plew, autorefleksji, krytycyzmu.

Dlatego tak bardzo boimy się przyznać do własnych wad bo im częściej to robimy tym coraz bardziej niszczymy ten fałszywy twór, który rekompensuje nam niedostatki własnego życia w którym realnie moglibyśmy zbudować naszą tożsamość, w oparciu o realne podstawy nabrać poczucia własnej godności.

Bo tak na prawdę zło które nam wyrządzono ( o ile nam wyrządono) krzywda której doświadczyliśmy miała miejsce w wielu przypadkach wiele lat temu. Te krzywdy i związane z nią traumy osłabiły nasze osobowości na wiele lat - do tego stopnia, że zepchnęły nas w sferę bierności, negacji świata, w sferę nieświadomości. Z tego powodu moc twórcza, wyrzutowa naszego umysłu stworzyła świat fikcji, ułudy, fantazji i marzeń,  po to aby zrekompensować własne kompleksy i nieumiejętność życia w rzeczywistości. Nagromadzenie tego spowodowało zderzenie tej ułudy z twardą rzeczywistością czyli depresję i inne problemy mentalne. 

 

 Ale czy cały ten potencjał bólu i cierpienia który w nas był, jest - czy on jest proporcjonalny do tych wydarzeń z przeszłości? Czy nie jest tak, że wiele osób zbyt długo pielęgnowało w sobie te traumy - przeżywając je w sobie miliony razy - co spowodowało dalszą spiralę negatywnych emocji w umyśle i dalsze zniekształcenie tych faktów, które przeżylibyśmy lepiej gdybyśmy potrafili spojrzeć na nie mniej emocjonalnie, bardziej uczciwie? Czy nie jest tak, że z naszych krzywdzicieli zrobiliśmy największych katów a z siebie samych niewinne ofiary? 

 


Z człowiekiem po prostu tak już jest że zawiera w sobie i dobro i zło, i radość i smutek, cierpienie, ból. Ważne żeby płynnie przechodzić z jednego stanu pozytywnego w ten który nazywamy negatywnym. Żeby za całkowicie naturalne zaakceptować dwie strony medalu, naszego umysłu. Ile razy czujemy zbliżający się negatywny stan z którym nie chcemy się skonfrontować - smutek, złość, nienawiść. Od smutku uciekamy w rzeczy które są dla nas przyjemne. Jeśli chodzi o złość i nienawiść to oczywiście nie mamy jej w sobie - prawie każdy tak powie z powodu hołdowania własnej nieuczciwości. Więc zawsze tworzymy w sobie opór, niezgodę aby jakiś negatywny stan wszedł w nasze wnętrze. Czujemy w sobie wtedy utratę równowagi, stabilności - czujemy dysharmonię, spadek energii. Złość w nas narasta - pojawia się silne napięcie. No i co tym napięciem zrobić, z narastającą frustracją i niezgodą na taki stan? Najlepiej się na kimś wyładować To każdy z nas przecież doskonale wie w jaki sposób dopiec wtedy drugiemu człowiekowi, gdzie uderzyć aby bolało. Gdzie upuścić te negatywne emocje. Inny bardziej świadomy zechce dać sobie w kość poprzez wysiłek fizyczny aby gdzieś to uleciało - praca w ogródku, jakiś sport. Wyżyje się. Jeszcze inny zacznie złorzeczyć na polityków i innych celebrytów. Zawsze wtedy szukamy tego co dla nas wygodne - aby w maksymalny sposób oddalić te uczucia z naszego własnego wnętrza - zepchnąć je, przerzucić gdzieś indziej. Tylko, że wyrzucanie emocji z siebie na zewnątrz powoduje dalszą ich eskalację czego nie chce przyjąć współczesny odłam psychologii mówiący, że dzieci powinno się np. wychowywać bezstresowo czyli pozwalać im aby robiły co chcą, czyli aby dawały upust temu co w nich negatywne, niedojrzałe. Bo to niby zdrowe. Nic bardziej mylnego.

Jest jednak proste rozwiązanie które każdy  zna ale nie każdy stosuje. Konfrontacja,przerobienie w sobie pewnych stanów. Na czym polega? Na wpuszczeniu złości i innych negatywnych stanów w nas samych, w nasze wnętrze. Niech te negatywne emocje sobie w nas pohasają a my się im poprzyglądajmy mając ich świadomość. Niech sobie to wszystko w nas popracuje, niech sobie pochodzi, podrepta. Niech ta nieświadoma energia - bo tym są negatywne stany sobie w nas zamieszka. I co się wtedy dzieje -w tym momencie?

Patrzymy na wszystko z wyższej perspektywy obserwatora. Odbieramy tej energii jej większość mocy bo się z nią nie utożsamiamy. Widzimy ją z boku - i co się wtedy dzieje - czujemy, że nagle z minusa robi się plus bo w krótkiej chwili kiedy pozwoliliśmy negatywnej energii płynąć w nas samych - nie odcieliśmy się od niej i nie zepchnęliśmy jej do Cienia,  do podświadomości, do nieświadomości. co powoduje, że czujemy jeszcze większy spadek energii witalnej w nas samych. Ze spadku energii nieświadomości zrobiliśmy wzrost - napięcie przechodzi w rozluźnienie - na twarzy pojawia się uśmiech a my możemy powiedzieć bliskiej osobie, że mamy ją w dupie - ale zarówno my jak i ta osoba będziemy wiedzieli, że to tylko żart, gra, wygłup bo wypowiedzianym słowom zabieramy cały negatywny ładunek Pozostają tylko puste słowa, jak wypowiedziana kwestia aktora w teatrze - bo mowa naszego ciała czyli to co realnie oddaje nasze uczucia i intencje są jak najbardziej pozytywne - wróciliśmy do równowagi, jest dobrze, burza przeczekana.

Im częściej będziemy to praktykować, im bardziej będziemy się starać żyć uczciwie, świadomie - poznając działanie naszego umysłu i przekuwając to w praktykę - tym coraz wyraźniej zaczniemy zauważać, że wszystko co powoduje w nas smutek, depresję, przygnębienie, to tylko wyniszczająca gra naszego własnego umysłu, nasza własna autodestrukcja z powodu załamania uczciwości i spójności naszych własnych systemów kontrolnych, naszego ego, sumienia, czystej, obiektywnej inteligencji, naszej duszy - świadomości.

Z własnym umysłem po prostu nie można walczyć - trzeba go ujarzmić, oswoić, trzeba go obezwładnić świadomością, naszą własną duszą. Ale aby to zrobić trzeba świadomie zaakceptować całe zło w sobie, nazwać je, wyzbyć się własnej ignorancji i samozakłamania. Dopiero wtedy zaczniemy czuć jak puszczają w nas różne więzy, napięcia i jak to wszystko co iluzoryczne z nas ulatuje.

 

 

Ciąg dalszy wypocin o cieniu czyli wałkowanie teorii w celu zaprogramowania praktyki czyli działania.

Cała sztuka w dążeniu do większej wolnośc  polega na tym aby uczciwie spojrzeć w swój Cień, nie przestrarzyć się go, tak aby nas nie wchłonął. Oświetlić go blaskiem świadomości, duszy, zrozumienia. Wszystko zależy od tego za czym chcemy podążać - czy za tym co reprezentuje w nas cień czyli za różnymi destukcyjnymi przywiązaniami, obsesjami czy za światłem, prawdą, harmonią. Czy za materialnymi pragnieniami naszego umysłu, które weźmiemy za nas samych - do tego stopnia aż w pewnym momencie nas zniewolą bo brak ich realizacji powoduje w nas frustracje i inne gorsze stany czy za naszą prawdziwą tożsamością czy za naszą duszą, która jest nagim blaskiem, bez wszystkiego co iluzoryczne. Za być a nie mieć.

Niestety psychologia zakłamała te proste w gruncie rzeczy mechanizmy, które nami rządzą, dla własnych interesów. Tak samo jak psychologia zrobił to Watykan, tak samo robią to politycy czyli wszelkie elity. Budują w nas i podtrzymują nasz cień, - po to abyśmy byli słabi, abyśmy nieustannie się bali, abyśmy mieli mentalność niewolników, którzy nie potrafią wziąć życia w swoje ręce. To oni budują w nas iluzoryczne poczucie naszego ja - z jednej strony mówią nam to co chcemy usłyszeć i co jest zwykle lekkie, łatwe i przyjemne - są to populistyczne hasła o Zielonej Wyspie, prosperity, ile to dostaniemy kiedy zagłosujemy na daną partię, katolickie zbawienie za nic nie robienie (dawanie na tacę), kiedy katolik nie ma od samego siebie tak na prawdę żadnych oczekiwań i wymagań co do poprawy swojego charakteru. Bo jego religia mówi mu, że wystarczy wierzyć w Jezusa i tylko KK zbawia. Przy okazji nikt nie kontroluje w żaden sposób jego postępu, nikt konfrontuje go z jego własnym cieniem. Dzieje sie coś przeciwnego - on sam idzie do spowiedzi i po raz kolejny zasila iluzję w sobie samym, wierząc, że Bóg odpuścił mu jego grzechy i dał poczucie wolności. Że oczyścił jego osobowość z brudów chociaż on dalej karmi swoje fałszywe ja. Bo czy robi to świadomie, czy świadomie niweluje swój cień i pozbywa się go? Są to też newagowskie wizualzacje i powtarzanie sobie "jesteś piękny, osiągniesz sukces". chociaż realność jest zupełnie inna. To wszystko buduje w nas fałszywy obraz ja - oczywiście w wielkim skrócie bo to nie miejsce i czas na me obszerniejsze wypociny.

Z jednej strony mamy więc na każdym kroku dobrego policjanta, który stwarza w nas wygładzony obraz ja - to np. podtrzymywanie narodowej dumy tam gdzie powinniśmy się wstydzić, który mówi nam ,że winni naszego cierpienia są zawsze "oni" - np. Niemcy, Rosjanie, Żydzi, UE. W religii jest to Szatan. I to wszystko zasila na poziomie jednostki i na poziomie społecznym fałszywy obraz tożsamości. Czyli robi wszystko abyśmy nie konfrontowali się z realnością, tym co bardziej obiektywne. I ten strach przed demaskacją jest odbiciem tego fałszywego obrazu. Zły policjant za to nieustannie mówi np. co mamy robić - KK straszy piekłem, umoralnia nas na każdym kroku, demonizuje rzeczy całkowicie naturalne, które w naszym umyśle piętrzą się do niesamowitych rozmiarów. Zły policjant skłóca i dzieli na prawdziwych i nieprawdziwych Polaków - prawdziwy to oczywiście taki, który pomaga KK tworzyć świat pełen iluzji aby ludzie pełni strachu uzależnili się od tego triku, który pozwala klerowi doskonale egzystować w tym świecie. Triku, który ich wyznawcom daje poczucie złudnej tożsamości a oni cały czas się boją. Boją się, że ktoś ich przejrzy chociaż dzieje się to w coraz większym stopniu. No więc mamy oblężoną twierdzę i rozpaczliwe próby obrony ich własnej iluzji.

Katolicy np. wierzą w Boga, który raz jest okrutnikiem i despotą czyli zaprzeczenien wszelkiej miłości a innnym razem oczekują od niego zbawienia, wyciągnięcia z cierpienia tego świata, miłosierdzia i zlitowania się nad tym, że podobno zgrzeszyli przeciw niemu.

Niestety cierpią przez to na jakieś straszne rozdwojenie jaźni, żeby nie powiedzić poważne symptomy bliskie schizofrenii. Raz twierdzą że to ten okrutny Bóg ma obowiązek im pomóc, bo zostawił ich na pastwę losu w tym świecie - nie ingeruje przecież w ich życie ( chociaż twierdzą, że tak) , nie pomaga im, czują się totalnie opuszczeni a innym razem pełni strachu twierdzą, że to oni wszystko zawalili i czują się w obowiązku bić mu pokłony za wyrządzone zło i błagać o wybaczenie. Więc raz są ofiarą i pełni nienawiści, pychy i roszczeń mówią do Boga "masz obowiązek mnie ratować" a innym razem kulą się pełni trwogi twierdząc, że od "miłosierdzia" tego którego innym razem malują jako okrutnika - zależy ich los. A to po prostu gra ich własnego umysłu, którą sobie fundują - sprzecznych pragnień w które w nich istnieją - pragnienie świata, pragnienia umysłu i pragnienia ich duszy, pragnienie Boga, wieczności, wolności.

Pragnienie ptaka, który chciałby wzlecieć do nieba i pragnienie niewolnika, który jest w nich. Niewolimy się my sami, nikt inny tylko my sami. 

Więc te przeciwstawne dążenia nieustannie nimi targają, walczy ich własne dobro i zło, brak umiejętności podążenie w jednym kierunku - za harmonią albo za destrukcją.

Z powodu nagromadzenia ułudy w Tobie i z powodu Twojego ego, które chciałoby natychmiast dostać to czego sobie życzysz. Bo odcinasz się od swojego Cienia tym samym zasilając strach, który Tobą rządzi - budujesz w sobie poczucie iluzorycznego ja, które nie chce sobie pozwolić na bycie sobą, na posiadanie złości, nienawiści. Na konfrontację z własnymi demonami, które w dużej mierze są w nas wyolbrzymione. Hodujesz to wygładzone ja a każdy kto chciałby je zburzyć jest dla Ciebie wrogiem nr1 bo cały czas żyjesz w strachu przed konfrontacją, zdemaskowaniem. I nie tylko Ty, my wszyscy. Oczywiście to zło, cień, który jest w Tobie przenosisz na kogoś innego niż Ty - pewnie na ludzi z otoczenia. Katolicy np. całe zło czyli swój własny cień wrzucają w Szatana a jego odbiciem jest cały, niekatolicki świat.

  Bo każdy kto chce zdemaskować nasze iluzoryczne ja jest dla nas zagrożeniem. Nie ma prawa zburzyć nam labiryntu wygodnej ułudy. Więc nasze fałszywe ja walczy o nas jak lew zaplątując nas w jeszcze większą i większą ułudę. I to fałszywe, iluroryczne ja w nas, ten strach z powodu niego powoduje, że działamy z poziomu zawężonej świadomości, z poziomu ego, które wpierw zastanawia się co zrobić aby być dobrze odebranym po to aby dalej zasilać nasze falszywe ja. Powoduje, że gramy przed innymi swoją wyuczoną rolę. I spirala się nakręca coraz bardziej. Tak, że pewnego dnia nie wiemy już co jest w nas pawdziwe a co nie. Dlatego wiele osób boi się świata, który zdemaskuje ich własny świat zbudowany na fantazjach, zdemaskuje ich iluzoryczne ja. Więc to świat jest zły, wrogi. To chyba proste.

Postaraj się to przemysleć drogi katoliku i niekatoliku bo od tego na prawdę zależy droga do naszej wolności. Bo to są prawidła naszego własnego umysłu, każdy ma identyczne.

Dlatego kiedy demaskujemy w sobie negatywne uczucia - patrzymy na nie promieniem naszej własnej świadomości - okazuje się, że ten potencjał zła w nas, destrukcji się zmniejsza - jest jak grymas, jak maska aktora, który obejmujemy tym świadomym wejrzeniem. Czujemy, że jesteśmy nad tym a to pod nami więc bardziej swobodnie możemy skierować ten negatywny potencjał na wybrane przez siebie tory, mamy nad nim większą kontrolę. Zaczynamy ujarzmiać i obezwładniać swój cień. Wytrącać mu wszelkie działa.

I wtedy wpada w nasze wnętrze coraz więcej światła - a tą negatywną energię cienia, która objeliśmy zrozumieniem możemy przemienić w świadomą kreację, w świadome ukierunkowanie i wyrażenie wszystkiego co w nas brzydkie, brudne. Czujemy się wtedy bardziej prawdziwi. Bo zaczynamy mówić sobie czy bliskim o tych brudach. Bardziej potrafimy oddzielić to co realne od nierealnego, oswajać to. Okazuje się wtedy coraz bardziej, że różne pragnienia, które nami rządziły np. pragnienia seksualne, które z jakiś powodów uważaliśmy za złe ( najczęściej celowo zdemonizowane przez religię aby stworzyć poczucie winy i zasilić nasz cień), nieczyste ( oczywiście z powodu wybudowania fałszywego ja w sobie, chcieliśmy się tak widzieć) - tak na prawdę nie są do końca naszymi pragnieniami, to była gra naszego umysłu w którym wszystko wygląda na bardziej atrakcyjne bo zbudowane na ułudzie.

Ukierunkowanie tej energii pokazuje nam samym, że tak na prawdę jest w nas mnóstwo energii, którą traciliśmy na zasilanie cienia, ułudy a strach był jej tworem. Więc zaczynamy podążać drogą do poznania samego siebie, wymywania wszystkiego co iluzoryczne. Zaczynamy maszerować do przodu wytrącając naszemu umysłowi coraz częściej różne bronie, obezwładniając go coraz bardziej. Jeśli będziemy to robić systematycznie i uczciwie będziemy czuć jak wszelkie napięcia będą w nas puszczać coraz bardziej.


Dlatego nie ma żadnej drogi do wolności bez zrozumienia, że przyczyna naszego nieszczęścia to nasz własny cień, negatywna, iluzoryczna część naszego ego, które samo w sobie jest jedynie pryzmatem, odbija w nas wyższą, wieczną prawdę, załamuje ją. A jak ego będzie czyste, będzie po prostu jak czyste okulary, którymi patrzy na świat nasza własna dusza - świadomość. O tym wszystkim mówił Jezus w Kazaniu na Górze, o tym wszystkim mówił Budda, mówił także Mahomet bo prawdziwy wymiar dżihadu to walka z wrogiem wewnętrznym czyli naszym ego, iluzoryczną jego częścią. A więc do roboty - demaskujmy swój własny cień albo i nie...!

Przepraszam za powtarzanie tym samych zwrotów ale droga od teorii do praktyki polega na tym, aby pewne rzeczy wrosły w nasze myślenie, w nasze mechanizmy, automatyzmy. Aby nasze poglądy, nasze przekonania były żywe bo wiara bez tego jest martwa. Aby ten który podobno wie i przyklaskuje na takie prawdy jak miłość i dobroć stał się robiącym. Aby słowo ciałem się stało... Inaczej mówimy o pewnych ideach a za parę sekund wracamy do zupełnie innego życia, odsuwając to na półkę pięknych choć nierealnych prawd. Dlaczego nierealnych? Bo świat żyje inaczej, bo uczciwym warto być ale...się nie opłaca...I to jest kolejna gra naszego umysłu, bo aby coś było w nas prawdziwe a nie iluzoryczne, musimy to na powrót odnaleźc w naszym własnym wnętrzu, w sobie. Inaczej żadnej prawdy nigdy nie znajdziemy, jedynie jej skrzywienie, namiastkę, jej kawałek.

 

Problemy  mentalne mają miejsce wtedy, kiedy nierealność, ułuda rozjechała się z realnym widzeniem siebie. Bo rozjechała się praktyką, czyli tym co jest prawdziwą tożsamością, kiedy po prostu widzimy w wyostrzeniu kim jesteśmy i co czujemy. To świadomość istnienia, to uczucia, które nas wypełniają, to one kierują impuls do świata - nasza mowa ciała, my całym sobą to mówimy a świat to widzi. Każdy to czuł kiedy był zakochany - nie zastanawiał się jak będzie odbierany bo wypełniała go harmonia. Nie zastanawiał się czyli nie myślał jak ubrać swoje słowa, mimikę, jak gestykulować - pełna spontaniczność. Nie grał żadnej roli, był sobą, mial w sobie cały Wszechświat, czuł tą jedność. Bo nie działał z poziomu ego, swoją świadomością ogarniał wszystko, nie czuł strachu.

Wtedy nie ma w nas udawania i aktorstwa. Zawsze jesteśmy tacy sami - równi. Bo każdy nasz gest, wypowiedziane słowo wypływa z naszego wnętrza, z prawdy, którą jesteśmy. Nie ma w nas tyle udawania bo prawda nie musi się zastanawiać, po to aby przed samym sobą i światem odgrywać wyuczoną rolę. Prawda jest kreacją - prawda jest falą Wieczności uderzającą o brzeg tego świata, emanuje do tego świata zewnętrznego, wracając do swojego źródła, jeszcze bardziej się tą prawdą nasycając. Jest niewyczerpalna, jest zdrojem Wody Żywej. Samą miłością, samą świadomością, samym Bogiem czyli tym co ponad umysłem, myślami, zmysłami. Duchem świętym, który kruszy, który spala wszelkie więzy naszego ego, cały strach...

I tak jak z powodu fałszywego ja żyjącego w ułudzie, którego odbiciem był ten strach, tak przeciwieństwem jest odbicie Wieczności w naszym umyśle....Spirala przestaje się nakręcać - dusza może stopniowo pozbywać się kajdanów nałożonych jej przez umysł.


Nie musimy szukać potwierdzenia w tym, że ktoś daje się nam nabierać na nasze maski - inni też noszą maski więc wszystko się nieustannie napędza. Jeden kupuje pozory drugiego - rolę, którą sam sobie napisał. Jeden udaje przed drugim takiego jakim chciałby być we własnych oczach i bierze to za prawdę - tamten w to wierzy - jednocześnie sam gra i oczekuje wzajemności.

Chociaż na poziomie podświadomym i nieświadomym zdajemy sobie sprawę w jakim położeniu wszyscy jesteśmy. Z tego, że wszystko jest teatrem masek, teatrem iluzji. Że tak wielu ludzi nie potrafi być sobą. Jeśli człowiek zdaje sobie sprawę z tych wszystkich mechanizmów to może się stać świadomym aktorem tej farsy zwanej życiem. Ile ma wtedy energii, którą zasilany był cień z powodu własnego, wewnętrznego zakłamania na rzecz budowania fałszywej jaźni! Z powodu tego, że odszedł od prawdy w swoim życiu. Takie to proste i trudne zarazem. Bo trzeba to zrozumieć sercem a nie tylko intelektem, poczuć na nowo tą prawdę w sobie i za nią podążać.

Jak Głupi Jasio, na przekór światu wyruszyć na spotkanie z Wiecznością...

 

To droga do bardziej zdrowego psyche. Nie jest to prawda najwyższego poziomu czyli prawda boska. Jest to prawda, którą nazywam prawdą robaka, ignoranta. Czyli zdawaniem sobie sprawy z tego, że to co jest udziałem 99,9 % ludzkości to ciemność i jej skrywany produkt czyli tęsknota za światłem, za harmonią, za Bogiem, za Wiecznością. Skrywany bo jest to uczucie wewnętrzne, bo to co prawdziwe czyli uczucie, zawsze pozostaje w nas w odróżnieniu do emocji, którą na zewnątrz kieruje impuls nieświadomości.

Emocja jest mniejszą lub większą dysharmonią a uczucie harmonią, która wypływa ze swojego źródła czyli ze świadomości. Żródłem emocji jest iluzoryczne ja czyli produkt tego co bardziej nieświadome . To ja jest centrum, zasilane tymi emocjami, m.in. fałszywą dumą, próżnością, tworzące strach. Emocja jest odbiciem iluzorycznego ja, a uczucie jest odbiciem świadomej kreacji, Wieczności.

Cała ta spirala przypomina węża zjadającego swój własny ogon. Spirala, która zdaje się nie mieć końca. Na szczeście ma bo kierunek przepływu energii da się odwrócić - minus zamienić na plus, nieświadomość na świadomość, nicość na istnienie czyli Słońcem pokonać cień. Prawdą zabić ułudę. Aż pewnego dnia te wszelkie strachy okażą się pustymi maskami teatralnymi, które MY SAMI OŻYWIAMY i animujemy. Bo sami jesteśmy ich twórcami.

 

Chodzi więc o to, że uczucia nas wypełniają do tego stopnia, że tym emanujemy z siebie, świecimy tym blaskiem, bo jest w nas tyle szczęścia i radości, że czujemy jego nadmiar. Jesteśmy jak naczynie, które się przelewa i chcielibyśmy innych tym nadmiarem obdzielić. Jeteśmy jak kielich obfitości. Zaczynamy być nastawieni na dawanie a nie na branie, które sprawia, że napędzamy spiralę iluzorycznego ja i strach. Bo zdajemy sobie sprawę, że chociaż dzielimy się tym co mamy w sobie, nic a nic nie tracimy a mamy jeszcze więcej? Jak to możliwe? Ponieważ nie ma w nas strachu przed utratą czegoś.

 

Ponieważ źródło naszego nadmiaru jest Wieczne i nieskończone a nie czasowe w przeciwieństwie do iluzorycznego źródła strachu czyli ego. Oczywiście ten nadmiar jest nadmiarem na nasze ludzkie możliwości, jednostki jaką jesteśmy. Jest błogością, którą zaczyna nas wypełniać i spalać strach przed bezinteresownym dawaniem siebie. Przed działaniem bezpragnieniowym.

 

Ludzie zamiast wyzbywać się swojego cienia i konfrontować się w nim - marnują tym samym jedyną możliwość daną im z racji tego, że są szczytem stworzenia, człowiekiem który jako jedyny może uciec z tego jednego wielkiego więzienia ułudy. Robimy to bo wmówiono nam, że musimy zasilać swoje fałszywe ja bo nie ma żadnej Prawdy, bo po tym życiu czeka nas nicość.

 

Jest to prawda robaka a nie prawda tego, który może powstać z robaka czyli...np. motyla, który wolny od swojego cienia wtopi się w Wieczność. Jest to jedynie prawda człowieka, który niejasno zdaje sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia. Prawda umysłu "nie wiem" i tego, że nie ma w nas światła tylko tęsknota za nim, nie ma w nas miłości tylko jej skrywane pragnienie. Nie ma w nas żadnej mądrości tylko jej nieudolna kopia, skrzywienie. Bo tym jest intelekt, przesączony przez pryzmat naszego ilurycznego ja. Intelekt odcięty od Światla jedynej Prawdy.

 

To już wiele, ponieważ zdawanie sobie sprawy z własnej ignoracji zaczyna budzić z uśpienia tego, który smacznie spał sobie w legowisku. Który nie wierzył, że zaczniesz go demaskować, bo tak bardzo jest wrośnięty w poczucie Twojej tożsamości.

Ale jego śmierć kiedyś przyjdzie, bo zje go świadomość z poziomu o którym nie ma pojęcia. Więc zajdzie go od tyłu a on nawet się nie odwróci. Od tylnych drzwi o których istnieniu nawet nie ma co marzyć.

 

. Cały Wszechświat daje nam codziennie mnóstwo podpowiedzi i znaków. Na poziomie pod i nieświadomym. Niestety nie chcemy ich czytać z powodu marzeń i iluzji którą chcemy w sobie ocalić. Nie widzimy tego ponieważ nie jesteśmy receptywni. Ponieważ bodźce ze świata zewnętrznego są scentralizowane na nasze iluroryczne ja, które je odbija i spycha do naszego cienia. A nie na świadomość, która potrafiłaby pewne bodźce właściwie odczytać i potraktować jako wskazówkę w celu poszerzenia świadomości i poprawienia naszej wyostrzonej, skoncentowanej uwagi.

Życie każdego dnia mówi nam wiele prawdy o nas, każde spotkanie, każdy gest drugiego człowieka- niestety wielu rzeczy nie chcemy dostrzec i spychamy je do podświadomości. 

 

To tyle wypocin.