JustPaste.it

Odwiedziny Ani...

Anię poznałam 27 lat temu w górach. Tak ja jak  ja i ona kocha góry. Bardzo zbliżyłyśmy się do siebie i trzy tygodnie spędzone  razem nie pozostawiały wątpliwości, ze nasza znajomość przetrwa dalej. Wracałyśmy razem do domu i oczywiście wymieniłyśmy adresy, aby kontynuować naszą znajomość. Dodam, ze komórek jeszcze nie było i telefon stacjonarny nie każdy posiadał(ja nie).
Ania mieszkała 80 km ode mnie i w drodze powrotnej ustaliłyśmy, ze mnie odwiedzi na wiosnę(nasz pobyt był w styczniu). Ania napisała list kiedy bedzie i ja odebrałam ją z dworca, nasze spotkanie było wspaniałe, przyjechała  z synkiem, który był o rok straszy od moje córki, dzieci wspaniale się bawiły, a my byłyśmy tak szczęśliwe, ze dane nam było znowu być razem. Pokazałam koleżce wszytko co można było pokazać, gotowałam to co było jej ulubionymi daniami, po trzech dniach odwiozłam Anie na dworzec i nasze ustalenia skończyły się na deklaracji odwiedzeniu jej, kiedy... tylko będę mogła. Nie miałam zbyt szerokich możliwości, ale zapewniłam ją jak tylko nadarzy się okazja to na pewno skorzystam z okazji i zawitam do niej. Na tym skończyła się nasza rozmowa. Dni mijały i życie toczyło się dalej.
Pewnego dnia mój  znajomy oświadczył, ze zaczyna poszerzać horyzonty swojej działalności i ma zbyt na warszawę, wiec bedzie jeździł 2 razy w miesiącu, aby wywiązać się z umowy. Raz mimochodem zapytał, czy nie chcesz ze mną się przejechać do stolicy? Bardzo szybko się zgodziłam, mówiąc, ze stolica jak stolica, ale mogę zostać dzień w lublinie u mojej koleżanki, oczywiście później z nim wracając.
Wyjechaliśmy w piątek. Przez drogę opowiadałam mu jaką mam wspaniałą koleżankę, jakie mamy plany i jak fajnie, ze nadarza się okazja, ze mogę znowu ja zobaczyć. Poprosiłam kolegę, aby poszedł ze mną na klatkę, aby wiedział, gdzie ma mnie odebrać w drodze powrotnej! Otworzyła Ania, była bardzo zmieszana, powiedziałam -  jestem, zgodnie z umową a Ania mimochodem dodała, ze ma inne plany i nie może mnie przyjąć, kolega stał jak wryty i na pewno miał wątpliwości co do moich zapewnień na temat mojej "najlepszej" koleżanki, nie odezwał się ani słowem, tylko rzekł po chwili, choć! musimy jedziemy bo się spóźnimy!
Schodziłam po schodach jak w letargu, nie docierało to wszystko do mnie, myślałam, ze to jakiś koszmarny sen, który na pewno zaraz się skoczy. Nic się jednak nie kończyło, czekała mnie nieplanowana droga do stolicy. Kolega pokazał klasę, nie poruszał tematu "koleżanki"nawijał o wszystkim za co byłam mu bardzo wdzięczna. Takiego kaca moralnego nigdy nie miałam, normalnie nie radziłam sobie, myślałam, to zły sen, który niebawem się skończy a ja znowu będę mogła mówić o Ani same najlepsze rzeczy.
Sen się nie skończył, a ...Ani od tamtego momentu już nigdy nie zobaczyłam....tak samo ona jak i ja jesteśmy dostępne publicznie, nikt nie występuje przed szereg, szkoda Aniu, szkoda