JustPaste.it

O wyborach, demokracji, ojczyźnie

po imieniu

po imieniu

 

Zbliżają się wybory.

Szczerzą zęby w nieszczerym uśmiechu. W telewizorniach, na bilbordach, na spotkaniach. Uperfumowani, prześcigają się w obietnicach.. Blichtr trwa. Co druga twarz to potwarz.

Pan prezydent walnął ręką w stół i złożył ustawę o podatkach.

- nie może tak być - zagrzmiał, że podatnik płaci za błędne prawo.

Wątpliwości - powiedział - muszą być interpretowane na korzyść podatnika.

Przez pięć lat pan prezydent nie widział problemu. Nie lubi programu "Państwo w państwie".

Jak widać kampania wyborcza wyostrza wzrok.

Teraz jest tak, że urzędnik skarbowy patrzy w te przepisy napisane przez pijanych idiotów z ministerstwa finansów i gówno z tego rozumie. Podatnik też niczego nie rozumie. Obaj siedzą niczym barany na łące. Potem zaczyna się proces zwany interpretacją przepisu. Urzędnik sięga do okólnika ministra, a tam jak byk stoi: "60 % kontroli skarbowych musi się zakończyć karą."

No to interpretacja jest dziecinnie prosta. Podatnik jest winien i płaci karę.

Pan prezydent to zmieni. Wreszcie będzie inaczej :

Podatnik będzie czytał to "prawo" i dalej gówno z tego będzie rozumiał, ale urzędnik będzie udawał, że rozumie, a jak urzędnik nie ma wątpliwości to oczywiste, że winę ponosi podatnik i musi zostać ukarany.

Będzie tak jak z karaniem urzędników za błędne decyzje. Nie zanotowano takiego zdarzenia. Zresztą, kto o tym będzie pamiętał  za rok. Ważne by zabłysnąć.

Zbliżają się kolejne wybory parlamentarne, minister finansów zabrał się do pracy i opracowuje nową ordynację podatkową, bo starej nikt już nie kuma, ani on , ani ci co ją napisali.

Zmorą naszej demokracji jest to, że biurokraci piszą "prawa", a politycy przekształcili się w potulne maszynki do głosowania.

Jedno jest pewne - "arcydzieło" nie ujrzy światła dziennego przed wyborami do parlamentu, będzie kiełbaską, mydleniem oczu. Potem będziemy mogli ich pocałować tam, gdzie oni nas mają i przez kolejne 4 lata będziemy oglądać nowe odcinki serialu "Państwo w państwie" z udziałem gwiazdorów fiskusa wspomaganych przez wschodzące gwiazdy izby komorniczej.

Ostatnio po różnych telewizorniach włóczy się taki pan profesor. Załamuje ręce, woła o pomstę do nieba, stoi w pierwszym szeregu oburzonych, wystrojony w piórka obrońcy podatnika założył nawet firmę doradzającą - jak nie płacić podatków.

Tyle, że mało kto pamięta, że kiedyś był wiceministrem finansów odpowiedzialnym za podatek VAT. Był mistrzem w  komplikowaniu rzeczy prostych. Były faktury, rachunki uproszczone, paragony fiskalne, a podatek musiał być wyliczony w każdej pozycji. Bzdury goniły się jak psy po placu. I co z tego, że był prawidłowy adres, nazwa, nip, regon, kwoty i podatki. Wystarczył błędny kod pocztowy albo błąd ortograficzny. Nie było litości, a pan profesor był głuchy jak pień na skargi.

"Ogurek" na fakturze mógł rozwalić państwo polskie.

Potem jakoś, powoli dało się ten burdel z vatem trochę ucywilizować. Jest tylko faktura i paragon, a podatek wystarczy wyliczyć od całości transakcji. Ustalono też co jest błędem w rozumieniu prawa podatkowego, a co nie jest.

Dziś pewnie pan profesor czuje, że znów może się przydać ojczyźnie, narodowi i "ponaprawiać".

Festiwal obiecanek.

Jeden obiecuje, że za pięć lat nasze zarobki będą wyższe niż w Niemczech, inny stworzy milion miejsc pracy, jeszcze inny napisze prawo od początku.

Jak jeden zwiększy wydatki i zmniejszy podatki, to inny go przelicytuje, że on też, ale dodatkowo każdy bezrobotny dostanie  800 zł zasiłku.

Trzeci nie gorszy - do tego obieca po tysiąc miesięcznie - każdej rodzinie, na każde dziecko, i to do ukończenia przez bobaska trzydziestki.

Inni jeszcze odwołują się do religijnych uczuć. Chrystus królem i nazajutrz staniemy się potęgą. Z ziemi tryśnie ropa, koniak,  piwo, wino, czysta zwykła i denaturat dla koneserów. Złota, diamentów, rubinów, szmaragdów i salcesonu będzie więcej niż grzybów w  esie. Taczkami będziemy wozić. Złote klamki, sedesy i pisuary. To wszystko jest w naszej polskiej ziemi,  dzięki królowej Polski, tyle, że ukrywane przez zdrajców narodu, będących na usługach masonów i żydów.

Stalin jak się o tym dowiedział to tak się przestraszył, że kazał utajnić i .... umarł. Nawet w naszym węglu jest więcej złota  niż węgla, bo jesteśmy narodem wybranym.

Będziemy tak bogaci, że szejkowie naftowi pragną pracować w Polsce jako kelnerzy i szatniarze.

To tryliony dolarów. Po szczegóły odsyłam do swistaka.

Jeśli znajdzie się polityk w miarę normalny i uczciwy w zderzeniu z tym idiotycznym cyrkiem nie ma żadnych szans.

A to dopiero preludium przed wyborami parlamentarnymi. Niebawem zaczną się umizgi, zaloty, szpagaty, wysyp pomysłów, polityczna "tfurczość" osiągnie niebios. Kabarety pójdą na zasiłek dla bezrobotnych.

Było miło? Przyjrzyjmy się jednak sobie.

Pieprzą trzy po trzy, bo lubimy słuchać bajkopisarzy. Mądry jest nudny.

Każdy z nas chciałby mieszkać w ładnym, czystym, schludnym domu, w którym wszystko funkcjonuje bez zarzutu. Pod warunkiem, że remont i sprzątanie zrobią inni. My usiądziemy sobie spokojnie w wygodnym fotelu i będziemy czekać umilając sobie czas narzekaniem. Tę demokrację, prawo, sprawiedliwość, solidarność i inne cuda nam przyniosą i postawią pod nos. Pachnące, gorące i gratis, a my sobie pogrymasimy.

Większość ma to w dupie i nie chodzi głosować. Jedni uważają, że i tak nic nie zmienią, inni, że w końcu mają prawo do wstrzymania się od głosu.

Inni głosują raz na 4 lub 5 lat, ale więcej czasu poświęcą na dobór krawata do garnituru, niż na sprawdzenie, czy kandydat  nadaje się, by prowadzić kiosk z gazetami. Nie mają czasu.

Zastanów się przez chwilę, czy to, co obiecuje jest realne. Zdecydowanie wolę polityka, który jest oszczędny w obietnicach.

Był kiedyś taki premier, który w swoim expose powiedział: - "Obiecuję wam krew, łzy i pot".

Politycy traktują państwo jak swój prywatny folwark. A my?

Oglądałem kiedyś program w TV z udziałem pewnego dość znanego dziennikarza. Nie będę wymieniał jego nazwiska, bo nie będę mu robił darmowej reklamy. Otóż ten pan oznajmił, że nigdy nie dał i nie da ani grosza na orkiestrę świątecznej pomocy, bo od wyposażenia szpitali w sprzęt jest państwo.

W mauzoleum w Moskwie leży i śmierdzi "genialny" Lenin. Jego równie "genialne" dzieła trafiły na przemiał, ale jego przeklęta ideologia tak mocno wbiła się w nasze umysły, że potrzeba chyba jeszcze jednego pokolenia, by się od niej uwolnić.

Siedzi w nas ten zasrany homo-sowieticus i trzyma się nieźle. We mnie zresztą też.

Przecież większość z nas uważa, że państwo powinno dać :

- pracę,
- mieszkanie,
- darmową edukację,
- darmową służbę zdrowia,
na najwyższym poziomie - to oczywiste.

Zapewnić :

- godziwe zarobki,
- godziwe emerytury,
- bezpieczeństwo,
- opiekę dla ludzi starszych i niepełnosprawnych,
- zasiłki dla bezrobotnych,
- godziwy wypoczynek,
- miejsca w tanich żłobkach i przedszkolach,
- zniżki i ulgi dla rodzin wielodzietnych, uczniów, studentów, emerytów i rencistów,

i sto innych rzeczy.

No i powinno obniżyć podatki. Koniecznie. Obowiązkowo.

Taki model państwa budowaliśmy przez ponad 40 lat. W końcu dostało sraczki. Takie państwo to utopia.

Ja oczekuję od państwa uczciwości, sprawności i tworzenia warunków, by chciało się chcieć. Tylko tyle i aż tyle.

Uczciwość to wyrównanie szans w sporach urząd - obywatel. Dziś urząd za pieniądze podatnika może wynająć prawników, obywatel może wygrać wtedy i tylko wtedy, gdy stać go na pomoc prawną. W zdecydowanej większości jest bez szans. Nawet jeśli wygra urząd i tak pokryje ewentualne roszczenia z podatków. Urzędnicy - sprawcy pozostają bezkarni.

Sprawność to przede wszystkim czas. Czas reakcji na patologię, czas roztrzygnięć w procesach sądowych. I co z tego, że sąd rozpatrzy sprawę korzystnie dla obywatela, kiedy on jest już na emeryturze.

Co to za państwo, które jest totalnie bezradne wobec samowoli komornika, który działając w jego imieniu bezczelnie kradnie.

Trzeba dziesiątków programów telewizyjnych, setek artykułów prasowych, aby zmusić tych, którzy powinni działać do tego, by ruszyli tłuste dupska. Próbuje się nam wmawiać, że to incydent. To dość powszechna praktyka. Dokonuje się zajęcia  komorniczego, a potem sprzedaje za pół ceny, albo i mniej. Tym razem cwaniaczki pojechali na całego, bo od lat są bezkarni i pod parasolem państwa.

Wymiar sprawiedliwości to trzecia władza. Jaka jest każdy widzi. A jaka ma być, skoro w ciągu 25 lat mieliśmy 22 ministrów sprawiedliwości. Minister wchodzi w buty pół roku, drugie tyle potrzeba na opracowanie jakiejś koncepcji i wtedy przychodzi następny. Wszystko zaczyna  od nowa. 

Czy można szanować państwo, które nie może sobie poradzić z dopalaczami, ale skutecznie niszczy bary mleczne za stosowanie pieprzu.

Jaki szacunek wzbudza państwo w którym minister wpieprza kolacyjkę za 1400 zł na koszt podatnika, a człowiekowi, który ma na cały miesiąc nieco ponad 260 złotych każe płacić podatek.

My budujemy państwo populizmu. Minister zarabia 15 tys. zł. Mój kuzyn też. Ma warsztat samochodowy. Zarządza czterema ludźmi, nie należy do tanich, ale zdobył sobie zaufanie klientów, bo jest do bólu rzetelny.

Dobry prawnik, menedżer zarabia pięć razy tyle co minister i nie jest zainteresowany objęciem tego stanowiska. Często obejmuje
je miernota z klucza partyjnego.

Tanie państwo to kulawe państwo. Tworzy mechanizmy selekcji negatywnej i jest korupcjogenne. Kiepski minister może  nas kosztować grube miliardy. I co z tego, że zaoszczędzimy kilkaset tysięcy zł. Wielu strat powodowanych przez głupich polityków i urzędników zresztą nie da się przeliczyć na pieniądze.

Nie dziwię się, że wielu na pytanie co to jest państwo?, odpowiada, że to są ci, którzy nami rządzą.

Frekwencja w wyborach prezydenckich jest najwyższa, gorzej jest z parlamentarnymi, a najgorzej z samorządowymi.

Akurat odwrotnie, niż w dojrzałych demokracjach. Nasza rzeczywistość, ta codzienna, to efekt decyzji w radach miejskich, gminach i powiatach. Od kompetencji i uczciwości burmistrza, wójta, radnych, czy prezesa spółdzielni mieszkaniowej zależy połowa naszego życia. Tu są instrumenty i możliwości, których nie chcemy lub nie potrafimy wykorzystywać w swoim interesie.

Postsolidarnościwy styropian rozpadł się na dwa kawałki. PO i PIS. W środku, sami swoi, partia dziwka, która pójdzie z każdym byle by posadzić ziomali blisko korytka. Władza i opozycja zajęła się sobą. Zapadli w drzemkę, od czasu do czasu się przebudzą, by pokazać język jeden drugiemu, dać sobie po łbie łopatkami, niezbyt mocno, pomarudzić przed kamerami i znów drzemka, a prawdziwym i głównym ich celem jest konserwacja i oliwienie wzajemnych układów i układzików.

Czasem pobabrają się w pomyjach przeszłości, Magdalenkach, Bolkach i Lolkach. Tyle, że nadchodzi czas młodego pokolenia, które ma to głęboko gdzieś, kto z kim kiedyś i za ile. Tysiące dowodów winy lub niewinności nie wygeneruje ani jednej złotówki,  nie stworzy ani jednego miejsca pracy.

Ktoś mądry powiedział:
"Jeśli pragniesz przyszłości, nie pozwól przeszłości przekroczyć cieńkiej linii teraźniejszości."

Czas styropianu chyba już minął. Ci panowie nie bardzo rozumieją treści nowych wyzwań jakie stoją przed Polską. Beton skutecznie się uszczelnił i staje się niebezpieczny. Zaczyna przypominać kierowniczą PZPR w trzech kawałkach.

Demokrację trzeba budować od dołu. Bez społeczeństwa obywatelskiego niczego się nie osiągnie.