JustPaste.it

Podobieństwa między antagonistami

To chyba normalne, bo Bóg nas stworzył na Swoje podobieństwo /swistak/

To chyba normalne, bo Bóg nas stworzył na Swoje podobieństwo /swistak/

 

My nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych. Ta niepisana zasada, konstytuująca III Rzeczpospolitą, unosiła się nad debatą, jaka właśnie przeprowadzili obydwaj kandydaci do urzędu prezydenckiego. Obydwaj próbowali eksponować dzielące ich różnice, ale cóż z tego, kiedy charakteryzujące ich podobieństwa wyłaziły na każdym kroku, niczym słoma z butów. Najważniejszym podobieństwem między obydwoma pretendentami do urzędu tubylczego prezydenta jest to, że żaden z nich nie jest politykiem samodzielnym. Jest publiczna tajemnicą, że pan prezydent Bronisław Komorowski jest uzależniony od wywiadu wojskowego, niczym narkoman od heroiny – podobnie zresztą, jak i cała Platforma Obywatelska. Niedawne niedyskrecje pana doktora Andrzeja Olechowskiego – słynnego agenta „wywiadu gospodarczego” o pseudonimie operacyjnym „Must” którego w dalekiej Szwajcarii zwerbował Gromosław Czempiński - w całej rozciągłości potwierdzają najgorsze podejrzenia.

Wbrew temu, co od lat utrzymuje PiS, że Platforma Obywatelska nie ma programu, PO ma program, z tym tylko, że nie zawsze wie – jaki. Rzecz w tym, że prawdziwym programem PO nie jest to, o czym bredzi pani premierzyca Ewa Kopacz z pisiapsiółkami, tylko odwdzięczenie się okupującej Polskę soldatesce za powierzenie zewnętrznych znamion władzy. W odróżnieniu od ekipy Donalda Tuska, psiapsiółki nawet tego nie ukrywają i na przykład taka pani Teresa Piotrowska, wystrugana z banana na ministra spraw wewnętrznych, już bodaj następnego dnia po wyniesieniu do tej godności, wyrzekła się kontroli nad tajnymi służbami, mimo, że ustawa o ministrze spraw wewnętrznych się nie zmieniła. Ale skoro starsi i mądrzejsi przedstawili propozycję nie do odrzucenia, to kto by się przejmował jakimiś ustawami? Pan prezydent Bronisław Komorowski jest produktem tego uzależnienia i pozwolę sobie zaryzykować twierdzenie, że tylko dlatego został w 2010 roku wysunięty na prezydenta, bo Donald Tusk miał kandydowanie na ten urząd surowo zakazane od razwiedki, za karę za próbę poluzowania sobie obróżki, którą ta mu nałożyła powierzając stanowisko premiera.

Być może Donald Tusk zostałby ukarany za to surowiej, ale uratowała go przed tym Nasza Złota Pani z Berlina, przyznając mu nagrodę Karola Wielkiego. Był to sygnał dla tubylczych bezpieczniaków, że ani kroku dalej, że jak który odważy się zrobić Donaldu Tusku jakąś krzywdę, to dostanie takie pro memoria, że splami nawet generalski mundur. Zatem jeśli zostanie prezydentem to tak jak dotychczas będzie skakał przed wojskowa razwiedką z gałęzi na gałąź i na dobry porządek lepiej byłoby wybrać na to stanowisko pana generała Marka Dukaczewskiego, albo innego reprezentanta soldateski, którzy - niczym Klucznik z „Pana Tadeusza”, co to nakręcał dychawiczne kuranty – nakręcają pana prezydenta, żeby od rana do wieczora ćwierkał z właściwego klucza.

Ale i pan Andrzej Duda nie lepszy. Patrząc na konstytucyjne uprawnienia prezydenta, widzimy dwie ważne kompetencje: inicjatywę ustawodawczą i prawo weta. Rzecz w tym, że skuteczność obydwu tych kompetencji zależy od posiadania przez prezydenta zaplecza parlamentarnego. Jeśli prezydent takiego zaplecza nie ma, to wszystkie jego inicjatywy mogą zostać bez czytania odrzucone, podobnie jak jego weta. Zatem prezydent musi mieć zaplecze parlamentarne. Zapleczem parlamentarnym pana Andrzeja Dudy może być Klub Parlamentarny PiS. Problem w tym, że politycznym kierownikiem Klubu Parlamentarnego PiS nie jest i nie będzie pan Andrzej Duda, tylko pan prezes Jarosław Kaczyński. W tej sytuacji pan Andrzej Duda, jeśli zostałby prezydentem, musiałby słuchać we wszystkim pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, bo w przeciwnym razie nie mógłby nawet groźnie kiwnąć palcem w bucie. Mielibyśmy tedy powtórkę z charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka, którym z tylnego siedzenia ręcznie sterował pan Marian Krzaklewski, posuwając się nawet do takiej bezczelności, że kiedyś stanął na czele związkowej demonstracji przeciwko rządowi.

Jak się okazuje, podobieństwa między obydwoma kandydatami są znacznie większe, niżby to mogło wydawać się na podstawie debaty, nad którą zresztą unosiła się w powietrzu niepisana zasada konstytuująca III Rzeczpospolitą – że my nie ruszamy waszych, a wy nie ruszacie naszych.

Stanisław Michalkiewicz