Z Andrzejem Maciejewskim, ekspertem w obszarze polityki z Instytutu Sobieskiego, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Jak ocenia Pan dzisiejsze wystąpienie Beaty Szydło i deklaracje programowe Prawa i Sprawiedliwości?
– Przede wszystkim było to bardzo konkretne wystąpienie naznaczone dużą ilością treści, faktów i argumentów. Nie było to przemówienie hasłowe i żeby się merytorycznie odnieść do treści wypowiedzianych przez Beatę Szydło, PO i PSL będą musieli usiąść na kilka dni, żeby zastanowić się, co odpowiedzieć. Różne kwestie dotyczące np. podatków, gospodarki czy przemysłu zostały przedstawione w sposób bardzo konkretny i w odpowiedzi na argumenty nie wystarczy straszenie chaosem jako konsekwencją zaproponowanych zmian czy powiedzieć, że PiS szykuje nam scenariusz Grecji. PO musi się do tego odnieść i odpowiedzieć, ale powtarzam, będzie to bardzo trudne zadanie.
Stan państwa przedstawiony przez Beatę Szydło jest zastraszająco zły, ale nie była to jedynie krytyka, ale również konkretne propozycje wyjścia z tej sytuacji...
– To nie kto inny jak PO doprowadziła, że Polska jest dzisiaj bliżej Grecji, a nie zielonej Irlandii. Jeżeli dzisiaj weźmiemy pod lupę wszystkie dane dotyczące sytuacji gospodarczej i spuścimy powietrze z pompowanej na siłę wirtualnej księgowości, to okaże się, że Polska jest bankrutem. Formalnie system emerytalny nie istnieje, bo ZUS jest zwyczajnie fikcją i jedynie logiem bez wartości, bo tak naprawdę tam nie ma pieniędzy.
Deficyt budżetowy jest znacznie wyższy niż przedstawiany i nagle może się okazać, że mamy pięknie, politycznie opakowany i medialnie reklamowany produkt pod nazwą „Druga Grecja”. I to PO doprowadziła do tego, że dzisiaj jesteśmy na granicy tego, co mamy w Grecji, tyle że i tak Polak żyje na poziomie o połowę niższym niż przeciętny Grek, a mimo to daje radę. Jeżeli zatem mówimy o formach straszenia Polaków, to mówmy o faktach.
Beata Szydło wyciągnęła na światło dzienne fakty niewygodne dla PO, które pokazują fatalny stan państwa na dzisiaj, ale jednocześnie pokazała konstruktywne rozwiązania. Nie była to zatem krytyka dla krytyki w myśl hasła „im gorzej tym lepiej”, ale było to pokazanie, że Polska ma na dzisiaj alternatywę, że wcale nie musi nam grozić druga Grecja.
Warunkiem jest podejście do spraw państwa bardziej na serio i traktowanie obywateli podmiotowo, a nie przedmiotowo.
Słusznie kandydatka PiS na premiera wskazała, że nie może być dalej tak, że 10 proc. obywateli konsumuje wszelkie profity wzrostu gospodarczego, a 90 proc. Polaków ma poważne problemy z bytowaniem. Bieda, z jaką mamy dziś coraz częściej do czynienia, nie bierze się z przypadku, nie bierze się także z braku pracy, ale z tego, że z tej pracy nie da się wyżyć. Tak naprawdę pracy w Polsce jest bardzo dużo, tylko praca za 5 złotych za godzinę oznacza wegetację i poniżenie godności człowieka.
Wbrew temu, co zarzucała wcześniej premier Ewa Kopacz, Szydło pokazała na konkretach, że naprawa Polski wcale nie musi oznaczać scenariusza z Grecji i ruiny naszego budżetu…
– W zaprezentowanych kalkulacjach Beata Szydło wskazała również na jedną ważną rzecz, a mianowicie, że wobec PiS prowadzona jest zmasowana akcja czarnego PR, że obietnice tej partii są przerośnięte w myśl hasła wszystkim na bogato. Tymczasem Beata Szydło pokazała, że wszystkie te hasła, cała ta krytyka, jaka pojawiała się w przestrzeni medialnej, była zwyczajnie kłamstwem.
Mało tego, wiceprezes PiS pokazała na konkretnych wyliczeniach, że albo PO nie wie, jaki jest faktyczny stan budżetu państwa, albo już nad tym nie panuje, czego efektem jest katastrofalny stan finansów państwa, które są poza jakąkolwiek kontrolą. To przerażające, że PO, która wraz z PSL rządzi Polską od ośmiu lat, nie wie, ile faktycznie mogą kosztować reformy.
Beata Szydło wypunktowała, że wsparcie finansowe dla rodzin będzie kosztować 22 miliardy złotych, przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego 10 miliardów złotych, a podniesienie kwoty wolnej od podatku 7 miliardów złotych. A więc w sumie 39 miliardów złotych, a nie 90 miliardów, jak straszyła Ewa Kopacz i obóz rządzący.
O czym to świadczy?
– Według mnie oznacza to, że mamy do czynienia z manipulowanie cyframi ze strony PO, które w środowisku rządowym nie powinny być dla nikogo tajemnicą. Tymczasem na potrzeby medialne są maskowane, ukrywane, a sypie się danymi, potocznie mówiąc wyssanymi palca czy wziętymi z księżyca. Lepiej przecież w tej ideologicznej nagonce powiedzieć, że rząd PiS doprowadzi do bankructwa naszego kraju i do drugiej Grecji, niż podawać uczciwe fakty i liczby.
Te konkrety, jakie się dzisiaj pojawiły na konwencji programowej PiS, pokazują, że straszenie PiS-em już nie wystarcza. Czyżby PO po klęsce w wyborach prezydenckich nie wyciągnęła wniosków? – To zastanawiające, ale tak to wygląda. Po klęsce w wyborach prezydenckich PO nadal pokazuje retorykę straszenia, a nie pokazywania swoich sukcesów, jakie by one nie były.
Nie wiedzieć czemu nie chcą wykorzystać pozytywów, być może wciąż uważają, że wygodniej jest straszyć. Tymczasem to straszenie już nic nie daje, bo już dawno przerodziło się w pustosłowie. Beata Szydło zapowiedziała też walkę z tymi, którzy bogacą się nieuczciwie kosztem innych.