JustPaste.it

Po co komu matura

Autor dywaguje nad tym, czy każdy powinien mieć zdaną maturę oraz czy matura w swojej obecnej formie jest wyznacznikiem poziomu danego człowieka.

Autor dywaguje nad tym, czy każdy powinien mieć zdaną maturę oraz czy matura w swojej obecnej formie jest wyznacznikiem poziomu danego człowieka.

 

 

Co roku absolwenci szkół średnich piszą maturę. Co roku ktoś nie zdaje. Co roku jest wielki manifest, że jak to, że matury takie trudne, że nasza młodzież powinna je zdawać, no bo jak można nie zdać matury? Otóż, proszę państwa, można nie zdać matury! Dziwne, nieprawdaż? Wprawdzie ja maturę mam zdaną (i to nie ledwo), ale nie zamierzam tutaj się chwalić moimi "osiągnięciami", tylko wręcz odwrotnie: zastanawiam się, czy na prawdę wszyscy maturzyści powinni zdać maturę i czy to takie złe jest jej nie zdać?

Na początku należy zdefiniować, kim jest maturzysta i czy powinien nim być. Bo teoretycznie maturzystą jest po prostu każdy, kto podchodzi do egzaminu maturalnego, a czy wraca z tarczą, czy na niej, to już bez znaczenia. Ale czy na prawdę jest to bez znaczenia? Bo jeżeli ktoś idzie na kurs np. wychowawcy kolonijnego, po którym jest egzamin uprawniający do bycia tym wychowawcą, to przystępuje do niego po to, żeby go zdać i być tym wychowawcą. Jeżeli ktoś zapisuje się do szkoły nauki jazdy, to robi to po to, żeby potem móc jeździć danym pojazdem. Oczywiście ktoś może danego kursu nie ukończyć czy nie nabyć odpowiednich umiejętności, ale wtedy nie przystępuje on do egzaminu, chyba że jest wybitnie nieroztropny. Dlaczego zatem uczniowie, którzy są niewystarczająco przygotowani, przystępują do egzaminu dojrzałości? Skoro nie są gotowi, to nie powinni do niego przystępować, zatem nie powinni być maturzystami.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że może nauczyciel zły, że nie umiał nauczyć. To ja przepraszam, czy jeżeli ja idę na egzamin w szkole muzycznej, to jeśli się pomylę, grając utwór na instrumencie, przez co dostanę niższą ocenę, to czy jest to wina mojego nauczyciela, że mi łopatą nie władował tych dźwięków do głowy, czy może jednak moja, bo się niewystarczająco przygotowałem? Oczywiście nie wszyscy oblewający maturę są jełopami. Znam przypadki awangardowe, gdzie delikwent uzyskał 80% z jednego przedmiotu, a 30% z drugiego. Gdyby zrobił jeszcze jeden głupi błąd, to by nie zdał. Czy wtedy byłby na równi z tymi, którzy ze wszystkich przedmiotów uzyskali mniej niż 30%? W papierach tak. Ale w umiejętnościach - nie.

Do czego zmierzam? A no do tego, że nie powinny być najważniejsze dla ludzi jakieś mało mówiące o człowieku papierki, ale właśnie umiejętności. Oczywiście trudno bez papierka ocenić nieznanego nam człowieka, ale czy na prawdę papierek tylko czystą prawdę powie? Tym bardziej, jeżeli warunkiem do uzyskania tego papierka jest zamknięcie umysłu i pisanie pod klucz? Co to za dojrzałość, być odtwórczym i tylko przewidującym? A jeżeli ktoś nie jest tak sprytny, aby wstrzelić się w klucz, ale jest dużo bardziej twórczy i oryginalny, to co, nie jest już wystarczająco dojrzały? A może specom z CKE pomieszały się definicje słów i zamiast dojrzałych, rządają ludzi równych, mało kreatywnych i przytrzymanych twórczo?

Nie każdy powinien być w stanie zdać maturę. W społeczeństwie są potrzebni też ci, którzy nie pójdą na studia, bo pójdą od razu do pracy. Będą mniej zarabiać, owszem, ale to ich wybór oraz ich umiejętności. Nie każdy jest stworzony do bycia magistrem (chociaż w obecnych czasach bycie magistrem nie jest już w zasadzie żadnym autorytetem). Ba! Są zawody, które często wymagają większej wiedzy i umiejętności, niż jakiś magister, ale nie wymagają tytułu. Oczywiście: im większa wiedza teoretyczna, tym lepszy specjalista. Ale czy na pewno lepszy pracownik w aspekcie jego praktyki?

Nie każdy musi mieć zdaną maturę. Ale każdy powinien mieć jakieś umiejętności. Papierek nie jest ich bezwzględnym wyznacznikiem. Im człowiek posiada w sobie więcej determinacji i ambicji, tym więcej osiągnie. Choćby bez papierka.