JustPaste.it

Pokonać grawitację

Od zawsze marzyłam, żeby latać/fruwać/zdobywać chmury. Samolot?? E tam, zamknięta w puszce nic nie czuję. Chcę więcej, bardziej i mocniej.

Od zawsze marzyłam, żeby latać/fruwać/zdobywać chmury. Samolot?? E tam, zamknięta w puszce nic nie czuję. Chcę więcej, bardziej i mocniej.

 


I tak: najpierw kuszę się na paralotnię. Wyciągarka wyciąga na 1000 metrów w górę, ale lot kontynuuje się już tylko na wysokości 700 metrów. Za nisko. Fajnie, ale to jednak nie to.

Szukam więc dalej, a że kto szuka ten znajduje, to i mnie to dopadło. Skok ze spadochronem. Wow. Adrenalina rośnie na samą myśl. Namawiam koleżankę (taką samą wariatkę jak ja) i jedziemy. Jeszcze tylko zrzuta na paliwo, wyznaczanie trasy Lublin – Chrcynno i lecimy. Tzn. jeszcze jedziemy.

Docieramy po kilku godzinach. Jest 14. Na miejscu dostajemy ślinotoku, bo ci piloci to taaaaakie ciacha, ze mucha nie siada. Przechodzimy 15 minutowe szkolenie, odziewamy się w kombinezony. I….ogarnia mnie panika. Myślę; a jak spadnę? A jak się nie otworzy? A jak się odepnę? A jak to, a jak tamto? Jakimś cudem docieram do samolotu i wznosimy się na magiczną wysokość 4 tysięcy metrów. To właśnie z tej wysokości będziemy spadać. Ja z moim pilotem jesteśmy w ostatnim tandemie, więc teoretycznie mam jeszcze chwilę na łudzenie się, ze ja tu tylko tak sobie, towarzysko. Obok mnie moja kamerzystka, bo mamy wykupiony lot z filmowaniem, pokazuje jak skoczkowie życzą sobie powodzenia. No dobrze, ze tylko gestami, bo jakbym usłyszała np. połamania nóg to nie wiem czy bym wyskoczyła.

Adrenalina osiąga poziom wrzenia, widzę Dorotkę, która siedzi na progu i staram się pohamować moją cholerną wyobraźnię. Teraz nasza kolej. Słyszę komendę przesuwania się na próg. Nogi mi odjęło i nie wiem czy ze strachu czy z ciasnoty uprzęży. Dawno nie byłam tak blisko z żadnym mężczyzną . Siedzimy na krawędzi, kamerzystka obok, patrzę w dół a tam nic tylko chmury:  raz, dwaaaaa i na trzyyyyyyy spadamy.

Świat oszalał, raz słonce, raz chmury, wszystko wiruje, w uszach mi świszcze, nie mogę oddychać, oczy mi łzawią, obracamy się wokół własnej osi, robimy fikołki i nagle: jest pięknie, widzę Wicię (kamerzystkę), która mi macha i się śmieje. Dociera do mnie, ze frunę, podnoszę do góry kciuk, żeby dać znać, ze ok, zaczynam krzyczeć z radości. Wciąż spadamy na zamkniętym spadochronie więc pokazanie coś rękami jest bardzo trudne. Oddech mam już ustabilizowany, bo pomogłam sobie apaszką, którą nasuwam na usta. Miliony myśli przebiegają przez głowę, których i tak już teraz nie pamiętam.

Nagłe szarpnięcie i unosimy się znów lekko w górę. Spadochron otwarty a my dryfujemy po niebie. Jeszcze chwila jakiś wygibasów (których fachowej nazwy nie pamiętam) i kierujemy się do lądowania. Gładko poszło. Na ziemi prawdziwy szał, Dorota już na mnie czeka, rzuca mi się na szyję i piszczy w ucho. Obowiązkowe fotki z naszymi Panami, certyfikat w dłoń i do autka. Ja się uspokajam łykiem wody ognistej, Dorka prowadzi. Wracamy…..z głowami wciąż w chmurach.

Polecam. Było fantastycznie.

Koszty:

- skok tandemowy z filmowaniem i zdjęciami – 900 zł

- bez filmowania – 650.

Skok z 4 tysięcy metrów, 60 sekund spadania na zamkniętym spadochronie z prędkością 200 km/h.

Spadochron otwiera się dopiero na wysokości  1500- metrów.

www.skydive.waw.pl

 

97e73a08bc69d7d6d5c4141dad36f1c1.jpg

179c06297aaeb944e330fa7ccac280bb.jpg

 

eba0df5cfd1273136c76751fddbfcc1d.jpg