JustPaste.it

Ofiary katastrof mieszkaniowych. Piłsudski jako innowator – węzły myślowe

Losowo poszkodowani i młodzi ludzie w pułapce społecznej; innowacyjność gospodarki i antysystemowość – jak pogodzić takie polityczne hasła?

Losowo poszkodowani i młodzi ludzie w pułapce społecznej; innowacyjność gospodarki i antysystemowość – jak pogodzić takie polityczne hasła?

 

Ofiary katastrof mieszkaniowych. Piłsudski jako innowator – węzły myślowe

Losowo poszkodowani i młodzi ludzie w pułapce społecznej; innowacyjność gospodarki i antysystemowość – jak pogodzić takie polityczne hasła?

Katastrofy mieszkaniowe

Problem mieszkań dla młodych ludzi w sposób naturalny narasta systematycznie. Na 820 tysięcy szacowany jest stosowny program rządowy. Takie oszacowanie ilustruję skalę potrzeb. ( Dla porównania: w 2014 oddano w Polsce do użytku 143 tysiące mieszkań, tj. o 1,2 % mniej niż w 2013 roku i o 6,2% mniej niż w 2012 roku.) Kiedy liczba budowanych mieszkań zbliży się do liczby oczekujących?

Łatwo zadać takie pytanie, gdyż względnie łatwo o liczby w różnych centralnych statystykach i mediach. Dojrzewanie nowych pokoleń nie jest niestety jedynym źródłem żywotności mieszkaniowych braków.

Mieszkania są nie tylko budowane, ale także wyłączane z użytkowania. Generalnie z dwóch powodów: naturalnych i losowego, nagłego zrujnowania.

W pierwszym przypadku zły stan techniczny budynków uniemożliwia już ich dalsze użytkowanie i często są wtrętem w krajobrazie. Wiele z nich mających status mieszkań komunalnych czy socjalnych jest jednak ciągle zamieszkałych, gdyż nie wiadomo co robić z ich lokatorami. Takie rudery są zmorą wielu lokalnych samorządów. Są przedmiotem lokalnych rozmów, ale trudno o odpowiednie ich liczbowe oszacowania w skali kraju i stąd niewiele się o nich w głównych mediach mówi.

W drugim przypadku chodzi o efekty zdarzeń losowych. Z tymi przypadkami nagłego zrujnowania jest trochę tak jak z wypadkami drogowymi. Nikt ich nie chce, ale ciągle się zdarzają. Tak bardzo się ich nie chce, że niewiele się o nich mówi i nawet nie mają swojej nazwy. Stąd dalej będzie mowa o katastrofach mieszkaniowych, czyli przypadkach, gdy wskutek jakichś nieprzewidzianych czynników istniejące mieszkanie ulega nagle takiemu zniszczeniu, że jego dalsze użytkowanie jest już niemożliwe.

Katastrofa mieszkaniowa nie jest tu tożsama z katastrofą budowlaną. To ostatnie, obecne w obiegu publicznym pojęcie, dotyczy nie tylko obiektów mieszkalnych, ale także handlowych, przemysłowych czy np. mostów, a nadto jeszcze przypadków znaczących skalą awarii konstrukcji w trakcie budowania różnych obiektów.

Część I
Cicha woda


Jeśli się o czymś publicznie nie mówi, to jakby nie było to ważne. W tym artykule będzie także o ofiarach takich katastrof. Ofiarach cichych, rozproszonych w całym kraju, nie mających sił na indywidualną czy zbiorową manifestację, o których słychać dopiero wtedy, gdy nagle pojawia się nowa ich grupa w bardziej wymownej społecznie i atrakcyjnej medialnie liczbie. Nie będzie jednak panoramy ich losów apelujących do współczucia. Ważniejsze od takich apelów jest zwrócenie uwagi na aspekty ekonomiczne.

Wynika to z przekonania, że względy ekonomiczne łatwiej przemawiają do wyobraźni nie tylko przedstawicieli elit klasy politycznej, ale i tych, którym mieszka się w miarę wygodnie i którym wydaje się, że sprawa ich nie dotyczy. Jednak dotyczy, każdy może stać się ofiarą katastrofy mieszkaniowej. Nie jest to jednak jedyny powód.

Katastrofy mieszkaniowe po cichutku przyczyniają się do osłabiania kondycji demograficznej społeczeństwa, a to nie rokuje dobrze kondycji ekonomicznej rosnącej liczby emerytów. Każdy niemal ma zaś szanse być emerytem niezależnie od tego, jak aktualnie mu się mieszka.

Ciężar problemu

Pod koniec listopada 2014 r. doszło w Bytomiu do wybuchu w bloku mieszkalnym, który trzeba było wyburzyć. A co z lokatorami? - Ewakuowani lokatorzy – można dowiedzieć się z mediów - nadal przebywają w hotelu. Miasto nie może im zaproponować bezpłatnych lokali zastępczych, bo zniszczony budynek nie należy do miasta – jest własnością Bytomskiej Spółki Restrukturyzacji Kopalń.

Ileś gospodarstw domowych zostało w kilka chwil kompletnie zrujnowanych. Jak długo ewakuowane rodziny będą odbudowywać swoje gospodarstwa domowe? Na jak długo wystarczy im wszelkich doraźnie uzyskanych środków finansowych? Jak mogą się czuć dzieci w rodzinach dotkniętych taką tragedią, jakie może być ich funkcjonowanie w szkole?

Podczas powodzi tysiąclecia w 1997 roku 680 tysięcy budynków mieszkalnych zostało uszkodzonych, 40 tysięcy ludzi zostało pozbawionych dorobku całego życia, a 7 tysięcy osób zostało w ogóle pozbawionych dachu nad głową.

Ile dzieci i przez ile lat nie urodziło się w tych 40 tysiącach zrujnowanych gospodarstwach domowych? A kto i kiedy spośród 7 tysięcy osób pozbawionych dachu nad głową pomyślał o powiększeniu rodziny?

Pożary, powodzie, huragany, wybuchy gazu to dość typowe lokalne katastrofy, których liczba w skali kraju jest ogromna. A zdarzają się jeszcze tąpnięcia w rejonach kopalni, staranowanie domu przez samochód ciężarowy, itd., itd. Zbiór przyczyn trudno zamknąć. Nawet aktów terrorystycznych nie można już dziś wykluczyć.

W Polsce jest ponad 2,4 tysiące gmin. W każdej z nich może dojść do sytuacji losowej utraty mieszkania. Można założyć, że w gminach wiejskich raz na dwa lata taki wypadek może się przydarzyć, a w gminach miejsko-wiejskich zapewne częściej. Nawet przy ostrożnym szacunku w grę wchodzą nie setki, ale tysiące poszkodowanych losowo osób.

Poszkodowani po tragedii

Co się z lokatorami dzieje po nagłej utracie mieszkania? Przez pierwsze godziny czy dni w akcji ratunkowej udział biorą zarówno wyspecjalizowane służby jak i sąsiedzi czy rodzina. Jakiś nocleg, posiłek, ewentualnie trochę miejsca na to, co da się jeszcze uratować z dobytku zwykle daje się lokalnymi siłami zorganizować dość sprawnie.

A później? Dla poszkodowanych nastaje czas tułaczki po różnych tymczasowych kwaterach oraz wędrówki po różnych instytucjach i urzędach. Miasto w cytowanym przykładzie nie może pomóc, bo to nie jego budynek. Dla ogromnej większości poszkodowanych nastaje czas gehenny. Czas wędrówki ze statusem proszalnego klienta, jeśli nie - po prostu – dziada.

Skrótowy obraz takiej wędrówki rodziny względnie zamożnej, jak w poniższym przykładzie, jest raczej dość fortunny. Poszkodowanym udało się odbudować swe gospodarstwo domowe i firmę.

Z wodą popłynęły ich wszystkie sprzęty, dokumenty, garaż z trzema samochodami, w tym pięknym mercedesem. Oni wylądowali na dachu kamienicy z prześcieradłem, którym dawali znaki pilotom śmigłowców, prosząc o ratunek. Nie doczekali się co prawda pomocy z powietrza, ale przeżyli i musieli dorabiać się od nowa. – Nie było łatwo. Kiedy poszedłem do banku po kredyt, to usłyszałem: „Nie ma mowy o pożyczce. Pan jest przecież zrujnowany, nic pan nie ma” – wspomina jeszcze teraz czujący żal pan Bronisław. Pomagali im jednak życzliwi ludzie, którzy zdecydowali się poczekać na zapłatę. Ktoś dał bez pieniędzy materiały budowlane, ktoś inny maszynę do lodów i jakoś się podźwignęli.1

[Za: Paweł Gołębiowski, 15 lat od powodzi w Dolinie Kłodzkiej: http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/612469,15-lat-od-powodzi-w-kotlinie-klodzkiej-zdjecia,id,t.html]

Jak długo taka prowizorka mieszkaniowa może trwać? Nawet 15 lat, jako można się dowiedzieć z tego samego artykułu:

Budujemy nowy dom – też w Krosnowicach, ale wyżej i dalej od rzeki. Jest już na ukończeniu- mówi pani Agnieszka. […] Justynka, ma 8 lat, a przeżyła już cztery powodzie. Dziewczynka przytula się do matki i mówi, że nie spała ostatnio przez całą noc, bo padał deszcz. Nic dziwnego, że mała dziewczynka boi się powodzi.

Generalnie tacy poszkodowani stają się problemem dla lokalnych władz, często problemem wieloletnim. W najgorszej sytuacji są rodziny o niskich dochodach, które dodatkowo pozbawione zostały swego skromnego dobytku. Takie rodziny skazane są na życie niejako na garnuszku gminy, trudno im zrazu nawet o zakup zeszytów szkolnych dla dzieci. Jeśli tego dotąd zubożałe nagle rodziny nie robiły, to teraz skazane są na starania się o różne zasiłki socjalne, pukanie do różnych fundacji, stowarzyszeń itd. Kondycja ich gospodarstw domowych pozwala im już tylko na wegetację. Szans na samodzielne odbudowanie się bardzo często nie mają żadnych.

Sytuacja rodzin tak losowo poszkodowanych jest nawet trudniejsza, niż sytuacja młodych ludzi, którzy z braku perspektyw na godziwe mieszkanie odkładają decyzję o założeniu rodziny. Ci ostatni mogą jeszcze spróbować szczęścia na emigracji. Za co i gdzie mają emigrować pogorzelcy czy powodzianie ze swoimi rodzinami?

Katastrofy mieszkaniowe i konflikty społeczne

W czasie wspomnianej powodzi tysiąclecia doszło do skandalu, gdy – wg mediów – premier w kontekście pytania o rządową pomoc powodzianom odpowiedział, że poszkodowani sami są sobie winni, bo trzeba było być ubezpieczonym. Premier Włodzimierz Cimoszewicz przepraszał później za tę wypowiedź i przyznał, że była ona niedelikatna czy niestosowna w tamtej sytuacji.

Sprawy nie da się jednak sprowadzić tylko do sposobu wypowiedzi. Niezadowolenie wynikało także ze spóźnionej reakcji rządowej na katastrofę, szybko nabierającą ogromne rozmiary. Ile Polski musi być zalane, aby rząd zechciał bardziej znacząco zareagować na problem? Jednak nie tylko to wywołało falę oburzenia, która chyba znacznie przyczyniła się do przegranej dotychczasowej koalicji w najbliższych wyborach.

Dla obserwatorów powodzi z bezpiecznych miejsc zrozumiałe było, że wprawdzie żywioł doświadczył wyjątkowo ciężko bezpośrednio poszkodowanych, ale straty ponieśli wszyscy, cała polska gospodarka, niezależnie od tego czy poszczególni poszkodowani byli ubezpieczeni, czy nie byli. Można zakładać, że takie odczucie było bardzo powszechne.

Warto wyjść trochę poza poziom ówczesnych odczuć i trochę inaczej spojrzeć na problem z teoretycznie ogólniejszej perspektywy.

Ubezpieczenie – połowiczne rozwiązanie

Najważniejsze i dla potencjalnie poszkodowanych, i dla gospodarki narodowej jest to, aby straty spowodowane katastrofami były jak najmniejsze. Będą one tym mniejsze, im szybciej mieszkania da się poszkodowanym zapewnić niezależnie od tego, czy zniszczone mieszkanie jest własnością jakiejś spółki, mieszkaniem spółdzielczym, komunalnym czy prywatnym, niezależnie od tego, czy było ono ubezpieczone, czy nie. Jeśli mieszkali w nich ludzie, to znaczy, że były fizyczną podstawą ich gospodarstwo domowych.

Premier stanął w obronie gospodarki narodowej zgodnie ze stereotypami myślenia o tej obronie. Jeśli ktoś sam nie ubezpieczył się w porę, to dlaczego gospodarka ma na tym tracić? Niby racja, ale krótkowzroczna.

Doraźnie gospodarka faktycznie poniesie mniejsze koszty jeśli zaoszczędzi się na stosownej pomocy. Ale zrujnowane mieszkanie, to zrujnowane gospodarstwo domowe. Jeśli nie uzyska ono w porę pomocy, to w stanie rachitycznego gospodarstwa domowego pozostanie już na całe lata, a nawet pokolenia. Bieda bywa dziedziczna.

Im więcej takich rachitycznych gospodarstw, tym słabsza kondycja gospodarki narodowej jako całości. W długofalowym interesie gospodarki narodowej leży zatem to, aby tych zrujnowanych gospodarstw domowych było jak najmniej i by jak najszybciej odzyskały one dawną kondycję. A jeszcze lepiej, by ta odzyskana kondycja była już na wyższym poziomie niż przed katastrofą.

Ubezpieczeni są zaś w takim nieszczęściu wynagrodzeni za swą przezorność gdyż łatwiej im myśleć o odbudowaniu się. Nieubezpieczeni natomiast są za ten brak przezorności ukarani. Ale ta kara nie powinna oznaczać wyroku trwałego czy długotrwałego wyrzucenia na margines społeczny. Społeczeństwo jako całość na powiększeniu tego marginesu się nie wzbogaci. Przeciwnie, zubożeje.

Wzbogaci się natomiast o wieloletnie ogniska frustracji i mini konfliktów społecznych, które z czasem przyczyniają się do kumulacji napięć społecznych czy konfliktów o szerszym zasięgu.

Powierzchowność ujmowania problemu w publicznych dyskusjach

Teoretycznie problem jest głębszy niż jest on w publicznych dyskusjach rozważany. Firmy ubezpieczeniowe nie są instytucjami charytatywnymi i są także składnikami gospodarki narodowej. Im więcej odszkodowań wypłacą, tym słabsza ich kondycja. Wypłacą firmy, czyli kto? Pracownicy tych firm? Tak to technicznie wygląda, ale czy wypłacą z własnej kieszeni?

A gdyby – warto pokusić się o drobny eksperyment myślowy - powódź zniszczyła wszystkie mieszkania w Polsce, wszyscy musieli siedzieć na dachach czekając aż woda opadnie i jednocześnie wszyscy byliby ubezpieczeni? W czym wtedy mogłyby pomóc firmy ubezpieczeniowe w szybkim odbudowywaniu się wszystkich od zera? W niczym.

Po zejściu z dachów wszyscy, łącznie z pracownikami firm ubezpieczeniowych, banków i członków rządu dostaliby swoją kwotę i co by to dało? Nic. Sytuacja byłaby dokładnie taka sama, jak w przypadku, gdyby nikt nie był ubezpieczony. Na tempo odbudowy wszystkich mieszkań od zera nie miałby żadnego wpływu fakt, czy wszyscy byliby ubezpieczeni, czy nikt nie był ubezpieczony.

A co na to tempo mogłoby mieć wpływ? Zmiana technologii odbudowy. Musiałaby być ona tańsza i szybsza niż tradycyjna. Musiałaby też powszechnie być w zasięgu ręki każdego poszkodowanego czyli wszystkich.

Ale czy to w ogóle możliwe? Kto mógłby taką technologię opracować? Na to pytanie nie ma komu odpowiedzieć. Co więcej, nawet nie ma komu wyartykułować publicznie potrzebę opracowania takiej technologii.

Dlaczego? Bo ogląd problemu przez ciągle doraźne (co trwa już dziesiątki lat!) kłopoty finansowe sparaliżował umysły, nałożył na nie swoiste końskie okulary, dzięki którym myśli zasklepiły się w stereotypy i podążają tylko w jednym, utrwalonym przez rutynę kierunku. To dotyczy i rządzących, i rządzonych.

Część II
W pułapce systemu budownictwa

Jak ona wygląda? Student wspomniany w poprzednim artykule mógł zadać urzędującemu jeszcze prezydentowi pytanie o możliwość pozyskania mieszkania w sytuacji tak niskich płac. Takie pytanie mógł zadać, ponieważ mógł być i zapewne był przekonany, że jest ono zasadne i zrozumiałe dla milionów telewidzów, że nie jest dla nich pytaniem śmiesznym.

A czy mógł zadać pytanie o możliwość opracowania takiego sposobu budowania się, by nawet dla osób o niskich dochodach własne mieszkanie nie byłoby mrzonką? Nie mógł. Nie tylko dlatego, że takie zbyt szczegółowe pytanie wykracza poza kompetencje historyka (prawnika, elektryka itd.) ale także dlatego, że samo pytanie właściwie nie mogło się studentowi nasunąć.

Przecież gdyby taki sposób był możliwy, to już by dawno był praktykowany. Jeśli nie jest, jeśli nie ma przykładów, to nawet gdyby jakimś cudem student wpadł na pomysł zapytania się o coś, czego nikt dotąd nie widział, zostałby przez miliony telewidzów uznany za kogoś przynajmniej mało rozgarniętego, któremu status studenta przyznany został chyba zupełnie przypadkowo. Jak Polska długa i szeroka powszechna jest orientacja w kosztach pozyskiwania mieszkania, że są one poza zasięgiem przychodów ogromnej części społeczeństwa.

To jakby jedna część swoistej pułapki społecznej. Ale jest i druga.

Student otrzymał mało satysfakcjonującą odpowiedź, a czy zagadnięty prezydent nie mógł przeformułować pytania na konkretniejsze, właśnie o to, czy nie dałoby się opracować tańszego sposobu budowania się i skierować to pytanie do społeczeństwa? Nie mógł. Od rządzących nie oczekuje się takich otwartych pytań, na które nie wiadomo czy da się znaleźć odpowiedź, ale oczekuje się odpowiedzi, oczekuje się gotowych rozwiązań i najlepiej - natychmiast.

Nad całym tym dialogiem i nad przysłuchującym się odbiorcom unosi się milcząco powszechne przekonanie, że aktualne koszty mieszkań to jakaś „siła fatalna” krępująca rządzącym i rządzonym ręce i umysły w kwestiach mieszkaniowych, że ten ekonomiczny fatalizm określa szanse życiowe potrzebujących, jest dla nich pułapką, z której trudno o wyjście.

Mieszkania są drogie, bo niewidzialna ręka rynku tak te koszty ustanowiła. No, ale dlaczego ta sama ręka rynku nie może tych kosztów ustalić na niższym poziomie? Dlaczego zacisnęła się ona w pięść wymierzoną w ekonomicznie najsłabszych? Kto raczy zadawać publicznie takie pytanie?

Razem, czy osobno?

Powyższe pytanie nie tylko w ortografii może być zasadne.

Urodą różnych systemów społecznych jest to, że im dłużej one funkcjonują, tym mniej wyraźnie są one postrzegane jako teoretycznie wyodrębnialne całości. Za coś oczywistego dość powszechnie uznaje się sprawę dochodzenia do mieszkania młodych osób jako odrębną od sprawy odbudowywania się ofiar katastrof budowlanych. Sprzyja temu okoliczność, że praktycznie te sprawy zwykle nie są, przynajmniej na forum publicznym, poruszane łącznie i zwykle dotyczą różnych osób.

Warto przyjrzeć się temu, co te osoby łączy. Tu może będzie widoczna potrzeba ujmowania problemów nawet bardzo konkretnych jakby poprzez siatkę bardzo ogólnych pojęć. Trzeba wznieść się na pewien poziom abstrakcji w myśleniu.

Jeśli problem został już podzielony na dwie sprawy, to po co je łączyć? Czy nie ma tu złamania zasady, by duże problemy dzielić na mniejsze? Niekoniecznie. Bo zawsze aktualne może być podejrzenie, że duży problem niezbyt fortunnie został podzielony na mniejsze. Nadto, czym innym jest łączenie i dzielenie w teoretycznych rozważaniach, a czym innym w praktycznych działaniach. Poszukiwanie rozwiązań zaś, nawet bardzo konkretnych i praktycznych problemów jest w pierwszym etapie przede wszystkich operacją teoretyczną.

Potrzebny jest powrót do pojęcia systemu mieszkaniowego.

Część III
Funkcje systemu budownictwa mieszkaniowego

W poprzednim artykule omawiając bardzo ogólnie pojęcie systemu budownictwa mieszkaniowego zwrócona została uwaga, że system ten rozumiany jest jako segment gospodarki narodowej. W potocznej aparaturze pojęciowej obecny jest przecież system gospodarczy, więc nie jest zbytnim dziwactwem by i podsystem mieszkaniowy też traktować jako system , podobnie jak to ma miejsce w przypadku np. systemu więziennictwa, systemu edukacyjnego czy systemu rolnictwa.

Pojęcie budownictwa jest bardzo pojemne, a w proponowanym rozumieniu systemu budownictwa mieszkaniowego zaznaczone zostało, iż dotyczy ono nie tylko budowy, ale także ochrony oraz konserwacji mieszkań. Budowa, ochrona oraz konserwacja mieszkań – te pojęcia pozwalają na wyróżnienie trzech funkcji systemu mieszkaniowego.

Funkcje reglamentacyjne

Czym jest budowanie mieszkań? To zbyt banalne, aby o tym pisać. Niech wystarczy uwaga, że system budownictwa mieszkaniowego z punktu widzenia zarządzających gospodarką narodową pełni funkcje reglamentacyjne. Pod tym projektującym w niniejszych rozważaniach określeniem kryje się okoliczność, że państwo zastrzega sobie prawo decydowania o tym kto, gdzie, jakie i na jakich warunkach może stawiać budynki mieszkaniowe na zarządzanym przezeń terytorium.

Jest oczywiste, że obywatel potrzebujący mieszkania nie może wziąć siekiery, pójść do lasu, wyrąbać parę drzew i na powstałej polanie postawić sobie wygodną chatę. Podobnie też nie może na placu Defilad w Warszawie wybudować szykownej willi, bo akurat jest tam jeszcze trochę miejsca.

Można zauważyć, że tak rozumiane funkcje reglamentacyjne mają swój aspekt podmiotowy (kto?). Nielegalnemu imigrantowi trudno będzie się gdziekolwiek wybudować na terenie naszego kraju (nie tylko naszego). Aspekt terytorialny (gdzie?), aspekt jakościowy (jaki budynek?) czy aspekt dodatkowych warunków (np. w jakim terminie czy na jak długo?).

Funkcje ochronne

Czym jest ochrona mieszkań? Tu już mogą pojawić się jakieś domyślne i bardzo różne rozumienia tego pojęcia, więc potrzebne jest znowu projektujące określenie. Najogólniej mówiąc to problemy zabezpieczenia mieszkań, przed jakimiś niepożądanymi zdarzeniami mogącymi uniemożliwić dalsze ich użytkowanie.

Z punktu widzenia zarządzających gospodarką narodową, a więc funkcjonariuszy centralnych władz państwowych, ochrona mieszkań to problem ich wielorako rozumianego bezpieczeństwa: to np. problem, by sąsiedzi naszego państwa nie bombardowali lub nie podpalali polskich domów, jak to w historii bywało, ale też aby gwałtowne przybory wód ich nie zatapiały. Takiej ochronie służą siły zbrojne państwa i jego polityka zagraniczna itd.; aby rzeki nie wylewały państwo buduje wały przeciwpowodziowe, zbiorniki retencyjne itd. Na rzecz tak szeroko rozumianej ochrony w pewnym zakresie działają też np. służby meteorologiczne.

Tak rozumiane funkcje ochronne systemu budownictwa mieszkaniowego zachodzą czy wręcz pokrywają się w znacznym zakresie z zadaniami służb obrony terytorialnej państwa. Granica jest tu dość umowna.

Funkcje konserwatorskie

A czym jest ich konserwacja czy konserwatorstwo? To innymi słowy bieżące utrzymywanie mieszkań w kondycji odpowiadającej potrzebom użytkowników oraz wymogom postępu technicznego.

Konserwować można mięso, ale też cały zespół obiektów budowlanych. Język potoczny nie jest szczytem precyzji pojęciowej. Remont, odbudowa, przebudowa, rekonstrukcja, restauracja, adaptacja, modernizacja, regeneracja czy renowacja to zbliżone treściowo pojęcia. W zależności od potrzeb bywają one bardziej szczegółowo doprecyzowywane, jeśli nie, to w zależności od kontekstu ich użycie w potocznej komunikacji mają znaczenia domyślne. Ta domyślność jednak, tak na marginesie, bywa źródłem nieporozumień.

Czy pojęcie konserwatorstwa jest trafnie użyte w roli uogólnienia wskazanego zbioru pojęć jest kwestią wyczucia i zwyczajnej umowy terminologicznej. (Może funkcje restauratorskie albo rekonstrukcyjne?) Jak zwał, tak zwał, ważne, by wiadomo było chociaż w przybliżeniu o co chodzi.

Różnice punktów widzenia

Czy państwo zajmuje się też konserwowaniem czy konserwatorstwem mieszkań? Z punktu widzenia indywidualnego posiadacza mieszkania państwo się tym nie zajmuje, ale to tylko pozór wynikający z ułomności potocznego języka nie odzwierciedlającego wszystkich procesów i zjawisk z odpowiednią dokładnością. Jeśli lokatorzy mieszkań muszą je np. poddawać lustracji stanu przewodów gazowych czy innych instalacji to znaczy, że państwo się tak rozumianą konserwacją zajmuje.

Jest zrozumiałe, że inaczej te same problemy wyglądają z punktu widzenia indywidualnej osoby, a inaczej z punktu widzenia zawiadujących gospodarką narodową, dla których indywidualny obywatel jest tylko drobnym punktem w statystykach czy anonimowym adresatem uregulowań mających status przymusu prawnego.

Jeśli lokatorzy bloku chcą go ocieplić, to z ich punktu widzenia jest to jakaś modernizacja. Z punktu widzenia władz państwowych można to nazwać zabiegiem konserwatorskim, bo przecież chodzi tu o przedłużanie żywota już istniejącego budynku z zachowaniem jego funkcji użytkowych, ale już na odrobinę wyższym poziomie.

Z punktu widzenia centralnych władz państwowych w całym tym konserwatorstwie chodzi o to, by utrzymywać ogół zasobów mieszkaniowych w odpowiedniej kondycji. W przypadku katastrofy mieszkaniowej zaś, by jakoś zastąpić ubytek.

Część IV
O spojrzeniu z abstrakcyjnego dystansu



Takie bardzo ogólne określenie systemu mieszkaniowego pozwoliło względnie łatwo na pokazanie, że spełnia on względem społeczeństwa jako pewnej państwowej całości, ale także względem jej poszczególnych obywateli trzy istotne funkcje: reglamentacyjną, ochronną oraz konserwatorską.

Wyróżnienie trzech wymienionych funkcji pozwala na uchwycenie dość rożnych aspektów problemu budownictwa mieszkaniowego, które jeśli nie umykają potocznej obserwacji, to traktowane są zwykle jako odrębne, niezwiązane z sobą sprawy. Spojrzenie zaś z dość wysokiej – jeśli tak można się wyrazić – teoretycznej perspektywy może ułatwić znalezienie drogi do bardziej już praktycznych rozwiązań. Co wcale nie musi oznaczać, że musi być ta droga już zupełnie prosta, krótka i łatwa.

Warto na razie wypunktować kilka dalszych spraw widocznych poprzez teoretyczny pryzmat wyróżnionych funkcji.

Reglamentacja a koszty mieszkania

Dla ogromnej części młodych ludzi droga do satysfakcjonującego mieszkania prowadzi poprzez rynek mieszkaniowy. Ale ten rynek, o czym obszerniej była mowa w poprzednim artykule, jest dla nich praktycznie niedostępny. Przychody młodych ludzi z tytułu ich zawodowej pracy nie starczają na bilet wstępu na rynek mieszkaniowy w roli poważnych i poważanych klientów.

W efekcie młodzi ludzie muszą albo godzić się na marną egzystencję w kraju, albo poszukiwać lepszych perspektyw dla siebie na emigracji.

Państwo chcąc nieco lepiej wywiązywać się ze swych funkcji reglamentacyjnych jak dotąd upatruje rozwiązania problemu przede wszystkim drogą drobnych ułatwień dla młodych, aby na tym rynku odrobinę lepiej się poczuli. Taka pomoc jednak wcale nie obniża kosztów biletu wejścia na rynek, który nadal pozostaje mało dostępny, a tym którzy z pomocy mogą korzystać, nieznacznie tylko poluzowuje wieloletnią pętlę kredytowa.

Ochrona mieszkań a obrona terytorialna kraju

W potocznej świadomości łączenie ochrony mieszkań z obroną czy ochroną terytorialną kraju może być trochę zaskakujące. Ale niby dlaczego?

Powierzchnia każdego mieszkania, obojętnie czy na parterze, czy na dwudziestym piętrze jest maleńką cząsteczką terytorium państwa, podobnie jak pokład okrętu pływającego pod jego banderą czy pokład samolotu ze stosownymi znakami identyfikacyjnymi.

Ten państwowo-terytorialny aspekt mieszkania ma niezwykle istotne znaczenia dla samopoczucia jego lokatorów. Jeśli czuje się w nim w pełni gospodarzem, to tak, jakby czuł się współgospodarzem terytorium państwa. Stąd płynie jego poczucie prawa do ochrony mieszkania przez odpowiednie instytucje państwa ale też i stąd płynie poczucie powinności własnego wkładu na rzecz kondycji sił obronnych terytorium państwa.

Trudno się czuć pełnoprawnym obywatelem państwa bez poczucia, że jest się pełnoprawnym, stabilnym gospodarzem na cząstce jego terytorium.

Konserwatorstwo mieszkań a ubezpieczenia

W niniejszym ujęciu ubezpieczenia mieszkań należą do usług konserwatorskich. Po porostu dzięki ubezpieczeniom łatwiej poszkodowanym w przypadku jakiegoś zdarzenia losowego odtworzyć, odbudować czy jakby jeszcze inaczej to nazwać, przywrócić mieszkanie do używalności.

W przypadku katastrofy mieszkaniowej zwykle wątpliwe jest, by wysokość odszkodowania wystarczała na szybkie i pełne odbudowanie się. Czy te restauratorskie działania mają obciążać wyłącznie poszkodowanego i lokalną społeczność?

Jeśli państwo nie jest w stanie skutecznie chronić mieszkania przed destrukcyjnymi czynnikami, na które lokator nie ma wpływu, to jest zrozumiałe, że państwo powinno w jakiejś przyzwoitej mierze pomagać w możliwie szybkim odtworzeniu kondycji zrujnowanego gospodarstwa domowego. Tutaj zaś pojawia się niezwykle trudne pytanie o to, na co państwo w tej pomocy stać?

Część V
W poszukiwaniu rozwiązania

Mimo znacząco odczuwalnej przez społeczeństwo dolegliwości problemu mieszkaniowego jest on w głównym nurcie publicznych debat właściwie dość słabo czy tylko okazjonalnie obecny. Jakby ukrywała się on w rozmowach o ogólniejszych sprawach. Przez to jakby ulegał pewnemu rozmyciu, co widoczne jest w aktualnej kampanii parlamentarnej.

Dwa bieguny banału

Zabieg wznoszenia rozważań na poziom abstrakcji mogący wywoływać zdziwienia czy odruch niechęci Czytelników jest jednak wielorako uzasadniony. Po pierwsze pozwala na w miarę klarowną lokalizację powodów, dla których budownictwo mieszkaniowe w Polsce jest tak drogie, że mieszkania są praktycznie niedostępne dla olbrzymiej części potrzebujących.

Owych powodów należy doszukiwać się w systemie budownictwa mieszkaniowego. To trochę tak, jak ze szklanką kawy czy herbaty. Mogą one kosztować niewiele w systemie popularnych jadłodajni, ale w systemie ekskluzywnych restauracji hotelowych mogą kosztować wielokrotnie drożej. Ich smak zaś, może niewiele się różnić.

Mieszkania są drogie w ramach istniejącego systemu budownictwa mieszkaniowego. Gdyby zmienić czy zmodyfikować trochę istniejący system mieszkaniowy, to wcale niewykluczone, że mieszkania mogłyby być tańsze dla młodych ludzi, ale także dla ofiar katastrof budowlanych.

Taka konstatacja jest właściwie banalna. No przecież oczywiste jest, że gdyby w Polsce był inny system gospodarczy, inny byłby też system mieszkaniowy, inaczej wtedy mogłyby kształtować się koszty materiałów budowlanych, koszty półproduktów do ich wytwarzania itp. To wszystko jest kwestią właśnie istniejącego systemu. Dotyczy to nie tylko kwestii mieszkaniowych.

Banalność takiej konstatacji jest powszechna, stąd np. olbrzymia chwytliwość hasła walki z „systemem” wyartykułowane w sferach popkultury. Stąd popularność różnych grup opozycyjnych deklarujących swą antysystemowość.

Z banalności diagnozy, że wszystkiemu winien jest system wynika taż banalność terapii, że trzeba walczyć z systemem. Z systemem, czyli kto, z kim lub z czym i jak?

Tu pojawiła się populistyczne odpowiedź będąca zaskoczeniem dla politycznego establishmentu: trzeba walczyć z zabetonowaną sceną polityczną poprzez wprowadzenie JOW-ów. One mają być dobre na wszystko, więc w domyśle także na usprawnienie systemu budownictwa mieszkaniowego.

Banalnie proste, a populizm lubi prostotę. A jeśli ktoś prostocie nie dowierza i chciałby się dowiedzieć, w jaki sposób z tego prostego rozwiązania może wyniknąć poprawa sytuacji mieszkaniowej? Odpowiedzi nie uzyska.

Niejako na drugim biegunie politycznych haseł i jakby trochę mimowolnie pojawił się postulat zabiegów o innowacyjność gospodarki. Na drugim biegunie, bo w kręgach dotąd najwyższych sfer politycznych. Zacne hasło innowacyjności niby zrozumiałe, ale czy przypadkiem nie jest ono równie banalne jak postulat walki z systemem w odniesieniu do problemów mieszkaniowych?

Przecież wszyscy wiedzą że gospodarka powinna być innowacyjna. Nawet w Peerelu o tym widziano. Co więc dzisiaj praktycznie z takiego postulatu może wynikać dla przysłowiowego młodego Kowalskiego myślącego o założeniu rodziny, albo Kowalskiego już mocno starszego i myślącego o swej emerytalnej przyszłości? Ta innowacyjność jakoś sama spadnie z nieba i przełoży się na poprawę kondycji mieszkaniowej społeczeństwa?

Część VI
Józef Piłsudski jako ciągle aktualny inspirator

Marszałek Piłsudski był wytrawnym konspiratorem i o tym dość powszechnie wiadomo. Względnie łatwo zgodzić się i z tym, że w swoim otoczeniu był także inspiratorem wielu zbiorowych działań. Ale w jakim sensie może być inspiratorem i dzisiaj?

Co może mieć Piłsudski do systemu mieszkaniowego? Nic, albo bardzo wiele. Zależy dla kogo.

Marszałek Piłsudski nawet nie wybudował domku dla siebie, a otrzymał skromny dworek w podarunku od przyjaciół. To wystarczy wielu zainteresowanym budownictwem czy innowacyjnością gospodarki, by sobie z genialnym samoukiem w zakresie polityki i wojskowości dać spokój.

„Innowacyjna gospodarka”, „innowacyjność gospodarki” – co te pojęcia mogą oznaczać, dla kogo i w jaki sposób mogą one być zrozumiałe? Jakie mogą być kryteria oceny tej innowacyjności?

Mówienie o innowacyjności systemu hamulcowego w samochodzie jest raczej powszechnie zrozumiałe nawet, jeśli ktoś ma trudności ze zrozumieniem fizycznych zasad działania, na których opiera się dane rozwiązanie. Mówienia jednak o innowacyjności gospodarki wymaga wzniesienia się na poziom abstrakcji raczej mało dostępny potocznemu rozumowaniu czy nawet elitom politycznym różnych szczebli. Podniesienie poziomu tego myślenia jest jednak wymogiem czasu.

Dokonanie zmian w systemie mieszkaniowym co zakłada koncepcja awaryjnego systemu budownictwa mieszkaniowego nie musi oznaczać burzenia wszystkiego, co jakby przez swą nieokreśloność pojęciową systemu skrywa się za hasłami ruchów nazywanych już w mediach „antysystemowymi”. Wspomniana koncepcja dotyczy zatem zarówno postulatu starań o innowacyjną gospodarkę, jak i postulatu zmian w systemie. Niewielkich może, ale jednak.

Jak pokazać, że te dwa różnej proweniencji postulaty można z sobą połączyć oraz, że jest to nie tylko teoretycznie ale i praktycznie możliwe?

Arcymistrzem innowacyjnego działania na szczeblu państwowym, arcymistrzem światowego formatu, był jednak marszałek Józef Piłsudski i jest do kogo i czego odwoływać się w czasie narastających obaw o stabilność światowego ładu, o perspektywy godnego życia dla ogromnej liczby młodych ludzi myślących o emigracji i starszych, myślących o swej starości.

Józef Piłsudski jako innowator

Bohdan Urbankowski do różnych pomników marszałka Piłsudskiego dołączył jeszcze jeden, ale za to monumentalny i olśniewający. Jest nim imponująca objętością (1024 strony) oraz głębokością obrazu monografia Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg2. Opis godzien jest przedmiotu.

Przedmiotem zaś jest osoba marszałka jako głównego twórcy wielkiego dzieła, które przybrało postać niepodległej Polski. Polski wydobytej z geopolitycznego niebytu jako ucieleśnienie milionów nawarstwionych, mglistych, niekoherentnych marzeń zakrzepłych w mitach czy legendach wielu pokoleń Polaków, ale też jako materializacja innowacyjnej myśli osoby, konstatującej bez żadnych kompleksów, że: Zadaniem duszy ludzkiej w ogóle jest tworzenie.” [s. 934]

Nowatorstwo Piłsudskiego w sztuce wojennej, jak to sam określał w dziele Rok 1920 3, dla niewielu mu współczesnych było zrozumiałe, a i sam miał duże kłopoty, by je przedstawić w zrozumiałym dla innych języku. Dość powiedzieć, że swą niezwykle efektywną i prekursorską metodę walki zbrojnej o państwo nazwał strategią pełnego powietrza i zgodził się w konkluzji wspomnianego opracowania na to, by ci, którzy nie potrafią jej zrozumieć nazwali ją po prostu bijatyką. Jeszcze mniej zrozumiałe, do dzisiaj zresztą, jest nowatorstwo Piłsudskiego w zakresie sztuki społecznej, jak to ujmuje Bohdan Urbankowski. Sztuki społecznej - w sensie działania w niezwykle trudnym tworzywie, jaką jest materia społeczna.

Cała architektura treściowa monografii podporządkowana jest ukazywaniu przesłanek z życiowych doświadczeń jej bohatera i możliwych teoretycznych inspiracji jego dochodzenia do oryginalnych rozwiązań zarówno w kwestiach błahych czy tylko pozornie błahych, jak i mających wymiar strategicznych wyborów. Można mieć tysiąc wątpliwości co do interpretacji różnych detali w erudycyjnie nasączonej książkowej panoramie, a i tak nie przesłonią one wielkości myśli, dalekosiężnej wyobraźni, siły osobowości i siły moralnej prezentowanej postaci. To chyba zupełnie wyjątkowe osiągnięcie narracyjne.

Książka już zajmuje w szerokim odczuciu swych czytelników zacne miejsce na polskiej historiograficznej półce, mimo że nie jest dziełem stricte historyka. Może właśnie dlatego. Autor jako polonista, filozof i historyk sztuki intensywnie już przed laty zajmował się mającym swe źródło w polskiej myśli romantycznej oryginalnym nurtem filozoficznym nazywanym filozofią czynu. Nie musi zatem dziwić, że w monografii taki tytuł nadał jej trzeciej części będącej podsumowującą wykładnią działań i myśli marszałka Piłsudskiego. Dwie pierwsze części (Korekta mitów oraz Romantyzm celów i pozytywizm środków) są niezwykle rozległym argumentacyjnie, pogłębionym i frapującym przygotowaniem do takiej interpretacji.

Zasygnalizowanie tu trochę na zasadach dygresji książki nie ma w intencji sugerowania, by w niej doszukiwać się jakichś wskazówek związanych z rozwiązywaniem problemów mieszkaniowych w dzisiejszej Polsce. W tym celu nie ma po co do książki zaglądać.

Intencją tego dygresyjnego zabiegu jest uczulenie Czytelnika na konieczność wzniesienia się na pewien poziom abstrakcji czy ogólności w myśleniu, gdy dotyczy ono państwa i konieczności poszukiwania nowych rozwiązań starych już problemów.

Takich nowych rozwiązań marszałek Piłsudski poszukiwał i starał się to pokazać w swoim dziele. I właśnie jeden ze składników metody w ukazywaniu tych rozwiązań będzie dalej wykorzystany.

Węzły myślowe

Myślenie o czymś, czego nie ma, wymaga myślenia abstrakcyjnego. Jeśli jakaś innowacja ma się pojawić jako materialny przedmiot, to najpierw musi się pojawić jako innowacja w myśleniu ludzi. W przypadku mieszkań w myśleniu na dwóch poziomach abstrakcji: w myśleniu na poziomie technologicznych rozwiązań ale także w myśleniu na poziomie rozwiązań w systemie budownictwa mieszkaniowego.

Szczególnie ten drugi etap jest dla odbioru społecznego trudny. Z podobnymi trudnościami zmagał się Józef Piłsudski, gdy w swej książce Rok 1920 usiłował przedstawić swą nowatorską strategię prowadzenia wojny. Warto skorzystać z pewnych jego pomysłów w próbie tej prezentacji.

Korzystał w niej między innymi z pojęcia przyzwyczajeń myślowych. Takie określenie posłużyło mu właściwe za objaśnienie o wiele bardziej wyrazistego pod względem językowym pojęcia węzła myślowego. Pojęciu węzła myślowego być może dzisiaj odpowiadałoby pojęcie stereotypu myślowego czy może całej wiązki takich stereotypów, ale wtedy ulotniłby się gdzieś akcent siły tej wiązki w organizacji procesu myślenia.

Pojęcie węzła myślowego będzie dalej wykorzystane nie tylko z uwagi na barwność jego językowej szaty ale także z uwagi na okoliczność, że służyło ono Marszałkowi do identyfikowania pewnych istotnych dla poszukiwania rozwiązań właściwości myślenia przeciwników i sojuszników w wojennej grze. Identyfikacja tych węzłów myślowych ułatwiała mu znajdowanie nowatorskich rozwiązań i ich późniejszą prezentację. Warto zatem skorzystać z tej metodologicznej i chyba mało docenianej wskazówki.

Węzły myślowe w sprawach systemu budownictwa mieszkaniowego

Na poziomie myślenia o technologii zasygnalizowanie idei propozycji budowania domków etapami nie było specjalne trudne, co uczynione zostało w pierwszych partiach poprzedniego artykułu. Jednak użytkowe walory takiej prezentacji publicznej są zbliżone do propozycji odpowiedniego oswojenia sobie krasnoludków, aby sprzątały one mieszkania.

Krasnoludków istnieją tylko w umysłach ludzi, ale nie istnieją realnie, nie da się ich przysposobić do użytecznych prac i wszyscy o tym wiedzą. Jednak mieszkanie jest efektem pracy i ludzkich umysłów, i ludzkich rąk. Skąd zatem wiedza czy przekonanie, że proponowana modyfikacja sposobu budowania mieszkań jest niemożliwa? To efekt właściwości ludzkiego myślenia.

Aby chociaż próbować zmienić coś w powszechnym przekonaniu o niemożliwości wprowadzenia określonych zmian w systemie budownictwa mieszkaniowego, dogodne jest zidentyfikowanie pewnych węzłów myślowych. Można to robić na różne sposoby. Poniższa propozycja uwzględnia zasygnalizowane już trzy funkcje systemu mieszkaniowego; do każdej z nich odnoszą się wskazane poniżej węzły.

• [Funkcja reglamentacyjna] Węzeł myślowy rynkowego fatalizmu wyroku w zakresie kosztów budowania się przez młodych ludzi. Powszechne przekonanie, że państwo nie może bez nagannej ingerencji w ten rynek w żaden sposób przyczynić się do istotnego uprzystępnienia potrzebującym mieszkania; brak postrzegania związku między kondycją zasobów mieszkaniowych społeczeństwa a jego kondycją demograficzną.
• [Funkcja ochronna] Węzeł myślowy odrębności zagadnienia mieszkań dla młodych ludzi i dla ofiar katastrof mieszkaniowych; brak powiązania problemu ochrony terytorialnej państwa z problemem ochrony budynków mieszkalnych.
• [Funkcja konserwatorska] Węzeł myślowy marginalizacji problemu pomocy ofiarom katastrof mieszkaniowych w odbudowywaniu się; przekonanie o wystarczalności ad hoc organizowanej pomocy ze strony społeczności lokalnych i instytucji ubezpieczeniowych.

Tak wymienione węzły myślowe właściwie niewiele się różnią od częstego w publicystyce końcowego wypunktowania tego, o czym było w artykule, na co szczególnie zwrócona została uwaga. Po co zatem nazywać takie podsumowanie węzłami?

Bo to nie jest tylko podsumowanie. Do jakiej rzeczywistości te węzły się odnoszą? Do rzeczywistości nieistniejącej, do świata tylko możliwego, do świata tylko pomyślanego. Ale pomyślanego jako możliwego do realizacji, choć niemożliwego do realizacji przez indywidualną osobę. A więc jako swego rodzaju projekt do zrealizowania przez określoną społeczność.

Kto zaś z tej społeczności kiwnie palcem w bucie, skoro sam projekt uzna za niemożliwy do zrealizowania? Jeśli się nie posiada instrumentów przymusu, to nie ma chyba innej drogi niż rozpoczęcie od identyfikacji uwarunkowań mających wpływ na owo poczucie niemożności i bezsiły. Stąd sięgnięcie do pewnego konceptu marszałka Piłsudskiego, który postawił sobie za zadanie nie tylko obmyślenie projektu, ale także potrafił go zrealizować.

Gdzie lub u kogo szukać inspiracji? Najlepiej sięgnąć do przemyśleń kogoś, komu się udało dokonać czegoś wielkiego. Niech ten argument posłuży za usprawiedliwienie skorzystania z konceptu węzłów myślowych. Będą one dalej jeszcze pomocne, choć już nie w tym artykule.

Zamiast zakończenia

Czy w sięganiu po inspirację do dokonań i przemyśleń historycznej już postaci nie ma przejawu swoistego epimeteizmu napiętnowanego w jednym z poprzednich artykułów poświęconych kwestiom mieszkaniowym? W najmniejszym nawet stopniu.

Od zorganizowania jeszcze jednej uroczystości ku pamięci Marszałka, od wybudowania jeszcze jednego pomnika nie przybędzie ani jedno mieszkanie. Jeśli jednak jego postać została tu przywołana, to w celu inspiracji intelektualnych w radzeniu sobie z problemem, którego wielkość byłoby śmiesznością porównywać z problemem, z jakim zmagać się przyszło Marszałkowi. Ta niewspółmierność skali problemów nie oznacza jednak, że nie warto próbować podejrzeć co nieco z jego kuchni innowacyjnego myślenia.

Sam Marszałek był nie lada znawcą historii wojen, różnych sposobów unowocześniania ich strategii, skuteczności nowatorskich rozwiązań. Ta znajomość historii efektów pracy umysłowej nad rozwiązaniami strategicznymi i taktycznymi nie przeszkodziła mu w opracowaniu błyskotliwej, nowatorskiej, prekursorskiej strategii wojny z naszym wschodnim sąsiadem. Innowacyjność tej strategii była tak znaczące, że długo jeszcze pozostawała (często nadal pozostaje) niezrozumiała dla wielu późniejszych badaczy, także zagranicznych.

Sukcesu swej strategii Marszałek upatrywał m.in. właśnie w oderwaniu się od tradycyjnych strategii i doktryn znanych już w świecie teoretyków wojen. Ci zaś mając trudności w zaszufladkowaniu wojny polsko-sowieckiej próbowali ją zbagatelizować, pomniejszyć jej znaczenie. Warto w tym miejscu przytoczyć końcowe zdania z dzieła Rok 1920.

Cytat zapewne trochę przydługi, ale Czytelnicy może przy okazji zapoznają się trochę z walorami pióra polskiego marszałka.

I znowu powiem, nie mam obowiązku metody pracy wyjaśniać, w słowa rozważań i doktryny je ubierać. Wiem, że mając w założeniu bezsilność, bezsilność liczebną w stosunku do przestrzeni, zwycięstwo do sztandaru wojsk naszych przywiązałem. A czyniłem to zawsze metodą nie strategii mas, których nie miałem, nie strategii działania w związku i wiązania wszystkiego w ścisłe ramy i spoidła, nie za pomocą strategii ścieśnionej i ankadrującej wszystko taktycznie, nie za pomocą strategii okopów, których nie budowałem. Walczyłem metodą inną, którą – gdy nad nią się biedzę, by w słowa ją ubrać, nazywam zawsze strategią pełnego powietrza – „strategie de plain air” – strategią, w której jest zawsze więcej powietrza, niż zaludnienia wojennego przestrzeni, strategią, gdzie wilki i cietrzewie, łosie i zające swobodnie ruszać się mogą, nie przeszkadzając dziełu wojny i dziełu zwycięstwa.

Wiem dobrze, że wielu z tych, co nad tym samym problemem, co ja, głowę sobie łamało, szukając metod dla dania nam zwycięstwa i nie dając sobie z tym problemem rady, opuściło w bezsilności ręce i dawno orzekło, że zwycięstwo było istotnie, lecz tylko dlatego, że nie była to wojna istotna. Jakaś półwojna lub nawet jej ćwiarteczka; jakieś dziecinne szamotanie się i bijatyki, dla których wielka teoria wojny zamyka pogardliwie swe podwoje.

Nie chcę przeczyć. Chcę tylko dodać, że ta bijatyka wstrząsnęła losami dwóch państw bezpośrednio, dwóch państw, liczących razem 150 milionów ludzi. Chcę powiedzieć, że ta wojna czy bijatyka omal nie wstrząsnęła losami całego cywilizowanego świata i że jej kryzysy były kryzysami milionów i milionów istot ludzkich, a dzieło zwycięstwa na czas, daj Boże, dłuższy stworzyło podstawy już dziejowe dla obu państw walczących. Niech więc będzie bijatyka, gdy metody i doktryny dla niej znaleźć niepodobna.

Przypisy:

1. Za: Paweł Gołębiowski, 15 lat od powodzi w Dolinie Kłodzkiej: http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/612469,15-lat-od-powodzi-w-kotlinie-klodzkiej-zdjecia,id,t.html
2. Bohdan Urbankowski: Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg, Wydawnictwo Zysk i S-ka,
Poznań 2015.
3. Józef Piłsudski: Rok 1929, Wydawnictwo 2 Kolory Sp. z o.o., Warszawa 2014.
4. Bohdan Urbankowski jest z wykształcenia polonistą, filozofem i historykiem sztuki. – ta informacja zaczerpnięta jest z okładki książki:
Bohdan Urbankowski: Myśl romantyczna, wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1979.
Uwaga! Lektura tej książki traktującej o polskiej filozofii czynu znakomicie ułatwi i pogłębi lekturę książki o Piłsudskim.

                                                                                                                                      Edward M. SzymaNski